Ech, ja chciałem tylko więcej cycków, bo akurat cycki to lubię, a w tej nowej wersji strony to nie ma więcej cycków, więc nie wiem, po co była? No w sumie, to przynajmniej zmieniłem swoją ocenę Inquisitora. Niestety, może nie wiecie, ale muszę wam powiedzieć, że to nie jest gra 10/10.
Ale to dodatkowy koszt, dlaczego mieliby go ponosić?
To ogólnie kwestia podejścia. Cała gra jako projekt to nie jest coś co nie powinno być rozpatrywane tylko w kategoriach biznesowych, po inaczej mamy PlayWay. Biznesowo na krótką metę nie opłaca się tworzyć własnej marki. Nie opłaca się robić tak strasznego horroru, bo gry z większą ilością akcji się lepiej sprzedają, no i ogólnie lepiej jest nie umieszczać gry akcji w polskim miasteczku, tylko w jakimś bardziej znanym kraju zachodnim, amerykańskim czy skandynawskim. Jak byśmy gdzieś w podłej dzielnicy Moskwy zrobili miejsce akcji, to ruscy gracze by się chętniej rzucili, ale oczywiście wielu zachodnich mniej :)
Clair Obscur nie potrzebował takiego długiego soundtracka, czy orkiestry na żywo nagrywanej, czy teledysków do utworów z gry.
Mówiąc w skrócie, robienie gry to jest kompromisowanie między kwestiami, które chce się zrobić, bo są fajne, a między kwestiami, które trzeba zrobić, bo to produkt i mają być z niego pieniądze. Dlatego czasem myślę, że warto w przypadku niektórych gier zrobić pełną polską wersję językową, po to by fajniejsza rzecz wyszła.
"Duży koszt" znaczy jaki? Zależy wiadomo, ile jest dialogów i ilu bohaterów, no ale przecież za 100 koła coś można stworzyć fajnego. To nie jest muzyka orkiestrowa, że mega akustykę trzeba odstawić. Nie potrzeba znanych nazwisk. Charlie Cox w 4 godziny nagrał wszystkie kwestie Gustava, więc to też nie jest strasznie czasochłonne i nie koliduje z kodowaniem poziomów, animacji czy implementacji innych mechanik.
Jasne, że z poziomu biznesowego nikomu się nie opłaca robić polskiego dubbingu, ale w przypadku takich studiów jak Bloober czy One More Level, które kilka dobrych milionów na swoich gierach zarobiły, to od nagrania polskiej wersji dialogów na pewno nie zbankrutują. Inkwizytor miał rodzimy dubbing i to ze znanymi aktorami. Finalnie na pewno nie kupię Cronosa, póki nie dadzą tam polskich głosów.
Edit: A w Holstin jakoś już można zrobić polskiego głosy, mimo że studio małe to robi? No i nawet gra jest wysoko na wishlistach i cieszy się popularnością przed premierą? Cisnąć z tymi wygodnickimi studiami, co zarabiają miliony, a nie chce im się polskiej wersji zrobić.
Setting nie ma znaczenia. Samurajska Japonia to miały być wymarzone realia dla AC, a wyszła bardzo średnia odsłona. Problem jest, że Ubi nie umie już kozackiej gry zrobić, zrewidować mechanik i stworzyć czegoś nowego, tylko pcha jak największą mapę i przedmioty premium.
I jeszcze moja kopertka z rozwiązaniami zagadek, bo po pewnym czasie to łeb wybucha od tego kombinowania :)
Dawno temu była taka gra Beautiful Desolation, gdzie chodziło się po całym świecie, zbierało przedmioty, gadało z ludźmi, no i rozwiązywało zagadki, żeby przejść dalej. No i wszyscy pocisnęli tej grze, że nie ma systemu walki, no i nikt jej nie kupił. Twórcy Hell is Us wyciągnęli z tej sytuacji wnioski i dodali walkę do swojej gry, i nawet jeśli jest przeciętna, to dobrze na tym wyszli.
Nie mniej jednak Hell is Us jest przygodówką i to nie taką jak Syberia 4, czy grą akcji typu Plague Tale, ale najbliżej jej właśnie do Beautiful Desolation. Po dość marnym, fabularnie absurdalnym i liniowym prologu dostajemy wjazd na otwartą mapę i kombinujemy, jak dostać się na kolejną. Ale nie jest tak, że wjeżdżamy do lokacji, czyścimy wszystko i przechodzimy do kolejnej miejscówki. No nie. Tutaj znajdujemy przedmiot w jednym miejscu, a dać go trzeba postać na zupełnie innej mapie, którą eksplorowaliśmy 10 godzin temu. Dodatkowo przykładowo nawet questy poboczne (dobre uczynki) z samego początku pierwszego aktu rozwiążemy dopiero na końcu drugiego (końcówka gry), bo wpierw jeszcze kwestie fabularne muszą się zadziać.
I tu powstają 2 konflikty w samej budowie gry. Przeciwnicy nie odradzają się, gdy giniemy. Przeciwnicy odradzają się gdy opuszczamy mapę, a rozwiązywanie zagadek mocno tego wymaga, więc szczególnie na początku, gdy kursuje się między pierwszymi trzema mapami, to za każdym razem respawnują się wrogowie, co powoduje więcej dość przeciętnego tłuczenia frajerów i mocno opóźnia rozgrywkę. Po pewnym czasie dostajemy opcję tzw. zamknięcia pętli i wyłączenia respawnowania się przeciwników, ale do tego też trzeba polatać między mapami i odnaleźć właściwy przedmiot. Więc finalnie w grze jest dużo bezensownego chodzenia w jedną stronę i drugą, i jak jeszcze w tym przeszkadzają ciągle odradzający się wrogowie, to może być nieco monotonnie.
Tym bardziej, że twórcy porobili na mapach checkpointy, gdzie można zapisywać grę, ale zapomnieli dodać opcji szybkiej podróży między owymi checkpointami. Nieustannie ciśnie się do jednego starego dziada po nagrody za questy, ale do niego od transportera idzie się z minutę, więc robiąc to 20 razy trochę życia się traci. A co ciekawe, od niego jest już opcja szybkiej podróży. Jakby można było się teleportować między już odkrytymi checkpointami no to świat byłby o wiele prostszy.
Nie ma też opisów zadań. Mamy w naszym komputerku wypisane wszystkie zagadki i questy poboczne, ale... to tyle. jeden obrazek i tytuł. Nie ma napisane, że ten chce tego badziewia, a ten potrzebuje tego, a tutaj jest takie coś ze znaczkami i trzeba tam wcisnąć to. Więc jak po paru dniach wracasz do gry to już nic nie pamiętasz, a gra ci w przypomnieniu nic nie pomoże. Ten tytuł najlepiej ciągiem ogrywać.
Przejdźmy do świata i klimatu. Jest różnie... mapy, gdzie mamy osiedla ludzkie, zniszczone miasto, tajną placówkę badawczą, no to ma mega klimat. Ale są też randomowe łąki rodem z najbardziej generycznego fantasy, no i gra polega na spenetrowaniu 3 starożytnych grobowców całkiem sporych rozmiarów, także przez dużą część czasu niby tam wojna domowa jest i giną ludzie, a my się bawimy w Tomb Raider. Także trochę się to gryzie.
W ogóle nieco z immersji wyrywa fakt, że npce w ogóle się nie poruszają i to tak perfidnie kłócąc się z wydarzeniami na ekranie. Ludzie nam mówią, że idą teraz gdzieś, bo im drogę oczyściliśmy, ale stoją jak kołki i później się cudownie przeteleportują. Nie tęsknię za questami eskortowymi, no ale kilka razy aż się o nie prosiło. Nie mówiąc o tym, że w tej grze ludzie nie stosują w ogóle przemocy. Nie muszę oglądać jak wrodzy żołnierze gwałcą zwłoki cywilów, ale chociaż kolbą karabinu przez łeb by mogli zdzielić dla efektu. Tak naprawdę wszyscy napotkani przez nas ludzie są dość mili (prócz jednego psychopatycznego naukowca) i tak jako całość to nieco kontrastuje. Powiedzenie "człowiek człowiekowi wilkiem" lepiej obrazował Days Gone, gdzie czuć było gdzie jedna grupka była wroga wobec drugiego obozu.
W Hell is Us mamy stosy trupów na każdym kroku, ale ludzie już wszyscy mądrzy i oświeceni i mówią takimi górnolotnymi ideami i ogólnikami, że nimi zmanipulowano, że celowo podziały społeczne robiono. Dialogi brzmią jak wykłady akademickie, a nie teksty zwykłych prostych ludzi. Nikt nie gada, że np. rząd dawał tamtej grupie hajs za darmo, nawet jak nie pracowali, a oni jeszcze niewdzięczni byli i języka się nie chcieli uczyć. Konkretów brakuje, jest gadka o podziale religijnym, o różnicach historycznych, ale brakuje przysłowiowego mięsa.
A sam lore gry jest bardzo zacny. Napisano backstory różnych władców sprzed wielu wieków, dodano tajne organizacje no i oczywiście wyjaśniono powody obecnej sytuacji w kraju. Tylko żeby dostać wszystko jasno i klarownie wyjaśnione to trzeba zebrać wszystkie relikwie z danej grupy. Ale i tak to jasne i sensowne wyjaśnienie danego wątku to najlepsze, co na końcu gry może gracza spotkać.
Tylko często za rozwiązanie zagadki dostajemy jakieś glify i inne badziewia do zmieniania statystyk naszej postaci. Jako że to nie jest rpg, to nie ma tu normalnego systemu perków, czy levelowania. Nasza broń dostaje kolejne poziomy i możemy do niej dobrać odpowiednie umiejętności specjalne i nawet to spoko wypada, różnorodnie się walczy toporami, mieczem czy halabardą. Jednakże same przedmioty dla naszej postaci mają identyczne statsy w zależności od poziomu i tylko cechą specjalną się różnią, więc mało sensu jest je zmieniać.
Równie marny jest system namierzania przeciwników. Bez niego ciężko trafić normalnie ciosem, a z nim to uniki dostają szału, gdy walczymy z większą ilością przeciwników. O samym chaosie namierzania nawet nie ma co wspominać, gdy mamy guardiany materializujące się z powietrza. Ale przynajmniej bloki i uniki w miarę działają. Jestem wciąż lekko straumatyzowany beznadziejnym sytemem walki z Echoes of the End, więc poprzeczkę mam zawieszoną nisko, ale myślę że nawet tak w ogólnym rozrachunku, to płynnie i responsywnie wypada walka, zwłaszcza gdy później dochodzą dystansowe specjale i szybkie doskoki.
Natomiast fabularnie samo zakończenie rozczarowuje. Niby odkrywamy coś wielkiego, ale nic tam nie jest wyjaśnione, tak trochę urwano to, żeby móc zrobić kontynuację. No i niech ją robią, może niech nieco zmienią formułę na bardziej rpga, niech dadzą ludzkich przeciwników. No bo finalnie Hell is Us to gra z duszą i pomysłem. Bardzo rzetelnie zrobiona, technicznie sprawnie wykonana, bogata fabularnie i narracyjnie, tylko trochę nie do końca sensownie to wszystko połączono. To nie jest tytuł, gdzie ciśniesz radośnie do przodu i ciśniesz mapę, tylko taki, gdzie myślisz i z sensem kolejne kroki stawiasz.
No raczej zdecydowanie już nie największy hit polskich kin tego roku, bo i Teściowie 3 i 100 dni do matury większą widownię zgromadziły...
Ash of Gods: The Way to jest krok w tył w stosunku do poprzedniej części. Zrezygnowano z fabuły właściwie. A już jedynka to był krok w tył w stosunku do Banner Sagi.
Phantom Doctrine - system osłon nie ma sensu, zupełnie nieintuicyjny.
Lost Eidolons - dajcie spokój, azajtyckie udziwnienia, ten interfejs, to nie jest dobre.
Empire of Sin - bug na bugu, porażka Romero.
Shadow of the Road - nawet jeszcze nie wyszło...
Crown Wars - to mam zainstalowane i sprawdzę, jak tylko skończę teraz ogrywany tytuł. Jak nie będzie dobre, to ci wbijam na chatę z pretensjami.
W końcu normalna gra, a nie jakieś odrzuty indie. No ale byli pracownicy Bioware to sobie słabo radzą po odejściu z firmy.
Serial jest bardzo słaby. Szybko odchodzi od wątku politycznego, zabójstwa Kennedyego na rzecz taniego romansidła. Jeszcze to przeniesienie do alternatywnej przyszłości, gdzie Kennedy przeżył, to był szczyt żenady i prymitywizmu. Można sobie odpuścić.
Właśnie tak średnio, średnio jest z tym gatunkiem, bo coś tam wychodzi, ale ani to specjalnego rozgłosu nie zdobywa, ani specjalnie przekozackie nie jest. Dużo średniaków można by wyróżnić.
Moim ulubieńcem jest Knight's Tale z serii Króla Artura. Tragiczna fabuła, dość powtarzalna, ale klimacik, moc postaci i niektóre misje, no to przekozak absolutny.
Też dobry polski Hard West 2 był, tylko tam jednak walki turowe to najsłabszy element, ale sama eksploracja świata wypadła świetnie. Szkoda że później twórcy poszli w jakieś pirackie badziewie bez własnej tożsamości.
No właśnie Miasma to rozczarowanie, bo słaby klimat, fabuła i cały pomysł, do tego marne opcje rozwoju postaci. W Mutancie też żenująco nic nie można było rozwijać naszych bohaterów, ale tam przynajmniej byli fajni bohaterowie, klimacik i wciągająca fabuła.
To nawet nie jest kwestia hajsu, po prostu tak liczą. Jest ocena redakcji i tylko ona jest istotna, a średnia ocen graczy się póki co nie liczy.
Ale kozaczą ci jego hejterzy. Typ przynajmniej rzeczowo podchodzi do opisywania mechanik, jak i całej treści gry. Potrafi przeprowadzić refleksję na ten temat, ma punkty odniesienia, no i mówi konkretnie, wprost. Jasne, że za bardzo skupia się na mechanice walki, poruszania się, za mało docenia fabułę i narrację, za bardzo interesuje się regrywalnością i nieliniowością w każdym tytule. Ja też ostatnio nie zgadzam się z tym, co mówił o Hell is Us, czy o Wiedźminie 3, ale to nie zmienia faktu, że jest fantastycznym remedium na tych wszystkich nijakich recenzentów, takich trochę właśnie jak ci z kanału tvgry czy gameranx.
Nawet Hell is Us wydaje się mieć lepszy system walki (SHF tylko z gameplayów kojarzę), a w HiU walka to najgorsze co jest...
Tak tylko przy okazji się nieśmiało spytam, jak tam gra z Blade'em? Będzie przed nowym filmem, czy raczej na jego premierę?
Po pierwsze oczywiście hejt idzie na studio, bo to bezduszni biznesmani, co wywalili prawdziwych artystów.
Po drugie, trochę jest rozczarowanie, bo to wygląda jak reskin Disco Elysium. A człowiek chociaż jednej jakiejś nowej mechaniki się spodziewał.
Faktycznie taka sztuka dla sztuki. Pytanie też jak się ma to wymagań? Ja mogę gapić się na brzydki chleb, jeśli to ma mi dać 5 fpsów więcej.
Szanujmy trochę Banishers. Nawet tam było więcej przeciwników, no i przede wszystkim unikalni bossowie byli, to już duża różnica.
Wiadomo że mało kto zwraca uwagę na fabułę, a już szczególnie taki poboczny nieco lore, ale tak sobie cisnę w tę gierkę i trzeba przyznać, że woke lewacko to ona jest srogo.
Jak ktoś nie wie, to w świecie gry jest wojna domowa między dwoma frakcjami i w ogóle ona się toczy we współczesnym świecie tak naprawdę, to nie jest żadne postapo. No i jak ktoś czyta notatki i słucha dialogów, to można wywnioskować, że ci źli, co to najechali tych dobrych, no to oni takimi nacjonalistami są i mordują głównie dlatego, że nie akceptują różnorodności, głównie wierzeń, kultury i zwyczajów tych dobrych. I w pewnym momencie dochodzimy nawet do takiego dialogu, gdzie już nawet twórcy wiedzą, że jak ktoś zwróci na niego uwagę, to będzie grubo, bo nasza towarzyszka zaczyna od słów "to jest tylko taka moja opinia"... po to by później dosłownie stwierdzić, że ci źli co najechali i masakrują tych pokojowych, to są tacy "zachodni konserwatyści".
Ogólnie gram dalej, bo to całkiem przyzwoity tytuł, fabuła no taka jak w Banishers mocno, więc ciekaw jestem co ci lewaccy deweloperzy tam dalej wymyślą.
to jest tak trochę jak w city builderach, głównie Frostpunku, widać za pierwszym podejściem, że marnie jest, ciężko idzie, no i przerywało się, albo szybko przegrywało, ale po to by za drugim razem już poszło znacznie łatwiej, no a tutaj się nawet jak widzi, że podejście jest przegrane, to się nie chce drugi raz od początku iść, bo za dużo tu fabuły i liniowych wątków, fajnie by się to w liniowej grze sprawdzało, ale w czymś takim, to lipa jest.
Ale ja szanuję tych developerów. Żeby tak ładnie dymać, tak bez mydła ich cisnąć, to trzeba być naprawdę bezwzględnym skurczybykiem bez skrupułów, to trzeba się starać. Inni developerzy przynajmniej robią gry, może kiepskie, może za wysoko wycenione, z małą ilością contentu, ale przynajmniej je robią.
A do fanów Squadron 42 - to oczywiście tak, gra jest już niemal gotowa i zaraz będziecie mogli ją ograć, więc weźcie już zróbcie preorder preordera i nie zapomnijcie zapłacić, bo tak już za momencik to na pewno będzie gra...
Obawiam się tylko tego, że Gunfire Games ostatnio spartolił jednak Remnanta 2, więc to nie jest najbardziej godne zaufania studio.
Ludzie, ale zachowajcie odrobinę przyzwoitości i odrzućmy ksenofobiczne uprzedzenia oraz to ile kto pracował.
Finalnie warto obejrzeć zwiastun tego moda. No i... to nie wygląda dobrze. Ani to zabawne, ani dobrze zrobione. Nie wiem, czy to na poważnie tak ma być, czy co... Jak patrzę na to, to chyba twórca raczej 40 godzin a nie 400 posiedział nad tym modem.
Też jestem obóz - brak poziomu trudności - to twórcy robią tę grę, więc niech robią taką jaką chcą, a ja chcę w to zagrać tak jak oni, to pomyśleli. Tryb fabularny, to można obejrzeć tytuł na YT. A ułatwienia rozgrywki po wielu śmierciach w jednym momencie to najgorsze, co może być.
Nie wiem, czy ktoś jeszcze czyta Forgotten Realms, ale dla kogoś, kto ma na koncie trzy trylogie z Drizztem (i sromotnie wynudził się na Samotnym Drowie), no to ten tytuł ma niesamowity klimat. Historia nie jest nawet mało rozbudowane, powiedzieć, że szczątkowa to znaczna przesada. Narracja zasuwa jak Forrest Gump od levelu do levelu i od walki do walki, czasem jednym zdaniem określając całe relacje bohaterów. Ale jest widowiskowo, jest dynamicznie, jest poczucie że się uczestniczy w masakrze dwóch demonicznych bytów i nawet jak na końcu to tylko zwykła tępa rzeź, no to poczucie przygody oddano bardzo dobrze. Duża w tym zasługa poziomów, na których przynajmniej na początku w tle tam zawsze coś się dzieje.
Choć sam gameplay to nędza z biedą. Powiedzenie, że jest tu dużo kombosów do wykręcenia to przesada, lub że są one mocarne to drugi żart. Od początku gry mamy osobny, dedykowany przycisk do klękania do miecza, po wciśnięciu którego nasza postać wbija miecz w ziemię i do niego klęka i to przez 6 poziomów nic nie robi, nie ma to żadnego sensu, żadnych obrażeń. Tylko w jednym, siódmym poziomie trzeba dobijać przeciwników na ziemi i wtedy i tylko wtedy to akurat się przydaje. Ale walkę mocno można ograniczyć do dwóch przycisków, podstawowego ataku i bloku. Niby po połączeniu można coś osiągnąć więcej, ale to jakoś szczególnie wielkich obrażeń nikomu nie zadaje. W ogóle zarówno ładowany cios na triggerze jak i ładowany w nieskończoność nasz specjal no to zadają takie umowne raczej obrażenia, zabijające głównie podstawowych przeciwników.
Też poziomy są na tyle fajne, na ile przeciwnicy są spoko. Jak dają dużo takich co mało blokują i mają mało zdrowia, to się ciśnie przyjemnie, ale jak w jednym poziomie dają takich co ciągle blokują, mają masę zdrowia i jeszcze są szybkie, no to gra zamienia się w masakrę. Zwłaszcza że bossowie często i gęsto mają ogromne paski zdrowia i zbijanie ich w towarzystwie nieskończonej ilości npców może szybko stać się męczące.
Monotonię ratuje mechanika zmiany postaci, gdzie trochę inaczej każdy z wojowników funkcjonuje. Walka w drużynie nawet nieźle działa, komputer prowadzi npców w miarę sensownie. Choć czasem wspólnie tłuką jednego przeciwnika, podczas gdy na nas pięciu idzie. Gameplayowo ta gra jest bardzo nierówna i potrafi być frustrująca. Zwłaszcza gdy trzeba czasem zgadnąć, jak zniszczyć danego bossa. Na pewno jednym z lepszych momentów jest poziom, gdy możemy walczyć Drizztem. Nie dość że potężny to i dynamiczny jest, że aż wstyd jakie słabe są nasze postaci.
Elementy rpg istnieją, trochę dodają radości, ale wiele nie zmieniają. Odblokowałem wojownikowi wszystkie skillsy, ale wiele to nie pomogło. Tylko u maga od razu widać różnicę w zaklęciach. Choć różne żywioły nie wpływają tu odmiennie na przeciwników, a już w istnienie obrażeń rozłożonych w czasie to po prostu nie wierzę. Warto wspomnieć, że gra też nie gra fair i nawet jeśli do lodowego poziomu przystąpimy z ognistym mieczem, który we wszystkich innych poziomach nieprzerwanie płonie, to akurat tutaj musi gasnąć i trzeba latać go zapalać jak każdą inną broń. To akurat słabe, ale przynajmniej jest Drizzt. No i wizualnie kolejne zbroje bardzo się różnią między sobą.
Ale jeśli chodzi o progres, to z każdym poziomem przeciwnicy również stają się potężniejsi, więc nie ma za bardzo poczucia przyrostu mocy. Nie wspomniałem jeszcze, że w grze nie ma uników, a są za to ciosy, których nie da się zablokować, więc... trochę to głupio wyszło.
Ale w całości to nawet fajna przygoda. Taka prymitywna sieka o ratowaniu świata. Zrealizowana dość topornie, ale z rozmachem i odpowiednio krótka, odpowiednio zróżnicowana, by się nie znudzić. Kto lubi ten świat, to może spróbować.
Już w Medium było to wkurzające, że tam też nikt po polsku nie mówił, lub nawet akcentu nie miał. A co gorsza Dorocińskiego tam kim innym zdubbingowali i był dziwny dysonans.
Droga przez mękę. Nie jest to najgorsze badziewie, ale nawet w kategorii przeciętniaków plasuje się na dnie dna. Początek zapowiada kompetentną grę. Idziemy po dość liniowych levelach, trochę platformuje się, trochę walczy i co jakiś czas wjeżdża jakaś zagadka. Większość z tego nie jest ani specjalnie trudna, ani specjalnie łatwa, ani na pewno nie jest satysfakcjonująca.
W teorii coś się zmienia, raz na rok jakiś przeciwnik dojdzie, ze 3 od czapy bossów wrzucono, ale to strasznie mało. Jest monotonnie. Tak paskudnie monotonnie i jednostajnie, że ta gra to droga przez mękę. Poziomy są ekstremalnie nudne. Niby się biomy zmieniają, a tak naprawdę to idziemy przez jaskinie, kanały i ruiny. Wchodzimy do jakiegoś super tajnego zapomnianego miasta z super technologią i co tam jest? Nic. Boss do ubicia tylko. Idziemy więc do kolejnego super tajnego kozak miasta i co? I nic, kolejne ruiny, nawet się nie ma po co zatrzymywać. Poziomy są masakrycznie nudne.
Cały gameplay ma takie poczucie sztywności i zerowej interaktywności, że po prostu odtwarzamy ścieżkę ustaloną przez developerów, a nie że dostajemy mechaniki i możemy się nimi bawić. Wszędzie jest pełno niewidzialnych ścian. Postać łapie się tych krawędzi, na które twórcy pozwolili, a nie tych co na odpowiedniej wysokości są. I dostawanie kolejnych mocy nie zmienia wiele. Bo idziemy gdzieś i tam jest jeden jedyny element interaktywny, ten element interaktywny trzeba kliknąć, czasem w określonym okresie czasu, a czasem nie, no i idziemy dalej.
Walka też jest marna. I nie porównuję tu do Soulsów, ale do Banishers czy Hellblade'a pierwszego. Tutaj responsywność ciosów jest jakaś marna, kolejkują się niczym w turówce, animacje długo się kończą, a bloki dziwnie wchodzą. Dostajemy moce niczym w Control, ale widać, że one tu są odgórnie oskryptowane. Przeciwnikami możemy rzucać tylko w innych przeciwników, tak jak twórcy pozwalają. Nawet po rozbudowaniu postać ma bardzo mało many do rzucania tych wszystkich super skillsów, a nawet ciężki cios mieczem marnuje manę, więc nie ma się wyboru i pozostaje latać i ciąć szybkimi ciosami, by odzyskać manę i jak to się stanie, to wtedy można dowalić mocniejszym walnięciem i zakończyć starcie. Jeszcze finishery przy co drugim przeciwniku wjeżdżają, psując flow walki. System starć z AC: Valhalla to przy tej grze mistrzostwo.
I oczywiście równie nijaka jest fabuła jak i cały lore. To ma być epicka historia o najeździe wrogiego imperium, ale opiera się o 5 postaci dosłownie. Po naszej stronie nie ma żadnych npców. Przemierzamy martwą krainę, w której nawet nie wiadomo co robią ludzie i z czego żyją, bo nawet poletka ryżowego czy sadu mirabelek nie wstawili twórcy. I jest historia oklepana do bólu. Źli wysysają źródła mocy tych dobrych przy pomocy złego super człowieka, a my gramy dobrym super człowiekiem i musimy złego super człowieka powstrzymać, a przy okazji odzyskać porwanego brata. Nie ma w ogóle za dużo tutaj fabuły, tylko tępe ciśnięcie do przodu przez randomowe miejscówki.
I to nie jest tak, że to jest jakoś specjalnie islandzkie. No bo co z tego, że w Islandii są kraby, jak to jeden z bardziej randomowych przeciwników w grach. To tak samo jak powiedzieć, że wilki są polskie. Dalej mamy robaki z Technomancera i szczuro orki, może jedynie ludzie ptaki się wybijają nieco. Też cała architektura to standard bieda fantasy, równie dobrze można to dać do Wiedźmina czy Gothica i nikomu nie będzie przeszkadzać.
Z plusów to na pewno ładna grafika. O wiele lepiej niż Gothic Remake to wygląda. Cutscenki są przyzwoicie zrobione, postacie mają tam dobrą mimikę. Lokacje też przyzwoicie oświetlono. Całość bardzo płynnie chodzi, choć nie ma w sumie na czym się krztusić, ale warto podkreślić, że gra jest w dobrym stanie technicznym. Jak bardzo się dziwnie zejdzie to raz na rok można coś wpaść pod teksturę, ale tak naprawdę to nie ma tu bugów. No i ostatni rozdział w sumie dobrze zrobiono, dynamicznie i efektownie. Tylko człowiek smuci się podczas walki z ostatnim bossem, jak marnie ta nasza postać się rozwinęła, jak mało mocy sensownych ma i wciąż trzeba latać i ciachać lekko mieczem, byle manę odzyskać, no a przeciwnik to dopakowany jest konkretnie.
Ten tytuł jeszcze by był do zniesienia, gdyby tyle nie trwał, gdyby skrócić każdy level o połowę. Chyba już lepiej Inkwizytora przejść, może i był chujowy, ale przynajmniej jakąś tożsamość miał.
Przede wszystkim na Steamie debiutuje gra i to jej nową publikę zapewni. Ale to i tak szczyt chciwości, że znów jedynkę wypuszczają, zamiast połączyć całą trylogię w jedno, albo w końcu dać też kolejne części na PC.
Ja nawet w Inkwizytorze wierzyłem w historię, tam nie było pobocznych zadań, które by mnie rozpraszały. W Hellblade 2 też wierzy się w historię i wszystko jest spójne. Nie znaczy to, że te gry są dobre.
Proszę, nie. Nie róbcie tego, nie wypuszczajcie takiego badziewia. Rozumiem, że mało hajsu macie i stoicie na skraju bankructwa, ale to nie można było jakiejś fajnej liniowej strzelanki zrobić z pomysłem jak El Paso, a nie takie randomowe badziewie.
Już cena podstawki jest mało sensowna. Po takiej cenie to ma się prawo spodziewać AAA, z otwartym światem i masą możliwości, no a się na to nie zapowiada. Ale Paradox musi sobie zrekompensować ciągłe anulowanie i wskrzeszanie projektu, tylko co to graczy obchodzi, że nie umieli zrobić tej gry raz a dobrze?
Najzabawniejsze, że Nightdive jeszcze nawet nie opracowało systemu postrzałów, więc w całym zwiastunie nikt nie został trafiony. A ogólnie to przeciętna bardzo gra, zostanie przeciętnie przystosowana pod nowsze pecety i wypuszczona za wysoki hajs. Nightdive fajnie sobie niszę znalazło, ale robią się rakiem tej branży ze swoimi tanimi przeróbkami.
Ja lubię takie gry życiowe, o prawdziwym życiu i o sensie świata. I oczywiście ten tytuł mnie w pewnym sensie rozczarował nieco. No kurde faja, jest specyficzny.
Fabularnie niby nie powala. Aczkolwiek ta mentalność inna od naszej współczesnej bardzo fajnie się sprawdza. Tutaj się nie walczy za równość i demokrację i wszyscy to rozumieją. Przede wszystkim super też, że kontynuowane są losy Titusa. Warto przez to znać część pierwszą, ale nie bez powodu jest dwójka w tytule. Szkoda, że nie odniesiono się do wątku odporności Titusa na Osnowę, ale widzieć go w akcji to zawsze sztos. W ogóle feeling całości bardzo fajny uzyskano, gdzie nie mamy przygód pojedynczego marine, zgubionego przez przypadek, a widzimy, że uczestniczymy w większej kampanii militarnej. Rzeczy dzieją się też obok nas, nie my jedni wymiatamy, no a finał daje naprawdę poczucie uczestniczenia w wojnie, lepsze niż Outriders nawet.
Ja rozumiem, że to nie jest do końca standardowa historia, jaką opowiada się w grach. Nawet Robocop więcej ładunku emocjonalnego miał. Pierwsza część też bardziej przystępna była dla ludzi spoza uniwersum. Ale ja też jestem spoza tego uniwersum. Mechanicusa odinstalowałem po przeczytaniu briefu pierwszej misji, z którego nic nie zrozumiałem. Tak tutaj lore jest oszczędnie ładowane i w formie epickich cutscenek, bardzo filmowo zrobiono narrację.
No i bardzo dziwnie zbalansowano gameplay. Niech mnie dunder świśnie, ale standardowe karabinki są tak słabe jak ja w łóżku. Do tego mają bardzo mały zapas amunicji. Nie wiem co się stało z pistolecikiem z nieskończoną ilością naboi, ale to nie tak powinno wyglądać. Nawet jak napchamy się w opór nabojami, to maksymalny udźwig broni jest absolutnie żenujący. Jedna grupka wrogów i jazda po ammo. Więc co chwilę latamy w poszukiwaniu skrzynek z nabojami i ich faktycznie jest nawalone wszędzie jak psów, tylko po co, zamiast dać opcję po 500 naboi wziąć i 2-3 skrzynki na level, by było znacznie sensowniej. A to że nasza postać dźwiga ze sobą 2 granaty maksymalnie, to w ogóle nie wspominam. Nigdzie też żadnych wyrzutni rakiet nie ma.
W porównaniu z jedynką dano też mniej snajperów i strzelców wyborowych, więc walki na bliższej odległości się dzieją. Nawet fajnie, choć nasza postać jeszcze mniej dynamiczna jest. Ogólnie xenomorfy to nie to co orki. Te średnie xenosy mają dość podstawową kombinację trzech nieblokowalnych ciosów, która psuje feeling gry, bo masę uników trzeba robić i ja rozumiem takie zabiegi przy bossach, ale w zwykłych pachołach to trochę głupio. System kontr również jest dziwny, bo czasem trzeba zrobić jak się pojawia znak kontry, a czasem jak logika podpowiada, w ostatnim momencie przed ciosem, w ogóle ten znak bardzo z logiką się mija i robienie kontr się opłaca, ale ciężej je wyczuć czasem niż w Clair Obscur. Jest taki dysonans poznawczy, bo niby mega koksem ciśniemy, ale ten mega koks też musi dużo unikać, taktycznie działać, nie może tempo iść i masakrować, bo może bardzo szybko stracić pancerz i zdrowie. W Robocopie lepiej to zrealizowano. Dobrze, że dość szybko wyskakują słudzy chaosu, bo to o wiele lepsi wrogowie niż te xenomorfy.
No i jeszcze niewybaczalnym grzechem tej gry jest resetowanie broni po cutscenkach. Nie dzieje się to oczywiście zawsze, ale czasem tak wychodzi, że nagle zamiast plazmowego pistolecika Titus ma zwykły taki, z którego pociecha jest żadna. I co najgorsze ten numer gra odwala też na finałowym bossie. Już się jarałem, bo ostatnią misję naprawdę kozacko zrobiono, dobra rozwałka, a tu wychodzimy na finałowego bossa i gra mi podczas cutscenki zmienia bronie na podstawowe? Jakim prawem ja się pytam? O tym, że po pokonaniu bossa dostajemy korytarz do przejścia z przewracaniem, gdzie nic się w sumie nie dzieje, no to też nie mógłbym nie wspomnieć. Bo fajny ten ostatni przeciwnik, nawet ładnie pomyślany, ale no proszę ja was, ale z tymi brońmi to było smutne po prostu.
W ogóle jakoś masy przeciwników wcale nie ma tak w tej grze, furia nie jest taka imponująca wcale, kampania nieco krótka, no i więcej kombosów by się przydało. Na finał mam poczucie, że lepszą rozpierduchę robi Robocop niż Space Marine 2. Ale to wciąż świetny tytuł, z klimatem spotykanym jedynie wśród gier z tego uniwersum. No i strzelanek tpp jest na tym świecie mało jak piesów, więc na pewno sprawdzę jeszcze mutiplayer.
Co to ma być? Co to za dwójka w tytule? Skąd ja teraz mam wiedzieć, że to jest pełnoprawny sequel, a nie spin-off czy jakiś poboczny projekt? W tej serii wszystkie główne gry nazywają się "Lords of the Fallen" i to jest tradycja, i to jest świętość, i tak ma być.
Już Spiders zrobili soulslike w czasach rewolucji francuskiej i tak średnio to wyszło. Nie przekonuje mnie ta pierwszoosobowa perspektywa do tego gatunku.
Patrząc po jakości gameplayu, to raczej bardziej Spellmaster niż Gothic czy Wiedźmin.
Kurde faja, rozumiem, że pierwotnie tak było na konsolach, ale teraz na pc blokada klatkażu na 30 fpsach, no to trochę lipa...
Coraz mniej mi się podoba ta moda na ogłaszanie remake'ów i wypuszczanie ich 5 lat później, jak to jest z Gothic, Wiedźminem i teraz Max Payne'ami.
Co to jest za robota? Projekt gotowy mają, technologię też, tylko bullet time należy ogarnąć, no i to są małe, liniowe gry z dzisiejszej perspektywy, także 2 lata pełnej produkcji i premiera, a nie zabawa w jakieś zmienianie wizji artystycznej i ściemnianie, że się słucha fanów.
No i niech tylko przypadkiem nie przenoszą na UE5 Maxa, bo wtedy to jesteśmy w odbycie.
Nie rozumiem zachwytów nad Sleeping Dogs, po tylu latach to jest idealnie przeciętna giera. Już Stranglehold się znacznie lepiej zestarzało, choć tam tylko eksterminujemy mafię, no to na pewno warto sprawdzić, koniecznie z polską wersją jezykową.
No ale jak oni 4 lata nad tym siedzieli i nie mieli wersji alfa, czy czegoś, gdzie można gameplay ludziom pokazać, no to faktycznie lepiej skasować niż się męczyć.
Ech, przyznam szczerze, że nie kupiła mnie ta formuła. Lubię napędzane historią gry, ale tutaj ta fabuła zabija chęć ponownego przechodzenia gry. Cały prolog jest liniowy i fabularny, długo trwa wejście w ten właściwy gameplay. A później przyznam, że to zbyt stresujące jest. Liczy czas nawet podczas chodzenia po bazie, to trochę przesada już. Fajnie jakby było jak w Disco Elysium, gdzie po wykonanej akcji upływa odpowiednia ilość czasu. Znaczy finalnie gdzieś po tygodniu drugiego aktu jestem, pierwszy ukończyłem na dzień przed słońcem i widzę, że to zmierza w stronę nieuchronnej porażki. Trzeciego i czwartego altera za późno obudziłem i teraz nie ma sensu w ogóle dalej grać, a od nowa też nie ma sensu zaczynać. Może jak historię zapomnę, to wrócę do tego tytułu.
Jak można nie lubić strzelania w tej grze? Nawet podniesiona broń potrafi fajnie kopnąć. No i ani słowa o tym lodowym badziewiu? Przecież to ma przekozak efekty. Dodatkowa kampania, jeszcze z taką sensowną historią, to dokładnie to, co ta gra potrzebowała.
No taka bardzo słaba promocja. Silent Hill 2 i Tainted Grail bez jakichkolwiek zniżek. Robocopa też nie ma na liście. Pełno tytułów, które dopiero wyjdą. Jak w Dark Envoy ktoś jeszcze nie grał, to warto sprawdzić. Arise też spoko się wydaje.
Na początku tak sobie pykałem z przyzwyczajenia, bo lubię poprzednią część. No i przez ponad połowę gry uważałem, że to taka lekko okrojona jedynka. Mniej znajdziek jest, poziomy dość monotonne, system zniszczeń wcale niepoprawiony, inteligencja przeciwników nie za wysoka. Nowi wrogowie przeciętni. Retrospekcje gameplayowo męczące, poziom Mirandy powinno się w cutscenkę zamienić, Murphy powinien zawsze mieć pistolet wyciągnięty. No nie było się czym zachwycać.
Później jednak się okazało, że historia ma nogi i jajca. Antagonista ładnie został przedstawiony i umotywowany, motyw Murphy'ego też sensownie rozbudowano. Wjechała ta broń lodowa - jej wybuchy mają naprawdę szeroki zasięg, ale jak to wygląda. Jak ten lód nie znika i wszędzie go pełno, to absolutnie robi kapitalne wrażenie. No i często i gęsto jest tej broni i naboi do niej, więc można sobie z radością postrzelać.
No i nie musimy walczyć z ED 209, zamiast tego to gracz nim steruje i to jest naprawdę zacna rozpierducha. Świetny poziom z eleganckim finałem, bo niszczyć miasto zawsze jest przyjemnie.
Dochodzi też płytka do pistoletu o numerze 7.3, która zmienia strzelaniny w poezję. Wstawiają wszędzie różnego badziewia, że miliony cząsteczek naprawdę lata w powietrzu podczas strzelania i to się ceni. Nawet ta chwila, gdzie nie mamy spluwy i trzeba sobie radzić wszelkimi sposobami, to również wypadło przyjemnie. Finishery się dobrze wkomponowały, chętnie ich więcej rodzajów bym zobaczył. Chwilę później odzyskujemy pistolet i nie możemy z niego jak na ironię strzelać, ale to też dobrze wypada, widać że ktoś przemyślał tę grę.
I przemyślał ją tak, że na początku jest za dużo chodzenia i gadania. Dopiero w drugiej połowie jest więcej strzelanin i wtedy tytuł nabiera wiatru w żagle. A na finale, gdy odpalono główny motyw z Robocopa podczas rzezi, no to aż się popłakałem. Bardzo fajnie też się postać rozwija i z cieńkiej robo pipki na początku finalnie zmieniamy się w boga wojny i masakry na finał. Zakończenie jak najbardziej satysfakcjonuje, gra jest warta swojej ceny, ze 12 godzin ją przechodziłem, wszystkie zadania poboczne wykonałem i się absolutnie nie spieszyłem, bo już dość w życiu się spieszę, to nie ma opcji bym i w grze miał zasuwać.
No nie, może i pomysł fajny, ale gameplayowo to jest taka tragedia, że nie żal tej porażki komercyjnej. Nawet nie wiedziałem, że się poziom trudności skaluje, ale to trochę tłumaczy, czemu tak męczące są walki. No i ta wersja na GoGu to sypie się niczym panny z tanich dyskotek.
Czyli pali się dupka w CI Games, ale fajnie że obniżyli. Szkoda, że od dawna w nic nowego nie poszli, żadnej nowej marki nie zrobili albo normalnego rpga, bo te soulslajki już mi każdą dziurą wychodzą.
W końcu nowi przeciwnicy, no i mam nadzieję, że te nowe mapy to też nie będzie takie korytarzowe badziewie jak poprzednia mapa.
W każdym razie wrócę na premierę pełniaka do tej gry, bo nie ma sensu patrzeć jak jedną mechanikę trzy razy przerabiają.
Kto chce niech sobie oczywiście gra w każdą z tych gier, ale nie róbmy bohatera z remastera Obliviona, bo to też oznaka raka, jaki toczy gaming. Taka leniwa przeróbka na inny silnik, ze wszystkimi bugami i prymitywnymi mechanikami, no to również głupio jest wydawać, tym bardziej że to znacznie powyżej stówy było na premierę.
Głównym problemem Tsushimy był męski szowinistyczny bohater i bardzo dobrze, że się go pozbyli.
Nie przesadzajmy. Jest nawet skradanie, a to zawsze mało efektowna i nudna część. No a strzelaniny i pościgi to jednak i w pierwszej Mafii były. Ciekawi mnie tylko, jak rozwiążą walki na noże, a prócz tego, to naprawdę wyjebisty zwiastun.
Nie, grobowiec Sewala działa prawilnie, to ten Lancelota taki zbugowany jest. Z Sewalem to po prostu się wchodziło tam za posągiem do pomieszczenia i się tego Sewala z resztą oglądało, że są żywi w pewnym sensie, no i przy okazji fabułą była wykładana. Z tymi druidami nigdy się nic nie robiło, chyba nawet zabić się ich nie dało.
Cuanacht i Rogi są super absolutnie mapami, trochę za dużo gór może w Cuanacht jest, no i to miasto marnie pomyślane, ale to na siłę czepianie się, pierwsze 2 akty na pewno sztos.
okej, jak wspominałem, że gra nie ma wielu bugów, to w sumie nie zdałem sobie sprawy z grobowców. No bo już na samym początku rogów południa jest grobowiec Lancelota a i później kilka innych też się znajdzie i wszystkie dla mnie były zawsze zamknięte. Na początku mnie to nie dziwiło, okej, coś trzeba zrobić, no ale w końcu wszystko właściwie zrobiłem i drzwi dalej pozostały zamknięte i dopiero komentarze na youtubie podpowiedziały mi, że trzeba użyć pradawnej magii save'u. Czyli staję przed drzwiami, zapisuję grę, wczytuję grę i nagle drzwi są otwarte, mogę wejść. W ten sposób ogarnąłem wszystkie grobowce i to naprawdę spoko lokacje, cieszę się, że mają swoją mini historię. No i gdy Artur też komentuje, uzupełnia lore przy ognisku, to o wiele lepiej jest. Wstyd, że wypuszczono grę bez tych tekstów. No i głupio, że takie podstawowe błędy występują. Po zrobieniu gildii Geografów (za co osiągnięcia nie dostałem ??) jak na złość to Caradoc nie czeka na mnie przy chochole, więc trzeba będzie dalej kombinować.
Nawet początku nie przeczytałeś. Pierwsze 25-30 godzin to gra fajna była, bardzo przywoita, więc aż się chciało cisnąć dalej. Jak oceniać to pobieżnie, jak zapewne wielu recenzentów zrobiło, to nagle wychodzi dobry tytuł, bo tak to jest zaprojektowane, że z wierzchu tu masa dobrego contentu jest. Ale moim zdaniem gry singleplayer powinno się oceniać po przejściu głównego wątku i przynajmniej pobieżnym sprawdzeniu pobocznych atrakcji, no a wtedy się już ma zupełnie innne odczucia.
Niech mnie dunder świśnie, no nie. Po prostu nie. Absolutnie nie! Jakim chorym pojebem trzeba być, by takie gry robić? Oczywiście, po pierwszych 5 godzinach myślałem sobie "jaki kozak tytuł, oceniam na 8,5". Po 25 godzinach "kurde faja, trochę to monotonne, raczej takie 7,5 będzie". Po 55 godzinach "no lipa jest, co tu się odstawia, 5.5 daję". I cisnąłem dalej, bo nie wierzyłem, że to takie może być, myślałem, że to do czegoś prowadzi. Po 125 godzinach zostałem złamany. Miesiąc temu odpaliłem tytuł ostatni raz i więcej do niego nie wrócę, nie ma mowy. Tu ciśnie się w koło to samo i to samo i to samo i to samo i bez końca jest to nijakie bez pomysłu i im dalej tym większa tragedia.
Przede wszystkim level designer - ktoś mu powiedział "rób mapę" i on zaczął robić mapę, i nikt nie powiedział mu, żeby skończył, więc ten natłukł całą Brytanię i na tym nie przestał, tłukł dalej. Odwalił ten tragiczny Asgard, który momentami wygląda jak z Rune 2. Valhalla to śmiech, idiotyczny pałac. Teren po za nią jest opustoszały wybitnie i sadystycznie wertykalny wręcz, że wchodzisz po pół godziny, a punktów szybkiej podróży praktycznie nie ma. Ale to oczywiście nie wszystkie mapki, bo jeszcze Jotunheim jest, który przynajmniej ma nieco odświeżający pomysł z patrzeniem pod właściwym kątem. Dalej jeszcze tę wyspę z Death Stranding dali, bo czemu nie, no ale nieco wizualnie się różni tylko, przeciwnicy i reszta tacy sami są.
5 rodzajów przeciwników to zresztą jeden z powodów, dla których gra tak męczy. Może i różne skiny mają, ale jak na tyle terenu to jedni i ci sami totalnie wtórni przeciwnicy. Mają fajne mechaniki z rozwalającymi się tarczami chociażby, ale też mocno cheatują jak ci włócznicy z blokami z pupy wyciągniętymi.
Oczywiście zostały mi ze 3 prowincje jeszcze do przejścia, więc nie wiem, jak to się kończy, ale fabuła nawet nie jest taka zła, ma spoko cutscenki. Powtarza się schemat, że tak trochę tam dupkę wylizujemy rządzącym i im pomagamy i przez to zyskujemy sojusznika, ale czasem nawet jest wybór i różne rozwiązania, co szanuję. Na tym polu akurat starano się wątki nawiązywania sojuszy zróżnicować. Dodatkowo niektóre postaci przewijają się przez kilka prowincji i tam gdzie doszedłem, no to z każdej prowincji sojusznik przybywał nam na pomoc i wspólnie walczyliśmy, więc pewnie ta historia może mieć ręce, nogi i jaja, gdyby można się było na niej skupić.
Ale 90% gry to są durne aktywności poboczne, których nie trzeba oczywiście robić, ale jak się tytuł sprawdza no to porządnie. Zresztą ja w ogóle nie robiłem wyzwań, nie robiłem tych zadań od dzieciaczków na walutkę premium, a i tak zwariowałem od zadań pobocznych. Jeszcze na początku dawało to nadzieję, że może przynajmniej zabawnie będzie, gdy starego trzeba było do mycia zagonić, też udział w naradzie dzieciaków nawet spoko, ale jest też dużo przeciętnych zadań, gdzie idziemy i zabijamy po prostu nieco poważniejszego przeciwnika. A takich większych questów pobocznych jak te trzy córki tego heretyckiego króla to więcej nie spotkałem, a i finał tego zadania był rozczarowujący. Prócz historii/anegdoty samej w sobie, jaką są te zadania to nie ma dobrych nagród w postaci sprzętu. Nie dość, że zawsze marnej jakości dostajemy wyposażenie, to wiele się od siebie różne tarcze i zbroje nie różnią. Jedynie dane typy oręża wprowadzają różne możliwości w walce. No ale ogólnie twórcy i tak mało dają surowców, sztucznie je blokują, potrzebne ci rzeczy możesz znaleźć tylko robiąc w kółko daną poboczną aktywność. Ulepszyć można jeden zestaw na maksa właściwie, jak myślę, ile bym musiał cisnąć, by kolejny set wymaksować, to mnie zbiera na niestrawności. No i fabularnie poboczne zadania kłócą się z główną linią fabularną. Mój typ ostatnie 5 godzin spędził w Asgardzie i Jotunheimie, a po wyjściu się dziwi, że jak to możliwe, że ten jego brat ma kontakt z bogami. Serio?
Tyle grindu w ogóle wstawili, że wstyd po prostu. Tryb rogue-lite nie dość, że jest idiotyczny, to jeszcze strasznie ograniczony, bo nie możemy wziąć dużo łupów, bo mamy małą łódź, więc najpierw trzeba zrobić kilka rajdów by ulepszyć łódź, a potem by ulepszyć ekipę. Choć najzabawniejsze, że rajdy najlepiej jest wykonywać w pojedynkę i po cichu. Trwa to dłużej, ale nasi pachołowie są automatycznie wręcz wybijani, jeśli ze zbyt niskim levelem wejdą do nieco silniejszego zamku i żadne nasze działania tego nie zmieniają, najlepiej im siedzieć na statku i czekać.
Starcia masowe i zdobywanie zamków/wiosek/klasztorów jest tak ustawione i oskryptowane, że szkoda w to grać. W Warbandzie o wiele lepsze były podboje. W Valhalli po prostu musisz przejść od punktu do punktu i nie liczy się, ilu przeciwników wybijesz, ważne byś dotarł do bossa czy też skarbu na końcu. Przeciwnicy spawnują się bez końca, za twoimi plecami, w pomieszczeniach, które oczyściłeś i często po prostu stoją i paczą. Niby podobnie w Cieniu wojny to wyglądało, ale tam więcej urozmaiceń było, no i nasi customowi mini-bossowie walczyli z customowymi mini-bossami przeciwnika, no i tam wszystko mogło się zdarzyć, nie było to ustawione. W Valhalli to mocno jest sztuczne i zabiera całą radość z mordowania.
Bo gra też jest very "modern" w swoim przekazie. Wszystkie praktycznie kobiety są płaskie, obdarte z seksapilu jak tylko to możliwe, by przypadkiem nie były atrakcyjne. Scen seksu nie ma. Nawet jak quest wyraźnie sugeruje dźwiękami, że takowa obok nas się właśnie rozgrywa. Nudyści chodzą zakryci. Nasza postać jest bezpłciowa praktycznie. Czuć, że kobietę wstawiono na ostatnią chwilę i jej obecność nie ma żadnego sensu, szczególnie fabularnego. Oczywiście wszystkie panie dotrzymują w walce pola facetom bez problemu. Nasz wiking to dobry wiking, więc często pomaga dzieciaczkom w ich zabawach. A później idzie plądrować klasztory, bo nie można po cichu chociażby ukraść skarbów, możliwość wyboru czy brutalnie, czy skrycie to zbyt wiele swobody dla gracza. Jeszcze może by wskaźnik prawilności dać jak w RDR2, który by decydował, kto się do nas przyłączy, a kto nie? To akurat przerosło twórców. Chociaż rajdy są grzeczne. Nie można gwałcić ani kobiet, ani mężczyzn, a to akurat byłby motyw LGBT, który idealnie by pasował do czasów. Nie można nawet zabijać bezbronnych.
Długo tu można tej grze cisnąć. Jeszcze na początku fajnie było, że bossowie i zwierzątka legendarne stanowiły pewne wyzwanie, ale po połowie gry to już jakiekolwiek wyzwanie znika i się na autopilocie gra. Podstawa tej gry jest przyzwoita i gdyby ograniczyć mapę i poboczne aktywności, a skupić się na trzonie fabularnym, zrobić tytuł na 30 godzin, to by było przyzwoicie. Ale ten sandbox co wyszedł to jest szczyt masochizmu, mmo dla pojedynczego gracza i jakieś abogeum powtarzalnej nijakości. Na początku to robi wrażenie i ruiny i odcięte łby i podboje i widoczki i muzyka i wszystko, ale za 100 razem, to czujesz, że zaraz wyjdziesz i jebniesz babę na pasach, żeby odrobinę normalności poczuć. To nie jest tak, że ktoś coś tu spartolił. To celowo zaprogramowano, by było nijakie i czasochłonne, by trafiło do jak najszerszego grona.
P.S. Właśnie sobie przypominam powieść Cornwella z podobnego okresu historycznego i tam już w pierwszym rozdziale druidka podczas porodu oddaje mocz pod drzwiami rodzącej i nim namaszcza też, jako jedna z wielu czynności. A w drugim ta sama postać w masce ze skóry "śniadego mężczyzny" z żywym nietoperzem przypiętym do włosów oraz dwoma wężami wijącymi się dookoła rąk paraduje nago odstraszając obcą delegację. I to jest jakiś przykład kreatywności, oddania realiów, a Valhalla jest tak obrzydliwie grzeczna, że aż wstyd.
Już im siusiak w buzię. Zmieniają coś, co działało. A wiedźmy jak nie było, tak nie ma. Ostatnia mapa nie dość, że strasznie korytarzowa, to jeszcze sam recykling przeciwników praktycznie. A studio dodaje pierdoły jakieś i zmienia podstawy. Nie wiem, skąd ten tekst w newsie, czy to od studia, ale dotychczas też można było rozwinąć jedną konkretną cechę i zignorować pozostałe, ale ustawić sobie, że mniej zdrowia się miało, ale większą wytrzymałość lub mocniejsze zaklęcia czy też więcej towaru wypadało z przeciwników lub więcej dusz dawali. Nie wiem, co oni chcą teraz odwalić, no ale przecież nie zwiększą zadawanych przez gracza obrażeń.
Po to jest stop killing games, żeby Anthem ratować? I co jeszcze? Zaraz Babyon's Fall mają nie wyłączać? Jeśli to się dla takich gier robi, to ta petycja nie ma sensu.
Ale tak narzekać, że hajs mu przepadł, to mało wzruszające, zresztą za to co zrobił, to został wynagrodzony.
Mogliby Minseye wypuścić za darmo. Zabawnie by było przynajmniej, a ich studio by przynajmniej coś zarobiło.
Połatają i wypuszczą w nowej wersji, ze wszystkim co obiecywali. Premiera miesiąc po Anthem 2.0.
Trochę nie wiadomo, za co by mieli mieć straty. No raczej właśnie stać ich na to, żeby sobie pogrzebać przy czymś, a później to wywalić do kosza. Trochę szkoda, że non stop te Dying Lighty już tylko trzaskają, coś w innych klimatach od nich, zwłaszcza open world, to by był sztos, no bo mają własny silnik, więc może by było to w miarę sensownie zoptymalizowane.
Gra ma rozmach produkcji AAA. Jest dużo wszystkiego, dużo lokacji, dużo broni i zbroi, dużo terenów do eksploracji i dużo npców do pogadania. No ale gra jest szkaradna i zoptymalizowana jak odchody (mówiąc kulturalnie).
Wiele miejscówek wizualnie zachwyca tak całościowo jak się spojrzy z daleka, ale gdy podejdziesz bliżej to wygląda to masakrycznie. No i mocno musiałem obniżyć wymagania, by to szło. Zakres widoczności na 90% ustawiłem, tekstury na wysokie, ale już zakres cieni tylko 40% i mgłę na niską na ten przykład, dlss na 50%. No i to szkaradnie wygląda, a do tego łapie mikrościnki, gdy coś wielkiego się odstawia. Lust from Beyond na tym samym silniku jeszcze na lapku z kartą, która nie obsługiwała DLSSa mi na maksymalnych chodził i lepiej wyglądał, choć tam lokacje były nieporównywalnie mniejsze. Ale ogólnie wszelkie otwarte światy na UE4 jak Days Gone czy Sherlock Holmes chociażby to lepiej mi chodzą i o niebo lepiej wyglądają. Sztandarowym przykładem tu może być Witchfire. Podobna stylistyka, mapy też niemałe i niekorytarzowe (zazwyczaj), większa swoboda eksploracji i to milion razy lepiej śmiga. A ja nawet o wyglądzie postaci nie wspominam. Oraz ekrany ładowania gdy wchodzimy do najmniejszego pomieszczenia nawet. Ciągłe ekrany wszędzie ładowania, nawet jeśli krótkie to zbyt liczne są. Do czego zmierzam? Unity to gówno. To ścierwo nie silnik. Choć ogólnie grom rosną wymagania sprzętowe, a jakość oprawy nie wzrasta za bardzo. Tu jednak nie do końca winię Questline za to.
Twórcom cisnę jeśli chodzi o ambicje. Fajnie, że w te 50 osób w 4 lata porwali się na tytuł AAA (na papierze), no ale wiedzieli, że część gry musi zostać przez to zrobiona na odpierdol i im dalej w las, tak trochę jest. Bo zamiast dodatkowych npców wymodelować, wstawić więcej Dal Riata do wiosek z animacją rozpaczania, to oni musieli dać tego niedorobionego konia, który nawet nie jest wiele szybszy niż ciśnięcie z buta. Musieli dać tego je**nego, zapie***lonego Orko, którego nikt zupełnie widzi i nic z niego nie wynika (poprawcie mnie, jeśli się mylę), tylko zasoby pamięci marnuje, a jako sztuczkę to powinien do dupy dewelopera wskakiwać.
Jest dużo zbędnych gadżetów jak teleskop czy wędka. I wkurza mnie, że marnowano czas na takie pierdoły, zamiast dopracować summony, które za nami podążają. One nie potrafią zeskoczyć z najmniejszej półki skalnej i widzą, że się tłuczemy z potworami i stoją 3 metry w tle. Albo idziemy normalnie, a oni nam się teleportują notorycznie przed ryj, idąc po mieczu do gniazda Morrigan jak ci taki summon wyskoczy przed twarzą to kupa w majty leci od razu.
I żeby nie było, mi nawet właściwie działały wszystkie questy. Gra się wysypała 3 razy na 75 godzin, glitchy nie widywałem, prócz zawieszających się na terenie przeciwników, więc tak naprawdę technicznie jest nawet spoko stan, choć czasem miałem wątpliwości, czy każda premia działa jak trzeba.
Tylko widać, że im dalej w las, tym mniej dopieszczenia. Na początku byle nieistotny boss dostał prerenderowaną animację wejścia, w pierwszej krainie na finał jest taka prosta animacja pokazująca przemiany, a im dalej tym widowiskowość narracji spada (mimo że ogólnie jest marna). Pierwszy hub jeszcze jakoś umownie można zrozumieć, bo są tam przykładowe npce niemowy, robiące sztuczny tłum, ale w trzeciej krainie to wioski Dal Riata składają się średnio z 5 osób i ciężko wtedy brać to na poważnie, nawet jeśli fabularnie twórcy starają się jak mogą, by to uzasadnić. Tak samo questy prostsze się wydają, gdzie po prostu idziemy i mordujemy co tylko się da, dialogów jest mniej, a dodatkowe lokacje pełne są niewykorzystanego potencjału, tak jak ta twierdza ze starym Jednookiego czy ogólnie rycerze pustki.
No i ten design osiedli ludzkich - twórcy za bardzo pokochali wertykalność i wyszło im badziewie na miarę obozu berserków z Elexa. Nie zliczę, ile w Cuanacht pocinałem tymi schodami pod menhirem do kowala. Jaki debil to tak zaprojektował? Szczytem irytacji są te wszystkie wioski w Porzuconych Mieczach. Totalnie nielogiczne. Od tego są wioski, by łatwo można było się przemieszczać między domami i by były one zbite i blisko siebie. Projekt lokacji nie stoi na takim poziomie jak we wspomnianym już Witchfire, ale sam świat i wszelkie jaskinie dobrze pomyślano. Zazwyczaj nie trzeba dużo backtrackingu robić i na różne sposoby można trafić we właściwe miejsce. Eksploracja na dużym propsie.
I trzeba koniecznie wspomnieć o Otchłani Sagramora i Splugawionej Świątyni. To są perły, absolutne perły. Dwie miejscówki, które stanowią peak tej gry pod względem wizualiów, narracji i gameplayu. Te niepokojące grafiki na ścianach, zmiana stylu graficznego, gigantyczne monstrum, dużo notatek z konkretnymi osobistymi historiami, motyw obłędu, pokręcone korytarze, tajemnica i dynamiczni, zawzięci bossowie, te dwa miejsca to są wyżyny doświadczenia w przechodzeniu Tainted Grail i tym lepiej, że można do nich wejść bez żadnej wcześniejszej informacji, czy wskazania przez jakikolwiek quest.
W ogóle żeby nie było, no to grało mi się kapitalnie. Gra faktycznie daje dużo opcji jak chcemy rozwijać swoją postać. Jest dużo drzewek, do których można przydzielać punkty i nawet jeśli niektóre skille nie robią różnicy wielkiej, to finalnie czuć moc i różnorodność. Na finał płynnie zmieniałem w trakcie jednego starcia między bronią jednoręczną, łukiem, zaklęciami, a mieczem dwuręcznym i tak to można żyć. Czuć wzrost potęgi naszego bohatera. Także najlepszy sprzęt poznajdywałem we własnoręcznie odkrytych lokacjach pozaquestowych. No i to przekozacki pomysł z tymi znakami zapytania, które pojawiają się tylko, gdy jesteśmy w pobliżu, a na mapę wchodzą gdy je odkryjemy. Przechodzenie Upadku Avalonu to jest przygoda. Z krainy na krainę zawsze wjadą jakieś nowe potwory i zawsze jest skok trudności, co niewątpliwie stanowi sporą zaletę, bo powraca wyzwanie. Do tego zwykłe eksterminowanie potworów ma sens, bo często dają więcej expa niż zrobienie questa. No i są spore lokacje jak plantacja dziwowej marihuaniny niepowiązane z żadnym zadaniem, a tak po prostu sobie są, by uwiarygadniać świat.
No i fabuła to też coś, co warto śledzić. Mimo że na początku trochę trudno się w niej odnaleźć, a i często wiele informacji się powtarza, no to po zrozumieniu tego świata, to walka frakcji wypada bardzo dobrze. Jest sporo refleksji nad tym jak ogólnie powinno funkcjonować społeczeństwo, bez jednocześnie wrzucania bzdurnych współczesnych ideologii. Na końcu też mamy sporo wyborów, a tak naprawdę do osiągnięcia pozytywnych wyników często trzeba podejmować dość bezduszne kroki i siłą przekonywać do współpracy. Też doceniam, że postaci pojawiające się już na początku, również na samym końcu odgrywają istotną rolę. Tylko no właśnie boli, że pogadanki z Arturem mamy jedynie w pierwszym akcie, a w dwóch kolejnych one magicznie znikają. A to jest pełna wersja tytułu, który przez 2 lata był we wczesnym dostępie i teraz wychodzi wciąż niedorobiony, to bardzo słabo, że twórcy wchodzą w ten wczesny dostęp nie mając praktycznie nic. Się porywają z motyką na księżyc, myśląc że jakoś to będzie i w tym przypadku jakoś to wyszło, ale praktyka to słaba. Choć co ciekawe podobnie jest z inną arturiańską grą - Knight's Tale, która do dzisiaj pewnie jest nieskończona, mimo że z EA wyszła już dawno temu.
Bawiłem się przednio. Wkręciłem się totalnie i to jest naprawdę spory tytuł do ogrania w uczciwej cenie. Tylko ma swoje problemy, twórcy z racji biedy kilka kiepskich zagrywek odwalili, ale to co dowieźli na pewno zasługuje na pochwały.
Jakby gra była niemal ukończona, to by już dawno do niej został wypuszczony jakiś zwiastun, chociażby cinematic. Ale jak najbardziej szkoda, że nie będzie drugiego Outriders, bo jedynka bardzo zacna była. Sporym problemem gry był tragiczny stan techniczny na premierę i wysypujące się serwery oraz fakt, że nawet w singlu trzeba było cały czas być w sieci. No i to dlc co kosztowało majątek, tylko zniechęciło do marki. Ale gunplay, świat, zwrot akcji na zakończenie, bronie i moce to bardzo pozytywnie wypadło.
Na takiej samej zasadzie w każdym z filmów powinien grać inny aktor. Dla mnie Reedus to święty z Bostonu, bo Walking Dead nie oglądałem. I ogólnie fajnie, jest grać danym aktorem i widzieć inne znane mordki w grze. Seydoux wybitnie nie cierpię, bo chyba najgorszą dziewczyną Bonda na świecie była, no a w Death Stranding świetnie wypadła, się można było nią przejąć. Tak samo jak Qualley teraz na popularności zyskała, no to fajnie się ją w DS ogląda też.
Podobnie w Stranglehold fakt, że grało się Chow Yun Fatem sprawiało, że było lepiej i to mimo że kojarzę go głównie z Przyczajonego tygrysa.
W Cyberpunku gdy Idris był już naprawdę podobny do siebie, bardziej niż Keanu, to kozak było i móc stoczyć z nim pojedynek było przekozackie, nie myślałem sobie, że to jakiś londyński detektyw czy czarny superman, z którym Statham walczył.
Nawet zobaczyć twarz Serkisa na końcu Enslaved nic nie zepsuło, mimo że cały czas sterowaliśmy bohaterem z jego głosem, a inną twarzą.
Przekozacka sprawa sterować aktorem grającym jakąś postać. Zwłaszcza jak gra jest filmowa i ma dobrą fabułę, to ogólnie tylko potęguje emocje i stawkę.
Nie było to najgorsze, ale nikt prawilny nie kojarzył, że Duke zaczynał jako platformówka 2D, dla wszystkich to był fps, no i był zapowiedziany fps i od dawna miał wyjść ten Forever, a oni takie badziewie dali zamiast tego, to wszyscy byli rozczarowani, choć pamiętam, że w gazetkach to mocno opisywano, na okładki dawali tę grę, ale nikt jej nigdy nie szanował i szanować nie będzie.
No i naturalnie stworzyła się gra usługa, której największy minus to że gracze nie mogą w niej pieniędzy wydawać. Kto tym tak zarządził?
E buziaki, a mam pytanie, czy wy też nie macie dosłownie żadnej pogadanki z Arturem w Cuanaht? Ani razu przy ognisku nie było opcji pogadać. I moje pytanie, czy to bug czy feature?
Jeśli faktycznie tak rozkminiają, to znaczy że nic nie zrozumieli. Niech nie robią randomowych questów pobocznych, mniej backtrackingu, no i jak wspomniano powyżej pełny dubbing też by był spoko.
To jest naprawdę błaha i nieistotna sprawa po prostu, dlatego nie podpisuję. Nikt nowych gier nie usuwa i można je spokojnie ogrywać.
Jak zobaczyłem te postaci, którymi możemy grać, to aż babę na pasach zachciałem je.nąć.
To takie wielkie studio było, że można 100 ludzi zwolnić i jeszcze ktoś zostanie? I taką małą grę zrobili jak Mindseye? To chyba im kierownictwo co tydzień kasowało cały dorobek i kazało robić od nowa.
Focus przede wszystkim w dobrej cenie wypuszcza nowe gry takie jak Space Marine 2, Banishers czy teraz Roadcraft, a w portfolio ma również takie tytuły jak Evil West, Aliens: Dark Descent, Necromunda, Blacktail czy dwie części Plague Tale, więc to naprawdę zacny wydawca.
I spójrz co robi Cyanide, nic dziwnego, że takiego badziewia im Focus nie chce wydawać. No a Frogwares to jest tak lecące na kasę studio, że bania mała, ich praktyki z dlc to czyste złodziejstwo.
Pozostaje tylko płakać nad Greedfallem. Spiders jako studio rozwijało się powoli, ale konsekwentnie i każda kolejna ich gra była ciut lepsza. I tylko co oni powariowali po tym Greedfallu i poszli w souls-like'a, a teraz klona Baldura 3 zamiast robić swoje. Jak tak można się zeszmacić? Mieli tak zacnego wydawcę jak Focus Interactive i odeszli od niego i teraz to co wypuszczają we wczesnym dostępie to jest śmiech na sali.
To leże Sagramora to była masakryczna lokacja. Cała ta akcja w zamku z siostrami i dziećmi, to chyba najlepszy moment tej gry. Trochę taki Elden Ring, tyle że z fabułą.
I fajne, że można sobie zmieniać łatwo obie łapki. Mam jednoręczną z zaklęciem w jednej, łuk w drugiej i dwa zaklęcia w trzeciej i naprawdę tak to można różnorodnie atakować bez konieczności ciągłego zmieniania ekwipunku.
o moja dupa... a ludzie narzekają na radar z W3...
idziesz gdzie chcesz, dlatego nie masz podpowiedzi.
klikasz "M" jak w tysiącu innych gier i tam masz pokazane, gdzie iść, gdzie co robić. Jak kogoś wciśnięcie klawisza "M" przerasta, no to nie ma nadziei po prostu. Gra w swoich założeniach jest naprawdę prosta. Wszelka ewentualna trudność wynika z tego, że nie ma wytyczonej liniowej ścieżki, którą gracz ma iść, jest sporo wolności w robieniu builda jak i bujaniu się po mapach. Video z youtube'a to mi potrzebne było do odkrycia jak dostać się do bossa na wyspie, ale to do dzisiaj najtrudniejszy boss w tej grze, co pokazują osiągnięcia na Steamie, wszystko inne samemu się całkiem naturalnie odkrywa i daje to sporą satysfakcję.
Tak tylko dodam, że zbieramy expa i przysłowiowe dusze też po to, by podbić poziom trudności i każdy poziom trudności oblokowuje nową atrakcję, dodatkową skrzynię, przeciwnika czy miejscówkę, do której można wejść. Innymi słowy, na najwyższym poziomie trudności jest o wiele zabawniej i dynamiczniej niż na tych pierwszych.
Ulepszeń praktycznie żadnych nie tracimy, wszystkie bronie odblokowujemy tak naprawdę w bazie i tam je rozwijamy, tylko w trakcie walki trzeba spełnić warunki do ich ulepszenia.
Wszystkie sekrety na mapie można oczywiście odkryć do końca i wybić na niej wszystkich wrogów, później ewentualnie można wracać po surowce, wtedy wrogowie się odrodzą. Ale równie dobrze potrzebne rzeczy można kupować u handlarza. Gra ogólnie daje dużo swobody względem tego co chcesz robić, w jakiej kolejności i gdzie.
No nie ludzie, pierwszy Elex był super. Miał duży próg wejścia, skopany balans i przekombinowane frakcje, ale eksploracja z jet packiem dużo zmieniała, no i świat też tak naprawdę fajny, gdzie wszędzie coś było.
Zdecydowanie Clockwork Revolution robi fantastyczne wrażenie, pokazali zarówno fabułę jak i gameplay. Równie dobrze można to nazwać Bioshock 4.
Do tego - Eriksholm kolejna gierka od małego (17-osobowego) zespołu, która ma kapitalne animacje twarzy, choć gameplay w stylu Commandos nie do końca mi odpowiada.
Fajnie, że Wales Ineractive się nie poddaje i dalej robi filmy interaktywne, zwłaszcza takie, w których pełno akcji jest.
No i Ubisoft dał naprawdę spoko zwiastun nowego Anno 117.
Choć oczywiście jest kilka żałosnych tytułów jak Renown i Equinox, które wstyd pokazywać.
Jak najbardziej odbyt urwany. Sztos trailery, niesamowite giery. Naprawdę czachę mi rozwaliło.
Ale te gameplaye to jak na tytuł we wczesnej alfie wyglądają i nie chodzi mi o jakość grafiki czy animacji, ale o brak pomysłu w nich. To takie chodzenie bez celu jest, bez jakiejkolwiek wizji, bez kreatywnych walk. Zobaczcie chociaż na gameplay trailer z najnowszej Mafii. Tam jest ta scenka w piwnicy, gdzie w kilkanaście sekund jest skradanie, rzucanie nożem, przejście do otwartej walki, wymiana ognia i wysadzenie łatwopalnego przedmiotu. Tutaj nie ma ani jasnej myśli przewodniej co do fabuły, co to będzie, ani nie widać jakiśh mocnych leveli ciekawych.
To zawsze podejrzane było, że studio, które jedną grę raz na kilka lat robi, teraz nagle ma dostarczyć 3 tytuły AAA, podczas gdy ich ostatni projekt poniósł porażkę komercyjną. Liczyłem, że deal na Gearsy ich uratuje, no ale widać nie aż tak mocno. Najlepiej niech ten Lost Rift anulują, bo to się tragicznie zapowiada.
Niech mnie dunder świśnie, ludzie powyżej narzekają na jakieś chromatyczne badziewia, że trudne niby, że parować trzeba, no ale do jasnej ciasnej, czy ktoś kiedykolwiek pokonał Simona? Rozwaliłem Cleę nawet, ale Simon i ta jego druga forma to jest jakieś jebanie piłą mechaniczną bez zabezpieczeń. Przecież to nie do pokonania jest...
My się śmiejemy, że na GTAVI trzeba długo czekać, ale ja coś czuję, że CDPR to nam dopiero pokaże, co to znaczy długo czekać na sequel.
Polecam filmy o opiniach pracowników o tej firmie, nie pokładałbym wiele wiary w ten projekt.
To jest bardzo złe, bardzo bardzo złe dla branży gier, szczególnie oczywiście dla odbiorców, których będzie można dymać na ładne prompty, a kiedyś to przynajmniej trzeba było sklecić ten zlepek assetów.
Totalnie news o niczym i ogólnie wiadomych kwestiach. Archon w swoim filmie dawno temu to fajnie i wyczerpująco opisał.
Jak widać mniejsze studia też potrafią myśleć jedynie o kasie, a te ukraińskie to już szczególnie, bo Frogwares nie lepsze.
Jakim cudem Nobody Wants to Die wygrało za fabułę (narrację)? Cały wielki zwrot akcji na finał polega tylko na tym, że twórcy nie powiedzieli graczowi, że istnieje cyberpsychoza w tym świecie. Podczas gdy Thaumaturge ma sensowną i spójną historię, dobrze wpisującą się w wydarzenia historyczne.
A ogólnie bardzo marny rok dla polskiego gamedevu.
Jak najbardziej lubię Chmielarza, no ale mógłby wziąć przykład z twórców Clair Obscur i w końcu ukończyć swoją grę. Gdy oni zaczynali pracę nad Expeditions 33, to w sieci już hulał zwiastun do Witchfire.
Jest czasem tak, że z niektórymi przeciwnikami trzeba się po prostu zmierzyć i zobaczyć, co ich najbardziej jara, jak wyglądają animacje ataku i wtedy za kolejnym razem jest o wiele prościej.
Minigra z siatkówką to jest syf totalny. Tego się nie robi.
Mimo tego faktycznie gra się dobrze, wciąga jak diabli.
A wiecie, jak przeskok z UE4 na UE5 poprawi wydajność? Panie, zupełnie nowy system rysowania obiektów w oddali, nowy system oświetlenia, optymalizacja nie będzie potrzebna, wszystkim będą gry same z siebie super śmigać w jeszcze większej ilości klatek.
Tak obiecywali. Taki przekozak miał być ten silnik, a on jest byle jaki, tylko bardzo ładne krajobrazy i modele można w nim robić. Ale teraz pół branży w nim siedzi, unity jeszcze bardziej się spartolił i odpadł z wyścigu, no to przecież epic nie będzie cisnął i specjalnie się przemęczał z upgrade'ami skoro jest monopolistą prawie. Tak dla dobrego marketingu raz na rok coś tam o lepszej wersji powiedzą, że obsługuje już dlss5 i fsr3, to teraz na kartach serii 50xx to wyciągniecie te 60klatek w 4K.
Jack Marston, grywalna postać z pierwszego Red Dead Redemption, w drugim też się pojawia oczywiście, ale nie da się nim grać.
Szok przeżyłem i to taki, że muszę się nim podzielić. Bo grałem w to badziewie od dzieciaka, znaczy od 5 lat przynajmniej i przez te 5 lat widziałem taką masę hackerów i cheaterów, że odbyt pęka. Kto cisnął w ten tytuł ten wie zresztą, że odkąd EA zlikwidowała mikrotransakcje to wyłożyła lachę na ten tytuł i moderatorów tu praktycznie nie ma. No i hackerzy jechali sobie z tym tytułem równo, bywały takie tygodnie, że grać się nie dało, bo każdy match był najeżdżany szybko i najróżniejsze cuda się działy. No i ja całe życie gram uczciwie, nic kombinowania i ban na tydzień 2 dni temu dostałem, że nieładnie piszę, normalnie pierwszy ban w historii tej gry ewidentnie. No to coś we mnie pękło.
P.S. Co za niedoroby odpalają ten tytuł dla singla. To trochę tak jak iść po poradę finansową do dziwki. Mam w nim ponad 1000 godzin i nigdy nie ukończyłem kampanii.
He he, ale się deweloperzy poświęcali - musieli "podróże badawcze" robić na Sycylię, by dobrze oddać realia gry. Tak to można żyć.
Wygląda na poziomie remake'u pierwszej części, ale to wciąż dobrze. No i klimaty bardzo spoko są, tak czy inaczej kupuję na premierę.
Edit: Jak mówiłem, że elegancko by wyszedł crossover RDR i Mafii to nikt mnie nie słuchał. Tylko że też wolałbym takie połączenie w dużym mieście, w latach 50-tych, ze starym Jake'iem i Vito po drugiej części.
Pełno detali to będzie w upgradzie next-genowym na PS6. Będzie tak jak z piątką, gdzie na PS3 było mniej npców i samochodów.
Trench Tales zajebiście się zapowiada. Jak widzę strzelankę TPP i to story driven, no to automatyczna podnieta jest.
Recenzent nie polubił tej gry, bo zbyt woke pewnie jest.
A tak na serio, no to niech sobie dadzą po prostu spokój z tymi nastoletnimi klimatami i odkrywaniem swojej tożsamości, bo to im już nie wychodzi. A Twin Mirror to mi się nawet podobało. Dobry tytuł.
No ale Banishers i Vampyr były kapitalne. Im rpgi to wychodzą naprawdę dobrze i piszą super postaci oraz wątki, więc po prostu fajnie, jakby dalej cisnęli duże projekty, a z tymi woke przygodówkami dali sobie spokój.
Jak tpp dodali, to rozwalili system. Kozacko się zapowiada. Gram zaraz po day one patchu.
No i po co się tak rozpisywać? Wystarczyło napisać "nic ciekawego w tym tygodniu nie ma na epicu" i możemy się rozejść.
No i fajnie. Wraz z nowym silnikiem przynajmniej wyższe wymagania sprzętowe będą, ale też więcej crashów. Już się nie mogę doczekać jak przy pełnej śnieżycy i rozbudowanym mieście gra będzie chodzić w 3 klatkach na sekundę, tylko po to by po chwili i tak wywalić się do Windowsa.
Nie, nie bądź taki, weź wprowadź i napisz, że to najlepszy rpg na świecie, że na pięści można walczyć, że w kręgle można grać i że fajnie jest, naprawdę fajnie i że to taka super ekstra gra i lepiej grać w nią, niż w strzelankę sieciową od Remedy, bo to jest absurd, żeby Remedy tak robiło te strzelanki sieciowe.
Co do zgłaszania gier - czemu nie ma żadnej części Inspectora Schmidta? Przecież to takie kozak produkcje.
Właśnie strasznie dużo kolorków jest. Do Witchfire nie ma podjazdu. Plus, że dużo wrogów jednocześnie widać, ale z minusów to główny bohater wygląda jak hipster homoseksualista. Mało vibe'u Painkillera tu się czuje.
Czy EA nie lubi pieniędzy? Wystarczy zrobić płatne DLC do Battlefronta 2, kilka postaci, jedna, dwie mapki i ludzie się rzucą jak pojebani. Tyle idealnych IP do tego wyszło - Mandalorian, Boba Fett, Ashoka - to nie jest dużo roboty, a samo drukuje pieniądze. Tylko oczywiście nie róbcie nic związanego z Acolyte, to by wszystko zepsuło.
Jest to w jakiś sposób smutne, że typ przez 30 lat nie rozwinął się ani trochę, tylko dalej siedzi przy dość prymitywnym już jak na dzisiejsze standardy Doomie. Już nawet własnego jakiegoś boomer shootera mógłby zrobić, ale on jakby się zatrzymał w tamtych czasach i już dalej nie pójdzie. A taki Chmielarz, co w czasach premiery pierwszych Doomów robił Tajemnicę statuetki, to teraz Witchfire ciśnie, więc można się rozwijać jak się chce...
Przeczytałem biografię Romero i to spoko gość, brawo że wyszedł na prostą, jest legendą gamingu, ale widać że żyje przeszłością i refleksji na temat porażki Dajkaszany zupełnie nie ma.
Nie ma szans na premierę w tym roku, jak jeszcze nawet cinematic trailera nie ma, takiego prerendera co by pokazywał głównego bohatera i lokację, a to nawet GTA VI ma cinematic trailer, a jak premiera za 4 miesiące ma być, to powinni gameplay trailer już pokazywać.
Niech już przesuną sobie na październik od razu. To nie jest gierka na lato. W to się nie gra, jak jest ciepło za oknem. Jak wyjdzie w czerwcu to mówię wam, że się nie sprzeda.
Gra po której nie widać zupełnie wieku. Świetna opowieść, kapitalnie pomyślana, z eleganckimi cutscenkami i satysfakcjonującą fabułą oraz niezwykłym klimatem. Mógłby to być spin-off Hellblade'a, bo nawet realia podobne, też dużo Wysp Brytyjskich jest, też nawet metafizyka miesza się z realizmem, też sieka jest.
Tylko w sumie nawet bardziej ograniczona ta walka niż w pierwszym Hellbladzie czy AC: Valhalli. Dość proste, ustalone siekanie, kończące się często sekwencjami QTE czyli egzekucjami, których powinno być zdecydowanie więcej. Ładnie wpleciono element zarządzania, gdzie określamy, jaką chcemy premię i na tym koniec. W sumie na początku nawet jest to satysfakcjonujące, kiedy masę barbarzyńców tniemy i urządzamy srogą rzeź. W końcowych etapach dochodzą jednak przeciwnicy z tarczami oraz tacy, których wpierw trzeba skontrować i wtedy rozpierducha powolniejsza się robi, więc trochę mniej satysfakcji jest.
A już tragedią są bossowie, którzy mają maks. 3 ciosy w ofercie i w sumie ciągle tę samą kombinację walą, ale trzeba czekać, obronić się, zadać 2-3 ciosy i wracać do bronienia się i tak w kółko. Walka z Kommodusem to była tragedia, ta z Boudiką też męcząca, bo po 2-3 rundy są z bossami i to trwa długo mimo iż są totalnie prości jak barszcz.
Ale twórcy też starają się dawać urozmaicenia gameplayowe w postaci wydawania rozkazów czy sterowania oddziałem. Wszystko to bardzo proste i też raczej oparte na quicktime eventach, ale ma swój urok i pozwala lepiej wczuć się w historię.
Propsy też należą się w formie komiksu, który rozbudowuje historię i jest naprawdę przyzwoicie zrobiony. Szkoda, że trochę jednak eksplorować trzeba, by wszystkie strony odkryć, no a grzebanie po zakamarkach nie jest wpisane w styl narracji, więc w sumie najlepiej się człowiek bawi, jak lachę na znajdźki wyłoży.
No i na koniec grafika - nawet jak na dzisiejsze standardy to jest przynajmniej 8/10. Oczywiście kamera za bardzo w odbyt wchodzi głównemu bohaterowi, no i czasem naprawdę staje się głównym przeciwnikiem, ale też zdecydowanie wciąż można się zachwycać widoczkami czy postaciami, choć też trzeba mieć mocnego kompa. Wydaje mi się, że marnie tę konwersję zrobiono.
Choć finalnie gra mogłaby nawet dzisiaj wyjść, a i tak byłaby świetna. To coś, co po prostu warto przejść, bo to jak interaktywny blockbuster. Jest epicko, jest rozmach, jest sens, jest emocjonująco. Gameplay pewnie nawet w Senui był ciut lepszy, a w takim Evil West to nawet nie ma co porównywać, no ale, to wciąż nie jest na pewno gra przygodowa, a bardzo porządny tytuł akcji, jedyny w swoim rodzaju. Takich gier więcej powinno powstawać.
Conquest to była zacna giera i to całkiem popularna, w końcu na steamie ma ponad 6,5 tysiąca ocen. No i system kart miała świetny, mocno rozbudowany.
Dobrze, że na fabułę tu stawiają twórcy, to sprawdzę na pewno. Tylko oczywiście po premierze, bo nowa aktualizacja ma kasować stare sejwy...
W tym tygodniu tylko druga część Inspectora Schmidta!!!! Co prawda w Ebbing zmienili perspektywę na pierwszoosobową, ale widać, że wciąż stawiają na historię i dobry storytelling.
A z Gedonią to dziwne, że daliście drugą część do biblioteki, a jedynki już nie... W ogóle dziwne, że sequel wychodzi, jak jedynka jest bardzo podstawowa, nie ma w niej za bardzo żadnej fabuły, a świat jest dość pustawy, choć oczywiście propsy, że jeden człowiek coś takiego odwalił.
Te cyberpunkowe gry to same problemy mają. Ten pixelart co tak kozacko się prezentował wciąż nie może wyjść. Vigilance 2099 no to też czas sobie powiedzieć, że nigdy nie wyjdzie. No i są jeszcze te perły jak Neo Berlin 2087 czy The Next World, które jak scamy wyglądają. Nie jest łatwo być cyberpunkową grą.
P.S. No i zapomniałbym, może to bardziej post-apo niż cyberpunk, ale jeszcze polski Exekiller, który męczy się od wielu lat i w tym roku miał być, no ale słuch o nim też zaginął, a wypadałoby chociaż "premiere date reveal trailer" zrobić.
P.S.2 No i jeszcze Cyber Taxi: Lunatic Nights też z opóźnieniem. Ale to wiadomo, że to szemrana firma robi, to zupełnie nie ufałbym, pewnie twórcy bardzo chcą oszukać graczy.
Ja oglądam NRGeja i on powiedział, że to średnie jest, więc obawiam się, że nie będzie nad czym się spuszczać...
Czy już nie robili jednej kampanii na kickstarterze? Ile oni tego hajsu chcą? Ja mam zajebisty pomysł - wypuśćcie grę, to wtedy wielu wam będzie płacić za gotowy produkt. A tu już trzeci rok leci obiecywania gruszek na wierzbie, no to tak to sobie można żyć.
Oj biedny to był rok dla polskiego gamedevu, a wy jeszcze odliczacie SH2. Thaumaturge i Frostpunk 2 pewnie jedyne sensowne gry w tym towarzystwie, reszta to takie indyczki. Noboy Wants to Die za grafikę rozumiem nominować, ale za projekt rozgrywki, no to lepiej było Inkwizytora nominować, bo w jakimś sensie zaprojektowane to było nieźle, tylko wykonane później nie za dobrze.
Ale perła polskiego gamedevu. Takie nasze Gearsy. Jakby to wyszło 5 lat wcześniej, to by wiele można było wybaczyć, ale to gra z 2011 roku i pachnie dość biedą.
Postacie nie mają żadnej mimiki twarzy, przez co cutscenki wypadają dezorientująco, bo twórcy pokazują wszystko, tylko nie ich ryje. A w kinie akcji dobry bohater jest istotny. Zresztą w samych Gearsach to też dobre kreacja Marcusa odgrywała ważną rolę, no a tutaj wszystkich bohaterów próbuje ratować konkretny dubbing. Teksty są ultra prymitywne, ale też celowo. Bardzo czuć klimat Commando czy Rambo 3, tylko tak jakby w tamtych filmach nie robiono zbliżeń na twarz głównego bohatera.
Gameplay nie jest taki tragiczny. Celownik nie powiększa się ani nie pomniejsza, więc może się wydawać, że nie ma rozrzutu, a on jest w sumie, więc wydaje się, że celnie strzelamy, ale i tak pociski latają dookoła i nie zawsze trafiają. Bronie są lepsze i gorsze, odróżniają się od siebie, więc każdy coś tam zacnego powinien znaleźć. Granaty rzucane są randomowo i wybuchają 15 minut od wylądowania, więc i tak szybciej niż w Gearsach. Przeciwnicy inteligencją nie grzeszą i czasem spawnują się za plecami, ale przynajmniej są dynamiczni, dużo się przemieszczają i biegają, więc w miarę intensywne są walki. Choć sam podstawowy gameplay robi się nieco monotonny, a i poziom trudności zapewnia wyzwanie, a do tego checkpointy rozłożono często, gęsto i we właściwych momentach, no a przyklejanie się do osłon działa prawidłowo.
Więcej krwi i rozczłonkowań by się przydało, ale już poziom zniszczeń to lepszy niż w nowych grach na UE5. Duża część osłon się rozwala jak i niektórych pomieszczeń, dano fajne sekwencje ucieczek, gdzie wszystko wali się na głowę i czasami rozpierducha jest naprawdę konkretna, zwłaszcza gdy potęguje ją pompatyczna muzyka.
Dla urozmaicenia dodano sekwencje z działkiem w stylu strzelanki na szynach oraz prowadzenie czołgu i to są fajne sprawy. Kiepskie urozmaicenia to skradanie oraz moździerz, ale te etapy są na tyle krótkie, że nie wkurzają mocno.
Najgorsze są etapy z przeciwnikami typu czołg czy helikopter, gdzie można zginąć błyskawicznie i trochę trzeba odkryć, jaką dokładnie ścieżkę twórcy wyznaczyli.
Ten tytuł wyszedł rok przed Spec-Opsem i jest od niego ze dwie klasy gorszy, to można sobie uczciwie powiedzieć. Ale wciąż dla miłośników kina sensacyjnego Glopba Ops może stanowić niezłą zabawę, zwłaszcza że jest w ultra niskiej cenie. Odstrasza toporne menu, brak jakichkolwiek ustawień prócz rozdzielczości, ale wciąż, to jest kompetentna gra, a nie gówno z kiosku od City Interactive. Nawet obecnie warto sprawdzić.
Bardziej właśnie Assassin's Creed dla ubogich, bo bez parkouru (choć po dachach się skacze) i nawet nie tak wielką masą znaczników, jest po prostu biedniej, bo w assassynie to przynajmniej świat jest ładny, a tu to taka bieda potrafi być. Za darmo, wygłodniały fan GoT to weźmie, ale no jest to pay2win, lub raczej pay to wygodnie grać.
Polskie Avowed. Ja się dołączę po premierze pełnej wersji. Te dezaktualizujące się save'y to słaby pomysł.
Powinni podziękować, że im reklamę robi. Ogólnie bezczelne jest śmianie się firmy z tego, że ktoś wyraził opinię na temat ich gry.
Powiedzieć, że to podobne jest do Heroesów to lekkie niedopowiedzenie. Zwyczajnie skóra zdjęta z heroesów, Olden Era nie jest tak podobne do trójki jak to.
to jest perspektywa właściwie. Ubisoft jest od dawna w tragicznej sytuacji i wydanie największych projektów w historii firmy (Avatar, Star Wars, Shadows) powinno przed premierą podbić ich wartość do 50-60, a tutaj pozostaje się cieszyć, że spadki nie są duże i że firma stabilnie szoruje po dnie.
Nie, nie przebije. Choć wynik może być dobry, bo Shadows bardziej trafia do graczy na rynku azjatyckim, a jak wiadomo teraz ten rynek najaktywniejszy jest, więc w ogóle robienie AC samurajskie to był strzał w dziesiątkę i jakby tego nie spartolili, to ci wszyscy, co się jarali Wukongiem, Stellar Blade'em i Monster Hunterem to by teraz rzucili się na Shadows, ale zwyczajnie mocno przeciętną grę zrobili, no i jest problem.
Fandom jest wygłodniały dobrej gry z GoT, więc na pewno skusi się na tę, która z bardzo daleka wygląda na dobrą i nie ma znaczenia, że z bliska nią nie jest. To taka biedniejsza wersja Assassin's Creeda, z gorzej wykonanymi lokacjami i bardziej powtarzalnymi zadaniami.
Wygląda całkiem dobrze. Mam obawy, bo to twórcy Gamedeca, ale zwiastun na pewno zachęca do sprawdzenia.
Słabe. Wygląda generycznie, prymitywnie, bez tożsamości. To nie jest coś, czego człowiek oczekuje po PCF.
I Connection: The Nightmare Within też wyszło nie tak dawno temu, a to naprawdę dobry był tytuł.
Aż szkoda mi gry-online. Te zagraniczne portale jak IGN czy The Gamer mogą sobie śmiało sprzedawać recki i dawać wysokie noty, ich publika wszystko łyknie, nawet jak trochę nosem pokręci to zaraz będzie znów spoko. No a gry-online to mają tę toksyczną masę hejterów za odbiorców, co jakby tylko dali Shadows 9/10, to by ich zjedzono żywcem i latami by była ta ocena wspominana jak przy BF 2042 to było.
Nie mogę tylko zrozumieć, jak przez 3 części autorzy nie zrozumieli, że główny bohater powinien mieć głos. Dopiero w dlc do trójki się to stało. Też te całe wątki z widmami tymi to mega lipa była i zbyt przesadzone science fiction, dobrze że w Exodusie odcięto się od tego i ogólnie część trzecia to jest 5 poziomów wyżej niż pozostałe.
Nie. Nie słuchajcie go. Otwarte tereny z zamkniętymi miejscówkami to jest sztos. Na pierwszej mapie ten zalany budynek, gdzie z żabą walczymy i mutantami, to była rewelacja.
Tylko to nie jest jakieś nowe cool super studio, które obiecuje gruszki na wierzbie, to są doświadczone typy co się odkleiły od People Can Fly i na rynku istnieją już od remake'u Painkillera. Do tego pozbyli się tego niewypału jakim było WW3, a Chernobylite było zdecydowanie sukcesem. Na Kickstarterze zgarnęli pieniądz znacznie poza cele, więc nic tylko świętować. Jasne, że Early Access wypadł marnie, ale przy jedynce pierwszy wczesny dostęp też był żenujący i się podnieśli. Konkludując - po tak doświadczonym graczu to człowiek liczył, że będzie lepiej.
Ostatnio często polskie studia po prostu porywają się z motyką na księżyc. Nie mają kasy i liczą, że wczesny dostęp pomoże albo w trakcie developmentu się znajdzie jakiś bogaty sponsor. Tak z Sancticide teraz jest, wzięli licencję książki, bo liczyli, że to przyciągnie kogoś z hajsem. Wyznają zasadę "go big or go home", no i w większości przypadków wypada na go home... Starward Industries wypuścili swoją adaptację książki dlatego, że była ona stosunkowo małym projektem, ale przynajmniej teraz jeszcze istnieją.
A z zagranicznych studiów to Dontnod by mógł zrobić Thorgala.
Chmielarzowi (Astronauts) trzeba dać prawda do Thorgala. Może i by tytuł powstawał dekadę, ale przynajmniej byłby dobry.
Znane z Outriders studio. Gra, która miała swoje problemy, ale miała też dobrą fabułę, no i przede wszystkim świetny gameplay, więc strzelanie to oni potrafią zrobić.
Obłędny zwiastun. Można mieć wątpliwości jak gameplay wypadnie, ale ten mroczny klimat, poważna narracja i połączenie tych motywów no to po prostu rewelacja. Kapitalny zwiastun.
No nie, właśnie trzeba sobie zadać pytanie, co się stało z Andersonem? Bo on na początku robił kozackie widowiska fantastyczne - Soldier, Event Horizon, Resident Evil, Death Race. Nawet jego AvP można z dzisiejszej perspektywy pochwalić za przyzwoitą stronę techniczną, dobre wykonanie tytułowych potworów, mimo że film do dobrych nie należy. Jednakże im lepsza technologia, tym gorsze filmy Anderson dostarcza i to nie tylko pod względem technicznym, ale też fabularnym. Monster Hunter to była abominacja, a jego ostatni Resiedent Evil jest nieoglądalny.
Reżyserowane przez niego Residenty zarabiały znacznie ponad 200 mln $ w box office przy budżecie ok. 60 mln $, to typ na ostatnią część, zamiast nakręcić coś dobrego z większym budżetem, to tylko ciął koszty i nakręcił część z najmniejszym budżetem. No i to widać na ekranie. Jego ostatnie filmy są zwyczajnie tanie.
Też biorę na premierę. Na całe szczęście pogramy też normalnym Robocopem, już po przemianie.
"taktyk stosowanych przez wrogów" - to się pośmialiśmy. Jedyną taktyką stosowaną przez przeciwników w AC jest kurczak biegający bez głowy. Dziwne, że dopiero w Outlaws zauważono beznadziejne AI, bo w Valhalli też jest kiepskie, tylko tam rekompensuje to nawet przyjemny system walki.
To będzie kozak giera. Oczywiście jak dorobią do niej treść i w pełnej wersji wypuszczą, teraz może nie być super, ale podobnie było z pierwszą część. Jak jedynka trafiła do EA to zupełnie nie było co robić. Przeszedłem ją z pół roku po wyjściu w pełnej wersji i też narzekałem na powtarzalność i żałowałem, że nie później, gdy kolejne mapy i typy questów wleciały.
Jak na lata przed premierą są problemy z hajsem to wyjdzie raczej nowy Inkwizytor, a nie Wiedźmin.
Zgadzam się mocno z przedmówcą. To wygląda jak ułomna wersja Assassin's Creeda, bez parkouru, ale już skradanie jest, więc taki trochę krok w przód wobec Yasuke w Shadows.
Najgorsze, że nie można zapisać w dowolnym momencie, takie poczucie bycia w mmorpg się ma.
No i walka również ma jakąś dziwną kolejkowalność ataków, której nie można przerwać, że czasem jak dasz trzy ataki i po pierwszym chcesz zrobić unik, to nie wejdzie. Ogólnie za często ma się poczucie, że animacje walki są, a gracz ma za mało wpływu w danym momencie. Większa responsywność by się przydała, kierunkowość ataków. Ogólnie przeciwnicy też potrafią po prostu stać i przyjąć z 10 naszych ciosów i nijak się nie bronią.
No będzie to bieda giera, choć twarze głównych bohaterów są ładnie wykonane, cutscenki też bardzo spoko i starają się kryć z tymi swoimi azjatyckimi korzeniami. Ogólnie Valhalla przy tym to wygląda jak mega gra 10/10, a RDR2 jak 20/10. Choć pewnie i tak będzie to lepsze niż Avowed.
Jako że jestem fanem GoT, no to czekam jak napalony. A i za tydzień do kin nowa adaptacja prozy Martina wchodzi, więc jest się czym podniecać.
Gorky Zero mimo wszystko to jednak dość monotonny ciąg podobnych do siebie korytarzy, no i jak napisaliście w widoku tpp można było jedynie na kuckach chodzić. Stąd ten tytuł mimo wszystko jako dość ciężki wspominam, ale już kontynuacja wiele zmieniała i była naprawdę przednia.
Przeczytałem od początku do końca, bo to świetne remedium na męczenie się z grą. Jestem po 55 godzinach, 4 prowincje mam zasojuszowane i wszystkie znajdźki w nich wyzbierane, no i jak widzę ile jeszcze przede mną to kochajcie mnie proszę w oczy...
Nie zgadzam się tylko z opinią o muzyce, jest cudowna, mega relaksacyjna, super kojąca, tylko mnie wkurza, że jest przypisana do danej lokacji, jak sobie jedziemy dłużej to przez 100 metrów mamy fajny kawałek, a dalej on znika i cisza.
Ale z tym niedopasowaniem głównego bohatera to jest totalnie racja. W ogóle nie wiem, jak by kobieta miała tutaj pasować. Gra ma mocne zapędy lewackie jeśli chodzi o portretowanie kobiet i aż dziwię się, że jej tego nie wytknięto.
A i te 3 córki tego pogana, to świetny quest. Właśnie każda trochę inna była, ale walka z nimi, mając znacznie niższy level no to świetne wyzwanie było. Szkoda, że jakiejś cutscenki na koniec albo wizji w formie retrospektywy nie dano, co by też powiedziano o ich ojcu.
Kurde faja, jeszcze milion uwag mam, ale się nie chce rozpisywać. Więc tylko powiem, że ciężko nie pisać dużo przy takiej grze, która ma masę dobrego i masę złego, ale finalnie ma masę wszystkiego i aż się prosi o odniesienie się. Właśnie wstydzić się powinny wszystkie te bezrefleksyjne zjeby, które po ponad 100 godzinach gry są w stanie powiedzieć jedynie "yyyyyy ok". Uruchomcie jakieś procesy myślowe w tych swoich zakutych łbach, zanim się będziecie czepiać tych, co odrobinę pomyślunku w sobie mają.
Elo buziaki, czy udało wam się odpalić demo Gry o tron? Ja ściągam i jak się wszystko ściągnie to weryfikuje i odpala info "brak pobranych plików"...
Monolith studio z własnym kozak silnikiem, patentem na nemezis, no i ich ostatnia gra mimo wszystko fajnie się sprzedała, więc to naprawdę porażka, że ich zamykają...
Po sukcesie Avowed rynek jest tak nasycony, że przez rok żadne inne rpg nie ma szans w ogóle zaistnieć.
Ale przecież wiadomo, jaka ta gra będzie. Odpalcie Valhallę i macie te same mechaniki, nawet wiśniowy gaj u wikingów też jest. W Outlaws było tak samo jak w Valhalli niemal wszystko (minus parkour), to tutaj prochu nie wymyślą. Ja nie wiem, co oni przez tyle lat robią? Przy takich reskinach to maks 2 lata i gotowe.
Niech od razu algorytmy zbanują, bo co to jest, że maszyna liczy za człowieka, jak przecież człowiek może sam policzyć. Jedno genrowanie AI drugiemu generowaniu AI nierówne. W photoshopie od pół dekady było "wypełnienie generatywne" i to jest normalny krok w ewolucji, że teraz ulepszyli nieco tę funkcję.
Już nawet pogodziłem się, że nie będzie to jakieś wybitne, ale żeby to tylko ultra chujowe nie było to wystarczy. Po zwiastunach to taka bieda Valhalla się zapowiada.
Od pierwszej zapowiedzi mówiłem wam, że to kozak giera będzie. Choć wolałbym, żeby mentorem był raczej główny antagonista pierwszej części, a nie protagonista :)
O jejku, o nie. Co za gówno.
Tragedia, po prostu tragedia. Właściwie nic tu do końca nie działa.
Nie wiem, czemu to ktoś rogue-lite'em nazywa. Chyba tylko dlatego, że po śmierci trzeba poziom zaczynać od nowa. A levele są trzy, jeden z nich przechodzimy dwa razy, jak ktoś będzie często ginął to nieźle się sfrustruje, ale na całe szczęście gra jest prosta, więc można ją przejść bezboleśnie. Tylko w sumie nic z tego nie wynika. Jakaś historia tu jest, ale otrzymujemy jedynie jej pierwszy akt z niby zwrotem akcji na końcu, więc wszystko jest dalej możliwe.
Nie ma żadnych znajdziek. Jedynie bronie białe gęsto występują, ale nic zbroi, żadnych amuletów, nawet surowców odpowiedniej rzadkości nie znalałem do ulepszenia mojego miecza. Choć nie rozumiem, po co ulepszać oręż, skoro po ulepszeniu randomowego miecza ten zadaje mniej obrażeń, ale jest "koszerny"? O co chodzi z mechaniką "koszerności" nie mam pojęcia, ale nie trzeba na nią zupełnie zwracać uwagi, bo na nic nie wpływa w sumie, nie wiem czy w ogóle istnieje w tej grze, może tylko w dialogach o niej mówią.
W ogóle zabawna sytuacja. W całej grze raz tylko znajdujemy karabin i raz znajdujemy strzelbę, więc jeśli po znalezieniu karabinu lub strzelby zginiemy, no to w grze nie będziemy mieć więcej tych broni palnych i pozostaje tylko pistolecik. W ogóle balans leży. Przeciwnik ma nieskończoną ilość amunicji, a po jego zabiciu dostajemy jeden dosłownie nabój. System strzelania ssie. Odrzut nie istnieje. Pociski latają tak "mniej więcej" do celu i nie ma znaczenia czy staniesz i wycelujesz spokojnie, czy w biegu walisz, strzały to zawsze trochę loteria.
Chociaż walka sama w sobie nie jest tragiczna. Przeciwnicy są agresywni, nie mają za wielkiego zakresu ataków, ale daje satysfakcję ich pokonanie, kilka spoko finisherów wstawiono, krew leci, ciosy naszej postaci celnie trafiają, względnie działa nawet system blokowania.
No i niektóre lokacje są ładne, kilka fajnych miejscówek wstawiono, choć oczywiście są też oklepane kontenery oraz kanały. Fajnie, że areny do walki nie są totalnie oderwane od reszty świata, tylko spacerują po nich npc normalnie.
No ale to jest pełne bugów, pełne bezsensownych mechanik, no i robienie z tego rogue-like'a to tylko taktyka developera, żeby ich gra dłużej czasu zajęła do przejścia.
W ogóle na steamie napisane jest, że wczesny dostęp ma potrwać 5-10 miesięcy... Jest to kłamstwo w żywe oczy. Patrząc na to, że systemy są niegotowe, content jest niegotowy, no nic nie jest finalnie w pełni działające, to ze 2 lata przy dobrych funduszach by potrzeba, no a tu dobrych funduszy nie będzie, więc gra raczej na zawsze pozostanie w nie grywalnym stanie.
Żeby było prawilnie to trzeba napisać - polska gra i nie ma polskiej wersji językowej?! Potwarz!!!!!
A no właśnie, to jest jeszcze gorsze, że teraz to umieranie każdy fabularnie uzasadnia. W te rogale co ja grałem najwięcej - Witchfire, Tainted Grail, Hellboy - to akurat była i fabuła i uzasadnienie dla umierania. To że jest inny gatunek i nie jest to trzecioosobowy shooter to nie robi tak wielkiej różnicy, jak niezależnie od gatunku mechanika jest taka sama i ciągle od nowa te same poziomy ciśniesz.
Dobra, typ żadnym z braci Houser nie jest, więc niech się tak nie lansuje, ale w sumie to całkiem ładnie się to zapowiada. Kiedyś było pełno dziejących się we współczesności mniej więcej strzelanek tpp, a teraz nie ma za bardzo tego typu gier, więc dobrze, że coś odwalili. Byle było więcej strzelania do ludzi niż do robotów, bo do robotów strzelać to jest lipa.
Też już dostaję aids, jak widzę, że po śmierci kolejny raz wszystko od nowa trzeba przechodzić. Jeszcze jak to takie liniowe, korytarzowe poziomy jak w Returnalu by miały być, no to na to aids umieram przed premierą. W sumie całe szczęście, że ten cinematik nic właściwie nie pokazuje.
wygląda jak souls-like, bo postać tłucze się głównie z jednym przeciwnikiem, który w dodatku nie wygląda jak randomowy npc, tylko dopakowany boss. W takim DMC to jednak przez większość czasu tłukło się z kilkoma jednocześnie pomniejszymi paszteciarzami, a bossowie na koniec poziomu byli.
Odpaliłem gierę i muszę przyznać, że to nie jest takie gówno, jakiego można się było spodziewać. Jest drewnianie, w walce brakuje bardziej kierunkowych ciosów, ale wypada to nawet przyzwoicie. Jak w pierwszych 15 minutach można znaleźć zarówno Daikatanę jak i karabin maszynowy, to znaczy, że jest dobrze.
Hub całkiem spoko, widać, że to będzie miało historię i sensowny świat. Nie znam książkowego pierwowzoru, ale dali tu lepsze dialogi, spoko dubbing, więc można nawet tego słuchać.
Tylko no znowu jest problem z systemem zapisu i respawnem. Umarłem, odrodziłem się praktycznie w tym samym miejscu, ale straciłem cały dobytek i nie mam jak wspomnianego karabinu zdobyć, więc drżę przed przeciwnikami z bronią palną. Też niby wszystkie oba levele straciłem, ale perki mi zostały, więc??? Przy poprzedniej grze tego studia odradzanie się też powodowało bugi, więc mam nadzieję, że tutaj to w końcu ogarną.
Ostatecznie skończyłem granie, bo na końcu planszy wpadłem w dziurę, z której nie mogę się wydostać i muszę od nowa cisnąć, co trochę irytuje, no ale to na karb wczesnego dostępu to zwalam.
Ogólnie nie chce mi się we wczesny dostęp grać, jak widzę te błędy, ale pewnie jeszcze trochę pocisnę, bo klimacik fajny jest. Na razie zapowiada się to na sensowną, liniową grę akcji, na całe szczęście, a nie jakiś badziewny rogue-like.
Wstyd i bezczelność Sony. Gra wciąż ma zapewne jedne z najlepszych animacji twarzy w cutscenkach, jakie widziałem, no i ten efekt hordy, tyle ludu na ekranie to coś, czego w żadnej innej grze na UE nie było.
Generyczny souls-like po raz kolejny, niech się już nie zasłaniają legendami arturiańskimi, bo już Elden Ring bardziej jak świat arturiański wyglądał.
Wygląda świetnie. Takie gry lubię, a strzelanek tpp nie ma za bardzo na rynku, więc już się jaram w opór.
Mają tyle świetnych marek od filmów i zupełnie z nich nie korzystają, to jest jakaś parodia.
Już bluzgałem nie raz ten tytuł, ale skoro się wystawia na odstrzał kolejny raz, to sobie pozwolę znów - ta gra jest beznadziejna. Połączenie kiepskiego gameplayu z generyczną fabułą. Realia historyczne nie mają tu znaczenia, a fantastyczne wydarzenia nijak nie przekładają się na historię. No i tak drętwego siekania to w żadnej grze nie widziałem.
Kilkadziesiąt osób to wciąż zespół, co może stworzyć fajną grę rpg, coś w stylu Banner Sagi czy Wiedźmińskich opowieści.
Chciałem lubić tę grę. Podoba mi się otoczka i zwiastun, propsy za włożoną pasję, no ale nie... no do kurki wodnej po prostu nie...
Z plusów można się cieszyć, że jest całkiem sporo rodzajów broni, bo z 10 może nawet. No i ona ładnie wygląda, dobre animacje ma, jak dla mnie trochę przesadzono z odrzutem, ale widać, że nad tym aspektem pracował ktoś, kto to ogarnia.
Tylko że to na pewno nie jest fps. Tutaj nie ma strzelania. Nie ma przeciwników, do których można strzelać. Przez całą grę może z 50-60 robotów rozwalamy łącznie. Zupełnie nie czuć żadnego projektu gry. Wchodzimy na jakąś arenę, całkiem sporą i zanim jeszcze przejdziemy przez drzwi to do nas strzelają. Nie ma co podchodzić, z daleka rozwalamy od 3 do 5 przeciwników i wchodzimy na tę arenę, na której można by fajnie się postrzelać z przeciwnikami, a tam nic. Żadnej drugiej fali, żadnych dodatkowych wrogów. Nie ma żadnych pułapek zastawionych. W tej grze nie ma przeciwników, do których można by strzelać. A i zróżnicowanie tych dostępnych też woła o pomstę do nieba.
Grałem na medium i tylko ciągle przechodziłem przez areny, gdzie nic nie było. Nie było przeciwników, ale nie było też opowiadania żadnej historii, żadnych ciekawych środowiskowych elementów. Poziomy ładnie wyglądają, są estetyczne, ale są zbudowane z randomowych elementów. Doceniam proste zagadki logiczne, elementy platformowe i jazdę samochodem, ale to za mało jak na ten czas gry.
Zupełnie niepotrzebnie dodano umiejętności specjalne głównemu bohaterowi. Jak nie ma walki, to nie ma kiedy nawet użyć umiejętności specjalnych, podobnie jak śmiechu warte są strzelby, skoro cała walka toczy się na dalekim dystansie i gra nie jest tak zaprojektowana, by gracz kiedykolwiek musiał podejść bliżej w starciu z robotami.
Zmarnowano czas na trzaśnięcie masy pustych, nijakich leveli, na których nic nie ma. Znajdujemy tylko naboje i walutę, którą możemy wydać na ulepszenie broni, ale ulepszenia broni są beznadziejne, wiele z nich tylko ją pogarsza, bo ma więcej perków ujemnych niż dodatnich. Karabinek odblokowany na pierwszym levelu został ze mną do samego końca.
O pomstę do nieba wołają sekwencje z pojazdami. Latanie statkiem jest średnio zajmujące, ale już pływanie łodzią podwodną to istna katorga, w której jak się zgubisz możesz bez końca pływać i bez sensu szukać celu.
No i fabuła to coś co się pojawia w pierwszych 10 minutach i w ostatnich 10 minutach. 95% gry po prostu idziesz i niszczysz urządzenia zasilające tych biednych obcych, których nawet właściwie nie widzisz. Znajdziek fabularnych jest niby 50, ale większość z nich nie jest fabularna, tylko tłumacząca oczywiste mechaniki gry jak - ten jeden sześcian, który możesz podnieść, to on trzyma ciepło, więc jak podejdziesz z nim do ognia, a potem do lodu to ten lód się roztopi.
Optymalizacja wypada słabo. Zawsze jak chociaż jeden przeciwnik się spawnuje, to jak na UE przystało występuje taka mikrościnka. Do tego bugi są nawet w znajdźkach, które czytają się dwukrotnie, a ostatni "boss" po prostu stał i grzecznie przyjął ciosy.
Lubię takie małe fpsy, które są swoistą przygodą. Inner Chains miało bzdurną fabułę i marne strzelanie, ale świetny klimat i dobrą dynamikę. Industria też wiele walki nie miała, a i zakończenie było idiotyczne, ale tam samo przejście przez ten świat to była przygoda, która sprawiła, że czekam na sequel. Moon Mystery jest tak niesamowicie nudne i nie oferuje nic właściwie graczowi, bo zarówno gameplayowo jak i fabularnie jest ultra nijako. Jeszcze na koniec ten głos żony zrobiony przez syntezator mowy, to była tragedia.
Jak nie było hajsu, to trzeba było na 3-4 godziny natłuc coś sensownego, a nie rozwlekłą nudę na 9. Ja cierpiałem bardzo i teraz w nagrodę za ukończenie strugam sobie medal z kartofla.
W ogóle powinniście te stare gry to odpalać tylko na rivi TNT2, 128mb ramu i Athlon 900mhz max, bo jak na nowych kompach odpalacie to tam już zachodzą procesy te nvidii wszystkie nowoczesne i w ogóle, więc co to za oryginały, to zupełnie co innego jest. No i pamiętajcie by grę ściągać przez modem 56 kbps, bo to jest wtedy autentyczne doświadczenie, przypadkiem żadnego światłowodu nie używajcie, bo to się nie liczy wtedy.
Niektórzy puryści to się w łeb powinni walnąć.
Te kulki na mapie to są skrzynie z nabojami, no i przeciwnicy, którzy wychodzą z portalu tu po zabiciu z nich wypadają naboje. Też u kupca można sobie kupić dodatkowy zapas amunicji. Ale ogólnie prawda, że na początku trzeba ekonomiczniej grać i sobie ulepszyć pistolety i pierścienie i wszystko, zanim się wejdzie do wieży tłuc proroka.
Gra jest jednak super prosta i każda mechanika jest opisana przy danym przedmiocie. Tu nawet nie ma gdzie samouczek dodawać. Choć sam nie rozumiem, na czym niektóre eventy, jak ten z grzybami, polegają, to tam wywalone mam i tłukę bossów.
Same pozytywne recenzje i wszyscy piszą, że mega przekozacka gra, to znaczy, że to musi być mega przekozacka gra.
Nie rozumiem, o co chodzi z tą listą? Tam pełno gier jak System Shock, Final Fantasy VII, Blade Runner, Silent Hill 2 i Full Throtle - które podostawały remaki i można je spokojnie ograć. Albo taki Vampire Bloodlines jest na steamie, to kto chce, to sobie zagra.
Ja bym drugiego Riddicka - Dark Athenę ograł, więc weźmie tam na to głosujcie.
Chmielarz to jest legenda gamingu i to jest w ogóle nie do pomyślenia, że te 30 lat niemal się trzyma w tej branży i jeszcze teraz robi coś tak dobrego jak Witchfire.
Ale PCF już bez niego odwalili Outriders, które miało fajny gameplay, fajną fabułę i było bardzo dobrą grą, no tylko słabo jak się trzeba łączyć online w singlu i w dodatku często nie działają serwery. Jakby naprawić błędy i zrobić fajną dwójkę z normalnie oddzielonym trybem singlowym i multi, no to by zupełnie inaczej było.
Teraz bardziej się zastanawiam, czy oni dopiero teraz dołączają, jak już na wykończeniu powinna być gra? Bardziej się martwię, że z nowymi Gearsami jest coś nie tak.
O kurde faja, czyli tragedia jest. Dzienne wyzwania i nieistotna fabuła, to brzmi jak totalna masakra.
Tania zagrywka z nostalgią na retro. Też nikt z nich nie ma jajec mówić z sensem o obecnej branży gier. Przypominam, że PSX Extreme taką samą ocenę dało SW Outlaws i Wukongowi - po 8/10.
Sztos, zmiana w stylistyce absolutnie trafia w moje klimaty. Oby bronie białe były też zacne, to będzie srogie cięcie.
Fajne, chociaż w grze komputerowej te przeskoki w animacji to średnio się prezentują. Płynna byłaby lepsza. No i trochę jednak vibe Forspoken się czuje. Oby świat faktycznie był wyrazisty, a fabuła istotna.
Kto uważa tę grę za świetną, ten z open worldów Ubisoftu śmiać się nie ma prawa.
W tej grze jest wszystko. A nawet więcej, o wiele za dużo.
Zacznijmy od plusów. Core gry jest sztos. Samo sterowanie Batmanem wypada kapitalnie. Szybowanie nad miastem to czysta radość. W system walki można się fajnie wkręcić. Do samochodu byłem uprzedzony, ale okazuje się być niezwykle responsywny i satysfakcjonująco się z niego strzela.
No właśnie, tylko tu jest minus numer jeden - komuś za bardzo się spodobał ten czołg, no i za dużo go dali. Walki z czołgami to nie jest coś, co chcę widzieć w grze z Batmanem. Mogłyby być miłym zróżnicowaniem, taką odskocznią, ale ich tu jest za dużo. W dziesiątkach się liczy ilość ich rozwalonych przy jednej misji. Ale przynajmniej to jest szybka i dynamiczna akcja. Apogeum siusiaczarni stanowią misje ze SKRADANIEM SIĘ CZOŁGIEM. Który niedorozwój to zaprojektował i pomyślał, że to fajny pomysł? Kilka dobrych razy musimy się skradać batmobilem i w dupę wjeżdżać innym czołgom niczym gejowski włamywacz - w dupę działo wsadzić przeciwnikowi i odpalić działo. Ze 3-5 takich misji jest i jest ich o 8 za dużo przynajmniej.
Drugi diss - Arkham Knight - co za bezsens. Narracyjnie to sensu nie ma, nawet nie był w Arkham. To nie jest nowa postać i się totalnie od czapy zmienia. Od początku mógłby być Red Hoodem, bo później nie ma sensu to, że się w niego przemianowuje. To jest tak tani zabieg fabularny że szkoda słów. W ogóle twórcy wrzucają ile tylko się dało przeciwników Batmana i ten następca Arkham Knighta to wymęczony strasznie jest.
Również historia nadużywa motywu porwania pomocników Batmana. 5 różnych pomocników Batmana w trakcie fabuły zostaje złapanych przez jakiśh czarnych charakterów i Gacek musi ich ratować. To tanio wyszło.
Ale żeby nie było, że tak bluzgam, to sama historia przyzwoita jest. Irytuje jedynie ten zabieg z Jokerem przenoszonym jako choroba krwi. Ja rozumiem, że to estetyka komiksowa i tutaj wiele rzeczy może być naciągane, ale nawet w tej estetyce są pomysły sensowne i idiotyczne, no i ten akurat idiotyczny był, a w dodatku na finał został przemilczany, choć gameplayowo zapewnił fajne etapy.
Wada trzecia - to jest "zamknij pizdę the game". W tej grze non stop ktoś coś pier**li!!! Stu chędożonych metrów nie da się przelecieć w spokoju. Co chwila się ktoś odzywa. Czy to Scarecrow, Riddler, Arkham Knight, Joker czy zwykli złoczyńcy. Nie ma ani chwili wytchnienia. Oszaleć można, co notabene wpasowuje się w styl gry, ale nie do końca o to chodzi by najwyższy poziom irytacji osiągać co chwila. I to są w 90% bezsensowne, przerysowane monologi, które do niczego nie prowadzą. Ta gra ma ADHD i nie można spokojnie miasta przelecieć, bo co chwila się ktoś odzywa w tym pozerskim, idiotycznym stylu. I jak wspominałem jeszcze tego Jokera dodali w tak prostacki sposób, dokładając tym samym dodatkowe, bezsensowne linie dialogowe, gdzie i tak pełno gadania już jest. Jakby to był komiks, to strony byłyby w całości zaje**ne dymkami z tekstem.
No i na finał - ostateczna zniewaga - 243 OBOWIĄZKOWE ZNAJDŹKI!!!! - to już nawet nie jest śmiech na sali, to jest sala na śmiechu. 50 zagadek to by było dużo, ale oni ich niemal 5 razy więcej dali. Wstawiane są nawet do lokacji czysto fabularnych, gdzie tylko stoczyć walkę z bossem idziemy, to wciąż trzeba się przejmować zagadkami, a nawet wracać się trzeba, bo nie mamy w danym czasie jeszcze odpowiednich narzędzi i nawet o tym nie wiemy, więc jak debil staramy się znaleźć sposób, a gra nijak nie powie, że nie masz graczu szans jeszcze wziąć tej statuetki. Tak samo na mieście, te wyścigi z czasem dostępne są od samego początku, ale nie wiesz, że nie masz szans ich ukończyć, bo nie ulepszyłeś jeszcze sobie sprzętu. Ogólnie ciężko policzyć dokładny czas, ale ze 40% gry poświęca się na szukanie dodatkowych znajdziek i rozkminianie jak je zdobyć. No i są one absolutnie obowiązkowe, bo bez znalezienia wszystkich nie zobaczy się zakończenia. To się zrobiła gra logiczno eksploracyjna przerywana kilkoma misjami akcji, a nie na odwrót.
I mimo że teren nie jest wielki, to w sumie najbardziej rozpasły open-world, jaki kojarzę (nie grałem w nowe Assassyny). W Black Flagu nie trzeba było wyławiać z morza wszystkich skarbów, żeby nam córkę przywieźli. W Mad Maxie też nie trzeba było wszystkich skrawków z przeszłości odnajdywać, by kobieta przeżyła. Tak porównuję Arkham Knight do otwartych światów z podobnych czasów co gra Rocksteady i nigdzie chyba nie nawalono tyle bezsensownego badziewia i jeszcze zmuszono do robienia go. Całe szczęście, że wyzwania nie są obowiązkowe, więc spuszczam na nie po prostu zasłonę milczenia.
Bo bardzo dużo dobra tu jest. Świetne cutscenki. Zakończenie naprawdę kapitalne. Wątki poboczne też jak najbardziej na plus. No i gameplay zrobiono świetnie. Jest to niesamowite, ile wyciśnięto z UE3, bo i system zniszczeń całkiem spoko, no i płynnie można się przełączać między trybami rozgrywki Batmanem, a Batmobilem. Sam otwarty świat nie jest też tak korytarzowy jak chociażby w "Days Gone" o "Banishers" nie wspominając nawet. Patrząc po tym tytule nie widać, by technologia mocno poszła do przodu.
No i WB Montreal co spartoliło, to brak mi słów. Mieli kapitalny punkt wyjścia do kolejnej gry, a odwalili takie Gotham Knights. Smutno się robi, tak jak i smutno, ile badziewia dowalono do tak dobrego tytułu.
Ta gra się widać ceni i wysoko stawia sobie poprzeczkę. Oby tylko nie rozczarowała. Szkoda, że w tym roku nie wyjdzie.
Ja tam jestem za tym, żeby zrobić bydle i się nie przejmować. Jak ktoś chce małe badziewie, to bierze małe badziewie, a po to wkłada się w laptop taką kartę, żeby to rozwalało system i niech se te 6 kilo spokojnie waży.
Luz, nie muszą wypuszczać, Polacy już porobili preordery, już pokupowali, to wydawca hajs ma, więc po co komu gra.
O nie, co to za zboczenie Gog szerzy, żeby grę o chłopcach z kocimi uszami dawać? Zhomoseksualizować chcą nas ci dewianci!!!
O panie, strzelanka TPP z Johnem Wickiem to jest automatyczny hicior absolutny! Czemu nikt tego nie robi? Co oni pieniędzy nie lubią?
Pełno kozackich tytułów będzie. Chernobylite 2 - teraz może mało słyszało, ale to w końcu rpg z otwartym światem 3D będzie, więc projekt spory. Do tego dochodzi jeszcze The Alters, Witchfire, Holstin (cudem załapało się do top 100 wishlistów na steamie), Exekiller i nowy survival od twórców Green Hell. Cronos pewnie przesuną premierę.
Racja, im bliżej końca, tym większy chaos fabularny. W ogóle nie wchodzi w grę ten fakt, że tutaj brak miłosierdzia jest wyznawany i zemsta na wrogach. A ten cały bałagan tylko dlatego, że twórcom kasa się skończyła i trzeba było szybko i na skróty do finiszu dobrnąć jakąś, no i wyszło jak wyszło.
Innymi słowy, to był naprawdę biedny rok dla polskiego gamedevu. Porażka Inkwizytora przede wszystkim, Thaumaturge też sukcesu kasowego nie odniosło, choć to przyzwoity tytuł. Całe szczęście, że SH2 wyszedł dobrze, to taki jedyny promyczek pozytywny w tym wszystkim.
Nie można co roku sztosów wypuszczać, dobrze, że przynajmniej na 2025 mocne tytuły są zapowiadane.
Czy to jest to Requiem, o które ciągle proszę? No nie wydaje mi się. Już lepiej jakby przeprosiny dla mnie wstawili, a nie takie badziewie dają.
To mega sobie szkodzą, tak nie oznaczając gier, bo często widzę, że coś ma polską wersję na Steamie, a na Gogu nie.
Gra jest za 7zł na Steamie po polsku, a na Gogu tylko po angielsku jest dostępna, to naprawdę już lepiej wydać ten hajsiczek.
No na pewno najlepsze, co w tym roku dano. Więc Plague Tale pewnie nie będzie w tym roku...
To po to tworzyli kategorię AAAA - czyli AAA, które są porażkami, - żeby było wiadomo, która gra szybko trafi na darmówkę do Epica. Gierka przyjemna, ale jak nie płacę, to wymagam.
Chyba największy skok trudności jest, gdy na scenę dziki gon wjeżdża. Ale te najtrudniejsze misje się najlepiej pamięta. Ważne, by zobaczyć, jaki typ wrogów w danej misji jest i pod nich ustawić sobie builda, tu nie ma uniwersalnego ustawienia. A naszej postaci też można dać masę zdrowia i tarczy. Choć niewidzialność daje dużą przewagę, bo sztuczna inteligencja przeciwników nie ogarnia za bardzo tego konceptu.
Pamiętajcie, że nie możecie narzekać, bo to tylko niedojrzali ludzie i polaczki tak narzekają. Trzeba się cieszyć, że Epic łaskawie nam coś daje.
I widzę, że Plague Tale też było, to ja rozumiem, duże gry, z konkretnym budżetem, w które włożono sporo pracy i coś tam kosztowały, no to ja szanuję, a jak dają pixel art, który miał budżet milion dolarów, pracowało nad nim 10 osób i na premierę kosztował 90zł, no to fajnie, że niektórzy się przy tym dobrze bawią, ale to jest lipa.
No i jeszcze odświeżone wydanie najnowszego rpga od Obsidian też zapodali, ale przekozacko było w zeszłym roku, aż teraz muszę chyba mocniej drzeć mordę, to może w końcu się ogarnie ten epic i zacznie coś dawać z sensem.