Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 23 czerwca 2006, 17:50

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Myśli nieprzemyślane - Seryjni wydawcy

Electronic Arts wykorzystała swoje rezerwy finansowe (jak to zresztą ma w zwyczaju) i wchłonęła jedynego, moim skromnym zdaniem, developera, jaki może stworzyć coś, co powtórzy sukces WoWa.

Światem rządzą trzej bogowie – Pieniądz, Większy Pieniądz i Naprawdę Duży Pieniądz. Mają oni niebagatelny wpływ na bez mała wszystkie przejawy życia na naszej planecie. Planecie zasiedlonej przez 6 miliardów istot, które uparcie trzymają się wersji, iż pracują i tworzą li tylko po to, by świat stawał się lepszy. Life jednakowoż jest brutal i największy nawet artysta o samej poezji nie wyżyje. Ktoś musi płacić, by pracować dla idei mógł ktoś, słońca.

Jak bardzo byśmy tego nie chcieli, gry komputerowe również są przede wszystkim towarem rynkowym – te najpopularniejsze to te, na których produkcję wyłożono najwięcej kasy, na których reklamę wyłożono najwięcej kasy i na których wydawcy zarobili najwięcej kasy. Możemy paść z wyczerpania argumentując, że najbardziej złożoną grą sieciową jest Achaea, ale to w World of Warcraft grają miliony.

Co tworzy produkt, który się dobrze sprzeda? Pomysł, artyzm wykonania, jak najbardziej. Obiektywna jakość, owszem. Głównie jednak marka – to na jej wypromowanie idą największe pieniądze, bo to marka sprzedaje większość produktów. Oczywiście markę trzeba wspierać produktami – kto kupi FIFĘ 2010, jeśli poprzednie dziesięć edycji zawiodło? Żaaartowałem, ale wiemy, o co chodzi. Spora część graczy – tych kupujących gry – niech będzie, że 10 procent :-) dobrze się w temacie orientuje, większość jednak sprzedanych egzemplarzy gry to wynik podczepienia się pod dobrą licencję, potężnej reklamy. Generalnie: najważniejsze jest to, by istnienie danego produktu zaszczepić w świadomości potencjalnych klientów, by matka posyłała dziecko do sklepu po Brise a nie po odświeżacz powietrza, dla przykładu.

Efekt powyższego bywa pokręcony – w światku gier jakby bardziej niż gdziekolwiek indziej. Wyobrażacie sobie, żeby powstała książka Wiedźmin – nowa era, traktująca o przygodach w samej rzeczy Geralta, ale ochroniarza pracującego w umiejscowionej na Marsie klinice psychitrycznej? Ciężko jakoś te zwoje dają się do tego nagiąć, a przecież graczami jesteśmy – praktyka to normalna. Zajrzyjmy na podwórko najbliższe, bo własne – Gorky 17 był drużynową grą taktyczną rozgrywaną w turach, walczyło się z potworami; Gorky Zero to już czystej wody skradanka tocząca się w czasie rzeczywistym, w podchody bawimy się raczej z ludźmi. To że ta pierwsza na zachodzie zaistniała jako Odium, to już szczegół. Przykład mało ważki? Już wytaczam cięższy kaliber. Czy serię stanowi Championship Manager, tak jak go Eidos maluje, prawa do marki dzierżąc: CM 3, CM 4, CM 5, CM 2006 – czy tak jak ją widzą fani faktycznego developera serii: CM 3, CM 4, Football Manager 2005, FM 2006...? Problem to niewielki, póki skupiamy się na graniu w to, co lubimy. Jazda zaczyna się, gdy staramy się to wszystko sensownie sklasyfikować. Tym bardziej, że człowiek przekorę ma w genach i zaklasyfikowanie jakiegokolwiek dzieła do jakiejkolwiek kategorii rodzi bunt i owocuje rychłym wyłamywaniem się z niej – to inna bajka jednak.

Spore rozczarowanie spotkało mnie w tym roku na E3, gdy ujrzałem w działaniu Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow, niby drugą część Piratów z Karaibów, no nie? A właśnie, że nie, bo tu mamy do czynienia z prostą konsolową nawalanką – nijak się mającą do niby-poprzedniej-części, którą stanowili i tak okrojeni pod dyktando Disney’a Sea Dogs II – gra, która... przez to nigdy się nie ukazała. Myślenica powróciła, gdy zainstalowałem rosyjską wersję Age of Pirates: Caribbean Tales, czyli nic innego jak Sea Dogs III! Linka do nich nie będzie, bo jest gdzieś taka gra, pardon? Ano jest, ale żeby tego dociec, trzeba się przyjrzeć tokowi rozumowania i tworzenia kolejnych gier przez Akellę – serii, którą za naszą wschodnia granicą możemy dostać trzy części: Korsary I, Korsary II, Korsary III. Pierwsze Korsary to nic innego, jak Sea Dogs, drugie to Pirates of the Caribbean, trzecie to właśnie Age of Pirates: Caribbean Tales.

Przeważnie wydawcy nie serwują graczom aż takiego zamieszania, dużo jednak wskazuje na to, że proceder taki będzie raczej nabierał na sile – dziesiątki tysięcy gier zdołały zaszczepić w naszej świadomości setki dobrych tytułów. Prawa do nich krążą na rynku tak jak każdy inny towar i jeśli towar jest wart swojej ceny, znajduje nabywcę. Dobrze się dzieje, że wypuszczanie na świat grywalnych wersji przed premierą stało się niemal normą – to pozwala, przynajmniej braci pecetowej, uniknąć raf i zorientować się, co tak naprawdę kryje się pod tytułem, który nas kręci. Mógłbym jeszcze skrobnąć kilka słów o tym, jak bardzo podobny będzie Fallout 3 to swoich poprzedników, wydanych przez umierającego Interplay’a, ale w to by mi już nikt nie uwierzył. ;-)

Borys „Shuck” Zajączkowski

EA Mythic

Firmy Electronic Arts chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Amerykański gigant, który w swoim ręku trzyma ponad 50% ogólnoświatowego rynku gier na przestrzeni ostatnich lat udowodnił, że znakomicie radzi sobie na polu produkcji przeznaczonych do potyczek jedno i kilkudziesięcioosobowych. Niestety swego rodzaju piętą achillesową koncernu jest dynamicznie rozwijający się rynek gier MMO. Wystarczy spojrzeć na takie fiaska jak: Earth and Beyond, Motor City Online czy nawet The Sims Online (tytuł,który, mimo iż jeszczedziała, to znajduje się w dolnej części rankingu subskrybentów prowadzonego przez serwis mmogchart), a już mamy niemal pełny obraz kiepskiej sytuacji. Jedynym produktem, jaki z powodzeniem utrzymuje się na rynku, jest Ultima Online, lecz nie okłamujmy się – jest on w końcowym stadium swej żywotności. Warto też zaznaczyć, że wszystkie nowe projekty MMO, jakie opracowywane były w studiach EA na przestrzeni ostatnich lat zostały po prostu porzucone. Mowa tu m.in. o Ultima Worlds Online: Origin (koniec prac w roku 2001) czy Ultima X: Odyssey (koniec prac w roku 2004).

Praktycznie do końca 2004 roku, brak sukcesów na polu gier MMO nie był dla szefostwa EA dużym problemem, ze względu na ograniczoną (jak wówczas myślano) ilość chętnych do bawienia się w wirtualnych światach. Sytuację tę zmienił World of Warcraft, który pokazał, że MMO to jest DUŻA KASA. W końcu sześć milionów osób, które co miesiąc zasilają konto bankowe firmy Blizzard podziałało na wyobraźnię „Elektroników” wysokiego szczebla i zaczęto nerwowo zastanawiać się, co zrobić, żeby powtórzyć wyczyn Blizzarda. Jak przekonaliśmy się w tym tygodniu, firma Electronic Arts wykorzystała swoje rezerwy finansowe (jak to zresztą ma w zwyczaju) i wchłonęła jedynego, moim skromnym zdaniem, developera, jaki może stworzyć coś, co powtórzy sukces WoWa. Mowa oczywiście o Mythicu, który w 2001 zachwycił nas Dark Age of Camelot, a obecnie pracuje nad Warhammer Online: Age of Reckoning. Na E3 miałem okazję zagrać w tę powstającą krzyżówkę WoWa i DAoCa osadzoną w popularnym świecie fantasy i mało powiedzieć, że się zaja... znaczy zachwyciłem. Co ciekawe, jak mówi informacja prasowa, EA pozostawiła nietkniętą, całą 170-osobową, wykupioną firmę, ograniczając się do zmiany jej nazwy na EA Mythic. Co to oznacza?

Uważam, że to znakomita wiadomość, gdyż wydaje się, że EA pozwoli w spokoju tworzyć grę tym, którzy się na tym znają, a ograniczy się wyłącznie do dostarczenia im środków materialnych, jakich do tego potrzebują. Jeżeli tak faktycznie będzie, jestem pewien, że miłośnicy MMO w roku 2007 otrzymają znakomity produkt. Niestety, jak zawsze w przypadku „Elektroników” mających opinię księgowych, a nie artystów, mam pewne obawy związane z tym, że ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia, będzie chciał za bardzo wpłynąć na obraz Warhammera... Co będzie tego następstwem nie musze mówić. Wystarczy popatrzeć na to, co zaczęło się dziać ze znakomitą serią Battlefield, po tym jak EA całkowicie wchłonęło jej developera – DICE.

Przemysław „Łosiu” Bartula

Powiązania do myśli