Po 10 latach wracam na pustkowia Mad Maxa; walka samochodowa to wciąż 5/5 gwiazdek

W tej grze nie ma Mela Gibsona, ale jest pustynna aura, są przekokszone fury i klimat postapokalipsy, którego nie powstydziłby się Fallout. Szukamy tu części do bryki, walimy po mordach pustynnych oprychów i dokonujemy zemsty na wyjątkowo złym bossie.

Piotr Wasiak

Komentarze

Hasło „Mad Max” kojarzycie zapewne (o ile nie siedzicie w temacie bardzo głęboko) z filmem z Melem Gibsonem w roli głównej. Pewnie też, jak przez mgłę, pamiętacie obraz, w którym wystąpiła Tina Turner... ale był to przełom lat 70. i 80. XX wieku. W sumie trzy filmy. W czasach już zdecydowanie nam bliższym pojawił się swoisty reboot serii – Mad Max: Na drodze gniewu z 2015 roku i Furiosa – pozycja już zupełnie niedawna – z 2024 roku.

Mad Max stał się jednym z kultowych, dystopicznych widowisk, pokazujących bliską przyszłość. Miał sporo odwołań w popkulturze. Twórcy innego postapokaliptycznego filmu – Wodnego świata – inspirowali się Mad Maxem, a Hideo Kojima wymienia tę serię jako jedną ze swoich ulubionych. Motywów zapożyczonych z „Szalonego Maxa” można się doszukać też w takich grach jak Borderlands czy Carmageddon, zaś seria Fallout wprost wskazuje Mad Maxa jako jedną ze swoich inspiracji. Podobnie twórcy mang, że wymienię tylko Mad Matic autorstwa Akiry Toriyamy z 1982 roku, nawiązujące do Mad Maxa 2. O wpływie na „papierowe” RPG nawet nie wspominam. I o ile „jedynka” opowiada jeszcze o gangach i generalnie osadzona jest w „normalnym” świecie, tak filmowa „dwójka” to już postapo pełną gębą. Wiecie – samochody z wielkimi silnikami, pustynia, walka o ropę i wodę, opancerzone ciężarówki i starcia postapokaliptycznych gangów czy może lepiej: plemion. Całkiem niezły pomysł.

Oczywiście nie będziemy rozmawiać o filmach, tylko o grach. A konkretnie o jednej – Mad Maxie z 2015 roku. Tak, mamy właśnie dziesięciolecie i jest to świetny moment, aby wrócić do tej produkcji na PC, Xboxie One/Series lub PS4/PS5. Smutne, że przeszła raczej bez echa – może dlatego, że dokładnie tego samego dnia na rynku pojawił się Metal Gear Solid V, który przyciągnął całą uwagę mediów i graczy. Natomiast gra ze świata Mad Maxa jest dość niedoceniana. Ma oczywiście swoje za uszami, ale absolutnie nie zasługuje na zapomnienie.

Gra i film – skomplikowana relacja

Pewnie zwróciliście uwagę na dziwną zbieżność dat. W tym samym roku co gra zadebiutował film Mad Max: Na drodze gniewu. I tutaj leży pierwszy problem rzeczonej pozycji: przyklejono do niej łatkę produkcji na podstawie filmu, a takie nie cieszą się zbytnim poważaniem. Wiecie – każdy myślał, że to słaby skok na kasę przy okazji premiery kinowej, powstały na szybko jako doczepka do hollywoodzkiego widowiska. A to nieprawda.

Mad Max, Warner Bros. Games, 2015.

Po pierwsze, gra nie ma za wiele wspólnego z filmem, poza settingiem oczywiście. Znaczy, owszem, pojawiają się w niej pewne nawiązania do Fury Road, ale jest to jednak samodzielny byt w świecie Mad Maxa. Po drugie, dwie inne gry z uniwersum Mad Maxa, opracowane odpowiednio przez Cory’ego Barloga i Interplay Entertainment, były w produkcji przed ogłoszeniem tytułu, o którym mowa, ale żadna z nich nie została pomyślnie wydana. Natomiast gra o Szalonym Maxie była konsultowana przez współtwórcę serii Georga Millera i została stworzona przez Avalanche Studios (to ci od Just Cause). Początkowo miała mieć liniową fabułę, ale w trakcie developmentu koncepcja się zmieniła i dostała otwarty świat... Premiera była planowana na 2014 rok, jednak przez wspomniane przeprojektowanie gra trafiła na rynek jakieś 4 miesiące po pierwszych kinowych pokazach czwartego filmu z serii.

Czyli niby była powiązana z filmem, ale w zasadzie to nie za bardzo. Jej protagonista zdecydowanie nie jest podobny ani do bohatera Gibsona, ani do Toma Hardy’ego i o co innego w tym tytule chodzi. Wspólny jest tylko świat i klimat.

Gra jest nudna, ale wciągająca

Tak, wiem, jak to brzmi. Gra jest nudna, ale ciekawa. Bo z jednej strony ma masę powtarzalnych czynności. Twierdze bossów, które rozbudowujemy (w każdej musimy postawić te same stanowiska), obozy oprychów, które przejmujemy, niszcząc w kółko znaczniki „tych złych”, rozwalamy wieże snajperów i straszaki – symbole władzy Scrotusa, zbieramy złom, czyli swoistą walutę z pustkowi, walczymy wręcz i w pojazdach, demolując bryki przeciwników... W kółko to samo – kilka albo nawet i kilkadziesiąt razy, zanim dotrzemy do finału... Tylko że zdecydowanie jest w tym to coś, co sprawia, że przy każdym kontakcie z grą myślałem: „jeszcze jeden obóz, jeszcze jedna misja” i tak nawet nie wiem kiedy pękło w sumie kilkadziesiąt godzin. Siadałem na chwilę, wstawałem po trzech godzinach.

Mad Max, Warner Bros. Games, 2015.

Mapa, jak to zwykle bywa w grach z otwartym światem, upstrzona jest znacznikami. Każdy region jest kontrolowany przez złola i musimy własnoręcznie (własnosamochodowo?) go przejąć poprzez obniżenie tam wpływów Scrotusa. Więc jeździmy, rozwalamy, wysadzamy i od czasu do czasu zahaczamy o jedną z misji fabularnych, które rozwijają akcję. Nic, czego byśmy nie znali z innych gier. Tym, co zasługuje na uwagę, są dwa elementy, które Mad Max ma wykonane perfekcyjnie.

Po pierwsze jest to walka w samochodzie. Na pustkowiach spotykamy licznych wariatów w swoich pojazdach. Strzelamy im w koła, taranujemy i uderzamy bokiem. Możemy użyć harpuna i urwać adwersarzowi drzwi, a nawet ową kotwiczką na lince wyciągnąć złola z jego pojazdu. Jeśli zniszczymy brykę przeciwnika, dostajemy cenny złom. Jeśli jej nie uszkodzimy, możemy odstawić wóz do jednej z naszych twierdz i dołączyć go do swojej kolekcji. Walka samochodowa jest świetna i jest to zaskakująco świeże rozwiązanie w tego typu grach.

Mad Max, Warner Bros. Games, 2015.

Po drugie piękny i przerażający zarazem okazuje się świat, w którym przychodzi nam przebywać. Nawet teraz, po 10 latach, zachodzące słońce i barwy nieba wywołują westchnienie. Owszem, kiedy zaczniemy analizować grafikę dokładniej, widać, że gra ma dekadę na karku i nawet w momencie jej premiery na rynku były już ładniejsze produkcje. Tekstury mogłyby być ostrzejsze, a modele w zbliżeniach mniej kanciaste. Niemniej otoczenie, kolory, zmieniające się dynamicznie oświetlenie, niebo i tła zdecydowanie robią robotę. Environmental storytelling jest tu na naprawdę wysokim poziomie. Znajdujemy się oto na dnie wyschniętego morza, pełnego pordzewiałych wraków statków, poprzecinanego udeptanymi drogami, z masą zniszczonych platform wiertniczych, wiatraków i rur. Na horyzoncie widać płonące szyby wiertnicze i pozostałości po morskich skałach. Od czasu do czasu trafia się groźna burza piaskowa, a w nocy nasz samochód ładnie rozprasza ciemność reflektorami.

Mad Max, Warner Bros. Games, 2015.

A właśnie, skoro już wspomniałem o samochodzie. Grając w Mad Maxa, cały czas rozbudowujemy nasz wóz zwany dumnie Magnum Opus, który ma stać się szybkim i niezniszczalnym samochodem gotowym na spotkanie z każdym przeciwnikiem na pustkowiach i na stawienie czoła każdemu zadaniu. Pojazd jest osią fabuły, a jego ulepszanie napędza akcję. Podobnie awansujemy samego Maxa. Elementy RPG są nieznaczne, ale zdecydowanie podczas gry czuć rozwój zarówno postaci, jak i samochodu. Auto zyskuje więcej bajerów, lepsze opancerzenie i silnik, a protagonista – coraz więcej trików w walce i coraz dłuższy pasek życia. Wszystko po to, by przygotować się do ostatecznego starcia. Są też minusy, a najważniejszy wymienił Maciej w recenzji:

Niestety, narracyjno-klimatyczną płynność szybko psuć zaczął... sam główny bohater. Max posiada bowiem mentalność bezideowego zbira wyróżniającego się z tłumu innych zabijaków wyłącznie australijskim akcentem. Jedynym przyświecającym mu celem jest ulepszanie swojego wozu – odniosłem wrażenie, iż za uzyskanie dostępu do nowego zderzaka potrafiłby bezmyślnie zastrzelić ciężarną kobietę.

Gra zapomniana

Growy Mad Max nie wzbudził takiego zainteresowania, na jakie zasługiwał. Może spowodowane było to tym, że pojawił się na rynku dokładnie w tym samym dniu co MGSV: The Phantom Pain? Może zabrakło mocnej promocji? W serwisie GRYOnline.pl wystawiliśmy mu ocenę 7,0, czyli – cytując Czarnobyl – „not great, not terrible”, a pod podsumowaniem recenzji muszę podpisać się rękami i nogami:

Mad Max chce być dużym, pełnoprawnym, rozbudowanym sandboksem, a okazuje się po prostu piaskownicą pełną powtarzalnych zadań. Co prawda wiele elementów wykonano tu bardzo dobrze, a wszechobecny pustynno-steampunkowy klimat pozwala wybaczyć część niedoskonałości, ale obok leżącej u podstaw monotonii trudno przejść obojętnie. Jeśli potraficie znieść tony schematyczności lub jesteście wielkimi fanami postapokalipsy – czeka Was dobra zabawa.

No właśnie. Wspomniana „dobra zabawa” jest tu kluczem. Bawiłem się kapitalnie przez kilkadziesiąt godzin. Nie była to męcząca szare komórki rozgrywka, tylko świetna odskocznia, kiedy chciałem się zrelaksować po całym dniu roboty. Owszem – sporo misji pobocznych odpuszczałem, bo – jak wspomniał recenzent – monotonia była nieco wkurzająca. Niemniej spędziłem na dnie oceanu całkiem fajny czas i dziwi mnie, że gra jest dzisiaj mocno zapomniana. Gorsze od niej tytuły doczekują się wznowień, remasterów i pojawiają w bundle’ach. Mad Maxa nie widać przy okazji steamowych promocji i mam wrażenie, że nawet wydawca o nim zapomniał. A szkoda, bo pomimo wad jest to jedna z tych gier, które się dobrze zestarzały i potrafią sprawić sporo frajdy – nawet jeśli nie dojedziemy do końca fabuły.

Mad Max, Warner Bros. Games, 2015.

Kiedy piszę te słowa, Mad Max na Steamie kosztuje około 90 złotych – i uważam, że w tej cenie można brać go w ciemno. Niewiele ustępuje współczesnym tytułom, a powtarzalność rozgrywki to coraz częstszy zarzut odnoszący się też do obecnych produkcji (na ciebie patrzę, Assassin’s Creed). Na wyższych poziomach trudności opowieść o przygodach Szalonego Maxa może być też całkiem wymagająca, zwłaszcza zanim odblokujemy sporo umiejętności protagonisty. Bawiłem się nieźle – zdecydowanie lepiej niż na przykład w Just Cause 2, czyli bardziej znanym dziele Avalanche Studios. Warto dać „Szalonemu Maxowi” drugą szansę albo wygrzebać grę z kupki wstydu.

2

Piotr Wasiak

Autor: Piotr Wasiak

Gra w gry, promuje gry i robi gry, a teraz jeszcze czasami pisze o technologii. Zdecydowany Millenials, który coraz częściej łapie się na stwierdzeniu “za moich czasów to było…”. Pewnie dlatego lubi retro, technologię i ciekawostki świata naukowego. Poza tym, jego pasją są Gwiezdne wojny o których może długo opowiadać i spierać się, który myśliwiec jest lepszy. Pewnie dlatego prowadzi dwa kanały na YouTube - Bibliotekę Ossus o uniwersum Lucasa i Bibliotekę Wyobraźni… O wszystkich innych uniwersach. W internecie i na konwentach czy PGA lub Digital Dragons ukrywa się pod nickiem “Yako”.

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl