Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 6 maja 2009, 13:00

Gralingrad - odstresowywacz

Czasami człowieka grającego w gry kilka lat po ich premierze nachodzi myśl, by rzucić to wszystko i zająć się czymś zupełnie innym.

Czasami człowieka grającego w gry kilka lat po ich premierze nachodzi myśl, by rzucić to wszystko i zająć się czymś zupełnie innym.

Mnie do takich wniosków skłoniło Tenchu 3, które wszelkimi sposobami próbuje człowieka przekonać do przerzucenia się już na current-geny i pozostawienia tych wszystkich nieogranych hiciorów z Playstation 2 za sobą. Spokojnie, nie mam zamiaru tutaj narzekać na błędy kolizji, chory system zapisów czy punktów kontrolnych. W końcu może jeszcze do Tenchu 3 wrócę (taki jest plan), a jeszcze gra się spersonifikuje, usłyszy moje utyskiwania i zacznie brutalniej atakować błędami. A tego na pewno nie chcę. Dlatego od razu przejdźmy do etapu wniosków.

Jeśli połowa gier wydanych co najmniej pięć lat temu jest dzisiaj równie irytująca, co Tenchu 3, to ja przestaję się dziwić popularności Nintendo Wii. W końcu konsola japońskiego giganta stanowi idealną odskocznię i niemal pewne źródło odstresowania dla gracza. No bo jak można się zdenerwować przy Wii Sports albo Wii Fit? Jeśli nie rzucisz pilotem w swój 32-calowy telewizor ani nie rozwalisz nosa o podłogę przy próbie stanięcia na desce, to nie masz innej możliwości, by się zezłościć. Jeszcze dołóżmy do tego jogę, muzykę relaksacyjną i śmiech 5-letniego brzdąca obok siebie, który z radością wymachuje, obok swojego taty, pilotem w baseballu ze Sports, to będziemy mieli pełen obraz sielanki. No chyba, że brzdąc skasuje nam 32-calowy telewizor.

Wystarczy spojrzeć na francuską listę przebojów z ostatniego miesiąca. W Paryżu i Marsylii grają w Wii Fit. Dzięki temu są mniej zestresowani, lepiej wysportowani i zdecydowanie bardziej uśmiechnięci. Nie mają szans, by wpaść do przepaści po 30 minutach gry i dostać wiadomość, że muszą zaczynać poziom od początku. Nie muszą męczyć się z chybionym systemem kolizji ani udawać, że brak sztucznej inteligencji u wirtualnych wrogów im nie przeszkadza. Stają na jednej nodze, zaczynają klaskać i podbijają swoje atrybuty. A potem leją nas na boiskach i parkietach, zamykają szefów korporacji i palą samochody na drogach. Chociaż nie, z tym nie ma to akurat żadnego związku.

O tym, że wirtualne odstresowywacze istnieją i działają, przekonuje niesamowita i miejscami wręcz chora fascynacja ludzi The Sims. Gracze nie muszą się martwić o życie swojego bohatera, o częste zapisywanie gry, o przeciętny system kolizji obiektów czy sztuczną inteligencję. Mogą to robić, ale nie muszą. A dodatkowo mają szansę zrewanżować się nauczycielowi, teściowej, zięciowi, uczniowi czy szefowi. Nie powiem, żebym pochwalał znęcanie się nad wirtualnym ludzikiem, ale znowu wolę, by ktoś topił w basenie piksele, niż wpadł na idiotyczny pomysł i wprowadził go w życie.

To z kolei może przełożyć się na dezaktualizację argumentu mówiącego, że to wirtualna rozrywka wychowuje, rodzi, uczy i aktywuje psychopatów i seryjnych morderców. Jak Wii i Simsy będą się tak rozpychać po rynku i cieszyć się milionową oglądalnością, to media zaczną je brać za przykład. Tak to już działa, że większość researcherów tematów w telewizjach chce coś tak zrobić, by jednocześnie się nie narobić. Jeśli więc będą mieli na tacy Wii Sports i Simsy, to je wezmą, a nie będą szukać Rule of Rose czy innych scen erotycznych w Mass Effect. Może wtedy pani prowadząca dziennik wspomni przed materiałem, że autor masakry w szkole miał patologiczną rodzinę z problemami, a nie tylko ponad 15000 fragów w Quake’u.

Prasa branżowa i najwięksi fani gier mogą więc narzekać na wysyp czy samą popularność gier dla niedzielnych użytkowników konsoli czy komputera. Plusów jest jednak więcej niż minusów. Ludzie bawiący się grami typu Wii cośtam albo Sims nie są narażeni na skrzywienie psychiczne w takim stopniu jak grający w Mortal Kombat (tutaj pojechałem argumentem a la TVP), ani też nie mogą się przed telewizorem na grę złościć. Mają relaks, chwalą wirtualną rozrywkę i sprawiają, że jest w niej więcej pieniędzy, a my możemy bawić się przy Bioshockach czy Mass Effectach. W końcu na liście francuskich TOP 10 jest na podium Resident Evil 5, a to znaczy, że stara szkoła graczy trzyma się mocno i w szeregach ma jeszcze miliony członków. Równowaga nie wydaje się więc być zachwiana.

Gralingrad - odstresowywacz - ilustracja #1
No tutaj to już chyba będzie potrzebna pomoc lekarza

Poniżej poprzedni odcinek serii:

Gralingrad - walka z czasem

Gralingrad - struna

Gralingrad - sekcja

Gralingrad - dusza gry

Gralingrad – monotematyczni

Gralingrad – zły pomysł

Norbert Szamota

Norbert Szamota

Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Tam też obronił pracę dyplomową poświęconą miesięcznikom o grach konsolowych, wydawanym na przełomie XX i XXI wieku. W GRYOnline.pl działa od 2009 roku. Początkowo jako newsman i autor felietonów, później twórca wpisów encyklopedycznych i bloger na gameplay.pl, a od kilkudziesięciu miesięcy jako członek działu Publicystyki. Zaczynał dwa lata wcześniej, tworząc dla serwisu GamePress jedne z pierwszych wideorecenzji gier w polskim Internecie i publikując je na raczkującym wówczas YouTube. Gra we wszystko i na wszystkim, ciągle szukając ciekawych historii, intrygujących mechanik oraz zachwycających obrazów i dźwięków. Uwielbia tropić dawne opowieści z branży, a w wolnym czasie tworzyć też własne growe opowiadania na blogu Gralingrad.pl.

więcej