To co dzieje się w Chinach przekracza wszelkie granice. Większość firm takich jak Tencent powstawała za przyzwoleniem partii, z ludźmi z systemu i im podlega. To takie symbiotyczne byty i przedłużenie systemu w innych sferach. Funkcjonują i maja dobrobyt tylko dzięki partii, więc ze strachu i dla nagród wykonują ich robotę. Tencent to już totalnie bo Weixin służył do polowania na dysydentów i osoby, które mogłyby stanowić problemy dla władzy.
Nie uznałbym siebie za olbrzymiego fana ścigałek. Siedzenie za kierownicą wywołuje u mnie agresję. Nawet w grach zachowuje się jak jakiś maniek, który wyskakuje na skrzyżowaniu ze swojej bryki by wpieprzyć innemu kierowcy za jakieś rzekome przewinienia. Mam jednak olbrzymią słabość do Micro Machines i wszystkich innych gierek, gdzie prowadzimy jakieś miniaturki Czy Table Top Racing: World Tour ma szansę stać się moją drogą powrotu do gier wyścigowych?
Motyw Japonii jako dystopii jest niezwykle popularny w kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeszcze przed pęknięciem ekonomicznej bańki i epoką straconych dekad w wielu japońskich tworach przejawiała się mroczna wizja świata i przyszłości. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest cała masa ale w jakimś stopniu można je sprowadzić do zderzenia tradycyjnej kultury Japonii z nowoczesnością. Dlatego nikt nie powinien być zdziwiony istnieniem produkcji takich jak The Silver Case. Tylko czym jest The Silver Case?
Ekipa z Grasshopper Manufacture serwuje nam pastisz a może satyrę gatunku survival horror jednocześnie dając nam do rąk jednego z najbardziej nietypowych przedstawicieli tego typu gier. Nie jest to pozycja świetna, ba nie wiem czy można z czystym sumieniem określić ją mianem przeciętniaka. Jednak jest to gra od ludzi, którzy zapewnili nam szalone przygody w killer7, No More Heroes czy Shadows of the Damned. Więc nie może być tak źle i jest to po prostu tytuł bardzo specyficzny, prawda?
@ROJO. Dobrze wiedzieć, że nie jestem sam. Gadałem ostatnio ze znajomymi i ku mojemu zaskoczeniu mieli inne zdanie na temat Youngblood. Nawet myślałem, że jestem zbyt ostry, ale dawno mnie produkcja AAA tak nie denerwowała.
Jasne. Patrząc po tym, że Yakuza powoli trafia na PC jest szansa na premierę gdzieś pod koniec roku lub na początku 2020. Jeśli przenieśli Kiwami 2 bez problemów to i z Judgement nie powinno być trudności.
@Yuri Lowell Trails in the Sky jest bardzo fajne. Od tej trylogii zaczynałem przygodę z serią i teraz staram się wrócić do starszych odsłon z PSP.
Liczę na to, ze trójka trafi na PC jakoś na początku przyszłego roku. Wrześniowa premiera na PS4 daje na to jakieś szanse. W końcu mają tłumaczenie, poprzednie odsłony były na PC i jest zainteresowanie nową częścią. Może Epic wyskoczy z kasą za ekskluzywny tytuł? W końcu przydałby się im jakiś JRPG:)
Nintendo 3DS to prawdopodobnie system z którym spędzam najwięcej czasu. Nie chodzi tylko o to, że zdarza mi się zasypiać z kieszkonsolą w łapach albo o to, że nie chce mi się targać mojego PlayStation 4 do Chin. Jest to raczej efekt masy wypasionych gier RPG i SRPG przy których mogę spędzić masę czasu. Jedną z takich produkcji było Fire Emblem Awakening. Nowe oblicze starej serii okazało się świetną grą. Dlatego też z olbrzymim zainteresowaniem czekałem kiedy w swoje łapy dorwę kontynuacje tej produkcji. Po miesiącach czekania do Europy zawędrowało Fire Emblem Fates. Czy jest to jednak gra tak dobra by kupić ją trzy razy?
To prawda. Czerwiec stoi japońskimi gierkami. Chyba jedyny większy tytuł z zachodu poza CTR to The Sinking City, ale tu mam wątpliwości co do jakości samej gry.
Tak, z tego co się orientuje to wszystkie ulepszenia z wersji na PS4 sa dostępne na Steam.
A gierki da się wyrwac taniej na wyprzedażach. Na zimowej obkupiłem się w trochę tytułów Xseed/Marvelous i ceny były niższe gdzieś tak o 40-60%.
Teraz ciekawe jak sytuacja będzie wyglądała z Cold Steel III. Za lokalizację odpowiada ktoś inny co moze zaowocować zmianami przy osobach podkładajacych głosy.
@topyrz Pewniakiem, podobnie jak gierki free to play zarabiają na wielorybach. Koei Tecmo od lat przy większości produkcji stosuje model DLC za setki dolców, więc muszą na nich zarabiać. Plus ogólnie przy japońskich gierkach zarabiających na tym jak wyglądają bohaterki jest jakaś mania z płatnymi kostiumami. Ostatnio trafiłem do sklepiku najnowszej odsłony Senran Kagura i OMG ile tam tego jest.
Pograj trochę więcej. Wszystkie większe tryby to tylko chwila gry i są nieziemsko łatwe. Nie wiem w jakie tytuły grasz ale te święte graale nie są dla mnie czymś takim. Przy Blazblue, Guilty Gear, SoulCalibur VI czy Tekken 7 tutaj jest straszna bieda. No ale co kto lubi.
Już jakiś czas temu zauważyłem, że spędzam przy tak zwanych produkcjach indie znacznie więcej czasu niż przy tytułach z segmentu AAA. Jakoś małe produkcje oparte często na interesującym pomyśle lub retro gameplayu w stylu wprost z salonów gier potrafią przykuć mnie do ekranu na dłużej niż pseudo epickie, „powalające” graficznie hiciory o nudnym gameplayu. Z tego też powodu kiedy tylko zobaczyłem trailer Downwell, wiedziałem że będzie to coś dla mnie. Tylko czy w 2016 gra korzystająca wyłącznie z czerwonego, białego i czarnego koloru ( biały i czarny to chyba barwy?) ma prawo bytu?
Jak dla mnie ta lista to tak z tyłka, ale rozumiem, ze komus moga się podobac takie gierki, ale Rage2? Serio?
Pisałem z kolesiami od PR Koei i odpisali mi by nie tracić nadziei na premierę w 2019, więc zdecydowałem się dodać do listy.
Mam dokładnie takie same wrażenie. Kompletnie mi ten dubbing nie pasuje. Jak nie będzie innej opcji to sprowadzę sobie egzemplarz z Azji bo grałem w demko po chińsku i jakoś moja znajomość języka wystarcza do komfortowej gry.
Z ograniczeniem czasowym mogą być problemy. Zwłaszcza jak się zapomni, że dni mijają podczas podróżowania i nie zaplanuje się tego dobrze. Dlatego ja staram się zawsze w pierwszy tydzień wyzwania zrobić minimum niezbędne do zaliczenia. Wtedy nawet jak się o czymś zapomni nie ma takiej tragedii.
Projext X Zone jest całkiem fajne i ma na serio sporo postaci bo jest Capcom, Namco, Sega i nawet ktoś od Nintendo się pojawiał w 2 części. Tylko całe lore jest skomplikowane bo seria zaczęła się z Capcom X Namco i jest powiązana z Super Robot Wars. Sam muszę nad tym posiedzieć bo grałem tylko w te trzy odsłony z X a przygodę z Super Robot Wars tak naprawdę dopiero zaczynam.
Druga Wojna Światowa i japońscy twórcy to dość niebezpieczna mieszanka. Może z tego powstać coś bardzo głupiego i dziecinnego. Da się jednak stworzyć też coś poważnego i poruszającego. Valkyria Chronicles znajduje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami. Czy ta wojna w wersji anime jest jednak godna uwagi?
PlayStation 3 otrzymało sporo niezłych gierek, które przeszły bez większego echa. Produkcje te często trafiały na konkurencję w postaci najgorętszych gier AAA lub były po prostu tylko dobre. Obecnie sytuacja ta uległa jednak kolosalnej zmianie. Posucha na konsolach obecnej generacji sprawiła, że wydawcy „starych” gier próbują dotrzeć z odgrzewanymi kotletami do nowej grupy graczy i ponownie zarobić na praktycznie tym samym produkcie. Właśnie to zdaje się być powodem pojawienia się na rynku The Witch and the Hundred Knight: Revival Edition. Czy oznacza to jednak, że lepiej odpuścić sobie ten tytuł?
Idea Factory jest niezwykle interesującą firmą tworzącą i wydającą gry. Są to specjaliści od niszowych gier RPG klasy B. Ich tytuły mają wierne i oddane grono fanów ale za nic nie są w stanie przebić się do gamingowego mainstreamu. Dlatego też byłem trochę zdziwiony, że Idea Factory zdecydowało się na wydanie remastera jednego z ich normalniejszych tytułów. Czyżby Fairy Fencer F: Dark Advent Force było próbą trafienia do większego grona odbiorców i zarażenia ich miłością do gier tego producenta?
Czasami mam wrażenie, że wypaliłem się i nie mam już siły do pewnego typu gier. W szczególności tyczy się to tytułów JRPG. Powolne początki i sztampowe postacie zniechęcają mnie do dalszej gry. Bardzo często zasypiam przy dennych dialogach i wprowadzeniach tak nieinteresujących, że nawet twórcy wolą je pomijać. Czasem jednak trafi się na taki tytuł, który zaintryguje mnie i zniknę przed konsolą niczym za czasów dominacji pierwszego PlayStation. Jedną z takich gier było The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel. Teraz po trwającym wieczność wyczekiwaniu, w moje ręce wpadła kontynuacja tamtej gry. Czy Trails of Cold Steel może udźwignąć ciężar pokładanych przeze mnie oczekiwań?
Final Fantasy nie ma zbyt wielkiego szczęścia do urządzeń mobilnych. Na każdą interesująca grę opartą na kultowej serii otrzymujemy jakiegoś crapa albo leniwy port. Dlatego też podczas pierwszego odpalenia Final Fantasy: Brave Exvius nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Czy nadszedł dzień gdy usunę z telefonu Final Fantasy Record Keeper i zastąpię tą gierkę jakimś innym prostym RPG? Czy też Brave Exvius to wpadka marnująca tylko ograniczoną przestrzeń dyskową mojego telefonu?
Chciałem napisać jakiś wstęp o wampirach i innych stworzeniach nocy. Mrocznym świecie skazanym na wieczną noc. Jednak uznałem to za niepotrzebny element i postanowiłem pójść w innym kierunku. Nights of Azure to jedna z tych gier, które nauczyły mnie czegoś. I nie chodzi tutaj o bzdury typu zabijanie potworów czy konstrukcję koktajlu Mołotowa. Mówię o czymś co może mi się przydać w realnym świecie. Dzięki tej produkcji wiem jak wygląda kolor ażurowy. Dzięki temu paleta znanych mi barw wynosi już 10.
Moja wiedza na temat życia w totalitarnym ustroju jest znikoma. Jasne że przeczytałem kilka książek na ten temat. Widziałem też parę filmów skupiających się na tym zagadnieniu. Byłem nawet przez kilka chwil w Korei Północnej, ale ma się to wszystko nijak do doświadczenia na własnej skórze udręki życia pod butem władzy. Z tego powodu pomysł gry Beholder wydał mi się niezwykle interesujący. Tylko czy symulator menadżera apartamentowca może sprawiać graczom frajdę?
Moim zdaniem tak. Rozgrywka jest na tyle przyjemna, że bez materiału źródłowego można się dobrze bawić. Jednocześnie gra skutecznie zachęca do zapoznana się z Berserkiem. Wydaje mi się, ze po ograniu będziesz miał/a ochotę na zapoznanie się z mangą lub anime.
Ta gra to odpowiedź na drżące się dzieciaki. Horrorek zrobiony pod to żeby ktoś robił filmiki i gadał jakie ekstremalne jest odlewanie się na trupy. Jakie szalone jest poniewieranie religii. Jakie mocne jest serwowanie gwałtów i dzieciobójstwa. Innymi słowy dno dla amatorów "rozrywki" na najniższym możliwym poziomie. Podniecanie się gore dla samego faktu podniecania się i udawania, ze jest w tym coś ekstremalnego.
Bardzo się nie zgadzam moja recenzja dostępna jest tu : https://gameplay.pl/news.asp?ID=103568
Chyba żele podchodzisz do tematu bo mam prawie 30 lat i na horrorach się znam. Jest różnica pomiędzy dobrym straszakiem a rzucaniem mięsa na wszystkie strony, sikaniem na trupy i jedzeniem fekaliów. Jak ktoś nie ma pomysłu na horror to idzie w najprostszą stronę i wszędzie walają się flaki.
Równowaga pomiędzy gore a atmosferą nie została zachowana bo tego drugiego nie ma za wiele. to NIE jest Silent Hill, to jest uciekanie przed oszołomami, którzy chcą nas zabić
Kiedy byłem młodszy nie znosiłem gier logicznych i wszelkiej maści tytułów zachęcających nas do główkowania. Wydawało mi się, że po szkole należy mi się odpoczynek od myślenia. Z biegiem lat sytuacja ta uległa zmianie i wraz z kolejnymi generacjami konsol spędzam coraz to więcej czasu przy produkcjach polegających na rozwiązywaniu zagadek i wykorzystywaniu zdolności swojego mózgu. Nigdy nie trafiłem jednak na produkcję która potrafiłaby zatrzymać mnie na dłużej. Czyżby Tumblestone miało zmienić tą sytuację i zagościć na dysku mojego PC na stałe?
Za kilka dni na PlayStation 4 pojawi się port gry. twórcy dorzucili dwa nowe rozdziały, które rozbudowują historię i służą jako pomost pomiędzy The Silver Case a sequelem Ward 25.
b) ten tytuł to nie RPG, tylko jRPG - bo to tak jakby porównywać symulatory od SimBin do Need for Speeda. Niby oba tytuły zaliczają się do ścigałek, ale jednak nie porównuje się ich.
OMG ludzie trochę powagi. JRPG to RPG. Japanese Role Playing Game tak na wypadek jakby jakiś mistrz nie wiedział.
Plus argument że gra nie może być RPG dekady bo ja lubię inne gry.
Na serio ktoś poważny podważa czyjeś zdanie bo sam uważa inaczej?
poziom - piaskownica on
Ci "eksperci" ci nie grali mają najwięcej do powiedzenia. Poczekam na argument, który udowodni, że Wiedżmin lub Skyrim mają lepszą fabułę albo system walki. No bo z jakiegoś powodu musza być lepsze. Chyba że mówimy o ilości bugów wtedy obie produkcje biją Personę 5 na głowę.
Prywatnie cyferki mnie kompletnie walą i nie robią na mnie wrażenia oceny innych. Sam wystawiam tak jak mi się podoba i cyferka jest według mojego uznania. Jak ktoś nie czyta tekstu i patrzy na znaczek to jego problem.
Każdy ma swój gust i swój system oceniania bo zwraca uwagę na inne rzeczy i docenia inne elementy.
Swoją drogą spoko ten podcast.
Pewnie metacritic ma być wyrocznią i z automatu dyktuje jakie ktoś powinien mieć opinie. Przecież uśredniona ocena ma olbrzymie znacznie.
Chyba nie muszę swojej opinii bazować na ocenach wystawianych przez inne osoby?
Każdy kto pamięta końcówkę lat 90. i początek XXI wieku musi przyznać, że mania na Pokemony opanowała prawie cały świat. Kieszonkowe Potwory były wszędzie i każdy chciał „złapać je wszystkie”. Sukces tej produkcji sprawił, że szybko otrzymaliśmy masę naśladowców. Nic jednak nie dorównało produkcji promowanej przez Pikachu. Teraz na rynku pojawia się nowy gracz, który chyba celuje w ten sam target. Mamy słodziutkie stworki i zabawę w zbieranie ich. Do tego za produkcja tą stoją mistrzowie z Level-5. Czy Yo-Kai Watch okaże się Pokemonami XXI wieku?
O Wiedźminie 3 wspominam z prostego powodu. Wystarczy pierw poczytać reakcję części amerykańskiej prasy na temat rasizmu, seksizmu i innych izmów w grze. Potem należy to zestawić z wypowiedziami japońskich wydawców i deweloperów, którzy wskazują na kazus Witcher 3 i swobody w poruszaniu pewnych tematów plus potencjału produkcji, które nie są AAA na olbrzymi sukces. Warto poczytać np. Famitsu z okresu premier gry albo zagadać do Sudy (na fb czy twitterza spokojnie odpowiada).
Jak ogrywałeś japońskie gry na PS3 to niestety minąłeś się z ich okresem świetności. Argument z wybraniem najlepszych gier tez jest trochę błędny ale nie będę wdawała się w szczegóły na temat poszczególnych serii.
Ofensywa Final Fantasy wydaje się nie mieć końca. Juz za kilka tygodni będziemy mogli zagrać w tworzone od wieków Final Fantasy XV. Na horyzoncie także kolejne spin-offy tej serii, jakieś seriale anime i filmy promujące markę powstała na NESie. FF mania trwa także na telefonach komórkowych bo otrzymaliśmy kolejną grę z cyklu stworzoną pod przenośne urządzenia. Mobius Final Fantasy ma być przeniesieniem wrażeń z konsolowej gry nowej generacji na mały ekran. Czy jest to tylko hasło reklamowe czy też w końcu doczekaliśmy się Final Fantasy z prawdziwego zdarzenia?
Arc System Works to deweloper dobrze znany każdemu z fanowi bijatyk. Firma odpowiedzialna za cykl Guilty Gear i BlazBlue dostarcza dokładnie tego czego oczekują miłośnicy dwuwymiarowych fighterów. Czy ich najnowszy tytuł – BlazBlue: Central Fiction jest tak dobry jak pozostałe gry z serii? Czy też może nie da się w nieskończoność doskonalić jednego produktu i można w pewnym momencie przedobrzyć?
Polecam przeczytać tekst przed ubolewaniem nad wiekiem autora. Piszę trochę o Onimushy, Ninja Gaiden o Otogi. Kwestia jest jednak porsta- Darks Souls jest rozpoznawalne, o tamtych grach pamięta mała grupa. Pisze się o tym co ludzie rozpoznają bo to ich interesuje. Tekst o tym dlaczego fan Onimushy może zainteresować się Nioh nie miałby zbyt wiele kliknięć.
Plus jakby się tak bawić w odwoływanie co jest klonem czego itp to jest jeszcze King's Field. A poza Ninja Gaiden na Nesa była cała masa trudnych gier i na tej zasadzie to każda z nich jest protoplastą DS.
Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea to przygoda dwóch dziewczyn o imieniu Shallie. Pierwsza z nich – Shallistera wywodzi się ze szlacheckiej rodziny i wraz ze swoja ekipą wyrusza na podróż by ratować swoją wioskę. Wynika to z tego, że świat w którym przyszło żyć bohaterom nieustannie zamienia się w pustynię. Źródła życiodajnej wody są coraz trudniejsze do odnalezienia. Shallistera zrobi wszystko by pomóc swojemu plemieniu. Druga z bohaterek to Shalotte. Zielonowłosa dziewczyna dorabia sobie jako sprzątaczka ulic i marzy o zarobieniu wielkich pieniędzy i zostaniu utalentowanym alchemikiem. Jej przygoda nie jest epicka i Shalotte nie stara się uratować nikomu życia. Mamy do czynienia z historią osoby, która stara się ciężką praca osiągnąć coś w życiu.
Gry typu Warriors od Koei to swego rodzaju fenomen. Dość niepozorne produkcje mają sporą rzeszę fanów, którzy ciągle kupują nowe wersje tego samego produktu. Nieżyczliwi porównaliby zmiany w kolejnych odsłonach Dynasty Warriors do „postępów” w nowych edycjach Fify lub Madden NFL. Jednak coś sprawia, że ludzie chcą więcej. Mało tego patenty rozgrywka z cyklu Worriors jest tak popularna, że marki Gundam, Zelda, One Piece i zmierzający na Nintendo Switch - Fire Emblem otrzymują swoje wariacje Dynasty Warriors. Formuła ta stałą się tak popularna, że nawet inni deweloperzy kopiują patenty z serii od Koei. Jedną z takich gier jest właśnie Fate/Extella: The Umbral Star. Tylko czy „klon” Warriors jest równie dobry jak oryginał?
Seria Kirby należy do grupy gier obok których zazwyczaj przechodziłem obojętnie. Pograłem trochę w kolejne tytuły z różową kulką w roli głównej ale jakoś nigdy te produkcje do mnie nie trafiły. Może wydawały mi się trochę zbyt dziecinne i za proste. Dopiero Kirby's Epic Yarn sprawiło, ze przysiadłem na dłużej przy konsoli. Był to jednak efekt przepięknej stylistyki i oprawy graficznej a nie gameplayu. Dlatego też nie byłem pewny czy pozbawione włóczki Kirby: Planet Robobot nie okaże się czymś co mnie zainteresuje. Jednak nie szykowało się na to aby na Nintendo 3DS w czerwcu pojawiła się jakaś lepsza gra. Zacisnąłem zęby i postanowiłem dać temu tytułowi szansę. W końcu w razie wpadki będę tylko 130 złotych w plecy.
Jako dzieciak oglądałem Power Rangers. Od wielu lat zastanawiam się dlaczego to robiłem. Czy zostałem zahipnotyzowany? Może po prostu nie było nic lepszego w telewizji albo padał deszcz i musiałem siedzieć w domu? W każdym razie nie uważam siebie za fana „zhamburgeryzowanej” wersji japońskiego Super Sentai. Jednak mam jakiś tam sentyment do tej produkcji i jestem w stanie rozpoznać charakterystyczne dla niej elementy. Dlatego też spoglądając na Chroma Squad pomyślałem, że ktoś zdecydowała się na wydanie podróbki Power Rangers.
Lara Croft, czyli pierwsza dama gier wideo może pochwalić się całą masą dobrych gier. Oczywiście przez te 20 lat kariery, pani archeolog kilka razy powinęła się noga. Jednak na ogół było przynajmniej nieźle. Dlatego też zainteresowany byłem sposobem w jaki zakończono celebrację 20 lat ikony wirtualnej rozrywki. Nie dawno, praktycznie z powietrza na Steam wylądowała gra Lara Croft GO. Czyżby miało to oznaczać, że nasza ulubiona bohaterka doczekała się kolejnego niewypału?
Jasne, muzyka jest spoko.
Tylko patrzę na listę gier, które wypada kupić na premierę i już mnie boli portfel. W pierwszych 3 miesiącach jest jakieś 12 gierek, które wypadałoby mieć a do tego dochodzi jeszcze Switch.
W nowego Niera będę chętne katował bo od Bayonetty 2 nie było jakiejś wypasionej gry tego typu.
Oto kolejny tekst z cyklu Tomek bierze się za gierkę, o której nie ma zielonego pojęcia. Całość jest wynikiem mojej nieustannej misji poszerzenia swoich horyzontów. Trudno powiedzieć gdzie zawędruje dalej ale odhaczyłem kolejny kawałek kompletnie obcej mi japońszczyzny i jestem z tego faktu zadowolony.
Planowałem tutaj napisać coś o shinobi, samurajach i Japonii w epoce Edo. Przypomniałem sobie jednak, że przez lata zaczynałem w ten sposób dziesiątki recenzji i tekstów. Dlatego zamiast powielać tamten schemat postanowiłem uderzyć w trochę inne nuty. Cieszę się, że żyjemy w czasach, gdy każdy może znaleźć dla siebie jakiś gatunek lub konkretny tytuł. Kickstarter, Steam Greenlight, twórcy indie i rozwój pecetowego rynku gier sprawiły, że zakończył się okres powielania tych samych schematów. Dlatego nie muszę obawiać się tego, że czyjeś głupie decyzje przyczynią się do powstawania kwiatków takich jak Commandos: Strike Force. Dzięki nowej sytuacji na rynku zamiast kolejnych klonów Call of Duty mogą pojawiac się produkcje takie jak Shadow Tactics: Blades of the Shogun.
Żyjemy w epoce remastera. Od kilku lat na rynek wypluwane są niezliczone porty starszych gier. Z jakiegoś powodu ($$$) wydawcy decydują się nieustannie serwować nam odgrzewane kotlety. Przyszła pora na kolejny tekst na temat produkcji tego typu. Na tapetę biorę Amnesia Collection na PlayStation 4. Może zostanie w jakiś sposób pozytywnie zaskoczony?
@WildCamel okolice 30 godzin. Bez zaliczania wszystkich questów i zawaliłem kilka spraw/ubiłem pewne postacie. Jak ktoś się przyłoży do gry to i 40 spokojnie wykręci.
Współczesna niemiecka literatura fantasy jest mi kompletnie obca. Dlatego gdy usłyszałem, że powieść The Dwarves doczeka się gry wideo, w głowie nie zapaliła się żadna lampka. Prawdę mówiąc przez dłuższy czas myliłem ten tytuł z innymi grami o krasnoludach. Teraz kiedy ograłem ten tytuł, zastanawiam się czy nie poszukać w bibliotece książek autorstwa Marcusa Heitza.
Na razie tylko wersja cyfrowa. Frictional liczy na wydanie wersji pudełkowej jeśli sprzedaż edycji digital będzie zadowalająca. No i na sprzedaż retail nie ma co liczyć w tym roku.
Zazwyczaj pod koniec żywota danej konsoli dostajemy w ramach pocieszenia kilka interesujących tytułów. Są to bardzo często gry, gdzie ktoś decyduje się na odrobinę eksperymentacji. Czasem prowadzi to do innowacji w gatunku. Innym razem dany patent okazuje się niewypałem. Ważne jednak że twórcy decydują się na zrobienie czegoś innego. Z tego powodu Trillion: God of Destruction ma u mnie plusa już na starcie. Ciekawe czy będzie to jedyny pozytywny element tej produkcji?
Retro stylistyka gier niezależnych staje się pewnym problemem. Z jakiegoś powodu twórcy indie masowo produkują tytuły nawiązujące graficznie do 8. i 16. bitowej epoki gier wideo. Z tego powodu przejadło mi się granie w tytuły, które nie dość, że są podobne do gier z lat 90. to jeszcze wszystkie wyglądają tak samo. Efektem takiej sytuacji jest to, że bardzo łatwo jest stracić z oczu interesujące i wartościowe pozycje. Exile's End pojawiło się rok temu na PC i przeszło bez jakiegokolwiek echa. Teraz tytuł ten wylądował na PlayStation 4. Czy gra ta jest na tyle dobra by zostać w końcu zauważonym?
Senran Kagura: Bon Appetit! - Full Course to moje trzecie podejście do cyklu o uczennicach ninja. Zaczynam już kojarzyć konkretne postacie I byłbym w stanie kilka z nich rozpoznać. Wzbudza to we mnie olbrzymi strach. Co jeśli przez kontakt z tymi produkcjami przemienię się w jakiegoś hentai otaku albo inne dziwadło podniecające się rysowanymi dziewczynami? Z drugiej strony wcześniejsze gry z serii miały w sobie coś co aktywowało we mnie tryb fana Dynasty Warriors? Czy tym razem będzie tak samo? Czyt nie ma dla mnie ratunku I będę musiał spać z poduszką w kształcie dziewczyny z jakiegoś anime?
Uwielbiam świetne gry cRPG. Dlatego kiedy zaczynam gadać o PlanEscape Torment, Fallout albo Baldur's Gate tonie potrafię się powstrzymać. Do dzisiaj noszę koszulkę z logo Baldur's Gate II i trzymam kolekcję pudełek moich ulubionych tytułów. Dlatego byłem smutny w czasach kiedy gatunek trochę przymarł na rzecz bardziej konsolowych produkcji. Na szczęście epoka Kickstartera poza masą szmelcu przyniosła ze sobą także powrót gatunku. Teraz gdy zakosztowałem Tyranny, rozumiem dlaczego tak ciężko politykom jest odejście od władzy. Wiem też jak łatwo władza korumpuje. Tylko czy bycie tyranem nie niesie ze sobą masy problemów?
Dzięki, WIększość z tych tytułów dobrze znam a nawet recenzowałem i pisałem o nich teksty ale tym Wadem do Dooma się zainteresuje. Dobrego FPS nigdy za wiele.
Patrzę na tą listę i kilka gierek będę musiał sobie odświeżyć.
PlayStation Vita to system, który jest definicją żywego trupa. Konsolka została zabita przez Sony już jakiś czas temu. Od czasu do czasu możemy jednak zaobserwować jakieś spazmy i życie pozagrobowe sprzętu o niefortunnej nazwie. Dlatego też tegoroczna premiera dziwacznego spin-offu serii gier JRPG ze słowem zombie w tytule idealnie obrazowała stan przenośnego PlayStation. Teraz jednak MegaTagmension Blanc + Neptune vs Zombies ląduje na komputerach osobistych. Czy oznacza to, że musimy potraktować ten tytuł z powagą należną „prawdziwym” grom na „prawdziwe” maszyny dla graczy?
Dzięki za pozytywny komentarz. Co do polecenia innych gier to jestem bardzo zainteresowany. Zawsze fajnie trafić na coś ciekawego plus jak uda mi się te gry dorwać to z chęcią napisze jakieś recki lub inne teksty na ich temat.
Możesz podesłać mi nazwy tych produkcji tutaj albo na twitterze czy tam steamie czy gdzieś. Wszędzie jestem jako Danteveli.
Cierpienia młodego Wertera to jedna z tych lektur szkolnych, które zapadły mi w pamięć na trochę dłużej. Nie dla tego, że zaintrygowała mnie historia tytułowego bohatera. Przyczyna takiej sytuacji jest dość banalna. Mój nauczyciel bez przerwy nabijał się z emo postaci i tego jak wielkim nieudacznikiem był Werter. Co te wspominki mają wspólnego z recenzowanym tym razem Root Letter? Tylko tyle, że jak zobaczyłem słowo list w tytule gry to pomyślałem o (prawdopodobnie) najsłynniejszej powieści epistolarnej i człowieku, który mnie do niej zraził.
Nobunaga Oda to jedna moich ulubionych postaci historycznych z Kraju Kwitnącej Wiśni. Człowiek, który dla taktycznej przewagi w początku swojej politycznej i militarnej kariery udawał głupka by w kilka lat później podbić prawie cały kraj i zrewolucjonizować japońską sztukę wojenną, jest fascynująca postacią. Moja mini obsesja Nobunagą sprawiła, że niczym ćma do ognia pędzę do każdej gry z udziałem Ody. Teraz w moje ręce trafiło Nobunaga's Ambition: Sphere of Influence – Ascension. Czy gra ta oferuje nam coś poza przydługim tytułem?
Na dzień dzisiejszy Dark Souls III jest moim murowanym kandydatem do gry roku 2016. Epicka przygoda w Lothric pozostanie w mojej pamięci na długo. Chciałem aby moja walka nigdy się nie skończyła. Wyczekiwałem więc pojawienia się dodatku do gry tak jak dziecko czeka na świąteczne prezenty. Wspomnienia o świetnych DLC do innych gier z cyklu SoulsBonre tylko jeszcze podbijały mój poziom ekscytacji. Tylko czy Ashes of Ariandel jest w stanie dorównać swoim wybitnym poprzednikom?
Jak co roku w okresie przed Halloween ( Straszdziernik – staram się żeby nazwa się przyjęła) rynek zalany jest masą filmów i gier o tematyce grozy. Większość z tych produkcji to szybki skok na kasę ludzi spragnionych odrobiny strachu. Czasem jednak pomiędzy kiepskimi tytułami można natrafić na coś godnego uwagi. Może nawet dojść, że w okresie tym na rynku pojawi się gra godna wpisania w poczet kanonu gatunku. Czy wydane ostatnio Syndrome jest właśnie taką produkcją?
2DS to niby jeden duży ekran dotykowy podzielony na dwie części i jedna z nich pokryta jakimś szmelcem żeby nie była dotykowa. Trzeba by też zapewnić dwie różne rodzielczości bo dolny ekranik dotykowy ma mniejszą.
W teorii dałoby się takie coś przenieść na potrzeby Switch ale chyba nadal nie ma potwierdzenia dotykowego ekranu. Plus moim zdaniem wyglądałoby to trochę dziwnie.
Co do Star Foxa to cała sztuczka tej gry wychodzi ze sterowania gyroskopem i grani na raz na dwóch ekranach. bez tych bajerów imho gra byłaby lepsza ale też byłby to taki trochę remaster starego star foxa.
Osobiście nie ma to dla mnie większego znaczenia ale zkładam, że jak ktoś miałby wykładać siększą robotę w portowanie tych tytułów to doczekamy się wersji HD ala to co teraz jest na konkurencyjnych konsolach. Pełna cena za "remaster" starszej gry.
Sprawa jest prosta 3DS to dwa ekrany w tym jeden dotykowy. WiiU to ekran dotykowy plus w części gier jeszcze bajery z Wii. Jeśli Switch nie będzie miało ekranu dotykowego i możliwości wyświetlania obrazu z dwóch ekranów w stylu 3DS/WiiU no to na wsteczną kompatybilność nie ma szans. Nikt przecież nie będzie przerabiał Starfoxa czy Project Zero 5 tak żeby działały pod inny system sterowania.
Część pewnie pojawi się w ramach Virtual Console ale będzie to jedynie fragment biblioteki z obu systemów.
Dead Space 3 to kontynuacja serii, której pierwsza odsłona pokazała, że przeniesienie i rozwiniecie pomysłów z Resident Evil 4 na konsole obecnej generacji może przynieść świetny efekt.
Pięć lat później wychodzi kolejny tytuł o martwej przestrzeni kosmicznej a prezentowane uniwersum rozrosło się do całkiem sporych rozmiarów (książka, komiksy, filmy). Zapowiedzi o zmianach w lubianej przez wielu graczy serii wywołały niepokój wśród fanów. Co-op i mikropłatności połączone z tragiczną kampanią reklamową (In the Air Tonight – WTF?) naprawdę zaszkodziły temu tytułowi. Czy oznacza to, że nie warto się nim interesować?
Kilka lat temu Electronic Arts było synonimem całego zła w świecie gier wideo. Tworzenie masówek i rok w rok kolejnych edycji tych samych tytułów, olewając świeże i innowacyjne pomysły. Sytuacja ta jednak uległa przynajmniej częściowej zmianie. Gdy w naszych czytnikach zagościło Dead Space, ludzie stwierdzili, że EA potrafi zainwestować w nowe IP. Gra okazała się świetnym kosmicznym Resident Evil 4, które to odnalazło rzesze fanów. Teraz pora na sequel. Czy spełni on oczekiwania graczy czy też jest powrotem do starej techniki dodawania numerku do tej samej gry?
Może zabrzmi to trochę dziwnie ale Shadow Warrior jest jedną z gier mojego dzieciństwa. Nie pamiętam już jakim cudem trafiłem na ten tytuł. Z jakichś powodów kojarzy mi się on jednak z szalonym okresem katowania w Duke Nukem 3D i zachwytem nad możliwościami komputerów osobistych. Nie ukrywam zdziwienia, gdy usłyszałem, że powstanie reboot akurat tej gry. Jak wielu innych miałem wątpliwości co do potencjalnej jakości produktu żerującego na notalgii do lat 90. W końcu Duke Nukem Forever nauczył mnie przestrogi. Finalny produkt okazał się jednak genialny i stawiam go na równi z ostatnim Wolfensteinem i Doomem. Dlatego też niecierpliwie wyczekiwałem powrotu Lo Wanga. Czy ekipa ze studia Flying Wild Hog była w stanie zaspokoić moje wygórowane oczekiwania?
Na steamie odpalono darmowy weekend z tym tytułem. Dobra okazja do sprawdzenia czy interesuje nas rozgrywka tego typu. Plus ekipa planuje rozdawać klucze i jakieś bzdety w grze tym z najlepszymi wynikami pod koniec weekendu.
Mario Tennis to połączenie dwóch rzeczy które uwielbiam. Sport, do którego to uprawiania byłem zmuszany za dzieciaka i bohatera jednej z pierwszych gier w jakie miałem okazje zagrać. Jak dotąd prawie wszystkie sportowe gry z udziałem wąsatego hydraulika były wyśmienite. Dlatego też zakup Mario Tennis: Ultra Smash wydawał się oczywistością. W jakim to ja byłem błędzie.
Kiedy słyszę słowa skradanka i Feudalna Japonia to do głowy przychodzi mi od razu Tenchu i Shinobido. Wyśmienite produkcje o poruszaniu się jak cień i atakowaniu jak wąż. Niestety obie serie zostały porzucone przez swych twórców i od ładnych paru lat nie mieliśmy dobrego tytułu o ciężkiej robocie shinobi. Dlatego też z otwartymi rękoma przyjąłem Aragami. Czy produkcja hiszpańskiego studia Lince Works ma szansę dorównać tytułom od Acquire?
Dawno, dawno temu, w czasach kiedy komputery miały jeszcze stacje dyskietek, ludzie jarali się potencjałem produkcji Full Motion Video. Rynek zalany został masą produkcji, jednak do rewolucji nigdy nie doszło. Dzisiaj można na artefakty tamtej epoki jak Burn: Cycle czy Corpse Killer popatrzyć jedynie z zażenowaniem. Ktoś jednak ma sentyment do tego typu produkcji. Inaczej nie da się chyba wytłumaczyć premiery The Bunker. Czy horror FMV jest początkiem nowej epoki interaktywnych filmów?
Studio United Front Games stworzyło jedną z najfajniejszych gier z otwartym światem. Może to klimat klasycznych filmów z Hong Kongu sprawił, że Sleeping Dogs trafiło idealnie w mój gust. W każdym razie Sleeping Dogs tak bardzo mi się spodobało, że zdecydowałem się w ciemno zakupić kolejny tytuł tworzony przez wspomniane studio. Smash+Grab dostępne jest na razie w ramach usługi wczesnego dostępu Steam. Oznacza to, że mamy do czynienia z nieukończoną grą, za którą ktoś żąda od nas niemałej ilości kasy. Tylko czy warto wybulić te 20 euro na gierkę, przed którą jeszcze daleka droga do premiery?
Gatunek wysokobudżetowych horrorów jest praktycznie martwy, dlatego też Capcom zadecydował się spróbować zaserwować nam swój najpopularniejszy tytuł w trochę innej formie. Resident Evil Revelations 2 to interesujący eksperyment na umiarkowanie radzącym sobie cyklu. Pozostaje tylko pytanie: czy jest to udany eksperyment, czy skalane poczęcie zakończone narodzinami potworka?
Pierwsze skojarzenie, jakie gracz może mieć z trzema magicznymi literkami PSP, to zmarnowany potencjał. Możliwości sprzętu powinny z niego uczynić mini kombajn multimedialny. Jednak coś nie do końca wyszło. Może to wina kosmicznego w skali piractwa czy zbyt dużej ilości konwersji, ale przenośnie PlayStation przegrywa bój o rzesze graczy. Czy kolejna już przygoda w wykreowanym przez Hideo Kojimę uniwersum może pokazać, że nie warto jeszcze stawiać krzyżyka na maszynce Sony?
Odin Sphere to jedna z perełek, które wyszły pod koniec żywota PlayStation 2. Kiedy zagrałem w ten tytuł po raz pierwszy od ponad 2 lat posiadałem Xboksa 360. Jednak to ten tytuł od Vanillaware był bez wątpienia najładniejszą grą jaka pojawiła się w tamtym okresie. Niestety ze względu na swoją datę wydania Odin Sphere trafiło do skromnej grupy graczy i wiele osób nie usłyszało o tym jak wspaniała jest to gra. Na szczęście z ratunkiem przychodzi obecne generacja remasterów i Odin Sphere otrzymało drugą szansę na sukces. Czy tym razem japońska produkcja odniesie zasłużony sukces?
Japońskie gry indie są jedną wielką niewiadomą na zachodzie. Przez wiele lat nie wiedzieliśmy nic na temat tamtejszej sceny i wiele interesujących produkcji nam po prostu umknęło. Sytuacja jednak powoli ulega zmianie i dzięki Playism, możliwością Steam Greenlight, Kickstarterowi czy olbrzymiej popularności platform socjalnych jesteśmy w stanie nie tylko dowiedzieć się więcej o tego typu grach ale nawet w nie zagrać. Dlatego też postanowiłem sprawdzić jak tego typu gierki wypadają w praniu. Sięgnąłem po Touhou Genso Rondo: Bullet Ballet i poczułem się tak jakbym został przeniesiony do odległej krainy, gdzie Dreamcast stawiany jest jako wzór dla platform do gier wideo. Czy oznacza to, że ten tytulik od Nippon Ichi Software przypadł mi do gustu?
Wielokrotnie zastanawiałem się co miałbym zrobić w różnych krytycznych sytuacjach. Czy w razie ataku na ojczyznę pędziłbym do domu i łapał za broń by bronić swojej ziemi? Czy w przypadku inwazji żywych trupów byłbym w stanie przetrwać i zapewnić swej rodzinie bezpieczeństwo? Jak powinienem postępować w razie ataku Korei Północnej na Seul i czy wyszedłbym z takiej sytuacji z życiem? Teraz do tych scenariuszy dochodzi jeszcze wariant z atakiem gigantycznych, wygłodniałych stworów. Jeśli Attack on Titan Wings of Freedom potraktować jako symulator sytuacji tego typu to mam przewalone.
Tokio nie jest najszczęśliwszym miejscem na ziemi. Z pozoru wydaje się, że to raj dla graczy i wymarzona kraina fanów anime. Kiedy jednak się tam trafi nie jest tak różowo. Ceny nie są na kieszeń przeciętnego polaka, masa tam dziwaków, zboczeńców i innych otaku. Nie wszystkie dziewczyny to słodziutkie modelki z fotek i ten straszny tłok towarzyszący nam na każdym kroku. Gdy to tego dodamy jeszcze częstotliwość z jaką to miejsce jest niszczone wychodzi nam, że zostanie w kraju może być bardziej opłacalne. Jak nie Godzilla czy inny stwór to demony i inne piekielne maszkary albo przedziwne zjawiska. Swoje trzy grosze w tej kwestii dorzuca Shin Megami Tensei: Devil Survivor.
Walka z heretykami w imię Imperatora nie może być łatwym zadaniem. Zwłaszcza gdy jesteśmy inkwizytorem i naszym zadaniem jest tępienie korupcji we własnych szeregach. Gregor Eisenhorn na pewno miałby sporo do powiedzenia na ten temat. Bohater niezwykle popularnego książkowego cyklu Eisenhorn doczekał się właśnie pierwszej gry ze swoim udziałem. Tylko czy Eisenhorn: Xenos dobrze oddaje jak to jest być inkwizytorem?
Cykl The Legend of Zelda należy do najlepszych gier jakie kiedykolwiek powstały. Każda nowa odsłona to świetna produkcja, która wciąga gracza w magiczny świat. Trudno nie być fanem tych gier. Tylko czemu ja w recenzji Oceanhorn: Monster of Uncharted Seas piszę o przygodach Linka?
Do premiery następcy 3DS możemy już spokojnie odliczać dni. Tradycyjnie w okresie gdy nieubłaganie zbliża się koniec żywota konsoli należy spodziewać się czegoś na pożegnanie z hukiem naszego do niedawna ukochanego sprzętu. Dlatego też postanowiłem spojrzeć na to jak wygląda jedna z ostatnich „większych” gier wydana na starszego brata Nintendo 3DS. Ghost Trick: Phantom Detective pokazuje, że odchodzący już system może dostać naprawdę fajne gierki.
PlayStation Vita to system, który ma pecha. Sony kompletnie zawaliło sprawę tej konsolki i świetna maszyna do grania została porzucona prawie przez wszystkich. Z tego powodu tylko mały odsetek graczy będzie mógł przetestować gry takie jak Oreshika: Tainted Bloodlines. Szkoda bo to naprawdę nietuzinkowy tytuł z segmentu JRPG. Tylko czy masa rozwiązań nie stosowanych w innych grach z automatu czynią jakąś produkcję czymś wartym ogrania?
Layers of Fear było całkiem znośnym horrorkiem. Gra miała swoje wady i można ją przyrównać do dziesiątek innych symulatorów chodzenia ale koniec końców pozostawiała po sobie pozytywne wrażenie. Mimo to byłem zdziwiony, że ekipa z Bloober Team chce wałkować dalej ten sam temat poprzez wydanie dodatku do Layers of Fear. DLC do straszaków nie wydawało mi się nigdy zbyt dobrym pomysłem. Czy sesja z Layers of Fear: Inheritance może zmienić moje zdanie na ten temat?
To trochę dziwne ale gdzieś głęboko w mojej podświadomości pizza kojarzy mi się z wojownikami ninja. Jest to oczywiście coś kompletnie nielogicznego i głupiego ale mój kontakt z Wojowniczymi Żółwiami Ninja sprawił, że taka bzdura jest głęboko zakorzeniona w mojej głowie. Wydaje się jednak że nie jestem jedyną osobą, która w jakiś sposób łączy ze sobą smakołyk z mistrzami skradania. Twórcy Ninja Pizza Girl muszą myśleć w podobny do mnie sposób. Czy oznacza to jednak, że otrzymamy grę godną wszystkich genialnych rzeczy wymienionych w tytule?
Wii to jedna z tych które znaczna część graczy sobie odpuściła. Po części wina to szmelcu jak zalał ten system. Pośród dziesiątek crapów da się jednak odnaleźć sporo wyśmienitych gier. Niestety o wielu z nich mało kto słyszał. Ucieszyłem się więc na wieść, że na PC ląduje jedna z moich ulubionych gier z Wii. Tylko czy po 8 latach od swojej oryginalnej premiery Litte King's Story ma jeszcze szansę kogokolwiek zainteresować?
Czasami przez przypadek można trafić na prawdziwy skarb. Któregoś dnia przechodząc jedną z bocznych uliczek mojego miasta znalazłem się w konsolowej dzielnicy. W witrynach bluzy z Mario i innymi postaciami, budynki przyozdobione grafikami z Street Figheter 4 a z banneru łypał na mnie naturalnej wielkości Old Snake. Prawdziwy raj dla gracza, któremu zabrakło kasy by dostać się do Japonii albo na targi E3.
Niestety z moją znajomością ulic Pekinu nigdy już tam nie wrócę. Jedyne co pozostanie mi jako wspomnienie to Z.H.P. Unlosing Ranger vs. Darkdeath Evilman – gra którą tego pięknego dnia dostałem od znajomego o typowo angielskim imieniu Landry. Ciekaw czy za jednym z głupszych tytułów z jakimi miałem okazję się spotkać kryje się coś więcej czy też twórcy postanowili po prostu zrobić psikus polskim harcerzom, którzy masowo nabędą wszystko z magicznymi trzema literkami?
Cykl Mario Kart i Crash Team Racing należą do moich ulubionych gier wyścigowych. Dlatego też z chęcią sprawdzam wszelkie produkcje z gokartami w roli głównej. Czasem trafi się na perełki jak Sonic & All-Stars Racing Transformed ale w większości wypadków śmieszne ścigałki nie mają nawet startu do Mariana albo Crasha. Nie byłem więc pewny czy Obliteracers zaspokoi mój głód na tego typu produkcję czy będę musiał znowu podładować swojego padleta by pograć na WiiU.
Przed tegorocznym E3 rozmyślałem jak fajnie byłoby zobaczyć Marvel Ultimate Alliance 3. Dwie gry świetne gry wraz z poprzedzającym je X-Men Legends należą do moich ulubionych gier na bazie komiksu. Dlatego też byłem pozytywnie zaskoczony informacją o remasterze MUA na PS4 Xbox One i PC. Nie rozumiem tylko dlaczego Activision nienawidzi graczy?
Nie często zdarza się, że jakiejś grze uda się mnie zaskoczyć. Zazwyczaj kiedy odpalam dany tytuł to mam w stosunku do niego pewne przewidywanie, które sprawdzają się w jakichś 90% przypadków. Dlatego też nowa gierka od Double Fine miała być kolejnym ciekawym pomysłem z fajną stylistyką, który znudzi mi się z powodu niedoróbek w gameplayu. Headlander okazało się przewyższyć moje oczekiwania. Czyżby miał to być początek nowej tradycji, gdzie latem wychodzą świetne gry Science Fiction?
Epoka pierwszego PlayStation jest czasem gdy zakochałem się w grach typu SRPG (strategie turowe z elementami RPG). Przez lata ograłem wiele tytułów przynależących do tego podgatunku gier. Szybko zauważyłem, że jedna firma dominuje w tej sferze. Chodzi o Nippon Ichi Software, które od czasów PlayStation 2 wydaje masę świetnych tytułów z kultową Disageą na czele. Niestety użytkownicy pecetów nie mieli okazji zasmakować tych gierek. Wszystko zmieniło się z momentem wydania Disgaea PC. Port kultowej gry sprzedał się na tyle dobrze, że po kilku miesiącach otrzymaliśmy kolejnego klasyka SRPG od NIS. Tylko czy Phantom Brave PC będzie w stanie powtórzyć sukces przygód Laharla?
Iron Maiden jest zespołem, który chyba najbardziej zaangażował się w medium jakim są gry wideo. Zespół w ten czy inny sposób powiązany jest z całą gamą tytułów począwszy od dziwacznego Ed Hunter aż po obecność Eddiego w Tony Hawk Pro Skater 4. teraz do tych produkcji dołączą także Iron Maiden Legacy of the Beast. Czy oznacza to, że możemy liczyć na heavy metalowy klimat na swoich telefonach komórkowych?
Każdy dzieciak którego znam chciał być w pewnym momencie wojownikiem ninja. Sam pod wpływem Teenage Mutant ninja Turtles i filmów klasy b takich jak Amerykański Ninja ( z Michaelem Dudikoffem w roli tytułowej) chciałem być jak shinobi. Cel ten nie został prze zemnie nigdy osiągnięty. Dlatego też dla pocieszenia zagrywam się w tytuły o tych ukrytych w cieniu mistrzach szpiegostwa. Nie mogłem więc przejść obojętnie obok 10 Second Nina X.
Pogromcy Duchów są jednym z tych kultowych filmów, które mają naprawdę oddanych i zawziętych fanów. Mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas całego zamieszania z rebootem/rimejkiem Ghostbusters. Premiera kinowa przyniosła mini modę na tematykę łapania duchów. Przez to na rynku pojawiła się nowa gra z charakterystycznym logo. Po reakcji fanów na kiepski filmidło zastanawiam się co zamierzają zrobić z jedną z najnudniejszych i najgorszych gier w jakie miałem okazję grać?
Chyba nawet najbardziej zagorzali fani Nintendo muszą przyznać, że japońska korporacja przegrała tą batalię pomiędzy konsolami. WiiU sprzedało się bardzo kiepsko i system jest praktycznie martwy. Nie oznacza to jednak, że na tej konsoli nie pojawiają się żadne interesujące gry. Co prawda, tytułów ekskluzywnych jest stosunkowo mało. Dlatego też, aż chce się, je wszystkie sprawdzić. Z tego powodu, w moje ręce trafiła (cyfrowa) kopia Rodea the Sky Soldier. Do tej chwili nie jestem przekonany czy warto było zwalniać na ten tytuł miejsce na dysku mojej konsoli, czy nie…
Nie będę owijał w bawełnę i przyznam się, że gdy tylko usłyszałem o Mugen Souls pomyślałem o kolejnej wersji popularnej niegdyś bijatyki. Przypadek sprawił, że zdecydowałem się sprawdzić dokładniej czym jest ta gra. Ku mojemu (nie) wielkiemu zaskoczeniu jest to kolejny niszowy JRPG, który to po kilku latach od swojej konsolowej premiery zawędrował na PC. Czy oznacza to, że mamy do czynienia z dziwaczną gierką dla siedmiu osób czy też może tym razem jest inaczej?
Przyznam się bez bicia, że futbol amerykański nie pociąga mnie w najmniejszym stopniu. Wieki temu gierki na Pegasusa poświęcone temu sportowi były całkiem spoko. Jednak kolejne Maddeny i inne dziwadła mnie kompletnie nie obchodziły. Jedynie NFL Street leży gdzieś na mojej półce. Jest to jednak raczej efekt mojej sympatii do EA BIG niż rzeczywiste zainteresowanie tym tytułem. Z drugiej strony Warhammer jest czymś co sprawia mi całkiem sporo frajdy. Miałem więc dylemat. Czy warto zagrać w coś co łączy w sobie obie te rzeczy?
SteamWorld Heist to jedna z perełek wydanych pod koniec ubiegłego roku. Genialna gra wylądowała na Nintendo 3DS w grudniu przez co zginęła w całym zamieszaniu z typowaniem GOTY gierek i opisywaniu jaki wspaniały rok 2015 był dla graczy. Na szczęście tytuł ten ma drugą szansę na sukces. SteamWorld Heist pojawiło się na PlayStation 4 i mogę sprawdzić, czy na dużym ekranie mieszanka X-Com, dzikiego zachodu i robotów zrobi na mnie tak pozytywne wrażenie jak na 3DSie.
Mniej więcej 5 lat temu zobaczyłem wideo z pewnej japońskiej gierki. Produkcja ta wyglądała jak typowy celowniczek typu The House of the Dead albo Time Crisis. Jedyną różnica było tutaj, że zamiast strzelać do zombiaków rozprawialiśmy się z uczennicami. No i zamiast strzelać z karabinów podniecaliśmy je koncentrując na nich swój wzrok. Teraz po kilku latach doczekaliśmy się sequela tamtej produkcji. Musiałem więc rzucić się na głęboką wodę i sprawdzić dokładnie czym Gal*Gun: Double Peace jest. Tylko czy w konfrontację z taką dawką anime da się przeżyć?
The Walking Dead od studia Telltale było dla mnie olbrzymią niespodzianką. Gra która dawała jedynie poczucie wpływania na to co się w niej dzieje zaskoczyła pozytywnie masę ludzi. Pozostałe gry tworzone na podobnej zasadzie nie robiły już na mnie takiego wrażenia. Produkcjom takim jak drugi sezon The Walking Dead czy The Woolf Among Us zabrakło trochę magii oryginalnej gry. Myślałem, że ten tym gierek po prostu się dla mnie skończył. Dlatego też nie podchodziłem z wielkimi nadziejami do Tales from The Borderlands. Czekało mnie jednak spore zaskoczenie.
Ostatnie kilka lat, udowodniło nam, że czas kołem się toczy i żyjemy w coraz to krótszych cyklach funkcjonowania różnorakich mediów. „Rimejki”, edycje HD, remastery i sequele archaicznych pozycji, atakują nas na każdym kroku. Do tego grona dołączyła właśnie wydana, pierwotnie 10 lat temu, gra przygodowa z kotem w roli głównej. Tylko, czy ktokolwiek prosił się o to, by ponownie zagrać – akurat – w ten tytuł?
Legend of Kay, to produkcja łącząca antropomorfizacje zwierząt z chińskimi motywami. Coś jak Kung Fu Panda, tylko że z kotem w roli głównej. Nasz Mruczek Kay, okazuje się wybranym, który ma bronić spokojny zwierzęcy świat przed inwazją szczurów i goryli. Dlatego też, bohater wyrusza na pełną przygód wyprawę, by wyzwolić żaby, króliki i inne zwierzęta spod uciemiężenia. Niestety, zaprezentowana nam historia jest nudna i bez polotu. Trochę szkoda, bo tytuł ten miał potencjał na zaserwowanie nam przygody w stylu kina Wuxia (w skrócie filmy „kung-fu” – dop. Coati’), ze zwierzętami w
Fallout należy do moich ulubionych gier. Postnuklearne, zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej ma swój osobliwy urok, który sprawił że zakochałem się w grze od pierwszego wejrzenia. Dlatego też z wielką chęcią testuję każdą produkcję noszącą tytuł Fallout. Legendarnego studia Black Isle już dawno nie ma ale to nie znaczy, że nie ma szans na pojawienie się dobrej gry z kultowego cyklu. Postanowiłem więc dać szanse pecetowej edycji Fallout Shelter. Czy telefonowy klikacz zyska coś na tym, że wylądował na PC?
Gry typu Endless Runner mają jakąś magiczną moc. Z niewiadomej przyczyny lądują one na moim telefonie. Większość z nich to niewnoszące do gatunku nic interesującego średniaki, które dobre są na 5 minut rozgrywki. Czasami jednak trafi się na coś naprawdę wciągającego niczym Jetpack Joyride i człowiek może przepaść na długie godziny. Ciekawe do której z tych dwóch kategorii wpisuje się Rodeo Stampede: Sky Zoo Safari?
Zawsze mnie dziwiło czemu jest tak mało gier o życiu strażaka. Ratowanie ludzi z płonących budynków jest przecież nie tylko ekscytujące i niebezpieczne ale najprawdopodobniej bardzo widowiskowe. Przynajmniej takie wrażenie sprawia masa filmów o niewątpliwych bohaterach jakimi są strażacy. Jednak w przypadku gier materiał ten jak dotąd nie przełożył się na żadną spektakularną produkcję. Pośród masy crapów jedynie Urban Chaos: Riot Response od Rockstedy jest dobrą grą. Czy Flame Over może dołączyć do produkcji ojców trylogii Arkham i stać się drugą solidną gierką o strażakach?
Obecna doba remasterów i edycji HD przyzwyczaiła nas do tego, że prawie każda gra wydana w przeciągu ostatnich kilku lat musi otrzymać swoją „wypolerowaną” wersję. Dość ciekawa koncepcja przypominania graczom o starszych tytułach przeobraziła się w godną pożałowania karykaturę i maszynkę do nabijania ludzi w butelkę. Wydawanie lipnych portów bez jakichkolwiek poprawek stało się normą. Dlatego też zostałem nieźle zaskoczony kiedy usłyszałem, że ktoś zdecydował się na wrzucenie na rynek rimejku pozycji sprzed 26 lat. Czyżby ktoś wziął sobie do serca ideę remasterów i zdecydował się na wydanie perełki z minionej epoki? Może jednak Assault Suit Leynos to typowa chałtura?
Conan Barbarzyńca może pochwalić się jedną z najlepszych linijek w historii filmów fantasy. Słynna scena o tym co jest najważniejsze w życiu jest jednym z wielu elementów, które sprawiły, że filmidło o wojowniku z Cymerii jest obrazem kultowym. Teraz doczekaliśmy się gry, która nie tylko zainspirowana jest produkcją z byłym gubernatorem Kalifornii ale nawet w tytule ma fragment z uwielbianego przez wielu cytatu. Tylko czy Crush Your Enemies jest na tyle dobre by móc śmiało nawiązywać do przygód Conana?
Monster Hunter, to cykl gier, który sztormem podbił Japonię i w dużej mierze odpowiadał za sprzedaż PlayStation Portable (PSP). Gry tego typu nigdy nie przyjęły się na zachodzie i pozostały czymś, co zainteresowało jedynie małą grupkę graczy. Posiadacze komputerów do dziś nie mieli okazji zakosztować tego typu produkcji. Sytuacja uległa zmianie, dzięki najnowszej grze od Tecmo Koei – Toukiden Kiwami. Tylko czy warto zainwestować, w ten niewiele mówiący nam tytuł?
Ronin to fascynujące pojęcie, które określa bardzo interesujące zjawisko w Azji. Słowo, to wywodzi się z języka chińskiego, a da się je przetłumaczyć jako „włóczęga” (dosłownie – człowiek fala). My najczęściej kojarzymy Roninów z bezpańskimi samurajami, Japońskiego okresu feudalnego. Dlaczego więc polska gra, której wydarzenia rozgrywają się współcześnie, nosi taki tytuł?
Kiedy prawie 20 lat temu odpaliłem po raz pierwszy Pokemony byłem oczarowany. Prosty pomysł symbolizowany przez hasło „ Złap je wszystkie!” sprawił, że banalny RPG stał się czymś więcej. Wyobrażałem sobie wtedy jakby to było gdybym to ja a nie jakaś postać w grze mógł łapać te urocze stworki. Nie miałem wtedy pojęcia, że dziecinne marzenia któregoś dnia się ziszczą. Teraz jako dorosły chłop mam okazję pokazać wszystkim, że jestem najlepszym trenerem Pokemon. Tylko czy Pokemon Go jest czymś więcej niż szumem medialnym podsycanym przez nostalgię?
Lubię oglądać filmy o samurajach. Zwłaszcza te z tematyką zemsty jako główną siłą napędową bohaterów. Zawsze jednak zastanawiałem się jakby wyglądał film Science Fiction wykorzystujący motywy charakterystyczne dla samurajów. Niby jest kilka produkcji w tym stylu takich jak Six String Samurai ale to nie do końca to o co mi chodzi. Na szczęście na PlayStation 4 wylądowała właśnie gra spełniająca moje dziwaczne kryteria. Tylko czy Furi warte jest uwagi tylko i wyłącznie z powodu swojej stylistyki?
Premiera Pokemon Go zbliża się wielkimi krokami. Internet żyje tym tytułem i co chwile serwuje się nam filmiki i artykuły z poradami i sztuczkami pozwalającymi złapać wszystkie stworki. Czas oczekiwania na premierę tego niewątpliwego hitu może umilić nam jakaś inna produkcja. Na Google Play wisi kilka gier z kieszonkowymi potworami, więc może warto po którąś z nich sięgnąć? Ślepy los sprawił, że na pierwszą próbę sprawdzenia jak popularna marka sprawdza się na telefonach wybrałem Pokemon Shuffle. Czy jest to tytuł godny Nintendo i noszenia nazwy jednej z najbardziej rozpoznawalnych na świecie marek?
Final Fantasy to jedna z najbardziej epickich serii gier jakie kiedykolwiek powstały. Przytłaczająca ilość nowych tytułów, z których część to oczywiste skoki na kasę, zaowocowała taką, a nie inną sytuacją na rynku. O legendarnym cyklu Square nie mówi się już tak dobrze jak kiedyś i gracze raczej wspominają stare dobre czasy, niż cieszą się z tego co będzie. Dlatego też Square Enix postanowiło (po raz kolejny) zarobić na sentymencie. Efektem tego jest Final Fantasy Record Keeper. Czy to kolejny tytuł, który lepiej ominąć i dalej wyczekiwać na remake FF7?
Miałem szczęście spędzić część swojego dzieciństwa pod wpływem magii Gwiezdnych Wojen. Ponowne wejście na ekrany trylogii i związane z tym promocje (ile to się chipsów kupowało dla tazo). Do tego jeszcze wyśmienite gry powiązane z uniwersum sprawiały, że trudno było nie kochać dzieła Lucasa. Teraz niestety jest trochę inaczej. Saga rodziny Skywalkerów zaliczyła kilka wpadek. Do tego jeszcze wiadomość o przejęciu przez Disney praw do marki Star Wars sprawia, że jesteśmy w dziwnej sytuacji. Ktoś jednak wpadł na pomysł połączenia najsłynniejszych ptaków świata z mocami wojowników jedi. Czy Angry Birds Star Wars jest pierwszym krokiem do totalnego upadku niegdyś kochanej serii? Może jednak w tym pomyśle skierowanym na wyciągnięcie kasy z naszych portfeli jest coś wartościowego?
Gwiezdne Wojny Przebudzenie Mocy okazało się hitem kasowym. Z tego co słyszałem i czytałem ludzie byli zadowoleni z tego filmidła. Dlatego nikogo nie dziwi, że zdecydowano się wydać gierkę na bazie najnowszego przeboju JJ Abramsa. Trochę dziwnym jest, że zrobiono to pół roku po premierze filmu. Czyżby miało to oznaczać, że Lego Star Wars: The Force Awakens nie jest po prostu odcinaniem kuponów od kochanej przez miliony serii filmów?
Przebijanie się przez masę produkcji wydawanych na telefony jest bardzo męczące. Człowiek musi przebić się przez masę śmieci zanim trafi na coś godnego uwagi. Często poświęcenie swojego czasu na pobieranie szmelców zostaje nam zrekompensowane z nawiązką w chwili gdy natrafimy na jakaś perełkę, o której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Uncharted Fortune Hunter jest przykładem tego, że na Google Play Store można przez przypadek trafić na coś dobrego. Tylko czy ja przez przypadek nie przesadzam? Może masa crapów sprawiła, że średniaka traktuję jak mannę z nieba?
Moja wiedza na temat Voodoo ogranicza się jedynie do kilku filmów które obejrzałem i jakichś książek, gdzie pojawiał się ten motyw. Dlatego byłem zadowolony, że trafiłem na grę o tej tematyce. Zawsze mam powód by dowiedzieć się trochę więcej na ten temat. Szybko odkryłem polskie powiązania z tym obrządkami. Okazało się, że wzorem dla jednego z ichniejszych odpowiedników bóstw jest Matka Boska Częstochowska. Czy ta ciekawostka okaże się jedyną korzyścią jaką wyciągnąłem z czasu spędzonego z Full Mojo Rampage?
Lata 80. ubiegłego wieku to dla wielu graczy i twórców gier okres nostalgiczny. Masa kultowych filmów, dziwaczna moda i muzyka, którą artyści lubią obecnie samplować są charakterystycznymi elementami tego okresu. Dzieckiem nostalgii do minionych lat niewątpliwie był Far Cry 3: Blood Dragon. Ten eksperyment Ubisoftu została całkiem dobrze przyjęty przez growy światek. Dlatego nie trzeba było czekać strasznie długo by zobaczyć słowa Blood Dragon w tytule innej gry od tego wydawcy. Tym razem padło na cykl Trials. Czy Trials of the Blood Dragon jest chociaż w połowie tak interesujące jak przygody Rexa Colta?
Mniej więcej 16 lat temu popełniłem jeden z w większych błędów w kategorii growe zakupy. Namówiony przez członków rodziny i otoczkę związaną z Igrzyskami Olimpijskimi zdecydowałem się wydać ciężko wyżebraną od rodziny kasę na Sydney 2000. Ten błąd nęka mnie do dzisiaj kiedy tylko pomyślę, że za tą samą kasę mogłem nabyć coś zdecydowanie lepszego. Od tamtego momentu jestem trochę ostrożny w przypadku gier sportowych. Zwłaszcza tych o tematyce olimpijskiej. Od czasu do czasu mam jednak ochotę sprawdzić czy coś zmieniło się w kwestii produkcji tego typu. Szkoda mi jednak marnować kasę na tytuły, które prawdopodobnie okażą się crapami. Na szczęście w sezonie komunijnym dzieciaki z mojej rodziny nie mają na co wydawać kasy i mogę je naciągnąć na zakupy gierek pokroju Mario & Sonic at the Rio 2016 Olympic Games. Mam nadzieję, że ten tytuł okaże się dobrą grą i nie będę miał wyrzutów sumienia.
Dawno, dawno temu w koszu w jednym z hipermarketów natrafiłem na całą masę gier na PlayStation 2. Jedną z produkcji jakie wpadły w moje ręce była gierka o wiele mówiącej nazwie Zombie Zone. Produkcja w której dziewczyna w kostiumie kąpielowym i kowbojskim kapeluszu walczy z armią zombie wydała mi się jednym z głupszych tytułów na które natrafiłem. Coś w tym klonie Dynasty Warriors zaintrygowało mnie na tyle, że postanowiłem śledzić dalsze losy cyklu gier o polowaniu na zombiaki w negliżu. Ostatnio na PC wylądował najnowszy tytuł z tej serii. Czy mogłem odmówić sobie przyjemności ze sprawdzenia jak kiepskie jest Onechanbara Z2: Chaos?
Operation Flashpoint to jedna z tych gier, które zapadły mi w pamięć. Do dziś mam żywe wspomnienia spędzeniu kilkudziesięciu minut w lesie po to by wyjść na polanę i zginać od pierwszej wrogiej kuli. Moja inicjacja z grami Bohemia Interactive nie była niczym wyjątkowym. Jednak właśnie to zadecydowało o tym, że na moim Nexusie wylądowała gra ze słowem Arma w tytule. Tym razem padło na klona Clash of Clans zatytułowanego Arma Mobile Ops. Czy jest to jedna z najgorszych gier w jakie kiedykolwiek grałem?
Skondensowanie jakiegoś gatunku d jego najbardziej podstawowych elementów potrafi przynieść interesujące rezultaty. Jeśli z RTS wywalimy całą otoczkę zbierania surowców, budowania bazy i produkcji jednostek to zostaniemy pozostawieni z samymi starciami. Tym właśnie jest wydane niedawno na PC Mushroom Wars. Tylko czy takie rozwiązanie epoce, gdy każdy gatunek naszpikowany jest jak największą ilością rzeczy ma sens?
Za każdym razem kiedy słyszę, że jakaś gra jest JRPGiem to w głowie mam od razu konkretny obraz. Wynika to z tego, że większość produkcji trzyma się konkretnej formuły. Miłym zaskoczeniem jest kiedy jakiś tytuł odskakuje od przyjętych standardów i robi coś interesującego. Atelier Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book to jedna z takich właśnie produkcji. Tylko czy w tym wypadku inne oznacza lepsze? Może istnienie formuły gier JRPG ma sens i odstępstwa od niej prowadzą do fiaska?
Mega Man to jedna z tych gier z epoki Pegasusa, co do których mam olbrzymi sentyment. Szamt czasu spędzony z tym tytułem jak i sequelami sprawił, że byłem mocno zainteresowany duchowym następcą niebieskiego robota. Dlatego tez zdecydowałem się sięgnąć po Mighty No.9 i sprawdzić czy gry tego typu nadal mi się podobają.
Telefony mogą pochwalić się kilkoma naprawdę dobrymi grami mogącymi spokojnie konkurować z tym co pojawia się na konsolach i pc. Jedną z takich pozycji było Pac-Man 256. Połączenie kultowej żółtej kulki z endless runnerem wyszło naprawdę dobrze. Dlatego jak tylko zobaczyłem ten tytuł na Steamie wiedziałem, że muszę go ograć. Czy stacjonarna wersja tego tytułu okaże się tak dobra jak to co mogliśmy ograć na telefonach?
Czasami człowiek widzi zapowiedź jakiejś gry i po prostu łapie się za głowę. Taka właśnie była moja pierwsza reakcja na Umbrella Corps. Kooperacyjny shooter w uniwersum Resident Evil już raz okazał się wielkim niewypałem. W sytuacji kiedy cała seria nie ma się najlepiej inwestowanie kasy w kolejną gierkę tego typu wydaje się szalonym pomysłem. Ktoś jednak zdecydował się na wydanie tego po kryjomu na rynek. Ja jako fan Biohazard zostałem w ten sposób zmuszony do zagrania w Umbrella Corps. Nic jednak nie sprawi że po napisaniu tego tekstu nie skasuję tej gierki raz na zawsze z dysku.
Dobrą dekadę temu uznawałem siebie za fana anime. Oglądałem różne serie i myślałem, że Japonia jest spoko. Niestety mniej więcej w tym okresie rozpoczynała się epoka tak zwanego fan service. Zamiast interesujących historii zaczęto nam serwować biusty i pupy kreskówkowych lasek. Dziwaczne haremy i bardzo sztampowe postacie zastąpiły wszystko co interesowało mnie w animowanych produkcjach. Zdałem sobie też sprawę z tego, że Kraj Kwitnącej Wiśnie jest w dość trudnej sytuacji. Jak ma się to wszystko do recenzowania gierek? Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć destylat tego co nienawidzę w anime. Ten koszmarny twór nazywa się Senran Kagura: Estival Versus.
Gry przygodowe typu Point & Click wydawały się martwym gatunkiem. Sytuacja ta jednak uległa w ostatnich latach zmianie. Z jednej strony scena indie a z drugiej działalność Teltalle i innych deweloperów przywróciły ten typ gier do życia. Teraz ten podgatunek ma się na tyle dobrze, że ktoś zdecydował sprawdzić się na konsolach. Takim to sposobem The Book of Unwritten Tales 2 wylądowało na WiiU.
Wychowałem się na Transformersach. Podobnie jak wiele osób z mojego pokolenia zbierałem zabawki, czytałem komiksy i oglądałem serial o robotach zamieniających się w pojazdy. Z jakiegoś dziwnego powodu mam olbrzymi sentyment do tej marki i do dzisiaj leży u mnie w szafie trochę figurek i kaset z charakterystycznym logo Autobotów. Nostalgia za tymi produktami sprawiła, że sięgnąłem po mobilną grę o przygodach moich ulubionych robotów ukrywających się pod postacią pojazdów. Szkoda tylko, że Transformers Earth Wars nie jest w stanie magicznie zamienić się w dobrą grę.
W dzisiejszych czasach trochę trudno być zaskoczonym przez jakąś grę. Zazwyczaj mamy sytuacje, gdzie na rok przed wydaniem danego tytułu możemy złożyć pre-ordera. Jesteśmy bez przerwy katowani trailerami, gameplayami i innymi informacjami zdradzającymi nam każdy sekret danej produkcji. Na dokładkę banda speców od streamowania otrzymuje daną produkcję odpowiednio wcześniej tak by zasypać internet materiałami wideo z gry na kilka dni przed jej premierą. Na szczęście istnieją jeszcze takie produkcji jak Grand Kingdom. Tytuły o których człowiek nie wie zbyt wiele i ma okazje zostać naprawdę mile zaskoczonym przez coś co ginie w tle produkcji AAA i trailerów rebootów.
Kiedy ogłoszono, że Nintedno zabiera się za robienie gier na telefony wiele osób było naprawdę podekscytowanych. Masa klasyków plus najbardziej rozpoznawalne marki gier wideo dostępne dla każdego. Nieograniczony potencjał twórczy firmy, która nie boi się eksperymentować mógł zwalić nas z nóg. Zamiast klasyków lub rewelacyjnych nowych pomysłów otrzymaliśmy jednak Miitomo. Czy ta gierka godna jest naszego czasu?
Tower Defense to gatunek gier, który kiedyś wydawał mi się najlepszym sposobem na zabijanie czasu. Wystarczyło ułożyć na mapie stertę wieżyczek, nacisnąć play i bezproblemowo oglądać telewizję w trakcie przechodzenia jakiejś gry. Sytuacja ta uległa zmianie wraz z kolejnymi rewolucyjnymi zmianami w typ wariancie strategii. Produkcje stały się coraz bardziej wymagające a miłośnicy gierek do klikania w trakcie robienia czegoś innego otrzymali clickery. Nie oznacza to jednak, że Tower Defense jest kompletnie martwe. W końcu trafia do nas gierka o wiele mówiącym tytule Hero Defense – Haunted Island. Czy oferuje ona nam coś godnego uwagi?
From Software odpowiada za stworzenie jednej z najbardziej intrygującej serii gier jakie powstały w przeciągu ostatnich 10 lat. SoulsBorne stało się własnym podgatunkiem gier, które pokochały rzesze graczy z całego świata. Każdy kto ukończył choć jedną z tych produkcji ma ochotę na więcej. Jednak tytułów od From Software jest zaledwie kilka. Dlatego też trzeba się rozglądać za innymi produkcjami inspirowanymi dziełami japońskiego dewelopera. Wiele z nich to takie sobie gry. Pojawiają się jednak prawdziwe perełki, które zasługują na pochwałę. Czy Salt and Sanctuary jest jedną z nich?
Święta prawda. Może po prostu przerzucam na wszystkich moje podejście do filmu. Avatar od strony technicznej to wow ale takie rzeczy mają to do siebie, że się o nich szybko zapomina kiedy za technologią nie stoi nic więcej. Może tylko moje zdanie ale po prostu komputerowe efekty wizualne, które zachwycały mnie 20 lat temu obecnie mnie nie ruszają. Dlatego też Avatar jakoś wszedł mi za skórę bo poza wizualnym wow nie znalazłem tam nic więcej. Przyznam się też, że nikt z mojego otoczenia jakoś specjalnie nie polubił tego filmu. W mojej grupie wybierało się na to do kina żeby zobaczyć 3D i efekty specjalne. Po odhaczeniu wszyscy o Avatarze zapotnieliśmy.
Żeby nie robić offtopa. Przyznaję racje, że Avatar to nie to samo co Transformers czy G.I. Joe z Rockiem ale dla mnie był to film z kategorii, którą określam mianem kina do popcornu. Coś co ogląda się przyjemnie ale nie zmusza mnie do żadnej refleksji ani nie siedzi mi w głowie przez dłuższy czas. Rozumiem ze ktoś może mieć inne zdanie na ten temat.
Wspomnienie o filmie Avatar to dość celowy zabieg. Po pierwsze tamta produkcja to pusta wydmuszka, której fabuła jest kopią kilku wcześniejszych filmów a jedyne co zachęca do oglądania to spektakl wizualny. Warcraft również może pochwalić się bajeranckim CGI. Pominę kwestie, że w Avatarze kosmici ( w tym wypadku ludzie) atakują planetę pokojowo nastawionych tubylców. Jeden z tych złych przechodzi na stronę dobrych i bla bla bla ale nuda.
Innymi słowy Avatar to dla mnie taki sobie film ale rozumiem że ludziom się podoba. Co do kasy to Warcraft też na siebie zarobi. I też znajdzie się grupa ludzi, którzy będą na to chodzić po kilka razy do kina.
W Chinach panuje szał i wszyscy chcą na to iść do kina. Dla mnie to trochę szalone bo ceny biletów są dość wysokie jak na warunki Państwa Śordka. Ostatnio płaciłem ponad 35 zeta za osobę. DLatego też cieszę się, że tym razem byłem oglądać filmidło w Polsce.
Czasami wydaje mi się, że mam bardzo dziwny gust. Nie kręci mnie Uncharted, Wiedźmin czy Za to nie potrafię się oderwać od dziwnych japońskich gierek o prowadzeniu kijka przez labirynt albo bandzie licealistów strzelających sobie w głowy by przywołać demony i walczyć z potworami wypełniającymi pewną tajemnicza wieżę. Z tego właśnie powodu w moje ręce wpadają produkcje takie jak Anima: Gate of Memories.
W ostatnich dniach doszło do czegoś niezwykłego. Doczekaliśmy się premiery nie jednego, nie dwóch lecz trzech remasterów polskich gier FPP. Z okazji tego mini święta polskiego game developingu postanowiłem przyjrzeć się bliżej tym tytułom. Czy Hard Reset Redux sprawi, że ludzie w końcu zauważą, że Polska przoduje w produkcji oldschoolowych strzelanek?
Dead Island to jedna z tych gier, których siła tkwiła w trybie kooperacji. Podobnie jak w przypadku Borderlands, granie z kumplami mogło sprawić, że spędziliśmy przy tym tytule kilkadziesiąt godzin. Mimo miłych wspomnień związanych z Dead Island nigdy nie wytypowałbym tej gry jako produkcji, która powinna otrzymać remastera. Tak jednak się stało i los chciał, że skusiłem się na zakup Dead Island Definitive Edition.
Pierwsze chwile po wylądowaniu w obcym sobie miejscu mogą być dość szokujące. Do dziś pamiętam stres jaki towarzyszył mi podczas pierwszej wizyty w Japonii. Nie mogłem się z nikim skutecznie porozumieć i czułem się zagubiony. Dlatego też jestem pełen podziwu dla bohatera Stranger of Sword City. Wybraniec w kilka sekund poradził sobie nie tylko z olbrzymią tragedia ale i faktem odnalezienia się w innym wymiarze.
Coś w tym jest. Mniej więcej tego samego dnia na Steamie wylądowało Onechanbara Z2: Chaos (recka w najbliższym czasie) i tam się specjalnie nie postarano. Pierwsza z 3 partii DLC została tam wyceniona na 20 euro. Szkoda że nie wszyscy biorą przykład z ludzi wydających na PC Senran kagura.
Co do japońskości to nie wiedziałem, że gierki z tej serii są tak popularne. Nawet jakieś anime na bazie tego wyszło i na zachodzie funkcjonuje grupa zapaleńców wspierających te produkcje. Nie rozumiem ich zapału ale muszę przyznać, że ta część w której Senran Kagura jest prostą siepanką wypada naprawdę dobrze. Chciałbym kiedyś zobaczyć wersję gry pozbawioną tego całego ecchi.
Dwadzieścia parę lat temu po raz pierwszy zasiadłem przed ekranem własnego komputera. Było to niezwykłe doznanie, które na zawsze odmieniło moje życie. Do dziś pamiętam zabawę z DOSem by odpalić jakiś tytuł i to jak olbrzymie wrażenie robiły na mnie wtedy gry wideo. Teraz jako doświadczony gracz rzadko podchodzę do jakiegokolwiek tytułu z większą ekscytacją. Dlatego też zdziwiłem się kiedy pierwsze chwile z jakimś nieznanym mi indykiem ruszyły moim sercem. Przez chwilę myślałem, że jestem znowu przed ekranem mojego 14 calowego wypukłego monitora.
Liceum to trochę dziwny okres w życiu człowieka. Nie ma się jeszcze pojęcia co chce się robić w przyszłości ale wypadałoby się szykować na studia. Trzeba wybierać jakieś specjalizacje, przedmioty na maturę i inne podobne bzdury. Ja nie miałem wtedy pomysłu na siebie i z jakiegoś dziwnego powodu uczyłem się łaciny i podstaw prawa. Szkoda że nikt nie zaoferował mi kursu shinobi. Może wtedy byłbym jedną z postaci w Senran Kagura Shinovi Versus?
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że najnowsze Fire Emblem będzie tytułem złożonym z trzech gier, wydawało mi się to co najmniej dziwnym pomysłem. W głowie miałem kolejne odsłony Pokemonów i to, że pomiędzy różnymi wersjami Fates nie będzie wielkich różnic. Okazało się, ze byłem w olbrzymim błędzie. Dlatego też po ukończeniu Birthright i Conquest zabrałem się za ostatni element układanki tworzącej Fire Emblem Fates. Czyżby najlepsze zostało pozostawione na koniec?
Dostaję rano maila od kogoś z PR Square-Enix. Wiadomość o tym, że taktyczna gra RPG trafia w końcu na PC była dla mnie sporym zaskoczeniem.. Podjarany myślę, że japońska firma zaczyna naprawdę cenić rynek komputerowy i po Final Fantasy X/X-2 HD Remaster zdecydowali się w końcu wydać kultowe Final Fantasy Tactics. Niestety szybko się okazało, że zamiast jednego z najlepszych SRPG pobierałem coś o nazwie Heavenstrike Rivals. Czy taka sytuacja może mieć pozytywny finał?
Większość gier kończy się w momencie pokonania zła i uratowania świata. Dzielny bohater stawia czoło przeważającym siłom wroga i zmiata je z powierzchni ziemi. Dungeons 2 podchodzi do sprawy trochę inaczej. Tytuł ten tak naprawdę zaczyna się w momencie, gdzie w typowych grach oglądalibyśmy napisy końcowe. Czy to jednak wystarczający powód by zainteresować się tą grą strategiczną?
Fire Emblem Fates; Birthright okazało się wyśmienitą grą. Dlatego od razu po jej ukończeniu zabrałem się za przechodzenie kolejnej kampanii tworzącej trylogię Fire Emblem Fates. Czy Conquest jest w stanie dorównać swojemu poprzednikowi? Czy stanie po ciemnej stronie mocy może sprawić nam frajdę?
Epoka internetu sprawiła, że wiele z moich opinii i przekonań okazało się przynależeć do grupy tych niezbyt popularnych. Przykładowo byłem przekonany o genialności filmu Nieśmiertelny II. Dopiero jako dwudziestolatek dowiedziałem się, że jeden z filmów mojego dzieciństwa jest chałą. Podobnie było w przypadku Wojowniczych Żółwi Ninja. Moim faworytem zawsze był Leonardo. Niby trochę podejrzane było, że jak udawaliśmy TMNT to nikt inny nie chciał nim być. Jednak dopiero podczas jednej z wielu durnych debat online pojąłem, że Leo nie jest specjalnie lubiany ani doceniany. Uzbrojony w tą wiedzę postanowiłem spróbować pograć w Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants in Manhattan i poznać zalety tych „lepszych” żółwi. Niestety czas spędzony z tym tytułem doprowadził do tego, że nienawidzę Wojowniczych Żółwi Ninja.
Ponowne granie w obie dziesiątki narobiło mi smaka na FFXII. Nie chce mi się wyciągać konsoli i szukać, gdzie położyłem pudełko z grą. Plus na steamie mam już prawie całą kolekcję głównych odsłon serii.
Należę do ludzi, którzy wychowali się na Doomie. Tytuł ten należy do bardzo wąskiej grupy produkcji do których można zawsze powracać. Śmiem nawet powiedzieć, że jest to najlepsza gra FPS jaka kiedykolwiek powstała. Dlatego też nowa gra o tym samym tytule ma przed sobą niełatwe zadanie. Czy id Software potrafi jeszcze tworzyć genialne gry? Czy Doom 2016 będzie chociaż w połowie tak dobry jak pierwowzór?
Żyjemy w czasach gdy gier jest cała masa. Nikt nie ma sił i czasu by zagrać w każdą produkcję uwagi. Dlatego ciągle rosną nasze „kupki wstydu” (ktoś tak mówi i stercie gier do zaliczenia?) i przepada nam z pola widzenia wiele solidnych pozycji. Zakładam, że tak właśnie stanie się z recenzowaną tym razem grą. Sam miałem problemy z wciśnięciem Tastee: Lethal Tactics gdzieś pomiędzy Dark Souls III, Ratcheta, Dooma i Total War: Warhammer. Jednak po ograniu tego tytuły zdecydowałem się napisać o nim kilka słów. Czy to oznacza, że mamy kolejną perełkę z szeroko rozumianego segmentu indie?
Któregoś dnia uświadomiłem sobie, że nie nadaję się do roli skrytego zabójcy. Jestem zbyt niecierpliwy i nie wyobrażam sobie wyczekiwania na swój cel. Nie przeszkadza mi to jednak w graniu we wszystkie skradanki. Wynika to z faktu, że inteligencja wrogów w grach tego typu jest zazwyczaj na poziomie małego dziecka. Nawet jak coś zobaczą to po kilku chwilach o tym zapomną i nie chce im się dokładnie wszystkiego sprawdzić. Któregoś dnia jednak pojawi się gra, gdzie wszystkie stosowanie przeze mnie sztuczki okażą się bezużyteczne. Nie jest to jednak dzisiaj. Miałem okazję pograć w Shadwen i dawno już nie miałem tak mieszanych odczuć w stosunku do jakiejś produkcji. To chyba nie wróży temu tytułowi zbyt dobrze.
Z Final Fantasy X-2 zawsze miałem sporo problemów. Jestem posiadaczem trzech kopii tej gry w wersji na PlayStation 2. Dwie z nich kompletnie nie działają i zawieszają się podczas początkowego filmiku. Oznacza to, że przez wiele lat znałem ten tytuł jedynie jako „To Final Fantasy, gdzie bohaterki są gwiazdami J-Pop”. W końcu udało mi się zdobyć działającą wersję gry i skończyć nową przygodę Yuny. Niestety mój odbiór gry naznaczony był traumą związaną z wyświetleniem intra dobre 100 razy nim miałem okazję zagrać. Po latach mam okazję ponownie przetestować ten tytuł bez J-Popowego piętna Może w końcu będę mógł trochę obiektywniej odpowiedzieć na pytanie czy Final Fantasy X-2 HD Remaster warte jest zakupu?
W ostatnich latach zauważyłem, że granie na komputerze ma pełno zalet. Nie chodzi mi tylko o niższe ceny gier, częste promocje i bundle czy też lepszą oprawę graficzną od konsolowych wersji.
Dlatego też jak tylko dowiedziałem się o premierze Final Fantasy X/X-2 HD byłem strasznie podekscytowany. Wreszcie będę mógł powrócić do świetnej gry i nie będę musiał już przejmować się rzeczami takimi jak wsteczna kompatybilność czy inne konsolowe udziwnienia utrudniające granie w moje gry. Od teraz Final Fantasy X będzie na zawsze w mojej bibliotece Steam i będę mógł w ten tytuł zagrać praktycznie kiedy tylko mi się zechcę. Czy to jest jedyny argument przemawiający za zakupem pecetowej edycji Final Fantasy X?
Każdy był chyba w sytuacji gdy w momencie kiedy potrzeba nam ciszy i błogiego spokoju zostajemy zaatakowani dźwiękami dobiegającym do nas przez ścianę czy zza okna. Bluzgamy pod nosem i staramy się uciszyć osobę zakłócająca nasz odpoczynek. Czasami to jednak nic nie daje i mamy ochotę zatłuc wnerwiającego nas drania. Co gdybyśmy mieli możliwość uciszenia tych wszystkich wnerwiających nas dziadów na dobre? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Party Hard. Czy to oznacza, że otrzymamy grę gwarantującą nam chwilę odsapnięcia?
Kiedy dostaję od kogoś maila z dziwacznym tytułem to zazwyczaj unikam otwierania takich treści. Przecież ilu może być w Afryce królów chcących mojej pomocy w przemycie jakiejś kasy? Jak często Ban Ki-moon albo Obama mogą mieć dla mnie nagrody pieniężne. Dlatego tez moją pierwszą reakcją na mail o tytule „htoL#NiQ Mion needs your help” zareagowałem poprzez skasowanie wiadomości. Dopiero za trzecim razem zauważyłem, że chodzi o jakąś grę. Po przyjrzeniu się sprawie bliżej okazało się, ze dziwny ciąg znaków na początku maila to „cool” sposób na zapis słów Hotaru no Nikki, czyli po naszemu „Pamiętnik Świetlików”. Czy omawiana produkcja okażę się tak samo nietypowa jak jej tytuł? Czy ten wstęp powstał jedynie dlatego, że nie mam dobrego systemu do wykrywania spamu i phisingu?
Sytuacja jest trochę dziwna bo jak zapowiadali TTR WT to split-screen dla 4 graczy troska o multiplayer kanapowy miała być podstawą. Może wydadzą jakąś aktualizację z tym trybem. Ewentualnie spróbują upchnąć to jako DLC. No chyba że konsole są za słabe na to i dopiero PS4 Neo uratuje sytuacje.
Dzięki za zwrócenie uwagi. Podczas przenoszenia akapitów z Open Office coś pokiełbasiłem i do tekstu wkradł się kawałek zdania z innego wpisu.
Będę bardzo zainteresowany przeczytaniem twojej opinii. Cała siła tej produkcji zależy tak naprawdę tylko od tego czy uderzy w nasze emocje. Rozmawiałem z ludźmi, którzy płakali podczas gry ale nie zdziwiłbym się gdyby były też osoby, które tylko wzruszą ramionami albo zasną podczas klikania w kolejne przedmioty.
Co do oglądania versus grania to mam wrażenie, że nasza obecność w świecie gry i klikanie do którego sprowadza się gameplay nie wnosi nic ponad to co zobaczymy na filmie z rozgrywki.
Każdy z nas nie raz w swoim życiu stanął na rozdrożu i podjął decyzję, która na zawsze zmieniła jego życie. Często na pozór bagatelne wybory sprowadzają nas na konkretną ścieżkę z której nie ma już odwrotu. Zastanawiamy się wtedy co byłoby gdybyśmy zdecydowali się na pójście w inną stronę. Stories: The Path of Destinies w pewien sposób odpowiada na to pytanie.
Pojawiło się już jakieś DLC, które dodaje nowe bryki i nową lokacje. Jak się sprzeda to pewnie będą pompować kolejne.
Metroid bez wątpienia jest jedną z najważniejszych gier jakie kiedykolwiek powstały. W końcu bez tego tytułu nie mielibyśmy masy produkcji typu metroidvania. Pomysły zawarte w grach z tej serii stworzonych na NESa i SNESa pokazały jak można stworzyć genialną grę opierającą się na eksploracji otoczenia i jak sprawić by backtracking był czymś fajnym. Jednak ilość gier tego typu, które mogą dorównać Metoidowi i Super Metroidowi nie ma zbyt wiele. Kilka lat temu byłem przekonany, że Shadow Complex jest jednym z nielicznych tytułów godnych stać u boku Castlevanii Symphony of the Night i wspomnianego już klasyka z Samus Aran w roli głównej. Shadow Complex Remastered to idealna okazja by się przekonać czy ta opinia nie była przesadzona.
Kiedyś życie gracza było prostsze. Konsole różniły się od pecetów w znacznym stopniu. Każda maszyna miała charakterystyczne dla siebie gry i gatunki. Dzisiaj sytuacja wygląda odmiennie. Wszystko stoi na głowie i na PC można katować w bijatyki albo platformówki, podczas gdy na konsoli pogramy w strategie i gry MMO. Odgadniecie jaka gra przeznaczona jest na jaki system jest tak samo prosta jak ta zagadka z niebiesko czarną sukienką. Dlatego też mam okazję zrecenzować Battle Worlds: Kronos w wersji na PlayStation 4. Czy z upychania komputerowych strategii na maszynkę Sony może wyjść coś dobrego?
Wesołe Miasteczka mają to do siebie, że z miejsca przynoszącego radość bardzo łatwo mogą się przeobrazić w coś z naszych najmroczniejszych koszmarów. Potwierdzi to chyba każdy kto wybrał się kiedyś na teren opuszczonego parku rozrywki. Motyw ten pojawiał się już kiedyś w grach ale teraz dostajemy pozycje skoncentrowaną właśnie na wesołym miasteczku. Tylko czy The Park nie jest przez przypadek jednym z tych tandetnych lunaparków, gdzie największą atrakcją jest karuzela i barak ze starymi grami arcade?
Killer 7 to wyjątkowa gra i dlatego też serwuje nam niespotykanych w innych produkcjach przeciwników. Za każdym razem gdy ktoś wspomina o tym majstersztyku mam ochotę kolejny raz go odpalić.
Może to tylko moje skrzywienie ale w Killer 8 też warto zagrać.
Nintendo jest firmą która stawia na różne dziwne rozwiązania. Czasem okazują się one olbrzymim sukcesem jak miało to miejsce w przypadku Wii i Splatoon. Innym razem pozostawiają wiele do życzenia i można nazwać je niewypałem. Noc chyba że ktoś chciałby uznać Virtual Boya albo nazwanie następcy Wii poprzez dodanie do słowa literki U za sukces. Z Nintendo człowiek nigdy nie wie na co trafi. Dlatego też odpalając Star Fox Guard nie byłem pewny tego co mnie czeka.
Przyzwyczaiłem się do tego, że bycie fanem gier z cyklu Warriors jest uważane za coś dziwnego. Co rok kupować z 10 praktycznie identycznych gierek. Na dokładkę produkcje te są prostymi do bólu slasherami z dość archaiczną oprawą graficzną. Coś mnie jednak do nich przyciąga i ciągle staram się wszystkim udowodnić, że warto w nie zagrać. Samurai Warriors 4: Empires jest prawdopodobnie najlepszym argumentem przemawiającym za serią. Tylko czy to wystarczy by ktokolwiek chciał zagrać w gierkę gdzie rozwala się setki wrogów za pomocą gitary?
Nintendo kojarzy się wszystkim z wąsatym hydraulikiem. Maskotka korporacji z Kraju Kwitnącej Wiśni doczekała się masy wyśmienitych gier. Nintendo ma w swojej stajni jeszcze masę postaci kochanych przez rzeszę graczy. Jednak z jakiegoś powodu to Mario jest najpopularniejszy i najczęściej pojawia się w grach wideo. Ktoś od speców z Wielkiego N tym razem postawił na innego bohatera ze stajni japońskiej firmy. Otrzymaliśmy więc kolejną grę o przygodach Foxa McClouda. Czy recenzowane Star Fox Zero jest dowodem na to, że Nintendo powinno pozostać przy wydawaniu gier z Mario w roli głównej i odpuścić sobie produkcje z lisem?
Wszystko co ma swój początek ma też swój koniec. Nawet najpotężniejsze imperium musi kiedyś popaść w ruinę i zapomnienie. Gwiazdy przemijają i pozostawienie Nawet dające nam światło i ciepło słońce kiedyś przeminie. Tak myśli nasuwają mi się po obcowaniu z prawdopodobnie ostatnią częścią cyklu Dark Souls. Pozostaje tylko pytanie czy koniec jest równoznaczny z upadkiem i tragedią?
@Dhubleidd
Miałem takie samo wrażenie. Ta finałowa scena wyglądała jakby laska się kompletnie poddała. Teraz ciekawe czy dostanie jakiejś wizji i w ostatniej chwili przywróci życie Johnowi czy też z własnej woli zaryzykuje i odda życie by uratować kogoś kto może być wybrańcem.
Spelunky i Binding of Isaac to dwie gry z segmentu indie przy których spędziłem szmat czasu. Odpowiednio doszlifowany gameplay sprawił, że te dwie gry z segmentu roguelike-like zawładnęły moim życiem. Teraz odkryłem kolejną produkcję w podobnej stylistyce. Czy Enter the Gungeon jest jednak na tyle dobre by stanąć obok wymienionych wyżej produkcji?
Metroid to jeden z najfajniejszych pomysłów na gry jaki kiedykolwiek się pojawił. Axiom Verge na pierwszy rzut oka wygląda jak klon przygód Samus Aran. Tytuł ten jest jednak czymś zdecydowanie więcej. Czy to oznacza, że warto zainteresować się tą podróżą do innego świata? Czy PlayStation Vita doczekało się w końcu jakiejś genialnej metroidvanii?
Przyszłość nie zapowiada się zbyt różowo. Jeśli nie czeka nas jakaś apokalipsa to trzeba liczyć się z wojną, atakiem kosmitów lub buntem robotów. Swoją cegiełkę do tego zbioru dodaje także studio Klei. Cyberafera szpiegowska wydaje się czymś mniej strasznym od ataku zombie. Jednak jest czymś zdecydowanie bardziej realnym. Najgorsze jest jednak to, że już wyobrażam sobie życie w świecie Invisible, INC. Tylko czy opłaca się już teraz odwiedzać Ziemię roku 2074?
Nie spodziewałem się nigdy, że dożyję dnia kiedy ujrzę konsolową bijatykę z postacią inspirowaną twórczością H.P. Lovecrafta. Niby jest to tylko jakaś dziewczyna, która ma być wcieleniem Necronomiconu ale to i tak więcej niż byłem w stanie sobie wyobrazić. Coś nie do pomyślenia okazało się jednak rzeczywistością. Wszystko to dzięki gierce o niewielue mówiącym tytule Nitroplus Blasterz: Heroine Infinite Duel. Czy oznacza to jednak, że miłośnicy twórczości Samotnika z Providence powinni siegnąć po ten produkt?
The Legend of Zelda to jedna z tych serii, które definiują gry wideo. Przygody kolesia w zielonym kubraku podobnie jak perypetie wąsatego hydraulika od lat są synonimem dobrej zabawy przy konsoli. Dlatego też każda kolejna gra w świecie Zeldy jest całkiem sporym wydarzeniem. Wszystko co dobre musi się jednak kiedyś skończyć. Czyżby premiera Hyrule Warriors Legends była końcem dobrej passy cyklu o przygodach Linka?
@Brucevsky Święta prawda. Byłem przygotowany na pewną dawkę zwariowanych bajerów ale ta odsłona podbija to co odwalały poprzedniczki do potęgo dziesiątej. Podrzuciłem tytuł znajomemu, który jest fanem serii i jest zadowolony, więc twórcy zadbali o swoich wiernych fanów. Ja pozostanę przy swoim Dynasty Warriors ale po cichu liczę na to, że Koei Tecmo pożyczy kilka gameplayowych patentów z tej produkcji.
Całkiem fajny tekst ale taka jedna uwaga. Ten duchowy następca Clock Tower to NightCry aka Project Scissors. W tworzeniu tego bierze udział kreator Clock Tower i Takashi Shimizu - guru japońskiego horroru, znany z Ju-On. Całość nie ma nic wspólnego z Capcom i jest to projekt z Kickstartera.
Obecnie jeśli jakiś Japończyk nazywa siebie Roninem oznacza to, że nie dostał się do wymarzonej uczelni. Postanowił on poświęcić przynajmniej rok swojego życia na intensywną naukę aby zdobyć więcej punktów na kończącym liceum egzaminie. My jednak przeniesiemy się w niniejszej recenzji do czasów gdy tak określano zazwyczaj samurajów pozbawionych swoich panów. W najnowszej odsłonie cyklu Way of the Samurai wcielamy się właśnie w takiego wojownika. Jednak czy ta gra będzie gratką dla fana feudalnej Japonii czy może powodem popełnienia seppuku przez jej twórców?
Koei lata temu znalazło sobie pewną niszę. Niemała grupka graczy co kilka miesięcy kupuje jakąś grę z serii Warriors. Mamy wariant dla fanów antycznych Chin, feudalnej Japonii, cyklu Legend of Zelda czy One Piece. Od dawna zastanawia mnie kto sięga po te gry. Premiera Samurai Warriors 4-II powinna pozwolić mi sprawdzić kto zagrywa się w tego typu gierki. Mamy w końcu przecież dość rozbudowany komponent online. Czyżby nadeszła pora bym poznał przerażająca prawdę na temat fanów cyklu Warriors?
Tak przy okazji. Jaki jest wasz ulubiony survival horror i jaki moment w grze was najbardziej przeraził?
W moim wypadku materiał wideo zamieszony na dole tekstu wskazuje na Silent Hill 2. Mimo upływu lat sytuacja nie uległa zmianie i dalej uważam dzieło Team SIlent za jedną z najlepszych gier w historii branży.
Co do najstraszniejszych momentów to na zawsze zapamiętam pierwsze spotkanie z piekielnymi dobermanami w Resident Evil. Niby moment typu jump scare ale podobnie jak niewidzialny Pinky z Dooma zostało to w mojej głowie.
Polscy twórcy gier powoli rozpościerają swoje skrzydła. Wiedźmin 3 czy Dying Light to jedne z najlepszych gier wydanych w zeszłym roku. Nie należy jednak zapominać o drobniejszych produkcjach takich jak Mc Pixel, Ronin czy Layers of Fear, które dobitnie udowadniają że Polak potrafi. Teraz do grona tych tytułów dołącza Super Hot. Czy jest to jednak produkcja na poziomie? Czy pomysł który sprzedał nam darmowe demko nie wypali się zbyt szybko?
Ludzie odseparowali siebie od natury. Wieżowce, autostrady i centra handlowe skutecznie blokują jakikolwiek kontakt z przyrodą. Cementowa dżungla, w której żyjemy, stała się naszym środowiskiem naturalnym. Dlatego też trudno wyobrazić sobie bycie odcięcie od telefonów, Internetu, naszej ulubionej kawiarni czy samochodu. The Flame in the Flood stawia nas jednak przed takim, mrożącym krew w żyłach, scenariuszem
Dzięki za zwrócenie uwagi. Muszę przyznać, że jestem pod jeszcze większym wrażeniem oprawy graficznej Layers of Fear.
Night Gallery to jeden z moich ulubionych seriali grozy. Połączenie straszakowej tematyki z malarstwem zawsze wydawało mi się genialnym pomysłem. Przyczyną tego jest zapewne świetne opowiadanie H.P. Lovecrafta pod tytułem „Model Pickmana”. Dlatego też Layers of Fear przykuło moją uwagę już w momencie swojej zapowiedzi. Po miesiącach oczekiwania mogłem w końcu zakosztować finalnej wersji tego tytułu. Ciekawe czy było warto czekać?
Życie fana japońskich gier RPG nie jest usłane różami. Gatunek ten swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. Na konsolach stacjonarnych trudno znaleźć tytuły naprawdę godne uwagi. Sytuacja ta zmienia się trochę jeśli weźmiemy pod uwagę także systemy przenośne. Na tych sprzętach produkcje jRPG pojawiają się z częstotliwością porównywalną do epoki pierwszego PlayStation. Jest to efekt kwestii graficznych i innych ograniczeń sprzętowych tych maszynek. Pośród masy przeciętniaków na telefony i kieszkonsolki pojawiają się też prawdziwe perełki. Czy The Legend of Legacy do nich należy?
Lata temu Omega Force odkryło metodę robienia gier. Proste slashery, które pozwalają wyżyć się poprzez mashowanie przycisków stały się swego rodzaju fenomenem. Cykl Dynasty Warriors okazał się czymś naprawdę dochodowym i popularnym. Formuła tych produkcji została całkiem skutecznie przeniesiona na inne gry. Dzięki temu mamy Dynasty Warriors w wersji z samurajami, Gundamami, piratami, mangowymi klonami Mad Maxa. Z dniem dzisiejszym do tej ekipy dochodzi Dynasty Warriors ozdobione przez motywy z fikcyjnej wersji Persji z jakiegoś tam anime. Arslan: The Warriors of Legend nie brzmi zbyt interesująco. Czy to oznacza, że po raz pierwszy nie zatopię kilkudziesięciu godzin w najnowszej wersji mojego ukochanego Dynasty Warriors?
Równo w 20 lat po genialnym Duke Nukem 3D firma 3D Realms decyduje się na wydanie kolejnego tytułu. Gierki która oryginalnie pomyślana była jako kolejna produkcja z udziałem Księcia. W takie sytuacji Bombshell nie może być bezwartościowym crapem gorszym od gnijącej, robaczywej padliny. Nikt przecież nie chciałby kompletnie pogrążyć swojej legendy. Przygody Shelly Harrison nie mogą być tak złe jak wskazują na to recenzje?
Nigdy nie ukrywałem, że cykl Resident Evil jest bliski mojemu sercu. Od czasów szaraka zabijanie zombiaków jest dość ważną częścią mojego „ graczowego cv”. Dlatego też z otwartymi ramionami przyjmuję każdą kolejną grę z kultowej serii. Czasem trafiaja się zakalce pokroju Resident Evil 6. Innym razem dostajemy perełki jak RE: Revelations. Jestem ciekaw do której z tych dwóch kategorii należy Resident Evil Zero HD Remaster?
Głupio się przyznać ale w pewnych sytuacjach nie należę do najodważniejszych osób. Dowodem na to jest jeden z bardziej obciachowych momentów w moim życiu. Pewnego dnia podczas spaceru ze swoją dziewczyną doszło do mrożącego krew w żyłach wydarzenia. Na głowę mojej lubej spadł jakiś robal. Dziewczyna wołała o moją pomoc ale nie mogła mnie nigdzie znaleźć bo uciekłem od niej z prędkością jakiej pozazdrościłby mi nawet Usain Bolt. Jak nie trudno się domyślić dziewczyna była wściekła i zawiedziona moją postawą. Co najgorsze o zdarzeniu tym usłyszało kilku znajomych. Od tamtego momentu zawsze pragnąłem zemsty na bestiach, które uczyniły mnie tchórzem w oczach żonki i ziomków. Dlatego też produkcja o rzeźniku robali zaintrygowała mnie swoim tytułem. Tylko czy The Bug Butcher pozwoli mi odpłacić się brzydalom za te wszystkie lata upokorzenia.
Publikowanie niekompletnych gier staje się powoli standardem w naszej branży. Jednak obok „jaj” jakie robi sobie z graczy Ubisoft, czy zakończeń gier w formie DLC, są też produkcje tzw. epizodyczne. Za mniejsze pieniądze dostajemy fragment gry i jeśli przypadnie nam on do gustu, to możemy poznać resztę historii opłacając, kolejną jej część. Jak się domyślacie, Life is Strange, jest jednym z przedstawicieli tego typu gier. Tylko czy warto dowiedzieć się dlaczego „życie jest dziwne”?
Cykl filmowy o perypetiach filadelfijskiego boksera o imieniu Rocky należy do moich faworytów. Dlatego też z chęcią sięgam po wszelkiej maści produkcje uderzające w tony tego klasyka. Właśnie to sprawiło, że zainteresowałem się dziwadełkiem promowanym jako symulator życia boksera z elementami RPG. Czy warto było zainteresować się Punch Club?
Chyba każdy posiadacz Nintendo 64 słyszał o grze Turok: Dinosaur Hunter. Produkt ten wydany jeszcze gdy pierwszoosobowe strzelanki nazywane były doomowcami mógł pochwalić się niesamowitą grafiką. Produkcja ta stała się sporym hitem i doczekała się kilku sequeli. W 18 lat po premiery gdy o polowaniu na dinizaury doczekaliśmy edycji HD tego tytułu. Czy w Turoku pozostała jeszcze odrobina dawnej magii?
Kiedyś podczas jednej z wielu głupich pogadanek ze znajomymi wpadliśmy na trochę dziwaczne pytanie. Brak której z trzech funkcji ( wzrok, słuch lub mowa) byłby dla nas najmniej kłopotliwy? Głupia kwestia ale potrafi się nieźle wkręcić człowiekowi w głowę. Od tego momentu zacząłem się zastanawiać jakby to było żyć bez wzroku? Deweloperzy ze studia Pixel Pi Games postanowili zaserwować nam jakąś formę odpowiedzi na to pytanie. Tylko czy wyszła przy okazji wyszła im dobra gra?
@paul181818 Dzięki za feedback. W przypadku wersji na PC jest trochę późno bo tam ten tytuł miał premierę rok temu. Tekst powstał głownie dla posiadaczy PS4 i Xbox One bo na tych maszynach Among the Sleep ma premierę w grudniu.
@Brucevsky Sprawa jest o tyle ciekawa, że Mario Tennis na GBC i GBA to były gry RPG z tenisem. Nawet ostatni tytuł na 3DSa oferował więcej opcji dla samotnego gracza. Było tam zdobywanie nowego ekwipunku i tego typu bajery. Za to na Wii U dostaliśmy okrojoną wersję Mario Tennis z GameCube'a. Moja teoria spiskowa jest taka, że był to produkt robiony na szybko byleby coś Nintendo pojawiło się w okresie świątecznym. Miała być Zelda ale nie wyszło to zapodali coś z Mario w tytule.
Jestem strasznie zawiedziony bo przy poprzednich grach spędziłem masę czasu. tutaj wszystko odblokowałem w parę chwil i nie mam nic do roboty.
Żyjemy w czasach gdy klasyczne survival horrory są praktycznie martwym gatunkiem. Produkcje te zostały wyparte przez „YouTubowe straszaki”. Dlatego też powrót jednej z najlepszych horrorowych gier napawał mnie olbrzymią nadzieją. Jednak czy w obecnym świecie jest jeszcze miejsce dla tytułów takich jak Project Zero: Maiden of Black Water?
Pierwszy rozdział The Legend of Heroes: Trails in the Sky to jeden z tytułów, w które powinien zagrać każdy fan gier JRPG. Produkcja ta oczarowała graczy wspaniałym światem z naprawdę interesującymi postaciami i klimatem wprost z klasyków gatunku. Dlatego też cztery lata czekania na kontynuację przygód bohaterów były prawdziwą męczarnią. Teraz najważniejszą kwestią pozostaje to czy drugi rozdział Trails in the Sky wart był wyczekiwania?
Darksiders 2 to całkiem solidny tytuł, który nie okazał się jednak tak dobry jak część pierwsza. Gra nie spełniła oczekiwań i graczy i sprzedała się dość średnio. Wraz z upadkiem THQ (wydawca tego tytułu) wydawało się, że to koniec gier o czterech jeźdźcach apokalipsy. Nie okazało się to do końca prawdą bo wraz z nową generacją konsol i epoką remasterów i edycji HD Nordic Games (obecny właściciel marki Darksiders) zdecydował się na ponowne wydanie tej gry. Opatrzony głupim podtytułem odpowiednik edycji GOTY wylądował na PS4 i Xbox One. Tylko czy warto sięgnąć po Darksiders 2: Deathinitive Edition?
@Cobrasss Sweet Home będzie w następnej części tekstu, gdzie zacznie się epoka NESa.
@n0rbji Zależy co kogo straszy. Co do Shadowmana to gierka wymiatała przez ten Voodoo klimat.
@claudespeed18 Thief miał swoje momenty i będę musiał go sobie odświezyć.
Wychodzi że mam jakieś skłonności do bycia zwyrodnialcem. Jak dobrze pamiętam to zrobiłem także złe zakończenie. Ogólnie ciekawy temat tego jak ludzie darzą zwierzęta znacznie większą sympatią od ludzi.
Jeśli nie jest to jeden z wymienionych w tekście robotów to na dzień dzisiejszy nie ma go w grze.
Należę do pokolenia wychowanego na Transformersach. Wszyscy znajomi oglądali bajkę ( do dzisiaj mam kilka kaset VHS z odcinkami kreskówki) i każdy chciał mieć zabawki z robotami. Z tego też powodu moje zmrożone serce rozgrzewa się na ułamek sekundy kiedy pomyślę o Autobotach i Decepticonach. Ten sentyment został wielokrotnie nadużyty. Tym razem Transformers Devastation ma jednak przywrócić magię dziecięcych lat. Czy ekipie z Platinum Games się to udało czy też dostajemy kolejny szrot na miarę filmów Michaela Baya?
@Raistand Na PS4 są tylko z 3 DLC do samego Samurai Warriors 4-II. Jeśli posiada się DLC z Samurai Warriors 4 to odblokowują one dodatkowe rzeczy w grze. Pecetowej wersji dokładnie nie sprawdzałem le z tego co widzę to jest to po prostu paczka wszystkich DLC do podstawowej wersji gry. Pomijam kwestię, że w głównej mierze są to kostiumy i inne pierdoły, które nie mają znaczenia da zachodnich graczy. No chyba że kogoś kręci oglądanie martwych od setek lat postaci w kostiumach kąpielowych.
Następnym razem zwrócę na to uwagę ale przyznam szczerze, że zazwyczaj pomijam tego typu kwestie jeśli DLC to szmelc dla największych fanów a nie coś co ma znaczenie.
@Qann Zależy od tego czy kogoś kręci do takich gier. To dawne Samurai Warriors się podobało?
@sekret_mnicha Dzięki za zwrócenie uwagi. Pisanie po nocy daje takie smutne efekty. Moje na pozór bardzo negatywne podejście do filmu może być efektem tego, że miałem nadzieję na coś lepszego plus czytałem kiedyś coś o tym jak niby ten film wyglądał w oryginalnej wersji i wydawało mi się to czymś ciekawszym niż finalny produkt.
Trochę szkoda bo film, który widziałem w swojej głowie gdy o nim czytałem wyrobił mi strasznie wysokie oczekiwania.
Miałem podobnie jak @meelosh i pierwsza połowa podobała mi się zdecydowanie bardziej.
@Szatansky07 @marcin00 Dzięki za podpowiedź. Kompletnie zapomniałem o tym filmie a dodatkowo od wieków go nie widziałem.
@marcing805 Wydaje mi się że wybrali The Chinese Room do robienia A Machine for Pigs bo przypadła im taka koncepcja gry. Ja nie mam nic przeciwko ale wielu osobom będzie brakowało trochę stylu ich poprzednich gier. Najbardziej szkoda puzzli opartych na fizyce. W tej grze ich praktycznie nie ma.
@Brucevsky Romance of Three Kingdoms to też seria od Koei, więc gry są w znacznym stopniu do siebie podobne. Wystarczy zamienić Chiny na Japonię i mamy ten sam produkt. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ostatni raz miałem okazję pograć w Romance jeszcze na PS2 i trochę mogło się od tego czasu zmienić. Z tym że trzeba lubić te klimaty by się wkręcić jest sporo prawdy. Mnie przyciąga okres historyczny opisywanych gier. Bez niego pewnie bym szybko zrezygnował.
Bajerów tego typu z czasem powinno pojawić się zdecydowanie więcej. Zwłaszcza w sytuacji kiedy ludzie przekopują pliki z wersji pecetowej.
@Czarny Wilk Pojedynek z Ninją był świetny. Te jego odzywki podczas nawalanki były strasznie klimatyczne. "Hurt me more" po prostu mnie rozwaliło.
@sekret_mnicha
Teraz wiem. Jak sprawdzałem przed wylotem to trwała jeszcze akcja na fb żeby polski dystrybutor zainteresował się tym filmem. Jakoś wczoraj pojawiło się to info ale ja dopiero dzisiaj po wrzuceniu tekstu zauważyłem. Całkiem dobra wiadomość bo z tego co sprawdziłem to film miał zaskakująco dobry wynik. Nie wiem jak się przyjmie w PL ale zawsze spoko zobaczyć Tupaca w kinie.
Sklecenie tego tekstu było koszmarem bo pisałem dziadostwo w samolocie i wyszło 6 stron chaotycznie neutralnego tekstu. W każdym razie warto obejrzeć bo to całkiem solidna produkcja o grupie o której ludzie często zapominają.
Jakby kogoś interesowało to tutaj akcja by film pojawił się w naszych kinach [link]
@Brucevsky Święta prawda. Ja osobiście jestem fanem cyklu i kręci nie zarówno Way of The Samurai jak i ten spin-off Samurai Western ( napisze o nim pewnie za jakiś czas). Te gry wydaj mi się (podobnie jak Shenmue czy Yakuza) idealnym przykładem na Japońskie podejście do kwestii sandboxa. Nie liczy się olbrzymi rozmiar świata i masa zwariowanych misji ale stworzenie czegoś co sprawia wrażenie żyjącego świata. Szkoda trochę że seria jest biedna od strony technicznej. Wydaje mi się że to wpływa na brak zainteresowania ludzi tymi tytułami. Jasne że te gry są specyficzne ale moim zdaniem warto dać im szansę. Ja tak zrobiłem jakieś 10 lat temu i jestem fanem.
@Raistand Pewnie chodzi o Going Clear: Scientology and the Prison of Belief. Podobno Scjentolodzy tak ostro blokowali tą produkcję, że koniec końców nie pojawiła się w kinach.
Coś w tym jest. Cruise ma już z 50 lat na karku a odstawia triki jakby był młodziakiem. Może te wszystkie kaskaderskie sztuczki, które odstawia go odmładzają? Z drugiej strony czytałem, że to efekt tego że dobiera sobie w filmach coraz to młodsze partnerki. Dzięki temu podobno ludziom ma się wydawać, że jest młodszy.
@JÓZEK2 Film już miał swoją premierę w Korei. Mieszkam w Seulu więc wybrałem się do kina w sobotę.
@Khalid al-Mattyan Dzięki za zwrócenie uwagi. Na przyszłość będę musiał sprawdzać aktorów na IMDB a nie pisać ich nazwiska z głowy.
@darth16 Chodzi Ci o jakiś konkretny okres z historii czy coś ogólnego? Everlasting Flower: A History of Korea jest całkiem znośne jako wstęp do tematu.
Też byłem strasznie zawiedziony tym tytułem ale niestety tak jest jak robi się coś na szybko na premierę filmu. Przynajmniej nadchodzące Transformersy zapowiadają się dobrze.
@Czarny Wilk Na pewno będzie więcej bo ostatnio szukam różnych interesujących miejskich legend z Seulu. W parę z magicznych lokacji planuję się wybrać. Temat wydaje się ciekawy bo podobnie jak Ty nie byłem zbyt obeznany z legendami z Korei. jednak po przeprowadzce tutaj zafascynowały mnie te kwestie.