Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 8 września 2007, 20:00

autor: Marzena Falkowska

Ludo ergo sum - Hardcore versus casual

Casual, hardcore. Hardcore, casual. Słowa te coraz częściej pojawiają się w kontekście gier i grania. A to Ubi czy EA otwiera oddział zajmujący się tworzeniem gier dla casuali, a to ogłaszane są wyniki badań nad procentowym udziałem obu tych grup w środowisku graczy, a to wielcy tej branży wypowiadają się na temat obecnej czy przyszłej sytuacji tychże.

Casual, hardcore. Hardcore, casual. Słowa te coraz częściej pojawiają się w kontekście gier i grania. A to Ubi czy EA otwiera oddział zajmujący się tworzeniem produkcji dla casuali, a to ogłaszane są wyniki badań nad procentowym udziałem obu tych grup w środowisku graczy, a to wielcy tej branży wypowiadają się na temat obecnej czy przyszłej sytuacji tychże. Ba, sama często w swoich tekstach używam obu tych słów. Mimo wszystko tak naprawdę nie ma pełnej jasności, co dokładnie one określają. Spróbujmy uporządkować nieco ten informacyjno-pojęciowy bałagan.

Niestety największy ambaras polega na tym, że nie ma standardowych, powszechnie przyjętych definicji. Na dobrą sprawę prawie każdy rozumie pojęcia „casual” i „hardcore” nieco inaczej i stąd biorą się przeróżne nieporozumienia i niejasności. A ponieważ stopniowo granie przestaje być – czy nam się to podoba czy nie – zajęciem zarezerwowanym dla garstki wtajemniczonych zapaleńców, a o grach mówi i pisze się coraz szerzej, szczególnie ważne wydaje się wyplenienie ogrodu elektronicznej rozrywki z chwastów ignorancji, że się tak górnolotnie wyrażę :-)

Ludo ergo sum - Hardcore versus casual - ilustracja #1
Windowsowy Saper jako gra typu hardcore? Odpowiedzi szukaj w tekście :-)

Spójrzmy na kilka najczęściej spotykanych obiegowych opinii o zjawiskach określanych mianem „casual” i „hardcore”. Na przykład: casual i hardcore to dwa przeciwległe bieguny, jak ciemna i jasna strona mocy. Istnieją produkcje dla graczy typu casual i istnieją produkcje dla hardcore’owców, przy czym jedne z drugimi nie mają nic wspólnego. Casual to głównie prościutkie gierki internetowe i przeznaczone dla szerokiego kręgu odbiorców produkcje na NDS i Wii. Można w nie zagrać przez chwilę i nie wymagają specjalnych umiejętności. Hardcore to z kolei skomplikowane, „poważne” tytuły, które nie każdy jest w stanie opanować i które do ukończenia wymagają wielogodzinnych sesji. A gracze? Gracze typu casual to kilkuletnie dzieci, kobiety po trzydziestce lub seniorzy. Na granie poświęcają kilka chwil co jakiś czas. Często nawet nie myślą o sobie w kategoriach „graczy”. Hardcore’owcy natomiast lubią określać siebie tym mianem. Grają wiele godzin w tygodniu, inwestują w sprzęt i gry, dużo czytają i rozmawiają na ich temat.

To wszystko prawda… w większości i zazwyczaj. Na potrzeby żargonu marketingowego i mediów głównonurtowych takie tłumaczenie wystarczy. Spróbujmy jednak sięgnąć nieco głębiej. Jaka jest TAK NAPRAWDĘ różnica między casual i hardcore?

Przede wszystkim powinniśmy raczej odnieść te pojęcia nie do gier, ani nawet nie do graczy, tylko do podejścia do czynności grania. Innymi słowy, nie idzie o to, w co się gra, ale jak się gra i z jakim nastawieniem się do tego podchodzi. Liczy się styl grania. Co mam na myśli? Wytłumaczę na przykładzie.

Powiedzmy, że 40-letnia pani Krysia ma dość nudną pracę w biurze. Umila sobie zatem czas pogrywając w windowsowego Sapera. Z czasem wciąga się w grę coraz bardziej, czyta o rozmaitych strategiach, próbuje osiągnąć jak najlepsze wyniki. Włącza grę nawet na domowym komputerze i siedzi przy niej do późnych godzin nocnych. Z kolei 18-letni Piotrek za kilka tygodni zdaje maturę. Nie ma zbyt wiele czasu na granie, co dwa dni ledwie znajduje godzinkę, by na swoim high-endowym komputerze odpalić BioShocka. Nie zależy mu nawet na tym, by śledzić fabularne niuanse, lubi po prostu zwiedzić kawałek Rapture dla czystej przyjemności.

Które z tej dwójki gra w stylu casual, a które w stylu hardcore? Myślę, że odpowiedź jest jasna. I nagle zwyczajowe podziały przestają być tak jednoznaczne.

Ludo ergo sum - Hardcore versus casual - ilustracja #2

„Myślę, że GTA jest w dużym stopniu grą typu casual. Możesz w niej być tak bardzo casual albo tak bardzo hardcore, jak tylko chcesz” – David Jaffe (twórca God of War). Odważnie Dave…

Zatem nie tyle stopień skomplikowania gry czy jej gatunek ma w tym przypadku znaczenie, co poziom zaangażowania gracza oraz gotowość do poświęcenia czasu i wysiłku w celu opanowania danego tytułu. Kluczem jest odpowiedź na pytanie: czy gram dla czystej zabawy i relaksu czy też chcę poza przyjemnością osiągnąć konkretny cel (np. ukończyć misję, poradzić sobie na najwyższym poziomie trudności, zwyciężyć w starciu z rywalami).

To wszystko nie znaczy, że przytoczony na początku popularny podział rynkowy nagle przestaje mieć sens. Po prostu niektóre gry są tworzone głównie z myślą o tym, by grać w nie w stylu casual, a inne z myślą o tym, by grać w nie w stylu hardcore. To jednak, jak dana osoba będzie w nie grała, jest już osobną kwestią. Większość z nas czasami gra w jednym, a czasami w drugim stylu. Jeśli ktoś po ukończeniu wspomnianego BioShocka i zebraniu wszystkich plazmidów chwyta dla odprężenia za Wii-mote’a, nie staje się przecież automatycznie casualem. W odwrotną stronę działa to podobnie.

Na koniec mała uwaga natury lingwistycznej. W tekście stosowałam słowa „casual” i „hardcore” w ich oryginalnej formie. To ustępstwo wobec purystów językowych, których razi „każual” i „hardkor” (tego pierwszego użyłam zresztą w jednym z wcześniejszych tekstów raczej w formie żartu językowego, a nie oficjalnego polskiego odpowiednika i pojęcia nie miałam, że wzbudzi tyle kontrowersji :-) Zgadzam się, że póki co bezpieczniejsza jest forma anglojęzyczna, przynajmniej dopóki nie minie trochę czasu i nie okaże się, czy casuale/każuale dołączą do grona kowbojów, dżentelmenów i snajperów czy też przystaną do designerów i stewardess.

Dziesięć ostatnich części cyklu: