Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 16 lutego 2009, 14:39

autor: Szymon Liebert

Słaba złotówka oznacza powrót drogich gier

Jakiś czas temu firma Microsoft zapowiadała, że w najbliższym czasie gry wydawane w Polsce będą tańsze. Mieliśmy więc zobaczyć premierowe produkcje, które już w dniu ukazania się na rynku kosztowałyby poniżej 200 złotych. Tymczasem poznaliśmy cenę nadchodzącego Halo Wars. Tytuł ma więc kosztować w zwykłej wersji aż 289,90 zł. Niespełnione obietnice czy reakcja na sytuację gospodarczą?

Jakiś czas temu firma Microsoft zapowiadała, że w najbliższym czasie gry wydawane w Polsce będą tańsze. Mieliśmy więc zobaczyć premierowe produkcje, które już w dniu ukazania się na rynku kosztowałyby poniżej 200 złotych. Tymczasem poznaliśmy cenę nadchodzącego Halo Wars. Tytuł ma więc kosztować w zwykłej wersji aż 289,90 zł. Niespełnione obietnice czy reakcja na sytuację gospodarczą?

Z jednej strony mamy więc luźne deklaracje obiecujące spore obniżki, udzielone na ubiegłorocznym, sierpniowym Fun Day’u. Rzeczywiście wiele gier, które ukazały się w okresie świątecznym otrzymała nieco niższe ceny, jednak jak widać, w najbliższym czasie ta tendencja raczej zostanie mocno zachwiana. Wspomniane wyżej dzieło zamkniętego już Ensemble Studios cieszy się sporą popularnością (demo ściągnięto w rekordowej liczbie), jednocześnie budząc ciekawość recenzentów. Za możliwość przekonania się o tym, czy udało się stworzyć prawdziwą strategię czasu rzeczywistego przeznaczoną tylko i wyłącznie na Xboksa 360 przyjdzie nam słono zapłacić.

Czyżby oznaczało to więc puszczenie w niepamięć całkiem niedawnych zapowiedzi? Oczywiście to wydaje się dość łatwą odpowiedzią i na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że po prostu postanowiono zarobić więcej. Być może i w takim postawieniu sprawy jest trochę racji, jednak powodów decyzji Microsoftu trzeba szukać gdzie indziej. Wystarczy przecież spojrzeć na kursy walut w ostatnim czasie. Zaledwie w ciągu kilkunastu tygodni amerykański dolar wzmocnił się w niebywałym stopniu, po kilkuletnim bytowaniu na bardzo niskim poziomie względem złotówki.

Co to oznacza dla korporacji i wydawców? Słabsza złotówka to oczywiście mniejsze zarobki przy obecnym poziomie cen, a więc i potencjalne straty w nadchodzącym, niezwykle trudnym roku finansowym. Każda firma będzie w nim starała się ograniczyć wszelkie koszty i odciąć się od nierentownych inwestycji, żeby nie dać się kryzysowi. Na co dzień może nie widzimy jego skali, jednak ekonomiści mówią o nim otwarcie. Wystarczy przytoczyć niedawny wywiad z Polityki z prof. Jeffreyem Sachsem, próbującym wyłożyć naturę współczesnych problemów.

Słaba złotówka oznacza powrót drogich gier - ilustracja #1
Kurs dolara od sierpnia 2008 do lutego 2009.

Źródło: waluty.onet.pl

Na nic zdają się tutaj przywołania sytuacji Polskiego rynku gier z lat 90-tych ubiegłego wieku. W pierwszej połowie tej dekady gry kosztowały znacznie więcej niż dzisiaj – za nowe produkcje na peceta przeważnie przychodziło nam zapłacić grubo ponad 150 zł. Po pewnym czasie coś zaczęło się dziać. Na rynku pojawiła się firma TopWare Interactive, która może nie spowodowała rewolucji w pojedynkę (mając sama spore problemy), to jednak przyczyniła się do obniżek, ruszając ze strategią tanich gier. Okazało się bowiem, że tańsze dzieła sprzedają się o wiele lepiej, tym samym zarabiając więcej.

Tamta sytuacja wynikała jednak oczywiście z wielu innych czynników. Inna była specyfika rynku i baza użytkowników oraz podejście samych dystrybutorów w dopiero co kształtującym się systemie kapitalistycznym. Dzisiaj gościmy w Polsce już wiele międzynarodowych korporacji, które jego specyfikę poznają i analizują od wielu lat, jednocześnie przeżywając wiele wzlotów i upadków. Prawa rynku są bezwzględne – każdy sprzedawca wystawia swój towar za najwyższą cenę, jaką może, oczywiście biorąc także pod uwagę ważny czynnik konkurencyjności.

Co to właściwie oznacza dla graczy? Silny dolar amerykański i słaba złotówka mogą doprowadzić do podwyżek cenowych w zakresie gier. Sytuację widać już niejako chociażby na Steamie, którego twórcy najprawdopodobniej w dość sprytny marketingowo sposób zabezpieczyli się na najbliższe miesiące. Postanowiono więc wyrażać wszystkie ceny produktów dla europejczyków w ich własnej walucie, czyli euro. Dla Polski oznacza to droższe gry w tym systemie dystrybucji, nawet mimo braku dodatkowych podatków, które były obecne wcześniej. Także tutaj nie pomaga słaba złotówka, bo przeliczniki są nieubłagane. Jak uda się to rozwiązanie firmie Valve, zobaczymy wkrótce – w końcu i waluta Unii będzie musiała jakoś zareagować na nieciekawą globalną sytuację.

Czy da się zatrzymać postępujący kryzys? Wspomniany już prof. Sachs mówi pesymistycznie, że z punktu widzenia teorii ekonomicznych nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Czeka nas wiec recesja, wzrost bezrobocia i inne liczne problemy, oczywiście występując w różnej skali w poszczególnych rejonach świata. Dla nas, graczy, oznacza to niestety najprawdopodobniej wzrost cen gier, sprzętu i akcesoriów, bo w walce korporacji o utrzymaniu się na powierzchni niestety będzie musiał ucierpieć także klient. Trzeba więc przetrwać i przeczekać złe czasy. No i kupować gry już teraz, bo być może niedługo nie będzie nas na nie stać.