Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 15 lutego 2009, 13:29

AgreGOLmat (6 - 13 lutego 2009)

Głośno zapowiadane tytuły zawsze wywołują wielkie kontrowersje. Tak było, tak jest i nie sądzę, aby kiedykolwiek miało się to zmienić, choć teoretycznie ludzie nauczeni doświadczeniem powinni zdawać sobie sprawę z tego, że powstający w takich chwilach szum w komentarzach prowadzi co najwyżej do niepotrzebnych napięć i stosów pustosłowia. Aby obrazić przeciwnika i sprowokować go do reakcji nie potrzeba korzystać z jakichś szczególnie wulgarnych określeń lub tracić czasu na trafne wypunktowanie adwersarza.

Głośno zapowiadane tytuły zawsze wywołują wielkie kontrowersje. Tak było, tak jest i nie sądzę, aby kiedykolwiek miało się to zmienić, choć teoretycznie ludzie nauczeni doświadczeniem powinni zdawać sobie sprawę z tego, że powstający w takich chwilach szum w komentarzach prowadzi co najwyżej do niepotrzebnych napięć i stosów pustosłowia. Aby obrazić przeciwnika i sprowokować go do reakcji nie potrzeba korzystać z jakichś szczególnie wulgarnych określeń lub tracić czasu na trafne wypunktowanie adwersarza. Wszystko załatwia jedno słowo-klucz, najgorsza obelga, której próżno jednak szukać w słownikach wyrazów kulturalnych inaczej. Gładko rzucony fanboj został opus magnum przerażającej części dyskusji, w rezultacie sprowadzając ją do poziomu jeżeli nie rynsztoka, to całkowicie bezprzedmiotowego kąsania się po kostkach.

Antagonizmy wśród posiadaczy różnych sprzętów to nie tylko nasz miejscowy folklor. Zarówno w Polsce, jak i na całym świecie wojny fanów pojawiały się od zawsze, Internet jedynie przyczynił się do rozpowszechnienia i globalizacji całego zjawiska. Gros graczy, jako stworzenia po części przyrośnięte do elektronicznych maszyn liczących charakteryzuje myślenie zerojedynkowe, a to oznacza, że albo z kimś lub czymś się oni zgadzają, albo kogoś lub coś negują. Całkowicie i nieodwołalnie. Próba przebicia się przez skorupę uprzedzeń, półprawd, bzdur, wydumanych prawd objawionych i panicznej obrony dobrego imienia tego, co się akurat w domu posiada, to jak walenie głową w mur i orka na ugorze, który nie będzie w stanie wydać żadnego plonu. A zwykle także narażenie się na inwektywy w postaci słowa na „f”, którego, jak już pisałem, na próżno szukać w słownikach.

Takie zachowanie ma bardzo wiele wspólnego z zachowaniem się niektórych zwierząt. Walczący, „pardon my frencz”, fanboj, znaczy swój teren zaznaczając swoją obecność wszędzie tam, gdzie tylko wyczuje zapach rywala. Wystarczy, że nius ma taki, a nie inny temat, że redaktor napisał coś, co fanbojowi wydaje się sprzeczne z jego logiką pojmowania świata, że ktoś li tylko zasugeruje bądź posłuży się retoryką niezgodną z prądami, którymi na co dzień porusza się dany osobnik i jego stado, a natychmiast rozpoczyna się znaczenie terytorium. Fanboj w stadzie czuje się zresztą fanbojem znacznie silniejszym. Wybaczcie mi tak drastyczny przykład, ale wydaje mi się, że w miarę wiernie oddaje on naturę tego zjawiska.

Rozsądny człowiek omija więc wszelkie tego typu dyskusje szerokim łukiem i długo nie zastanawiając się dochodzi do wniosku, że takie zachowanie przypisane jest niejako każdemu gatunkowi gracza. A to przecież nieprawda, ale żeby wyłowić opinie wnoszące coś do dyskusji, musi najpierw przebić się przez morze wzajemnych „uprzejmości” i uprzedzeń. Truizmem byłoby powiedzieć, że podobne cechy, jako społeczeństwo, wykazujemy w każdej niemal dziedzinie życia. Niemal, bo jak żyje, nigdy nie byłem świadkiem kłótni gospodyń domowych, które rzuciłyby się sobie do gardeł z powodu różnicy zdań na temat wyższości proszku E nad iXi.

Może więc problem leży w wieku interlokutorów? Wiadomo, nastolatkom znacznie łatwiej wypowiadać kategoryczne sądy, nie zastanawiać się nad konsekwencjami czynów etc. Posiadacz komputera nie potrafiący lub po prostu nie mogący z innych powodów przekonać rodziców do kupna konsoli, da upust emocjom i wszem i wobec będzie głosił, że te małe skrzyneczki poustawiane pod telewizorami wymyślono dla ćwierćinteligentów, którzy nie potrafią nawet poprawnie edytować pliku *.txt, a w ogóle, to komputer może służyć do nauki i takich tam. No i ma te, no… arkusze kalkulacyjne. Druga strona wcale nie pozostaje obojętna na tę postawę i już to wkroczy na wojenną ścieżkę powtarzając utarte schematy o konieczności ciągłej wymiany części w blaszaku i wygodzie, jaką zapewnia duży telewizor i miękka kanapa.

Prawda, nieprawda? Półprawdy? Bzdury? Nikt się nie zastanawia co jest prawdą, a co nie, liczy się tylko przyłożenie drugiej stronie i poklask własnego stada. Co jednak najgorsze, powyższe zachowanie wcale nie jest przypisane małoletnim, a objawia się także wśród znacznie starszych osób, które w życiu zamiast rozumem, kierują się stereotypami. Po co mam kupować pada lub kierownicę, skoro całe życie gram w wyścigi na klawiaturze? A graj, na zdrowie, ale zanim zaczniesz negować, spróbuj, poświęć chwilę czasu i włóż w trochę wysiłku w zapoznanie się z alternatywą. „A po co? Jestem poważnym graczem i nie mam zamiaru utożsamiać się w jakikolwiek sposób z tymi, co to robią inaczej. Ergo, są głupsi.”

Gracze podzielili się na naszych i tamtych. Nie ma znaczenia czego dotyczy dyskusja. Wytoczona odgórnie niczym nakazy partyjne linia jest widoczna jak pasy namalowane na autostradzie fluorescencyjną farbą. W ten sposób dochodzimy do czegoś, co można określić mianem świętych krów, a może inaczej – świętego Graala - który na długo przed jego odnalezieniem połyskuje w oddali i mieni się jako nienaruszalny, pewny, bezkrytyczny w podejściu. Aby długo nie szukać i jednocześnie odnieść się do sytuacji mającej miejsce obecnie, wystarczy wymienić grę Killzone 2. Z góry skazana na bycie tą naj, naj we wszystkich aspektach i to nawet w momencie, kiedy jeszcze nikt z użytkowników PS3 nie miał okazji trzymać jej w ręku. Każdy, kto śmie podnieść rękę i zgłosić zastrzeżenia, to wróg, pracownik przeciwnego obozu, a jeżeli nawet nie, to zapewne ktoś zapłacił mu za to, że śmie on myśleć inaczej. Oczywiście przykładem Killzone 2 rzucić w chwili obecnej najłatwiej, ale ta sama sytuacja dotyczy dziesiątek innych tytułów, które wywołują podobne reakcje z każdej ze stron. Już nawet określenie „Twoja stara…” łatwiej puścić mimo uszu, niż określenie fanboj, na które zawsze trzeba i wypada odgryźć się pięknym za nadobne.

Pomimo wszystko, w śmietniku opinii nic nie wartych i tych mało wartych, jakim jest Internet, nie brakuje dyskusji ciekawych i na poziomie. I to bez potrzeby wchodzenia na strony NASA czy szukania forum młodych intelektualistów. Mądre i pożyteczne dyskusje występują wszędzie tam, gdzie zbierze się grupa odpowiednich i potrafiących posługiwać się rzeczowymi argumentami ludzi, a więc również i w serwisie Gry-Online. Poważnie, bez wazeliny.

A co ciekawego znajdziecie w materiałach, które w ubiegłym tygodniu pojawiły się na stronie? Przede wszystkim aż pięć recenzji. Czy afroamerykanin z fryzurą afro to wystarczający materiał na samuraja z krwi i kości sprawdził dla Was Mikas. Na Igrzyska Zimowe 2009 wybrał się, zapewne nie bez przymusu, eJay, zaś Hed w środku zimy wąchał kwiatki, paprotki i inną zieleninę w fantastycznej pozycji zatytułowanej Flower. Światowy kryzys finansowy i ciągłe donosy mediów o zatrzymaniu kolejnych sędziów i piłkarzy nie przeszkodziły, aby maciek_ssi zainteresował się Football Managerem Live. Rozwiązywaniem kryminalnej zagadki z dreszczykiem zajęła się Kayleigh, która wzięła na tapetę drugą część serii Art of Murder.

Duży ruch panował także w zapowiedziach. Hed przyjrzał się fenomenowi Wolverine’a, który w Hollywood doczeka się nawet osobnego filmu o swoich przygodach oraz sprawdził czym właściwie zajmuje się Sekcja 8, a Jiker postarał się rozłożyć na czynniki pierwsze to, co dotychczas wiemy o Final Fantasy XIII.

Ponadto Waszej uwadze szczególnie polecam artykuły, w których nasi autorzy zajęli się wyśmienicie wręcz zapowiadającym się Dragon Age: Początek, podróż do przeszłości zafundował nam Shinobix, a tekst o wirtualnych romansach przygotowała Louvette.

Jak zwykle, naszym czytelnikom proponujemy także najlepsze poradniki dostępne w Sieci. Tym razem pomagamy w:

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej