Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gry 29 czerwca 2001, 12:16

autor: Janusz Burda

Recenzja Fallout Tactics po raz drugi, czyli „miłość nie od pierwszego wejrzenia”

Zamieszczona dziś na naszych stronach druga recenzja Fallout Tactics: Brotherhood of Steel to swoistego rodzaju opowieść o tym jak FT zdobył sobie uznanie autora tekstu i w jaki sposób to uczynił pomimo, iż pierwszy kontakt z grą nie trwał zbyt długo i w wyniku którego FT poleciał z dysku szybciej, niż nań trafił.

Zamieszczona dziś na naszych stronach druga recenzja Fallout Tactics: Brotherhood of Steel to swoistego rodzaju opowieść o tym jak FT zdobył sobie uznanie autora tekstu i w jaki sposób to uczynił pomimo, iż pierwszy kontakt z grą nie trwał zbyt długo i w wyniku którego FT poleciał z dysku szybciej, niż nań trafił.

„Jednym z moich ulubionych porzekadeł jest: „albo rybki albo akwarium”, innym: „miłość jak sraczka przychodzi znienacka”; nie mogło się więc tak zdarzyć, by gra, do której one oba się stosują, nie stała się również jedną z moich ulubionych. Aczkolwiek to nie sentyment skłonił mnie do napisania niniejszego tekstu, lecz poczucie misji, z którym rzecz się ma podobnie jak ze wspomnianą miłością - ciężko mu się oprzeć. Bezpośrednią dawczynią owego poczucia, które mi się udzieliło stała się konkurencyjna recenzja, wisząca obok, w której „Fallout Tactics” został bezlitośnie zbluzgany na całej linii bez wyjątku (i nie jest ona jedyną istniejącą, której autor odżegnuje nieszczęsną grę od czci i wiary). Jakkolwiek pod pewnymi jej punktami sam się podpisuję rękami i nogami, to jednak z jej kluczowym przesłaniem straszliwie się nie zgadzam” – Shuck

Recenzje: Fallout Tactics: Brotherhood of Steel