Przez osiem lat Electronic Arts posiadało prawa do tworzenia komputerowych adaptacji na podstawie Władcy Pierścieni. Przyszedł czas na zmiany - licencja wraca do pierwotnego właściciela. Czy czekają nas lepsze produkcje?
Przez osiem lat Electronic Arts posiadało prawa do tworzenia komputerowych adaptacji na podstawie Władcy Pierścieni. Przyszedł czas na zmiany - licencja wraca do pierwotnego właściciela. Czy czekają nas lepsze produkcje?
Ostatnia nadzorowana przez EA gra w świecie Śródziemia – Lord of the Rings: Conquest pozostawiła pewien niedosyt wśród fanów, o czym możecie przeczytać w naszej recenzji. Umowa, na mocy której EA mogło wydawać gry z Hobbitami i innymi tolkienowskimi stworami, wygasła z końcem 2008 roku (po jej pierwotnym przedłużeniu o rok). Blog Variety twierdzi, że na chwilę obecną możliwość tworzenia i wypuszczania na rynek wirtualnych Władców ma Warner Bros., które jest właścicielem New Line Cinema zarządzającego filmowym światem Lord of the Rings. A skoro Warner ma swój własny, bardzo prężny oddział odpowiedzialny za gry komputerowe, to należy się spodziewać, że licencja już się nigdzie nie wybiera i kolejne tytuły ze świata LotR będą oznaczone logiem WB. Póki co, żadna z firm nie zechciała skomentować tych doniesień.
Czy to dobrze – przekonamy się już za kilka lat, w końcu na horyzoncie majaczy filmowy Hobbit, a taka premiera w kinach wręcz wymaga towarzyszącej jej gry.

Więcej:Warner Bros. o obsadzie miniserialu Mortal Kombat
GRYOnline
Gracze
1

Autor: Filip Grabski
Z GRYOnline.pl współpracuje od marca 2008 roku. Zaczynał od pisania newsów, potem przeszedł do publicystyki i przy okazji tworzył treści dla serwisu Gameplay.pl. Obecnie przede wszystkim projektuje grafiki widoczne na stronie głównej (i nie tylko), choć nie stroni od pisania tekstów. W 1994 roku z pełną świadomością zaczął użytkować pecety, czemu pozostaje wierny do dzisiaj, choć w międzyczasie polubił Switcha. Prywatnie ojciec, podcaster (od 2014 roku współtworzy Podcast Hammerzeit) i miłośnik konsumowania popkultury, zarówno tej wizualnej (na dobry film i serial zawsze znajdzie czas), jak i dźwiękowej (szczególnie, gdy brzmi ona jak gitara elektryczna).