Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 5 lipca 2009, 12:35

Gralingrad - (r)ewolucja w bliźniaka

Bliźniacy mają w dzisiejszych czasach w Polsce wiele znaczeń. Można o nich mówić w kontekstach politycznych lub przy wizycie u znajomego wulkanizatora. W grach, niestety, też coraz częściej się o nich słyszy.

Bliźniacy mają w dzisiejszych czasach w Polsce wiele znaczeń. Można o nich mówić w kontekstach politycznych lub przy wizycie u znajomego wulkanizatora. W grach, niestety, też coraz częściej się o nich słyszy.

Gry muszą być różnorodne, aby się sprzedawać. Nikt nie kupi przecież dwóch identycznych tytułów, w których chodzi o to samo. Nawet najbardziej kosmetyczne zmiany pozwalają na odróżnienie jednej pozycji od drugiej i tym samym zachęcają nas do zakupu. Niestety tych różnic w niektórych gatunkach jest coraz mniej.

O przesycie tytułów opisujących wydarzenia z czasów II wojny światowej i będących FPS-ami nie trzeba nikogo przekonywać. Nawet twórcy Call of Duty to zauważyli i maglowany przez pewien czas temat zostawili przenosząc akcję w przyszłość. Kolejne strzelaniny stawiające nas w roli alianta walczącego z nazistami nie były jednak kropka w kropkę identyczne, więc jeszcze nie było z nimi tak źle. Każde pokazywały dawne wydarzenia nieco inaczej, znane z historii sytuacje przedstawiały w mniej lub bardziej efektowny sposób. Dzięki temu te same operacje przechodziliśmy po kilka razy i bardzo rzadko odczuwaliśmy przy tym deja vu. Problem „bliźniaka” strzelanin aż tak bardzo nie dotyczył.

Przejdźmy jednak na grunt bardziej pacyfistyczny i zajmijmy się ewolucją serii FIFA. Przez ponad dekadę bawimy się z produkcją EA w wirtualną piłkę nożną. To szmat czasu, który niesie ze sobą wiele przemian i wydarzeń. Z serią wielu z nas dorastało i poznawało nowe technologie oraz śledziło rozwój systemów. W końcu FIFA prawie zawsze wykorzystywała postęp techniczny udostępniając wszystkim nowe rozwiązania. Czy jednak ta spokojna ewolucja nie stała się nagle rewolucją?

Na to wygląda. Jeszcze kilka lat temu FIFA i Pro Evolution Soccer były konkurentami, których odróżniało prawie wszystko. Licencja, sposób przedstawiania spotkania, możliwości taktyczne, tryby i tak dalej. Każda seria miała swoich zwolenników i przeciwników, którzy toczyli barwne spory na forach. Niestety trochę przez nas wszystkich EA poczuło się dyskryminowane i zmieniło kierunek rozwoju próbując dogonić rywala od Konami.

W ten sposób dzisiaj FIFA (zwłaszcza na konsolach) zdobywa uznanie. Wreszcie czasopisma i serwisy internetowe oceniają ją tak samo dobrze, a nawet niekiedy lepiej, niż PES-a. Sami gracze, którzy do tej pory rozróżniali gry piłkarskie na symulacje od Konami i tytuły zręcznościowe od „Elektroników” dzisiaj bawią się przy obu, traktując je jako prawie perfekcyjnych przedstawicieli symulatorów piłkarskich. Różnice się zatarły, a my mamy dzisiaj walkę o tron „bliźniaków”.

Mimo dobrych wyników sprzedaży Electronic Arts nie może być jednak szczególnie zadowolone. Ich produkcja bowiem w swojej „rewolucji” popełniła pewien prosty i kosztowny błąd. Starając się maksymalnie zbliżyć do konkurenta przejęła wiele jego cech i stała się mu bardzo bliska. Kilka pozostałych różnic w praktyce jest dostrzegalnych tylko dla maniaków, którzy znają na pamięć skład Juventusu Turyn i wynik finału Pucharu UEFA z 2004 roku. Zwykły gracz, który w piłkę nożną na komputerze czy konsoli lubi zagrać tak samo jak w dobrą strzelankę czy RPG, przy obu będzie się bawił prawie identycznie.

Wpływ na to miały media, które ostatnie kilka lat spędziły na ciągłym wytykaniu niedociągnięć FIFY w stosunku do Pro Evo. Strzały były anemiczne, dryblingi śmieszne, podania przesadzone. Zawsze produkcja EA Sports odstawała w tym czy w tamtym. Gdy jeszcze grałem tylko w FIFĘ, na przełomie wieków, strasznie mnie to irytowało. Żadna z kolejnych odsłon, od tej jubileuszowej z 2000 roku, nie mogła zdobyć oceny 9 w recenzji, na przykład w takim „Neo Plus”. Wkurzało mnie to trochę, bo autorzy nad każdą oceną nowej części gry Konami wręcz się rozpływali. Potem jednak się to zmieniło, PES stanął, FIFA poszła do przodu i dzisiaj noty obu gier są bardzo podobne. Same tytuły niestety też.

Niby nie jest to powodem do zmartwień, ale dla wielu fanów „starej” FIFY nowe odsłony są niejadalne. Często na forach można przeczytać posty ludzi, którzy bawią się przy odsłonach z 2003 czy 2005 roku zamiast szaleć w najnowszej grze. Opinie typu – to już nie ta sama FIFA” czy ta nowa FIFA to crap – są na porządku dziennym. Istnieje i istniała bowiem zawsze pewna pula osób, które wolały bardziej arcade’owe podejście do piłki nożnej. Nieco prostsze w systemie, ale równie wymagające. Takie, w którym zabawa była naprawdę przednia, a wyśmiewane przez media hokejowe rezultaty przynosiły radochę osobom przed komputerem czy konsolą.

Dzisiaj FIFA i Pro Evo to starające się od siebie maksymalnie odróżnić „bliźniaki”. W porównaniu do przeszłości różnice między nimi się zatarły. Pokażcie ISS Pro Evolution 2 i FIFę 2001 graczowi i każcie je odróżnić. Zrobi to z łatwością. Pokażcie najnowsze odsłony i zrobi się problem. W przypadku gier sportowych takie podobieństwo sprawia, że część rynku pozostaje niezaspokojona. Ciekawe kiedy ktoś odważy się przygotować pozycję właśnie dla tej grupy?

Gralingrad - (r)ewolucja w bliźniaka - ilustracja #1

Oczywiście każdy wie, że po lewej jest … a po prawej …

Poniżej poprzednie odcinki serii:

Gralingrad - AVALANCHE, czyli lawina

Gralingrad – o wyższości fotela nad deską

Gralingrad - realistyczny facet w realistycznej bryce

Gralingrad – odstresowywacz

Gralingrad - walka z czasem

Gralingrad - struna

Gralingrad - sekcja

Gralingrad - dusza gry

Gralingrad – monotematyczni

Gralingrad – zły pomysł

Norbert Szamota

Norbert Szamota

Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Tam też obronił pracę dyplomową poświęconą miesięcznikom o grach konsolowych, wydawanym na przełomie XX i XXI wieku. W GRYOnline.pl działa od 2009 roku. Początkowo jako newsman i autor felietonów, później twórca wpisów encyklopedycznych i bloger na gameplay.pl, a od kilkudziesięciu miesięcy jako członek działu Publicystyki. Zaczynał dwa lata wcześniej, tworząc dla serwisu GamePress jedne z pierwszych wideorecenzji gier w polskim Internecie i publikując je na raczkującym wówczas YouTube. Gra we wszystko i na wszystkim, ciągle szukając ciekawych historii, intrygujących mechanik oraz zachwycających obrazów i dźwięków. Uwielbia tropić dawne opowieści z branży, a w wolnym czasie tworzyć też własne growe opowiadania na blogu Gralingrad.pl.

więcej