Minsc i Boo z Baldur’s Gate. Towarzysze z gier RPG, których nie zapomnimy!

- Towarzysze z gier RPG, o których nigdy nie zapomnimy
- Aeris Gainsborough z Final Fantasy 7
- Lady Aribeth de Tylmarande z Neverwinter Nights
- Jaskier z Wiedźmina
- Pikachu z Pokemonów
- Pan Tak z Fallouta: New Vegas
- Morrigan z Dragon Age’a
- Kreia z KotOR-a II
- Czerwony Książę z Divinity: Original Sin 2
- Nie-Sława z gry Planescape: Torment
- Matkina z gry Torment: Tides of Numenera
- Johnny Silverhand z Cyberpunka 2077
- 9S z gry NieR: Automata
- Wieża z Tower of Time
- Minsc i Boo z Baldur’s Gate
Minsc i Boo z Baldur’s Gate

- Debiut: 1998
- Ostatnie pojawienie się: 2015
- Przydatność w walce: daleko mu do bycia baldurowym OP, ale radzi sobie nieźle
Baldur’s Gate zasłynęło jako produkcja, która zrewolucjonizowała gry RPG. Dziś zaproponowane tu rozwiązania mogą wydawać się już cokolwiek przestarzałe, ale wówczas naprawdę wnosiły do całej branży sporo świeżości. Szczególnie interesujące okazały się nowinki dotyczące mechaniki walki, ciekawej nawet po tylu latach od premiery (choć czasami trochę męczącej). Swoje miejsce w historii gier komputerowych zajęli też towarzysze głównej postaci. W tym Minsc. I Boo.
Ten drugi na początku jest żartem. Konsultacja przez potężnego barczystego wojownika połowy swoich decyzji z chomikiem zdaje się niezbicie świadczyć o jego szaleństwie. W sumie zresztą szaleństwa Minsca raczej nikt z uważnych graczy poddawać w wątpliwość nie będzie. Tyle że w końcu okazuje się, iż akurat w kwestii Boo miał rację. Zwierzę jest tak naprawdę zminiaturyzowaną wersją olbrzymiego kosmicznego chomika. Czy można wymyślić coś bardziej absurdalnego? I uroczego jednocześnie?
Minsc cały czas pali się do walki. To trochę taki Obelix, który zamiast do magicznego wywaru wpadł do balii z kofeiną. I trochę bardziej dbał o sylwetkę. Nie ma co ukrywać, że sam wojownik to w dużej mierze bohater sztampowy, oparty na archetypie wielkiego i groźnego, ale dobrego kolesia. Co z tego jednak, skoro efekt jest świetny? Ze wszystkich postaci z Baldur’s Gate, nawet tych dalece bardziej skomplikowanych pod względem psychologicznym, zapamiętaliśmy właśnie jego (spróbowalibyśmy tego nie zrobić, prawda, Boo?).

Jan Jansen to również dziwak, jednak zupełnie inny niż Minsc. Inteligentny gnom upodobał sobie handel rzepą. W czasie jej sprzedaży zresztą gracz może go poznać. Poza tym Jansen tworzy różnego rodzaju wynalazki. Nie wszystkie z nich jednak działają tak, jak trzeba, ale na pewno nie sposób odmówić im oryginalności. W walce gnom przydaje się czasami, jednak warto mieć go w drużynie ze względu na jego humor. Często żartuje, czasami nawet nie wiedząc, że to robi. Duża część jego wypowiedzi ma też kompletnie abstrakcyjny charakter albo odnosi się do... rzepy. Przyznacie, że dziś już takich postaci się nie projektuje?
O AUTORZE
Zanim kupię nowe RPG, najpierw sprawdzam, ilu można dołączyć do drużyny towarzyszy i jak duże znaczenie mają oni dla głównej osi fabularnej. Jeżeli małe albo też brak ich wcale, podchodzę do takiej produkcji ze znacznie większym sceptycyzmem. Dlaczego? Nie jestem pewien. Być może dlatego, że relacje protagonisty z teamem pozwalają mi traktować grę bardziej osobiście. Albo po prostu czynią ją znacznie żywszą, śmieszniejszą i oferującą więcej frajdy. Nie żeby można było w tym przypadku wykluczyć bycie na tyle wielkim geekiem, by tworzeniem drużyny w grach rekompensować sobie ograniczone kontakty społeczne... Co jednak nie stałoby za moimi preferencjami, uważam, że RPG z towarzyszami >>> RPG bez towarzyszy. Też tak myślicie czy wolicie jednak produkcje, w których nikt nie plącze się Wam pod nogami w trakcie walki?