Call of Duty – „już teraz uważam za klasykę”. 10 najlepszych gier 2003 roku
- Silent Hill 3 – „wciąż pierwsza liga wśród komputerowych horrorów”
- Call of Duty – „już teraz uważam za klasykę”
- Need for Speed: Underground – „grafika powala na kolana i jeszcze poprawia szpadlem przez łeb”
- Rainbow Six 3: Raven Shield – „kolejna taka gratka szybko nas nie spotka”
- Max Payne 2: The Fall of Max Payne – „nie pozwala odejść nawet na siusiu”
- Star Wars: KotOR – „ma więcej Mocy aniżeli w dwóch ostatnich epizodach razem wziętych”
- Beyond Good & Evil – „wciągnie cię niczym koło roweru sznurowadło”
- Prince of Persia: The Sands of Time – „zaliczyć należy do lektur obowiązkowych”
- EVE Online – „ma ogromny potencjał”
- Rise of Nations – „tchnęła trochę świeżości”
- Honorowe wzmianki
Call of Duty – „już teraz uważam za klasykę”
Data premiery: 29 października
Producent: Infinity Ward
Gatunek: strzelanka FPP
Platforma: PC Windows
Prawie wszystko dopięte na ostatni guzik – atmosfera, SI, dźwięk. [...] Zdecydowanie zbyt krótka i dlatego 5+, a nie 6. Mimo że nie jestem wielkim zwolennikiem FPP, Call of Duty już teraz uważam za klasykę, obok której nikt nie powinien przejść obojętnie.
Recenzja gry Call of Duty, „Click!” nr 12/03, ocena: 5,5/6
22 lata temu rozpoczęła się trwająca do dziś epopeja jednej z najpopularniejszych strzelanek FPP w historii gier. Pierwsze Call of Duty powstało na fali popularności filmu Szeregowiec Ryan i serialu Kompania braci, zupełnie jak konkurencyjna marka Medal of Honor. Obie gry łączy zresztą wspólna przeszłość, bo po zakończeniu prac nad MoH-em: Allied Assault, tworzące go studio 2015, Inc. rozpadło się, a większość jego pracowników zebrała się pod nowym szyldem Infinity Ward i zaczęła szykować „killera Medal of Honor”, czyli właśnie Call of Duty.
Nowa strzelanka pokazywała różne fronty drugiej wojny światowej w osobnych kampaniach dla żołnierza amerykańskiego, brytyjskiego i radzieckiego. Jej główną cechą byli wirtualni towarzysze kontrolowani przez AI, dający poczucie uczestnictwa w wielkich bitwach, w których było się tylko małym trybikiem. W porównaniu z wieloma poprzednimi tytułami z motywem „samotnego wilka” – superżołnierza walczącego z całą armią – oznaczało to znacznie bardziej realistyczną immersję. Call of Duty zostało bardzo ciepło przyjęte, zdobywając wiele tytułów gry roku, jednak po latach podkreśla się, że bardzo źle się zestarzało i w rankingach serii ląduje zwykle na niższych miejscach. Nie zmienia to jednak tego, jak wielki wpływ miało na swój gatunek i całą branżę, a zwłaszcza proces produkcji gier.
Wspomina Patryk „PefriX” Manelski:

Niezwykle istotny kamień milowy w historii drugowojennych strzelanek. Moim zdaniem nie tak dobra produkcja, jak Call of Duty 2, ale znacznie ciekawsza od Medal of Honor. Plasuje się idealnie pomiędzy tymi tytułami, rozpoczynając dominację nowej marki. Oryginalne Call of Duty to przede wszystkim niepowtarzalny klimat, którego próżno nawet dzisiaj szukać w tego typu współczesnych produkcjach. Wystarczy przypomnieć sobie rosyjskie misje... Kiedyś to były CoD-y, teraz to nie ma!
Wspomina Mikołaj „mikos” Łaszkiewicz:

Koniec lekcji, 15-minutowy spacer do domu i sprint przez klatkę do mieszkania i swojego pokoju. Kilka minut później słychać z niego kultowy tekst: „The man with the rifle shoots! The man without the rifle follows! If the man with the rifle is killed, the man without the rifle picks up the rifle and shoots!”. Call of Duty zapadło mi w pamięć szczególnie mocno, bo to właśnie tę grę dostałem w zestawie ze swoim pierwszym komputerem. Doskonale pamiętam wszystkie misje, ale najbardziej właśnie tę w Stalingradzie, gdzie bez broni, z pięcioma nabojami w ręku czekałem, aż zginie mój towarzysz, bym mógł podnieść jego mosina. Call of Duty było rewolucją, pozwalało przeżyć wojnę w stylu znanym z telewizyjnych hitów i naprawdę mocno zapadło mi w pamięć. Poza tym była to naprawdę dobra gra, angażowała od początku do końca, nie pozwalając na nudę. Poczucie, że „mamy Kompanię braci w domu”, było jak najbardziej realne.

