Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Za te gry wciąż kochamy PlayStation 2
Krzysiek Kalwasiński
- Za te gry wciąż kochamy PlayStation 2
- GTA San Andreas
- Tony Hawk’s Pro Skater 3
- Tekken 5
- Gran Turismo 4
- Valkyrie Profile 2: Silmeria
- Onimusha: Dawn of Dreams
- God Hand
- Dragon Quest: The Journey of the Cursed King
- killer7
- Final Fantasy XII
- Resident Evil 4
- Metal Gear Solid 3: Snake Eater
- Shadow of the Colossus
- Silent Hill 2
Metal Gear Solid 3: Snake Eater

- Producent: Konami
- Gatunek: gra akcji
- Data premiery: 17 listopada 2004
- Średnia ocen w serwisie Metacritic: 91
- Remaster: tak
- Wersja PC: nie
Metal Gear Solid to jedna z tych serii, których trudno nie kojarzyć, nawet jeśli nie miało się z nimi bezpośrednio do czynienia. Pierwsza jej odsłona (z 1998 roku) to jedna z najważniejszych gier wszech czasów. Kolejne dzieła Hideo Kojimy nie były już tak przełomowe, ale i tak wyróżniały się spośród innych produkcji. Zawsze była to najwyższa jakość i świetne rozwiązania, których próżno szukać gdzie indziej.
Nie inaczej jest z Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Osadzenie akcji w samym środku dżungli skierowało rozgrywkę w ciekawą stronę. Ważną rolę odgrywało samo środowisko, które mogło stać się zarówno wrogiem, jak i sprzymierzeńcem naszego protagonisty. Musiał on uważać na pijawki i węże, ale jadowitego gada mógł pochwycić żywcem i rzucić w pobliże wrogiego żołnierza. Liczyło się też dbanie o dobre samopoczucie Snake’a, dlatego trzeba było go żywić (nie byle czym) i leczyć jego rany (stosując odpowiednie środki).
Wspomniane wyżej elementy stanowiły rozwinięcie świetnej, acz specyficznej formuły znanej z poprzednich części. Podstawy rozgrywki to przede wszystkim infiltracja (najlepiej cicha) wrogiej bazy i okazyjne walki z dziwacznymi bossami (jeden z nich może umrzeć ze starości). Sama fabuła z kolei to prawdziwa gratka dla fanów. Osadzona w latach 60. pozwalała zapoznać się z przeszłością Big Bossa, czyli legendarnego żołnierza, którego kod genetyczny jest powodem całego zamieszania. Przy okazji warto nadmienić, że jest to zdecydowanie najbardziej bondowska odsłona serii. Fenomenalna produkcja, o której można pisać niemal bez końca. Podobnie zresztą jak w przypadku innych głównych odsłon tego cyklu.