Divinity: Original Sin 2. W co zagrać czekając na Baldur's Gate 3?

- W oczekiwaniu na Baldur's Gate 3 - najlepsze izometryczne gry RPG
- Dragon Age: Origins
- Tyranny
- Shadowrun: Dragonfall – Director’s Cut
- Arcanum
- Disco Elysium
- Divinity: Original Sin 2
- Wasteland 3
- Planescape: Torment
- Fallout 2
- Baldur’s Gate 2
Divinity: Original Sin 2

Ludzie, którzy dziwią się, że produkcję Baldur’s Gate 3 powierzono Larian Studios, prawdopodobnie nie grali w Divinity: Original Sin II. Obok Pillars of Eternity II to najlepsze nowoczesne izometryczne RPG. Z tą różnicą, że zdecydowanie raźniej wkroczyło ono w przyszłość (a skoro „Baldury” rozwijały gatunek w czasach premiery, wypada, by i teraz się zmieniły i narzuciły tempo).
Już pierwszy „Grzech pierworodny” pokazywał, że studio Larian znalazło optymalną formułę – połączenie świetnego turowego systemu walki i nieortodoksyjnego podejścia do sztampowych opowiastek fantasy zaowocowało hitem. Część druga kapitalizowała sukces „jedynki” i windowała poprzeczkę jeszcze wyżej. Tak bardzo, że mało kto może dziś tam doskoczyć. Divinity: Original Sin II to gra ogromna, a po wszystkich poprawkach – także kompletna. Jak niegdyś pisałem w recenzji, a dziś podtrzymuję – to RPG totalne.
Taktyczna głębia rozgrywki to gratka dla munchkinistów, którzy uwielbiają rozważać każdy aspekt walki. A opcji jest tu sporo, bo nie tylko bawimy się żelastwem oraz zaklęciami z rozmaitych szkół magii, ale też warunkami terenowymi, kombinacjami żywiołów i interaktywnym środowiskiem (zasypanie kogoś wybuchowymi beczkami oczywiście wchodzi w grę, twórcy zachęcają do kombinowania i łamania zasad).

A fabuła... cholera, dawno nie miałem okazji poznać tak dobrej historii o ratowaniu świata. Tak, możemy (ale w gruncie rzeczy nie musimy) uratować czy naprawić świat w tej grze. I jak rzadko kiedy – to nie przeszkadza. Bo droga do wielkiej kulminacji jest wielobarwna, pełna niespodzianek, emocji, fantastycznych postaci, dialogów i dzikich, szalonych pomysłów. Larian Studios w świetnych proporcjach wymieszało swój bezpardonowy humor z mrocznymi, ciężkim treściami, które wzbudzają strach i wywołują gęsią skórkę. Dość powiedzieć, że zaczynamy w azylu dla magów, który okazuje się obozem koncentracyjnym, a potem odkrywamy kolejne mroki bajkowego Rivellonu.
Opcji odgrywania roli mamy tu aż pod korek – nieważne, czy wybieramy jedną z gotowych postaci, czy tworzymy własną (osobiście wolę bramkę numer jeden). Wszystko w tej grze błyszczy i śpiewa. A czy wspominałem o świetnym trybie multiplayer oraz możliwości modowania, jakiej nie widzieliście od czasu Neverwinter Nights? Nie? No to właśnie wspominam.
DIVINITY: ORIGINAL SIN
Pierwsza odsłona Original Sin również ma tę moc. Fabuła jest zdecydowanie lżejsza i trochę gorzej napisana (choć wątku heroicznej piramidy finansowej i kilku bezbłędnych one-linerów nikt Larianowi nie odbierze), towarzysze prostsi, a z grafiki wyłazi mniejszy budżet, ale to tu po raz pierwszy pomysły firmy zaskoczyły z taką siłą. Zwiedzamy tu bardziej otwarty świat, gdzie wszystkie duże lokacje są ze sobą połączone, wątki poboczne bawią i uczą – a przynajmniej często wywołują radosny rechot. Muzyka zmarłego już Kirilla Pokrovsky’ego zapewnia niezapomniane doznania. Wreszcie – to tutaj Larian przetestował świetny system walki z mnóstwem opcji taktycznych oraz interakcji z otoczeniem. Gdyby nie sukces tej gry, nie byłoby ani znakomitego Divinity: Original Sin 2 ani nadciągającego Baldur’s Gate 3