Władca Pierścieni: Powrót orgazmu, czyli rzecz o najbardziej zakręconej ekranizacji Tolkiena. 15 ciekawostek o Władcy Pierścieni

- 15 faktów o Władcy Pierścieni, których mogliście nie znać
- Sauron to nazwa... pająka i dinozaura
- Bilbo był kiedyś Frodem
- Bob Weinstein chciał zabić hobbita
- Jedną ze scen kręcono... rok
- Gandalfem miał być na początku Christopher Lee... albo Sean Connery
- Boromir na naradzie u Elronda uczył się scenariusza
- Peter Jackson chciał nakręcić też Silmarillion
- Władca Pierścieni: Powrót orgazmu, czyli rzecz o najbardziej zakręconej ekranizacji Tolkiena
- Frodo miał zamordować Golluma
- Thurman, Hawke , Vin Diesel i Neeson – wszyscy mogli wystąpić we Władcy Pierścieni
- Kucyka Billa zagrali… ludzie
- Co ma Tolkien do Drakuli
- Góry z książek i filmów istnieją naprawdę… na Saturnie!
- Po co CGI, skoro wystarczą dobre chęci… i 3500 hobbicich stóp
Władca Pierścieni: Powrót orgazmu, czyli rzecz o najbardziej zakręconej ekranizacji Tolkiena

Dziś, mówiąc o Władcy Pierścieni, poza powieścią Tolkiena mamy też na myśli film Petera Jacksona. Aragorn dla milionów ludzi na całym świecie ma twarz Mortensena, Gandalf McKellena, a Galadriela Cate Blanchett. Ale przed laty mało brakowało, byśmy najważniejszych bohaterów Śródziemia kojarzyli z fizjonomiami... Beatlesów. Tak, to nie żart. Paul McCartney, John Lennon, Ringo Starr i George Harrison mieli wcielić się odpowiednio we Froda, Golluma, Sama i Gandalfa. Choć brzmi to jak kompletne szaleństwo, nietypowa obsada to dopiero początek sensacji. Za reżyserię miał bowiem odpowiadać legendarny Stanley Kubrick. Nie dał się on jednak przekonać do realizacji tego widowiska. I nie ma się mu co dziwić.
Co innego natomiast John Boorman. Ten 88-letni dziś reżyser jakiś czas później ochoczo zabrał się za realizację projektu, zapraszając do współpracy właśnie Beatlesów. Co więcej, miał dość oryginalny pomysł na zmiany względem oryginału. Zgodnie z jego wizją Frodo miał zostać uwiedziony przez Galadrielę, a Aragorn w specyficzny sposób okazać wsparcie Boromirowi, namiętnie się z nim całując. Wierzcie lub nie, ale ten film naprawdę był bliski realizacji.
Najdziwaczniejszym momentem w scenariuszu Boormana wydaje się jednak inna scena. W niej śmiertelnie ranna Eowina miała zostać cudownie uzdrowiona przez Aragorna dzięki temu, że ten obdarował ją... życiodajnym orgazmem. Brzmi jak historia, z której zaśmiewalibyśmy się w gimnazjum? Trochę tak. Ale Boorman nic sobie z tego nie robił i nie zrażając się ostateczną odmową producentów, część tych pomysłów zrealizował w swoim Excaliburze. Mimo braków technicznych tego filmu z 1981 roku polecam obejrzeć go jako ciekawostkę, choćby po to, żeby przekonać się na własne oczy, jak mógł wyglądać Władca Pierścieni.

W 1978 roku powstała animowana wersja Władcy Pierścieni. Wyreżyserował ją Ralph Bakshi, a scenariusz napisali do spółki Peter S. Beagle i Chris Conkling. Trzeba przyznać, że gdy się już przyzwyczai do nieco archaicznej animacji, da się go obejrzeć, i to nawet z przyjemnością. Szkoda, że historia urywa się w połowie, a planowana druga część nigdy nie została zrealizowana.

Internet wciąż „zachwyca się” rosyjską Drużyną Pierścienia. Efekty specjalne w filmie zatytułowanym Khraniteli są tak złe, że nawet piękny smok z polskiej ekranizacji przygód Geralta wydaje się przy nich zapierającym dech w piersiach CGI. Niewiele lepsze okazują się aktorstwo, dźwięk i montaż. Wszystkie te wady składają się jednak na koszmarek całkiem urokliwy w swojej brzydocie… Ten zaginiony przed laty film podbił bowiem YouTube’a. Nie trzeba chyba dodawać, że największe kontrowersje wzbudzają prawa autorskie. Bo oczywiście twórcy nigdy nie pozyskali ich od spadkobierców Tolkiena, robiąc swój film zupełnie „na dziko”.
Za Tolkiena brało się też radio BBC. Trzynastoczęściowe słuchowisko radiowe było emitowane już w latach 1955–1956. W 1981 roku stworzono zaś trzynastogodzinną wersję z Ianem Holmem w roli Froda. Swoją przygodę ze Śródziemiem zaliczyła też w latach 60. stacja WBAI i w 70. amerykańskie National Public Radio. Żadna z nich nie doczekała się sukcesu porównywalnego z osiągnięciami trylogii Jacksona. A szkoda, bo przynajmniej ostatnia wersja BBC brzmi może mało oryginalnie, ale za to naprawdę perfekcyjnie pod względem technicznym.