Fallout od Amazona to jeden z tych przypadków, gdy adaptacja nie tylko dorównuje oryginałowi, ale zaczyna go przewyższać
Normalnie nie jestem fanem, gdy „poboczny” projekt tak głęboko wżera się w rdzeń mitologii danego świata, ale dla serialowego Fallouta robię wyjątek. Przeniesienie postapokaliptycznego RPG na ekrany telewizorów to jedna z najlepszych adaptacji gier.
Trzeba przyznać, że twórcy serialowego Fallouta mają nerwy ze stali. Wkraczają ze swoim produktem w szerokie środowisko niezwykle wymagających fanów (nawet jeśli FO4 i 76 wyalienowały część odbiorców) – i zaczynają mieszać przy rdzeniu opowieści i centralnego mitu uniwersum, w którym wojna nigdy się nie zmienia. Jednak już pierwszy sezon zapewnił showrunnerum (Graham Wagner i Geneva Robertson-Dworet) duży kredyt zaufania, więc w drugiej serii odpięli wrotki i pojechali śmiało jeszcze dalej. I trzeba przyznać, że póki co ta jazda bez trzymanki wychodzi całkiem nieźle, a chwilami – spektakularnie.
Na potrzeby tego tekstu Amazon Prime Video udostępnił mi sześć z ośmiu odcinków, więc pewną zagadką pozostaje, jak sprawdzą się ostatnie dwa epizody, ale i tak mamy o czym rozmawiać.
Fallout się trochę zmieni
Widzicie, swego rodzaju piękno Fallouta tkwiło w maksymie, która otwiera każdą odsłonę postnuklearnego RPG (i kilku innych przybudówek, jak Fallout Tactics) – „wojna nigdy się nie zmienia”. Przygody, które przeżywaliśmy na pustkowiu powoli odsłaniały obraz i mechanizmy świata (np. dowiadywaliśmy się, jak uwolniono wirus F.E.V., który zmieniał ludzi w supermutantów), ale rzadko służyły potrząsaniu tymi fundamentami.
Pewnie, toczyliśmy bój z silnymi istotami oraz przepotężnymi frakcjami jak rasistowska Enklawa, ale zawsze robiliśmy za swego rodzaju… przybudówkę, epicki wątek poboczny, świat toczył się dalej. Zawsze nadciągał jakiś konflikt, niezależnie od tego, czy zdobyliśmy GECKa, czy dokopaliśmy Cezarowi. Zawsze wracaliśmy na pustkowia, by zaprowadzić tymczasowy porządek.
Serial, by zająć czymś widzów, musiał sięgać głębiej. Przy tym niefrasobliwie, ale efektownie wskoczył w centrum wszystkiego – i tak, Fallout Amazona to kanoniczna część uniwersum (dzieje się po Falloucie 4). Z jednej strony opowieść toczy się naprzód, z drugiej dostajemy mnóstwo retrospekcji, które odpowiadają na pytanie – albo delikatnie sugerują – dlaczego ludzkość skończyła na pustkowiach i kto za to być może odpowiada.
Jako że obowiązuje mnie NDA, a poza tym nie lubię spoilerować w tekstach, muszę pozostać przy ogólnikach, ale generalnie serial to jak dotąd historia najbardziej spięta z rdzeniem mitologii świata. Dowiadujemy się więcej o kulisach końca świata, jego przyczynach, o mechanizmach, które pracowały w tle gier – jesteśmy bliżej centrum. I jasne, bohaterowie dalej przedzierają się przez lokalne przeszkody i konflikciki, ale na horyzoncie majaczy bardzo wysoka stawka, która może zmienić pustkowia na dobre (wątek zimnej fuzji, ale nie tylko).

