Castlevania: Symphony of the Night. Uczciwe gry na Androida - płacisz raz i grasz
- Uczciwe gry na Androida - płacisz raz i grasz ile chcesz
- GTA: San Andreas
- Terraria
- The Wolf Among Us
- Titan Quest: Legendary Edition
- Dead Cells
- XCOM: Enemy Within
- Final Fantasy VI
- Stardew Valley
- Baldur’s Gate: Enhanced Edition
- Life Is Strange
- Star Wars: Knights of the Old Republic
- Need for Speed: Most Wanted
- Chrono Trigger
- GRID Autosport
- Castlevania: Symphony of the Night
Castlevania: Symphony of the Night

- Gatunek: metroidvania (połączenie platformówki, gry akcji i RPG)
- Producent: Konami
- Cena: 13,99 zł
- Skąd pobrać: Google Play (Android), App Store (iOS)
Przecieracie oczy ze zdumienia? Ja też przecierałem. Konami podjęło pierwszą od lat dobrą decyzję wydawniczą – i przesadnie się tym nie chwaliło. Jakby... wstydziło się tego słusznego posunięcia. Prawdopodobnie nie wiedzieliście, ale jedna z najlepszych odsłon Castlevanii – Symphony of the Night – wylądowała na urządzeniach mobilnych. Lepiej późno niż wcale, zwłaszcza że obecność tego typu gry na telefonach wydawała się czymś oczywistym. Przecież pikselowa klasyka z prostym sterowaniem aż się prosi o port.
Symphony of the Night to jeden z tych przełomowych tytułów, które zwyczajnie warto znać. W chwili premiery połączenie dynamicznej walki, etapów zręcznościowych, zbierania sprzętu, rozwoju postaci, a nawet kilku wyborów zbijało z nóg. Dziś wstępuje w co drugiej grze, ale wtedy było czymś świeżym. Niemniej nie tylko ze względu na wartość historyczną wypada sięgnąć po tę Castlevanię. To po prostu cholernie dobra gra, która wciąga na długie godziny, nawet jeśli jesteśmy świeżo po najbardziej zaawansowanych tytułach na PC i konsole.
Tak, nauczenie się obsługi Castlevanii na ekranach dotykowych wymaga chwili. Tak, podczas nauki wyartykułujecie barwne, rynsztokowe frazy, o których znajomość wcześniej się nie posądzaliście. Ale i tak będziecie jako Alucard brnąć dalej na spotkanie z przeznaczeniem i tajemnicami zamku. Każde starcie, każdy progres przynosi ogromną satysfakcję – bo gra nie jest łatwa, ale umie nagradzać.
Nauka poruszania się po zamku, odkrywanie jego przejść i sekretów sprawiają taką samą radochę jak w epoce PSX. No i choć piksele straszą – to animacje, projekty lokacji i przeciwników już nie. Prawdopodobnie powinienem grać w Disco Elysium (czeka na dysku) albo inny przebój ostatnich miesięcy. Tymczasem dałem się wciągnąć w opowieść o pretensjonalnych wampirach i pogromcach potworów. A charakterystyczna melodyjka z pierwszej lokacji prędko mnie nie opuści.
O AUTORZE
Dawno temu – ale później niż większość znajomych – w trakcie studiów dostałem pierwszego smartfona. Okazał się idealną maszynką do oglądania YouTube’a, czytania artykułów, przeglądania Facebooka oraz... do grania. Pewnie, biblioteka gier nie była wówczas tak bogata jak teraz, ale już wtedy można było znaleźć takie perełki jak seria Final Fantasy. Dziś kolejny smartfon częściej służy mi jako handheld. Jasne, sterowanie jest mniej wygodne, ale to jednak fajne uczucie, że aparat telefoniczny może nas jednocześnie zabrać do zamku Drakuli, na całkiem niezłe wyścigi albo w podróż w czasie. Uczucie tym fajniejsze, im częściej dostaję kompletny produkt, za który płacę tylko raz i mam święty spokój. Jedyne free-to-play, które zagrzało miejsce na karcie pamięci mojego urządzenia, to Hearthstone. Dam jeszcze szansę League of Legends: Wild Rift. Ale to wyjątki. Normalnie oczekuję od gry mobilnej tego, czego oczekiwałbym od zwykłego tytułu, nawet jeśli to port przeboju sprzed 25 lat.
