- Najlepsze nowe filmy 2021 roku
- Na rauszu (Druk)
- Space Sweepers (Seung-ri-ho)
- Jeden gniewny człowiek (Wrath of Man)
- Armia umarłych (Army of the Dead)
- Nomadland
- Mitchellowie kontra maszyny (The Mitchells vs. The Machines)
- Godzilla vs. Kong
- Spider-Man: Bez drogi do domu (Spider-Man: No Way Home)
- Matrix Zmartwychwstania (The Matrix Resurrections)
- Diuna (Dune)
- Ostatniej nocy w Soho (Last Night in Soho)
- Zielony Rycerz. Green Knight (The Green Knight)
- Free Guy
- Legion samobójców: The Suicide Squad (The Suicide Squad)
- Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun (The French Dispatch)
- Pogromcy duchów. Dziedzictwo (Ghostbusters: Afterlife)
Diuna (Dune)

- Co to: (oby) początek jednej z najlepszych epopei współczesnego kina
- Reżyser: Denis Villeneuve
- Gdzie obejrzeć: w wybranych kinach
Z perspektywy czasu Diuna wydaje mi się produktem podobnym do Cyberpunka 2077. Nie chodzi jednak o stan techniczny dzieła w momencie debiutu, a o przedpremierowe oczekiwania odbiorców. Hype na film Denisa Villeneuve’a był tak duży, że niemożliwym było dogodzenie wszystkim. A jednak – dostaliśmy obraz, który porwał mnie oraz wielu innych widzów. Kino przez duże K, na temat którego długo rozmyślałem po seansie. Snułem refleksje nad życiowymi ścieżkami głównych postaci czy kolejami losu świata przedstawionego. Właściwie do tej pory dyskutuję o tym ze znajomymi.
Ekranizacja jednej z najsłynniejszych powieści science-fiction XX wieku od chwili jej ogłoszenia była oceniana skrajnie różnie. Moim zdaniem niewiele w tej materii zmieniło się po premierze produkcji. Ale ja zdecydowałem się umieścić Diunę na naszej liście najlepszych obrazów mijającego już roku. Dlaczego?
Przede wszystkim Villeneuve wreszcie dostał to, o co prosił producentów przy poprzednich dziełach: możliwość podzielenia scenariusza na dwie części. Wyszło to Diunie wyłącznie na dobre, ponieważ uniknęła dzięki temu błędu twórcy jednej z poprzednich ekranizacji najznamienitszej książki Franka Herberta, czyli Davida Lyncha. Villeneuve nie musiał zastanawiać się, co na ekranie pokazać, a co opisać za pomocą niezbyt porywających ekspozycji. Drugą rzeczą jest piękno Diuny. Kanadyjski reżyser to dziś bodaj jeden z najlepszych stylistów. I to widać. Po seansie filmu zacząłem rozumieć, dlaczego Villeneuve tak zaklinał widzów, by wybrali się do kina.
Trzecia kwestia wiąże się bezpośrednio z pierwszą. Dzięki temu, że czeka nas kolejna odsłona tej historii, wiemy, iż mamy do czynienia z ledwie prologiem właściwej opowieści. Współcześnie brakuje mi kinowych trylogii czy sag na miarę Gwiezdnych wojen. Villeneuve ma szansę sprezentować nam taką.