The Settlers – „nic nie jest statyczne”. 10 najlepszych gier 1993 roku
- Doomni trzydziestolatkowie - 10 najlepszych gier 1993 roku
- Syndicate – „jest demoralizujący”
- The Settlers – „nic nie jest statyczne”
- Strike Commander – „przeciętnemu graczowi nic z tego nie pozostaje”
- Star Wars: X-Wing – „zamiast pseudoprzygodówki bardzo dobry symulator”
- Gabriel Knight: Sins of the Fathers – „producent poleca grę raczej starszej młodzieży”
- The 7th Guest – „takie 800-megabajtowe demo”
- Myst – „efekt nie ma sobie równych, Myst urzeka...”
- SimCity 2000 – „jedno z komputerowych arcydzieł”
- SEAL Team – „gra nie jest żadną strzelanką”
The Settlers – „nic nie jest statyczne”

Data premiery: 30 czerwca
Producent: Blue Byte
Gatunek: RTS
Platformy: Amiga, PC (1994)
The Settlers pod jednym względem na pewno odróżnia się od innych, podobnych gier strategicznych. Tutaj nic nie jest statyczne – drwal ścina drzewo, które z trzaskiem pada na ziemię. Zboże wyrasta z ziemi, rośnie, dojrzewa, a gdy jest już żółte i bujne, z chaty wychodzi chłop, aby je ściąć. Tak samo jest w tymże właśnie przypadku budowy pierwszego domu – z zamku najpierw wyjdzie inżynier, obejrzy teren budowy, robotnik ten teren wyrówna, ludzie zaczną znosić materiały, aż w końcu majster przystąpi do właściwej budowy.
Recenzja gry The Settlers, „Secret Service” nr 11, ocena 95/85/100 (grafika/dźwięk/miodność)
W 1993 roku pierwsza odsłona The Settlers była wyjątkową grą! I to nie tylko za sprawą tego, co oferowała, ale również dlatego, że była tytułem ekskluzywnym na Amigę! To był jeden z tych paradoksów, kiedy pecetowcom opadała szczęka na widok tego, co działo się na ekranie u kolegi posiadającego „Przyjaciółkę” 500 (lub 1200). Dopiero rok później pojawił się port na system MS-DOS. Twórcy z Blue Byte zdołali wtłoczyć w zwykle bezduszny, polegający głównie na ekonomii gatunek city builderów ową duszę, życie, humor – wszystko dzięki pociesznej, kreskówkowej grafice w realiach średniowiecza.
Małe ludziki zbudowane z ogromnych pikseli mocno kojarzyły się wtedy z lemingami z innego przeboju tamtych czasów, ale to, co działo się na ekranie, było sto razy bardziej urocze. Tak jak wspominała recenzja, świat Settlersów tętnił życiem – nic tam nie brało się z powietrza! We wszystkim obserwowaliśmy niestrudzonych osadników, którzy ciężko pracowali ku chwale i rozwoju swojej wioski pod naszym kierownictwem. Wszystko to budziło podziw, zwłaszcza na starzejącej się Amidze, gdzie gra została okrzyknięta arcydziełem, a ludzie, którzy ją stworzyli, „najbardziej kreatywnymi i utalentowanymi w branży”. Chwalono też złożony i sensownie zaprojektowany system ekonomiczny. To była gra, w której można było dosłownie zakochać się od pierwszego wejrzenia. I efekt ten okazał się na tyle silny, że Osadnicy pojawiają się po dziś dzień, choć – jak mogliśmy się niedawno przekonać – jakość nowych odsłon znacznie spadła.
Wspomina Jacek „Stranger” Hałas:

„Osadnicy” to jedna z tych strategii, do których za czasów świetności Amigi powracałem najchętniej. Tworzenie sieci dróg z optymalnymi połączeniami i obserwowanie jak to wszystko działa (lub nie i robią się kolejki) było bardzo satysfakcjonujące, podobnie jak eksploracja mapy, poszukiwania złóż i stopniowe poszerzanie granic swojego królestwa. Najmniej zawsze podobała mi się walka i traktowałem ją trochę jako obowiązek. Zostało mi to zresztą do dzisiaj i wśród podobnych strategii szukam raczej tytułów, w których aspekt ekonomiczny jest tym wiodącym lub jedynym. Pierwsze Settlersy to też świetna oprawa audiowizualna. Nawet dziś mógłbym zanucić na zawołanie przewodni motyw muzyczny, który nie tylko idealnie współgrał z gameplayem, ale też nie męczył po dłuższej sesji spędzonej z grą.
