Syndicate – „jest demoralizujący”. 10 najlepszych gier 1993 roku
- Doomni trzydziestolatkowie - 10 najlepszych gier 1993 roku
- Syndicate – „jest demoralizujący”
- The Settlers – „nic nie jest statyczne”
- Strike Commander – „przeciętnemu graczowi nic z tego nie pozostaje”
- Star Wars: X-Wing – „zamiast pseudoprzygodówki bardzo dobry symulator”
- Gabriel Knight: Sins of the Fathers – „producent poleca grę raczej starszej młodzieży”
- The 7th Guest – „takie 800-megabajtowe demo”
- Myst – „efekt nie ma sobie równych, Myst urzeka...”
- SimCity 2000 – „jedno z komputerowych arcydzieł”
- SEAL Team – „gra nie jest żadną strzelanką”
Syndicate – „jest demoralizujący”

Data premiery: 6 czerwca
Producent: Bullfrog Productions
Gatunek: RTS
Platformy: PC, Amiga
Poprzez pełne ognia, krwi i eksplozji sceny walki, ponad którymi unosi się mrożące krew w żyłach wycie płonących ludzi, autorzy starali się uczynić fabułę Syndykatu maksymalnie atrakcyjną. Wszystko w nadziei zainteresowania odmóżdżonego konsumenta zręcznościówek. Gra nie zawiera poważniejszych wątków zręcznościowych i ma charakter głównie strategiczny. Rozbudowana akcja, zawierająca wiele dynamicznie zmieniających się elementów, zmusza nie tylko do podejmowania na gorąco wiążących decyzji, ale także uważnego i perspektywicznego planowania przed jej rozpoczęciem.
To, co najważniejsze w grafice – rozsmarowywanie ludzi po chodnikach i rozbryzgiwanie po ścianach – dopracowane jest wyjątkowo. Efekty dźwiękowe z Sound Blastera wprowadzają atmosferę realności: okrzyki „Police! Drop any weapons!”
Syndykat nie zawiera elementów dydaktycznych możliwych do wcielenia w życie. Gdybym był złośliwy, napisałbym nawet, że jest demoralizujący.
Recenzja gry Syndicate, „Secret Service” nr 5, ocena 100/80/99 (grafika/dźwięk/miodność)
W czasach, gdy nikt nie śnił o Cyberpunku 2077, a Peter Molyneux był szanowanym twórcą i współzałożycielem studia Bullfrog, dostaliśmy Syndicate’a – cyberpunk tamtych czasów. Czwórka uzbrojonych po zęby w spluwy i przeróżne wszczepy agentów wykonywała misje w futurystycznej metropolii, w imię walki z innymi korporacjami oraz lokalną policją. Raz był to zwiad, innym razem oczyszczanie rejonów z przeciwników, sabotaż albo zamach na konkretnego VIP-a. W laboratorium dbało się, by naukowcy przygotowywali kolejne, jeszcze lepsze, wszczepy i gadżety ułatwiające walkę oglądaną z rzutu izometrycznego.
Syndicate uchodził wtedy za niezwykle brutalną grę, choć postacie były mikroskopijnych rozmiarów. Niemniej agenci znajdowali się pod wpływem różnych środków poprawiających ich percepcję, przeciwnicy płonęli żywcem czy padali jak muchy koszeni serią z automatu. Ale Syndicate był też bardzo grywalny i miażdżył klimatem, który w dużej mierze budował świetny motyw muzyczny. Misje bywały trudne, wymagały myślenia i dobrej taktyki, więc satysfakcja po ich ukończeniu okazywała się naprawdę ogromna. Jeden z magazynów branżowych nazwał grę „strzelanką dla potrafiących myśleć”. Produkcja ta przypieczętowała reputację studia Bullfrog jako autorów tylko naprawdę dobrych gier.
Wspomina Jacek „Stranger” Hałas:

Z Syndicate po raz pierwszy zetknąłem się na Amidze i pamiętam, że gra już na starcie oczarowała mnie pięknym intrem, które traktowałem wtedy jako ważny wyznacznik, czy będzie to tytuł gwarantujący dobrą zabawę. Na szczęście z właściwą grą też było bardzo dobrze i wrażenia z przemierzania „żyjących” futurystycznych miast były niesamowite, zwłaszcza że zadania nie sprowadzały się zawsze do zaklikania wszystkich przeciwników na śmierć, pozwalając na różne zagrania taktyczne i dodatkowo wymuszając dbanie o stan zdrowia i rozwój swoich agentów. Sporego szoku doznałem też lata później, po pierwszym kontacie z wersją DOS-ową. Okazało się, że Syndicate może wyglądać znacznie ładniej i lepiej działać w sytuacjach, w których na mapie robi się gorąco.
