Konsumenci gier AAA mogli spisać grudzień na straty, ale koneserzy „indyków” mieli w tym miesiącu ręce pełne roboty. Przed końcem roku ukazały się jeszcze takie perełki jak choćby White Shadows, na którym zawieszą oko fani BioShocka, czy genialne kooperacyjne Heavenly Bodies.
Grudzień przyjęło się traktować jak miesiąc, w którym nie ma premier i można złapać oddech po pracowitej jesieni. Nie tym razem. Z punktu widzenia „indyków” końcówka roku była niemalże mocniejsza niż listopad – mimo że trwała de facto raptem trzy tygodnie, bo po 23 grudnia prawie wszyscy deweloperzy zapadli w sen zimowy jak jeden mąż. Zapraszam na kolejny przegląd interesujących małych gier i – jak zawsze – zachęcam do podzielenia się własnymi odkryciami.
Dzięki Inside i Little Nightmares poważny nurt gatunku tzw. cinematic platformerów w 2,5D wciąż się rozwija, a na rynek co jakiś czas trafiają kolejne perełki – takie jak White Shadows. Założę się o co chcecie, że obejrzawszy powyższy zwiastun, będziecie tą grą co najmniej zaintrygowani. Oto twórcza reinterpretacja Folwarku zwierzęcego George’a Orwella, ubrana w szaty, które z miejsca nasuwają skojarzenia z BioShockiem. Warstwa artystyczna tej gry jest fenomenalna – na tyle, by odwrócić uwagę gracza od prostej w gruncie rzeczy rozgrywki i faktu, że całość kończy się w zaledwie ok. 3 godziny. Czy to nie za mało w kontekście ceny ustalonej na 20 euro/dolarów (71,99 zł na Steamie), każdy musi ocenić sam podle własnego portfela.
Zero grawitacji, dwoje kosmonautów, cztery niezależne kończyny i sześć przycisków do ich kontrolowania – tak w największym skrócie można opisać założenia Heavenly Bodies. To gratka dla wielbicieli lokalnej kooperacji (albo zdalnej, jeśli użyć steamowej funkcji Remote Play Together), którym przyjdzie wykonywać rozmaite zadania na stacji kosmicznej. Cele do realizacji są przyziemne i pozornie proste – ale bezlitosna symulacja fizyki w stanie nieważkości i precyzyjne sterowanie (bez pada lepiej się nie zbliżać) zmieniają każdą czynność w wielkie wyzwanie… oraz źródło niepohamowanej wesołości. 96% pozytywnych recenzji na Steamie dowodzi, że ten koncept wygląda kapitalnie nie tylko na papierze (i zwiastunie). Chciałoby się jednak więcej zawartości – zabawy wystarcza tylko na kilka godzin (góra kilkanaście, jeśli gracze okażą się wyjątkowo „zdolni”). Aha, grać w pojedynkę też się da.
Choć wciąż silnie tchnie świeżością, sama idea turowej bijatyki nie jest nowa, bo wcześniej wcielił ją w życie John Wick Hex – niemniej jednak Fights in Tight Spaces wynosi ten pomysł na kolejny poziom, dokładając do niego elementy karcianki i roguelike. I mimo że sam nie należę do wielkich entuzjastów któregokolwiek z tych (sub)gatunków, z wersją demo tejże pozycji – udostępnionej bodaj jeszcze przed lutowym startem wczesnego dostępu – spędziłem namiętną godzinkę, bawiąc się taktycznymi możliwościami w kolejnych pomieszczeniach i oglądając animacje mojego agenta, z gracją obijającego facjaty bandziorom na wyszukane sposoby. I chyba nie mi jednemu dzieło studia Ground Shatter przypadło do gustu, skoro ma 94% pozytywnych recenzji na Steamie.
Długo wahałem się, czy uwzględnić Praey for the Gods w przeglądzie (tak, No Matter Studios wreszcie ukończyło swoje dzieło i znienacka wypuściło je z prawie trzyletniego wczesnego dostępu). Z jednej strony mamy okazały wynik w postaci 85% pozytywnych opinii na Steamie, z drugiej – średnią ocen recenzentów na poziomie zaledwie 54% na Opencritic. Gorąco kibicowałem temu niezależnemu naśladowcy Shadow of the Colossus, ale po zapoznaniu się z werdyktami profesjonalistów mój entuzjazm nieco ostygł.
Ostatecznie wspominam o tym tytule, byście nie przeoczyli jego istnienia – tak ambitny projekt zasługuje chociaż na tyle – i mogli sami zadecydować, czy uciążliwe mechaniki rodem z gier survivalowych (to najczęstszy spośród różnorakich zarzutów wymienianych pod adresem tego tytułu) odstraszają Was od unikalnego doświadczenia, jakim są widowiskowe „wspinaczkowe” walki z monumentalnymi bossami. Sam chętnie dałbym mu szansę, gdyby istniało demo – nie wyceniam swojej ciekawości aż na 30 euro/dolarów (107,99 zł na Steamie).
Grudzień obfitował nie tylko w interesujące premiery małych gier – nie zabrakło również godnych polecenia wersji demo. Oto co ciekawsze spośród nich:
Na pozór to platformowy „akcyjniak” w 2,5D, jakich wiele – potrzeba bliższego kontaktu, by zrozumieć, że Blind Fate: Edo no Yami dość mocno odbiega od standardów gatunku. Tytułowy „ślepy los” nie jest przypadkowy. W grze wcielamy się w bionicznego samuraja – łowcę robotycznych cyberdemonów rodem z japońskiej mitologii – który jest niewidomy, a świat odbiera sensorami zastępującymi zmysły i wizualizuje zbieranymi danymi (które nie muszą być aktualne ani precyzyjne). To samo dotyczy wrogów – domyślnie ich nie widać, a walka wymaga sporo wyczucia. I choć mechanika potrzebuje jeszcze trochę szlifów, już teraz warto zapoznać się z wersją próbną tej unikalnej produkcji.
Na pierwszy rzut oka to tylko „symulator chodzenia” w realiach science fiction, ale gdy przyjrzeć mu się bliżej, na jaw wychodzą erpegowe naleciałości rodem z gier BioWare. Second Star kładzie nacisk na eksplorację, poznawanie uniwersum – i budowanie relacji z postaciami niezależnymi, tworzącymi załogę statku wysłanego w odległe zakątki kosmosu na misję badawczo-ratunkową. Deweloperom nie brakuje ambicji, o czym świadczy pełne udźwiękowienie dialogów, wliczając w to aż cztery różne głosy do wyboru dla głównego bohatera (lub bohaterki). I choć gra nie uwzględnia walki, dzięki zagadkom logicznym i całkiem złożonemu systemowi rzemiosła graczowi nie powinno zabraknąć interaktywności w rozgrywce.
Gdyby obok Glitchhikers postawić ubiegłoroczne gry Road 96 i Hitchhiker, mogilbyśmy mówić bez mała o narodzinach nowego subgatunku wśród narracyjnych przygodówek – opowieści drogi. Choć tutaj bardziej niż „opowieść” pasuje termin „doświadczenie”. To iście metafizyczne, oniryczne przeżycie, które sprowadza się do toczenia nocnych rozmów na najrozmaitsze – czasem trudne – tematy z zagadkowymi indywiduami spotkanymi przypadkowo w podróży. W odróżnieniu od przytoczonych wyżej tytułów, oprócz jazdy samochodem Glitchhikers uwzględnia także inne sposoby przemieszczania się z miejsca na miejsce, jak transport koleją czy nawet spacer po parku. Polecam wypróbować tę pozycję każdemu, kto nie ma nic przeciwko wpadaniu w filozoficzny nastrój. Oprócz dema na Steamie, dostępny za darmo jest także eksperymentalny pierwowzór tejże gry z 2014 roku.
Minds Beneath Us to przygodówkowy thriller, w którym splatają się dwie zajmujące koncepcje. Pierwsza to dwuwarstwowe odgrywanie roli – sterujemy nie tyle konkretną osobą, co „bezcielesnym umysłem” (M.B.U.) zagnieżdżonym w skórze człowieka i sprawującym nad nim kontrolę. To konwencja podobna do tej, którą przedstawia np. seria Consortium. Drugą ideę – rozpowszechnioną już w grach, ale niezmiennie przykuwającą uwagę – stanowi osadzenie akcji w niedalekiej przyszłości (w Tajwanie), w której uwypuklono problemy i trendy widoczne dziś w otaczającej nas rzeczywistości. W połączeniu z ciekawą narracją i estetyczną grafiką Minds Beneath Us staje się grą, którą warto mieć na radarze (albo steamowej liście życzeń). Aczkolwiek rozgrywka może wydać się przegadana nawet entuzjastom gatunku.
BONUSOWE DEMA
Grudzień przyniósł też na Steamie wersje demonstracyjne większych gier – zbyt głośnych, by normalnie wymieniać je w tym przeglądzie, lecz na tyle interesujących, iż szkoda byłoby również je pominąć (zwłaszcza że nasz Serwis Informacyjny ledwie zająknął się raptem o jednym z tych dem):
Gracze
52

Autor: Krzysztof Mysiak
Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.