George Lucas – Star Wars, Indiana Jones. Wizjonerzy, którzy nie potrafią pisać
- Wizjonerzy kina, serialu i gier, którzy nie potrafią pisać
- George Lucas – Star Wars, Indiana Jones
- Todd McFarlane – Spawn i Spider-man
- Siostry Wachowskie – Matrix, Atlas chmur, Sense8
- Chris Carter – Z archiwum X
- David Benioff i D. B. Weiss – Gra o Tron
- Michael Bay – Transformers, Twierdza, Bad Boys
- Hideo Kojima – Metal Gear Solid i Death Stranding
- David Cage
George Lucas – Star Wars, Indiana Jones
Jeśli ktoś na tej liście naprawdę zmienił świat i zatrząsł kulturą światową w posadach – to właśnie George Lucas. Saga Gwiezdnych wojen, którą zaczął już prawie 50 lat temu, zdominowała wyobraźnię kolejnych pokoleń – najpierw widzów, a potem czytelników i graczy. Prototypy niektórych (no dobra, wielu) pomysłów ze Star Wars można znaleźć choćby w Diunie Franka Herberta, ale to Lucas nadał im odpowiedni sznyt, przygodowo-łobuzerską lekkość oraz wrzucił w pełną rozmachu, odległą galaktykę. Lepszych i mądrzejszych filmów w XX wieku znajdziemy bez liku, ale to Nowa nadzieja jest jednym z najważniejszych.
Lucas zebrał bowiem odpowiednią drużynę, słuchał odpowiednich ludzi, ścinał niepotrzebne sceny i wątki do minimum, a całość wrzucił w magiczne koło wyznaczające ścieżkę Campbellowskiego Bohatera o tysiącu twarzy. Postawił na sympatycznych bohaterów, charyzmatycznych aktorów (Carrie Fisher miała dość charakteru, by przeforsować zmianę co durniejszych linii dialogowych), świetną muzykę i złola, który potem okazał się ikoną popkultury. No i zażarło. Dziś znajdziecie mało zakątków świata, gdzie nikt nie kojarzy Marsza imperialnego. Potem przyszło nakręcone przez Irvina Kershnera Imperium kontratakuje oraz wyreżyserowany przez Richarda Marquanda Powrót Jedi. Świat Lucasa rozrósł się o książki, komiksy i gry, był wszędzie...
Bohater o tysiącu twarzy – Joseph Campbell
Biblia dla współczesnych storytellerów, niezależnie od medium. Jeśli nie chcesz wynajdywać koła na nowo, to kierujesz swoje kroki ku tej książce. Campbell swoje badania i rozważania mocno podparł osiągnięciami Carla Gustava Junga. A całe założenie jego pracy opiera się na tym, że większość opowieści na świecie łączy bardzo podobny schemat, swego rodzaju kościec, rozpisany na specjalnym 12-etapowym kole. Często nie od razu widać te etapy, bo np. historia ma specyficzną strukturę, ale w dużym uproszczeniu chodzi o to, że bohater czy bohaterka zostają zmuszeni do opuszczenia bezpiecznego (choć niekoniecznie dobrego) miejsca, w którym dotąd żyli, wyruszają w podróż, która ich zmienia, a potem – odmienieni w ten czy inny sposób wracają i zmieniają również status quo. W tej czy innej formie wiele hollywoodzkich produkcji – a także gier wideo, książek czy komiksów – korzysta z tej struktury.

…ale powrót wizjonera do kręcenia Gwiezdnych wojen zabolał większość fanów. Epizody 1-3 zostały zrównane z ziemią przez krytyków i fanów. Po latach patrzymy na nie przychylniejszym okiem – w obliczu trylogii Disneya to nie sztuka – bo też i nie można odmówić im konsekwencji, ale to nie zmienia jednego faktu. Były zwyczajnie słabsze. Przebijały przez nie ogromne ambicje Lucasa oraz wiele świetnych pomysłów i pojedynczych interesujących scen, ale całość zapadła się pod ciężarem nierównego tempa, dziwnych wyborów artystycznych, fatalnych dialogów, dziur logicznych i okazjonalnej nudy. Dziś to urocze seanse, ale w dniu premiery przyniosły ogromny zawód.
Okazało się, że gdy zostawić Lucasa bez wsparcia przytomnych, asertywnych doradców, to przestaje sobie radzić. Nie umie zrezygnować z pomysłów (Jar Jar), a dialogi, które pisze... Ech. To drewno boli do dziś, choć Lucas twierdził, że jest w tym metoda. Usłużni potakiwacze i wyznawcy na pewno zapewniają komfort na planie, ale raczej nie wytkną problemu tkwiącego np. w scenariuszu. A to głównie tacy ludzie wspierali reżysera przy prequelach. Najwyraźniej nikt nie powiedział: „Stop, to za wiele” albo „Zmieńmy to, bo inaczej nie zadziała”. Szkoda.
Co ciekawe – krążą słuchy, że po tym, jak bardzo prequele oberwały, Lucas wyciągnął wnioski i następną trylogię zamierzał przygotować staranniej, bardziej uważając na zdanie innych. Problem w tym, że nie czuł się już na siłach, by ją ukończyć, więc odsprzedał prawa Disneyowi. Nawet on nie był zachwycony rezultatami...
