- Wizjonerzy kina, serialu i gier, którzy nie potrafią pisać
- George Lucas – Star Wars, Indiana Jones
- Todd McFarlane – Spawn i Spider-man
- Siostry Wachowskie – Matrix, Atlas chmur, Sense8
- Chris Carter – Z archiwum X
- David Benioff i D. B. Weiss – Gra o Tron
- Michael Bay – Transformers, Twierdza, Bad Boys
- Hideo Kojima – Metal Gear Solid i Death Stranding
- David Cage
Chris Carter – Z archiwum X
Jeśli na dźwięk charakterystycznej, gwizdano-klawiszowej, upiornej melodii dostajecie gęsiej skórki i przypominacie sobie koszmary z dzieciństwa, to znaczy, że żyliście w latach 90., a przez Wasze odbiorniki przewinęło się Z archiwum X. Gratuluję i współczuję jednocześnie, bo – jeśli śledziliście serial uważnie –dostaliście i to, co najlepsze, i to, co najgorsze w telewizji.
Z archiwum X było jednym z tych wszechogarniających fenomenów – jak lata później Gra o Tron – które przez dobrych kilka lat gromadziły widzów przed telewizorami. Całymi milionami. W Polsce, choć z kilkuletnim opóźnieniem, przywalił ten sam grom. Bywało strasznie, bywało nostalgicznie, ale i zabawnie, bo niektóre odcinki stawiały raczej na dziwność i komedię niż horror. Dziś już tylko niektóre epizody wzbudzają niepokój, ale Muldera, Scully, Palacza i reszty ferajny nie da się tak łatwo zapomnieć. To ikoniczni bohaterowie, których perypetie śledziło kilka pokoleń widzów i którzy gdzieś tam wciąż orbitują na obrzeżach naszej wyobraźni, mimo że od tego czasu przez ekranu przewinął się szwadron innych heroin i herosów.
Architektem tego sukcesu był Chris Carter. W 1993 zrzucił nam na głowę bombę w postaci pilota. Odcinek zażarł tak bardzo, że trzeba było rozbudować rolę tego gościa, który czaił się w raptem paru scenach na obrzeżach kadru i nonszalancko popalał papierosa. Tak dostaliśmy jednego z najbardziej charakterystycznych złoli w historii telewizji oraz parkę bohaterów, których rozpoznajemy od 20 lat. Zwłaszcza jeśli w tle leci ten nawiedzony motyw muzyczny.
Wiadomo, mięskiem The X-files były samodzielne odcinki aka „Monster of the week”, ale całość spinały zapewniające ciągłość odcinki mitologiczne. Znaczy… tak jakby zapewniające ciągłość. Spiski, UFO i tajemne rządowe organizacje w pewnym momencie zaczęły prowadzić donikąd. Może nawet nigdy nie miały prowadzić w konkretnym kierunku, choć przez trzy, może cztery sezony tak się wydawało. W pewnym momencie intrygujące wątki z kosmitami, złoczyńcami, tajemniczą czarną mazią i ludzkimi sługusami kosmitów zaczęły tracić parę i stawały się nonsensowne. Bywały nieźle napisane, mroczne, zabawne lub wzruszające – ale przestały działać jako elementy układanki. Na te pojedyncze elementy pracowali potwornie zdolni scenarzyści, jak choćby Vince Gilligan, który potem zasłynął jako twórca Breaking Bad i Better Call Saul. Za całość odpowiadał Carter. I nie panował nad materią.
Konstrukcja zawaliła się niemal całkowicie gdzieś w okolicach siódmego sezonu, po którym David Duchovny dał se siana i pojawiał się w serialu tylko na chwilę, ale całość ciągnięto jeszcze przez dwa lata, aż ktoś powiedział „dość”. Gdy Z archiwum X wróciło po latach – naiwnie łudziłem się, że to będzie wielki powrót – dalej nie przynosiło żadnych sensownych odpowiedzi, mnożyło tajemnice, ale jakieś takie mało pasjonujące. Serial ostatecznie stracił pazur, a Carter pokazał, że nie umie kontrolować fabuły, którą sam wymyślił.
Telewizja przeszła specyficzną ewolucję – widzowie, którym stawia się pytanie, oczekują, że serial dostarczy ostatecznych odpowiedzi. Chrisowi Carterowi nigdy nie udało się tego poskładać (choć część wątków rozwiązano – np. poszukiwania siostry Muldera). Pytanie, czy ten mastermind stojący za sukcesem, a potem zamknięciem i ponownym otwarciem Z Archiwum X w ogóle wiedział, gdzie leży cała prawda.
