„Komisarz Gajewski starzał się razem ze mną” - rozmawiamy z twórcą Gliny
Choć wielu postawiło już na najlepszym polskim kryminale krzyżyk – to Glina wrócił. O kulisach serialu, losach bohaterów w Nowym rozdziale i współczesnych demonach rozmawiam z „ojcem” komisarza Gajewskiego – scenarzystą Maciejem Maciejewskim.
Wiecie, przez lata bałem się, że z Gliną będzie jak z Firefly albo Spectacular Spider-manem – czyli najlepszy serial w swojej kategorii wagowej (tu: polski kryminał) nie otrzyma stosownego zakończenia. Los bywa jednak przewrotny i serial sygnowany nazwiskiem Władysława Pasikowskiego (Psy, Kroll, Jack Strong, ostatnio Zamach na papieża) wraca dopompowany wsparciem SkyShowtime jako Glina. Nowy rozdział. I dalej wyróżnia się na tle polskich seriali o zbrodni i karze czy też o policjantach i złodziejach.
Z okazji udanego powrotu miałem przyjemność porozmawiać z ojcem-pomysłodawcą przygód komisarza Andrzeja Gajewskiego (Jerzy Radziwiłowicz) – ze scenarzystą Maciejem Maciejewskim (m.in. Zasada przyjemności). Opowiedział o tym, jakie obserwacje przemyca do scenariuszy, co z bohaterami w nowym sezonie. Dowiecie się też, jakie perypetie miał serial i dlaczego zniknął. Nie zabraknie nawet… realizmu magicznego, czy raczej oniryzmu.
Tekst premium
Treści premium wymagają więcej czasu oraz wysiłku i mogą powstawać głównie dzięki Waszemu wsparciu jako czytelników GRYOnline.pl. Jeśli chcecie czytać podobnego rodzaju artykuły, rozważcie wykupienie abonamentu!

Glina. Nowy rozdział, reż. Władysław Pasikowski / Dariusz Jabłoński, Apple / SkyShowtime / TVP S.A., 2025.
Hubert Sosnowski. Zacznę od tego, że to dla mnie ogromny zaszczyt, bo faktycznie byłem z tego pokolenia, które nie powinno, ale się wychowało na Glinie (miałem 10-12 lat, jak to leciało w TVP). Kiedy widziałem Państwa na pokazie przedpremierowym, to czułem się, jakbym spotkał swoich popkulturowych wychowawców.
Maciej Maciejewski: Bardzo mi miło, jestem wzruszony i może troszeczkę zażenowany, bo nie nawykłem do takich komplementów. Bardzo mi miło. Wie Pan, to przyjemna rzecz, spotkać kogoś, kto się wychował na tym, co ja wymyśliłem i napisałem.
HS: Czyli te postacie to owoc głównie pańskiego umysłu?
MM: Tak. Ja to w ogóle pisałem do szuflady. Pracowałem wtedy przy zupełnie innych produkcjach, też telewizyjnych. Traktowałem je po prostu jako pracę taką samą jak w biurze czy na poczcie. Pracowałem wtedy przy dwóch serialach jako taki „coach”, człowiek odpowiedzialny za jakość scenariuszy. Pierwszy sezon Gliny pisałem po prostu dla siebie.
HS: Widocznie projekty z pasji procentują po latach.
MM: Miałem ten komfort, bo zarabiałem pieniądze. Ta praca nie angażowała mnie bardzo, więc po prostu w wolnych chwilach oddawałem się czemuś bardziej osobistemu.

Glina. Nowy rozdział, reż. Władysław Pasikowski / Dariusz Jabłoński, Apple / SkyShowtime / TVP S.A., 2025.
HS: To w takim razie porozmawiajmy o tym. Czy gliniarze w Pana świecie mogą być szczęśliwi?
MM: Raczej nie. Raczej nie mogą być szczęśliwi. Komisarz Jóźwiak jest szczęśliwy.
HS: Jeszcze?
MM: [śmiech] Tak, jeszcze tak, można tak powiedzieć. Mimo wszystko jest. Ma jednak jakiś obszar, który mu daje równowagę.
HS: Jak w tym kontekście pisało się Panu rolę pana Radziwiłłowicza po latach? Bo to jednak 17 lat, od kiedy się panowie spotkali jako postać i twórca.
MM: Z postacią komisarza Gajewskiego nie miałem żadnych problemów. W tym wieku upływ czasu nie wywiera już tak ogromnego wpływu na człowieka, o czym wiem z własnego doświadczenia. On się starzał razem ze mną. Kiedy ja go powołałem do życia, był kimś mniej więcej w moim wieku. Był już dojrzałym mężczyzną, bo ja też nie byłem główniarzem, kiedy pisałem Glinę. I myślę, że on się w sposób naturalny… stawał. Nie miałem żadnego problemu, żeby wrócić do tej postaci.
HS: Czyli to w jakimś stopniu był wehikuł Pana perspektywy na świat, przynajmniej ten w popkulturowej wersji.
MM: Tak. Jeśli przez pojęcie wehikułu rozumie Pan taki sposób patrzenia, że to mój narracyjny przewodnik, jak Philip Marlowe, przez którego Raymond Chandler opisywał cały świat to tak, oczywiście.
HS: W ogóle bardzo cieszę, że on wrócił. Nie wiem, czy pan widział ten artykuł z kultura.gazeta.pl. Wspomniano tam, że jeden z dziennikarzy w życiu tak szczerych braw nie bił, jak pan Jerzy Radziwiłłowicz wszedł na scenę – to ja byłem.
MM: Tak, ten widok to było wspaniałe przeżycie.
HS: Jeszcze wracając do postaci komisarza Gajewskiego, zastanawiam się jaka będzie skala jego obecności w potencjalnych następnych sezonach?
MM: Myślę, że jest za wcześnie, by o tym mówić, bo ten sezon, Nowy rozdział, jest dopiero odpalany. Sam nie mam pojęcia, czy będziemy to kontynuować, więc tutaj w aż takie szczegóły wolałbym nie wchodzić, bo to na razie bez sensu.
HS: Ale jakaś wola jest, żeby to dalej kontynuować? Mam wrażenie, że ta postać ma coś do opowiedzenia.
MM: Mam nadzieję, że ma coś do opowiedzenia i że ja mam jeszcze coś do opowiedzenia. Wolę tak. Tak, ja byłem sceptyczny co do powrotu serialu, ale skoro już to się udało, to tak.

Glina. Nowy rozdział, reż. Władysław Pasikowski / Dariusz Jabłoński, Apple / SkyShowtime / TVP S.A., 2025.
HS: Skoro przy tym sceptycyzmie jesteśmy. Co wtedy, 17 lat temu, nie zagrało? Jak to było między Panami a TVP?
MM: Waściwie to się rozgrywało chyba między mną a TVP. To znaczy, ja pierwszy otrzymałem sygnał. Byłem na Woronicza przy okazji jakiejś produkcji, nad którą pracowałem jako head writer czy coach scenariuszowy. Spotkałem dawnego kolegę, który już wówczas był dosyć wysoko postawionym człowiekiem w hierarchii telewizyjnej. Zaprosił mnie na kawę do nieistniejącej już kawiarni na Woronicza, to się chyba Kaprys nazywało. Chciał wiedzieć, nad czym pracuję. Powiedziałem, że siedzę nad kolejnym sezonem Gliny. Spojrzał na mnie dziwnie i zapytał, po co to robię? Mówił, że tracę czas, bo już decyzja zapadła, nie będzie kontynuacji. Dziwił się, że nie zorientowałem się, jak robili premierę i dwa razy odpalali, bo za pierwszym razem było za wcześnie. Potem zrobili to drugi raz już prawie na styku sezonu na letnie grille. Ten kolega wyliczał też inne oznaki: celowo ustawiona późna emisja [serial emitowano w piątki po 21 albo i 22 – dop. HS]. Nie znam wszystkich przyczyn, nie wnikałem w to. Wiem, że ktoś z wierchuszki po obejrzeniu drugiego sezonu powiedział: „zamówiliśmy serial kryminalny, a dostaliśmy serial polityczny”. Ale czy to prawda?
HS: Hm, chyba wtedy nie znali za dobrze swojego odbiorcy. Przez ten czas miał Pan co robić. Pracował przy Watasze...
MM: Tylko ze dwa odcinki napisałem. Mój wpływ na ten serial był znikomy, właściwie żaden.
HS: Oprócz tego było parę ciekawych projektów typu Zasada przyjemności, powieść W piekle lepiej być nikim. Zastanawiam się, czy to jakoś zmieniło perspektywę Pana jako twórcy między drugim a trzecim sezonem Gliny?
MM: Jestem dużo starszy i w jakimś sensie bardziej doświadczony, ale, jak powiedziałem, pierwszy sezon Gliny pisałem już jako człowiek po czterdziestce. Powiedziałbym, że w pewnym wieku człowiek już nie podlega tak strasznym zmianom. Oczywiście, pozostaję odbiorcą tego, co się dzieje w świecie mediów. Te 17 czy 18 lat, które upłynęło to są właściwie już dwie epoki, jeżeli chodzi o sposób opowiadania czy narrację, ale generalnie nie mam aż tak daleko posuniętej autorefleksji. Nie rozdzielam siebie samego na czworo.
HS: [śmiech] Może i zdrowiej. Skoro jesteśmy przy zmianach, to co z Arturem Banasiem? Mam wrażenie, że postacią, która emocjonalnie przez te 17 lat najbardziej ucierpiała, był właśnie Banaś. Wydaje się złamany do tego stopnia, że są sceny, w których przynajmniej w mojej interpretacji zachowuje się trochę jak mroczne odbicie Gajewskiego. Gajewski zawsze miał trochę empatii, współczucia. U Banasia zdarzają się momenty absolutnej bezwzględności, albo przynajmniej Maciej Stuhr tak go gra. Trafiłem?
MM: Z jednej strony jest to pańska interpretacja, pewnie absolutnie uzasadniona, widać, że jest Pan człowiekiem przygotowanym, z drugiej strony – to, co ja sobie wymyśliłem w głowie i napisałem, nabiera swojego życia i aktor, Maciek Stuhr, daje tej postaci to, co uważa w danym momencie za odpowiednie. Mój wpływ na ten etap już jest niewielki.
HS: Czyli na pewnym etapie Pan puszcza te postacie i pozwala, żeby to ludzie odbierali je po swojemu?
MM: Tak jest najlepiej. Scenarzysta, który się szalenie przywiązuje do swoich pomysłów, jest złym scenarzystą. Trzeba zrobić swoje, otworzyć się na uwagi, odnieść się do nich, a potem już zostawić i niech to żyje własnym życiem. Jedno, co pozostaje u mnie cały czas niezmienne, to taka dziecięca ciekawość. Zastanawiam się: „co oni teraz zrobią z moim tekstem?” A na wczesnych etapach prac często jest tak, że siedzę nad klawiaturą i w pewnym momencie postać sama się pisze.
HS: Jak ten proces wygląda?
MM: Nie ma metody. Każdy przypadek jest indywidualny. Nie chciałbym tutaj uogólniać tego, bo u mnie to zawsze jest impuls, inspiracja. Coś, co przeczytam, zobaczę, usłyszę. Na przykład gdy jestem bezpośrednim, naocznym świadkiem jakiejś sytuacji ulicznej – nagle coś mnie tym zaczyna łapać, intrygować. Obracam to w głowie i przychodzi moment, w którym po prostu muszę usiąść przy biurku, złapać pióro, kartkę papieru – bo piszę ręcznie – i zacząć to notować, wszystko składać. W to potem nagle zaczynają wchodzić jakieś postacie, wątki. To się samo rodzi. Nie ma tak, że siadam przy biurku i postanowiam, że teraz napiszę arcydzieło.

Glina. Nowy rozdział, reż. Władysław Pasikowski / Dariusz Jabłoński, Apple / SkyShowtime / TVP S.A., 2025.
HS: Skoro przy tych obserwacjach jesteśmy… Śledztwa z Gliny są jednak nacechowane mocno społecznie. Często pokazujecie Panowie dosyć złożoną problematykę. To wynika z chłodnych obserwacji czy bardziej dogłębnego lęku?
MM: Jak mówiłem wcześniej, to nie jest mój wymysł. Kilka mądrych głów już powiedziało dużo wcześniej, wiele dekad temu, że taki klasyczny kryminał z „samotnym” detektywem jako naszym przewodnikiem jest dosyć dobrym medium do pokazywania rzeczywistości „tu i teraz”. Oprócz tego, że opisujemy ten świat, to ta wędrówka za naszym oprowadzaczem jest właśnie naznaczona zbrodniami, przez które łatwo pokazać to wszystko, te emocje. Nie próbuję niczego uogólniać. Po prostu pewne rzeczy przychodzą mi same. To gdzieś tam się we mnie pojawia i myślę: „okej, opowiedzmy o tym i zobaczymy, co z tego wyniknie”. Ale tak, staram się oczywiście, żeby to było cały czas zanurzone we współczesności. Andrzej Wajda, jak oglądał jakiś film, to zawsze miał zwyczaj mówienia: „o, sfotografowało się”. Miał na myśli to, że przy okazji opowiadania fabuły film zapisał jakiś strzęp aktualnej rzeczywistości. To przechodzi do historii. Oglądamy potem to dzieło 20-30 lat później i widzimy, jak coś wtedy wyglądało. Staram się, żeby u mnie też tak było.
HS: W tym kontekście jestem pod wrażeniem zrównoważonego podejścia w fabule Gliny do nowych technologii, deepfake'ów i tym podobnych.
MM: Filtrem jest tutaj moja osoba i mój wiek. Dystans do tematu wynika z mojego nastawienia. Historia, o której Pan wspomina, po prostu przyszła mi do głowy – gdzieś na jej odległy trop trafiłem – i jest.
HS: Moim zdaniem było to zrealizowane z całkiem sporym wyczuciem i znajomością tematu.
MM: Starałem się do tego dobrze przygotować.
HS: Z drugiej strony zawsze mnie w Glinie nurtował aspekt realizmu magicznego. Zdarzały się sny nawiązujące do czegoś, co dopiero się wydarzy, przeczucia, aury. W jednym z pierwszych odcinków inicjującej serii Gajewski miał sen na temat sprawy, którą rozwiązuje w drugiej połowie tego sezonu. Czy to jest tylko ozdoba, czy ma ważniejsze znaczenie?
MM: Zawsze miałem słabość do scen onirycznych. One zawsze pozwalają opowiedzieć coś dodatkowo o bohaterze, o postaci, o sytuacji, narzucić coś. Jestem ateistą, ale nigdy nie wykluczałem sił pozarozumowych, pozarozsądkowych. Myślę, że kino jest świetnym miejscem do tego, żeby coś podobnego pokazać.
HS: Czy w takim razie te sceny mają jakieś ważniejsze przeznaczenie w fabule, czy po prostu są takim klimatycznym wtrętem?
MM: Mają przede wszystkim duże znaczenie dla postaci, której się przytrafiają. Wchodzimy w głowę bohatera. To jest ważne dla postaci, dla człowieka, któremu się to śni, któremu się to przydarza w głowie. To ma o nim opowiadać coś więcej.
HS: Tym nadnaturalnym akcentem musimy kończyć – dziękuję za rozmowę!
MM: Ja również, było bardzo miło.
