- Popularne filmy, którymi gardzą „prawdziwi kinomani”
- Batman v Superman i inne filmy DC Zacka Snydera
- Seria Szybcy i wściekli
- Hobbit – trylogia filmowa
- Joker
- Król Lew i inne aktorskie wersje animacji Disneya
- Bohemian Rhapsody
- Vega Cinematic Universe, czyli twórczość Patryka Vegi
- Jurassic World
- BONUS: Diuna Davida Lyncha
Seria Szybcy i wściekli

- Co to: sensacyjne kino samochodowe z filmu na film coraz bardziej uciekające w stronę absurdu
- Czy większość widzów to lubi: bywały wzloty i upadki, ale ludzie, koniec końców, dali się ponieść temu szaleństwu
- Gdzie obejrzeć: Netflix, Chili, iTunes Store, Rakuten, Player, Canal+
Oj, Szybcy i wściekli, z tymi to jest dopiero jazda bez trzymanki. Ucieleśniają oni wszystkie obawy filmoznawców względem współczesnego kina popularnego, które ma być pozbawionym większego celu zbiorem widowisk audiowizualnych bez wewnętrznej spójności, a z bezrefleksyjną akcją i pretekstową fabułą. I wiecie co, nie ma się co chyba z taką wizją tego rodzaju filmów kłócić, bo zapewne część z Was sama odpadła po którejś odsłonie Fast and Furious, całkowicie nie rozumiejąc fenomenu serii.
O co w niej w ogóle chodzi i dlaczego każda jej odsłona to kolejny krok w stronę kompletnego twórczego odrealnienia? To proste, ludzie odpowiedzialni za Szybkich i wściekłych doskonale widzą zmiany zachodzące w branży filmowej i sprytnie się do nich dostosowują. Zauważmy, że pierwsza część serii zadebiutowała w 2001 roku, a więc na początku XXI wieku, kiedy jeszcze wystarczyły nam sceny akcji w stylu pędzących samolotów i przelatujących kul. To po prostu robiło wrażenie i wpisywało się w styl ówczesnego kina akcji.
Z czasem starano się maksymalnie urozmaicać filmy w uniwersum. Miejsce akcji przenoszono do Tokio, twórcy decydowali się także na prequele czy wprowadzanie nowych bohaterów odgrywanych przez znane z Hollywood twarze, i tak oto minęło 20 lat, mamy za sobą spin-off serii nawiązujący miejscami do kina superbohaterskiego (Hobbs & Shaw), jak i potwierdzenie faktu, że w dziesiątej odsłonie Fast and Furious polecimy w kosmos. Dosłownie. Szaleństwo goni szaleństwo, bo twórcy musieli nabrać dystansu do całego uniwersum. Nie przeżyłoby ono tyle lat, gdyby traktowało się cały czas poważnie. A tak nadal może się cieszyć wiernym gronem fanów. Tak się, moi drodzy, robi biznes…

…i całkiem sympatyczne, bezpretensjonalne kino. Na tle sensacyjniakowej konkurencji The Fast Saga to paradoksalnie filmy z duszą. Patent polega na tym, że bohaterowie nie czają się ze swoimi emocjami, a całość to taka odjechana zabawa w samochodziki, policjantów, agentów i złodziei – i nikt się z tym nie kryje.
Hubert Sosnowski
