Dawn of War III – reanimacja RTS-ów. Gry, które się nam podobały, CHOĆ NIE POWINNY 😅
Bartosz Świątek
- Gry, które się nam podobały, choć nie powinny
- Dawn of War III – reanimacja RTS-ów
- Clicker Heroes – morderca wolnego czasu
- Beyond: Two Souls – to na pewno jeszcze gra?
- Duke Nukem Forever – shooter długodojrzewający
- Anthem – looter shooter autorstwa weteranów RPG
- Dauntless – taki tańszy Monster Hunter
- Star Wars Episode I: The Phantom Menace – gra wideo z Jar Jar Binksem
- Brutal Legend – metalowy slasher
- Job Simulator – druga praca
Dawn of War III – reanimacja RTS-ów

Wojna, jak wiedzą fani Fallouta, nigdy się nie zmienia. A... guzik prawda. Ta, która toczy się w czterdziestym pierwszym tysiącleciu – znanym z uniwersum Warhammera 40 000 – zmienia się bardzo mocno i regularnie. Najlepszym dowodem na to są gry z serii Dawn of War. Jak dotychczas otrzymaliśmy trzy części (plus zalew dodatków do „jedynki” oraz „dwójki”) i każda z nich była czymś zdecydowanie innym.
Pierwszy DoW to klasyczny RTS, który – choć parę rzeczy robił po swojemu (np. zmienił sposób generowania surowców, a także wprowadził do gry osłony i morale) – w gruncie rzeczy nie odbiegał szczególnie od gatunkowych standardów. Część druga poszła w zupełnie inną stronę – pozbyto się budowania bazy, zmniejszono liczbę oraz liczebność oddziałów i skupiono na taktycznym aspekcie rozgrywki. „Dwójka” wzbogaciła także całą formułę o elementy RPG (szczególnie w kampanii). Z kolei „trójka” próbowała pogodzić pomysły z poprzednich dwóch gier... i niestety – tu deweloperzy przypadkowo wylali przysłowiowe dziecko z kąpielą.
Otrzymaliśmy produkcję, która trochę nie wiedziała, czym w gruncie rzeczy jest. Zarówno aspekt strategiczny, jak i warstwa RPG zostały spłycone, a w powstałe tu i tam dziury powpychano rozwiązania kojarzone z podgatunkiem MOBA – co również nie spotkało się ze zbyt ciepłym odbiorem ze strony graczy. Mimo to... niektórym Dawn of War III zapewniło całkiem sporo frajdy.
Dawn of War III nie miało łatwo, bo już po samej zapowiedzi wylało się na nie dużo hejtu – głównie za flirt z mechanikami znanymi z gier MOBA. Po premierze atmosfera wokół tej produkcji się nie poprawiła, twórcy przestali aktualizować swe dzieło, a dzisiaj odpala je mniej osób niż „jedynkę” czy „dwójkę”.
W teorii więc nie powinienem był się przy nim dobrze bawić. A bawiłem się naprawdę nieźle – czemu dałem zresztą wyraz w recenzji gry. Przede wszystkim dużo frajdy sprawiła mi mięsista kampania fabularna – a ponieważ sieciowe rozgrywki mniej mnie ciekawiły, więc i mniej mnie zawiodły. Dodatkowo przepiękna i pełna detali oprawa graficzna (rozumiem, że dla niektórych mogła być zbyt kolorowa, ale mnie to nie ruszało) pomagała wczuć się w klimat. Pewnie nie bez znaczenia było też to, że choć Warhammera 40 000 lubię, to nie jestem psychofanem space marine’ów – miałem więc umiarkowanie oczekiwania.
Adam Zechenter