- Sztuczki filmowe z horrorów, które zawsze straszą
- Nienaturalne ruchy przestraszaczy
- Lęk przed światem (nie)umarłych
- Wyselekcjonowane dźwięki skrzypień/postukiwań
- Uszkodzenia ciała
- Ucieczka
- Osaczenie widza/bohatera
- Lęk przed nieznanym
- Klaustrofobiczne ujęcia w podziemiach
- Zło w nas samych
Uszkodzenia ciała

- Gdzie to zobaczycie: Najście, Martyrs – Udręczeni, Taxidermia, Piła
- Przyprawi Was to o: Odruch wymiotny
Chociaż pojawiają się one w niemal każdym horrorze, najczęściej stają się najważniejszym elementem przedstawienia w filmach gore. Niekiedy wylewające się flaki i wymyślne tortury są na swój dziwaczny sposób estetyczne – jak we francuskim Najściu, gdzie nieznana prześladowczyni włamuje się do kobiety w ciąży i zaczyna ją, hmm, ujmijmy to delikatnie, okaleczać. Albo w Martyrs, które podobno nawet miało przy okazji jakieś głębsze przesłanie (mi jakoś umknęło, chyba zbyt byłem zajęty odliczaniem czasu do końca seansu).
Bardzo istotna jest tu nieodwracalność uszkodzeń. Widz musi mieć świadomość, że tego nie da się już pozszywać, że bohater pozostanie kaleką, a najpewniej umrze. Wiąże się to z lękiem przed światem umarłych, o którym pisałem wcześniej, ale jest bardziej… fizykalne, by nie rzecz – mięsiste. Niszowa Taxidermia (polecam wszystkim fanom gatunku – gwarantuję, że nawet najwytrwalszym będzie ciężko dotrwać do końca) pokazuje, jak ujęcia nieomal medyczne, gdy się je odpowiednio wykadruje, mogą przyprawiać o mdłości. W tym przypadku dodatkowym przerażaczem jest fakt, że bohater dokonuje tych okaleczeń sam na sobie.
A jak to wygląda od strony technicznej? W czasach kina czarno-białego krew z powodzeniem mogła być zastępowana przez gęstą płynną czekoladę – tak np. było podczas kręcenia słynnej Psychozy Hitchcocka. Później twórcy niekiedy wykorzystywali ketchup lub lekko rozwodniony przecier pomidorowy. Dziś rynek pełen jest produktów w pełni imitujących krew. Nie są one nawet trudno dostępne – każdy z nas może się w nie zaopatrzyć przez Internet. Nieco trudniej jest pokazać wnętrzności. Wbrew pozorom rzadko filmowcy kierują się do prosektoriów. Najczęściej wykorzystują odpowiednio nałożony makijaż, gumowe odpowiedniki i… delikatną ingerencję CGI. O ile oczywiście pozwala im na to budżet.
Lovecraft zrewolucjonizował literacki horror, do końca nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co zrobił. Piszący kilkadziesiąt lat przed nim Edgar Allan Poe tworzył dzieła dojrzalsze, bogatsze językowo i bardziej znaczące dla literatury. Skupiał się jednak na temacie śmierci, bytów ziemskich lub piekielnych, zupełnie nie biorąc pod uwagę kosmicznego horroru. Cthulhu, Azathoth, Shoggothy i Dagon stworzone przez Lovecrafta to byty z odległej przestrzeni, starsze od wszystkiego, co znamy. Niektóre z nich – nawet od samego wszechświata. To w zasadzie bogowie, czy też nawet Bogowie, niekiedy równi mocą Demiurgowi. Często jednak nawet nie źli (jak zdarzało się to czasem w mitologii greckiej), ale prymitywni, chaotyczni i nieprzywiązujący większej wagi do istnienia gatunku ludzkiego.
