- Sztuczki filmowe z horrorów, które zawsze straszą
- Nienaturalne ruchy przestraszaczy
- Lęk przed światem (nie)umarłych
- Wyselekcjonowane dźwięki skrzypień/postukiwań
- Uszkodzenia ciała
- Ucieczka
- Osaczenie widza/bohatera
- Lęk przed nieznanym
- Klaustrofobiczne ujęcia w podziemiach
- Zło w nas samych
Lęk przed światem (nie)umarłych

- Gdzie to zobaczycie: W niemal każdym nadnaturalnym horrorze
- Przyprawi Was to o: Suchość w gardle
Zombie, widma, wampiry, duchy, banshee, zmory, zjawy, kościotrupy, licze, strzygi, a nawet niektóre demony to śmiertelnicy, którzy z różnych przyczyn przeobrazili się w nieumarłych. W miażdżącej większości to właśnie oni przerażają nas w horrorach różnego typu (pomijając podgatunek gore i część slasherów). Sam kontakt ze światem umarłych wydaje się nam czymś, co skutkuje niezbyt miłymi konsekwencjami dla osób próbujących nagiąć niepisaną zasadę zakazu naruszania bariery oddzielającej obie rzeczywistości.
Najczęściej scenarzyści sięgają po sprawdzony wątek – główni bohaterowie z powodu tęsknoty za bliskimi zmarłymi, z ciekawości, czy przez przypadek budzą nieumarłego. Albo też chcący, czy niechcący pomagają mu przedostać się do swojego świata. Konsekwencjami tych wydarzeń niemal zawsze jest śmierć bliskich bohatera. Najpierw umiera pies, potem sąsiad, rodzic, na końcu czasem jeszcze partner/partnerka. Krąg się zacieśnia i na końcu musi dojść do ostatecznej konfrontacji bohatera uosabiającego świat śmiertelników z nieumarłym reprezentującym sferę duchów, zombie, wampirów i innego podobnego tałatajstwa.
Najważniejsza w tym przypadku jest odpowiednia charakteryzacja. I klimatyczne zdjęcia. Kiedy dochodzi do kontaktu ze światem umarłych, często zmienia się nie tylko tonacja muzyczna, ale też kolorystyka. Czasem nawet sposób filmowania. Jeżeli na początku obserwowaliśmy świat z perspektywy oczu bohatera, potem patrzeć będziemy z góry albo z dołu, w każdym razie tak, by zakłócony został „naturalny” porządek rzeczy. Na obiektywy nakłada się niekiedy również filtry mające imitować ciemność (czyli słynna „amerykańska noc”). A wszystko po to, by widz jeszcze bardziej kojarzył umarłych ze strachem i obcością.
Choć większość z nas przeraża sama śmierć, jeszcze bardziej boimy się… jej braku. Szczególnie w sytuacji, w której doznane przez postać obrażenia nie mogłyby jej pozwolić na przeżycie. Na tej nienaturalności przeżycia zasadza się w gruncie rzeczy koncept zombie. Zabieg ten stosują też jednak filmowcy w produkcjach zupełnie innego rodzaju. Na przykład ukazując śmiertelny wypadek, po którym pozbawiony połowy głowy bohater jeszcze przez kilkanaście sekund się porusza. Czasami możemy to zobaczyć w zupełnie niehorrorowych dziełach, na przykład Breaking Bad (spokojnie, bez spoilerów, fani i tak wiedzą, o której scenie piszę).
