- Sztuczki filmowe z horrorów, które zawsze straszą
- Nienaturalne ruchy przestraszaczy
- Lęk przed światem (nie)umarłych
- Wyselekcjonowane dźwięki skrzypień/postukiwań
- Uszkodzenia ciała
- Ucieczka
- Osaczenie widza/bohatera
- Lęk przed nieznanym
- Klaustrofobiczne ujęcia w podziemiach
- Zło w nas samych
Ucieczka

- Gdzie to zobaczycie: Coś za mną chodzi, Porwany, Escape Room
- Przyprawi Was to o: Ucisk w dołku
Chyba każdy z nas śnił kiedyś koszmar, w którym uciekał przed kimś wyjątkowo przerażającym. I nieważne, czy był to wredny kolega ze szkoły, dziwaczna staruszka z naprzeciwka czy plujący jadem xenomorf. Istotny jest tu sam wątek uruchomienia mechanizmu pierwotnego instynktu.
W takich sekwencjach bohater musi być bezbronny. Przewaga fizyczna wroga powinna być przytłaczająca – na tyle, by widz wiedział, że jakakolwiek walka jest pozbawiona sensu. Jedynym sensownym rozwiązaniem zdaje się więc szybkie oddalenie się. Najczęściej zamknięte jest ono w kilku scenach szaleńczego pościgu. Czasami jednak staje się motywem przewodnim całego filmu. Tak jak w często wychwalanym i równie często krytykowanym Coś za mną chodzi.
Abstrahując już zupełnie od sfery fabularnej, bo to temat na osobną dyskusję, stwierdzić należy, że świeża dla kina grozy była pewna niespieszność. Wróg porusza się powoli, wręcz ślamazarnie. Jego nadejście jest jednak nieuniknione. I właśnie ta nieuchronność czyni go tak przerażającym. Widz ma świadomość, że od tego koszmaru nie sposób się uwolnić. Że nawet dłuższy czas spędzony z dala od niego będzie tylko złudnym spokojem. To trochę tak jak z deadline’ami. Nawet tym na napisanie tego tekstu…
PS Wybacz, Hubert, następnym razem zdążę!
Jak jeszcze raz wrzucisz zdjęcie z Klątwy bez uprzedzenia, to nie wybaczę.
Hubert
Z pozornym happy endem mamy do czynienia w horrorach już od kilkudziesięciu lat. Pod tym względem nic się nie zmienia, bo zabieg ten straszy w zasadzie tak samo jak przed laty. A na czym polega? Oto po pokonaniu głównego zagrożenia bohaterowie cieszą się, świętują, zaczynają nowe życie. I wtedy, przez kilka zaledwie sekund, twórcy pokazują nam coś, co niekiedy wywraca do góry nogami cały film. Okazuje się na przykład, że główne postacie wciąż pogrążone są w koszmarnym śnie. Albo że tak naprawdę nigdy nie wydostały się z labiryntu. Albo demon przetrwał w ciele którejś z nich. Albo zmasakrowane zwłoki pokonanego potwora delikatnie się poruszają. A wtedy – ciach! Cięcie, ciemny ekran i napisy końcowe. Żeby nie było za przyjemnie.
