- American McGee’s Alice – „tak ślicznej gry na PC jeszcze nie było”
- The Operative: No One Lives Forever – „dla fana 007 to będzie gra kultowa”
- Need for Speed: Porsche 2000 – „z pewnością ma to COŚ”
- Baldur’s Gate 2: Shadows of Amn – „jest grą wybitną”
- Counter Strike – „znak nowych czasów w przemyśle gier komputerowych”
- Diablo II – „kryształ ideału pokrywają rysy”
- The Sims – „murowany kandydat na przebój roku 2000”
- Deus Ex – „przestarzała grafika i beznadziejna SI”
- Hitman: Codename 47 – „gdyby całość dopracowano...”
- Thief II: The Metal Age – „spełnia wreszcie większość pokładanych w nim nadziei”
- Colin McRae Rally 2.0 – „Ta gra po prostu rządzi!!!”
- Soldier of Fortune – „mdłości gwarantowane”
- Honorowe wzmianki – ile tu tego...
Soldier of Fortune – „mdłości gwarantowane”
Data premiery: 28 marca
Producent: Raven Software
Gatunek: strzelanka FPP
Platformy: PC Windows, Linux
Podobno autorom Soldier of Fortune znudziły się walki w bajkowych światach, eksterminacja kosmitów i inne tego typu wydumane historie. Postanowili stworzyć grę, której akcja toczy się w prawdziwym świecie, z ludźmi i realistycznym uzbrojeniem. Jak dotąd była to domena gier z pogranicza strzelanin i strategii (Spec Ops, Delta Force itp.), przez twórców klasycznych FPP zapewne uważana za nieciekawą.
[...]
Nie wątpię, że każdy fan gatunku sięgnie po nią z satysfakcją. Pozostali natomiast, jeśli Quake lub Unreal wydawał im się zbyt brutalny, nie powinni się nawet do niej zbliżać – mdłości gwarantowane.
Recenzja gry Soldier of Fortune, „New S Service” nr 78, ocena: 7/10
To z pewnością nie jest jedna z najlepszych gier roku 2000, ale z drugiej strony na pewno taka, która mocno wryła się w pamięć, o czym zresztą świadczą komentarze na naszym forum. W 2000 roku SoF jednocześnie szokował i zachwycał, niczym Mortal Kombat, Quarantine i Blood lata wcześniej. Wszystko przez genialny technicznie silnik Ghoul, który dzielił postać w grze na 26 stref. Każda z nich mogła indywidualnie reagować na postrzelenie. Czasem wróg zwijał się z bólu, czasem usiłował inaczej ułożyć ranną kończynę, a w przypadku użycia większego kalibru można mu było to i owo odstrzelić. Fabuła może i była słaba, ale za to klimat i frajda niesamowite, a John Mullins miał charyzmę niczym sam Duke Nukem. Soldier of Fortune było jak dobry film akcji klasy B, które oglądało się na kasetach VHS.

