Transformers: The Movie – śmierć Optimusa (ta pierwsza). Sceny filmowe, przy których płakaliśmy 😭

- Sceny filmowe, przy których płakali nawet najwięksi twardziele
- Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia – śmierć Boromira
- Król lew (The Lion King) – śmierć Mufasy
- Skazani na Shawshank (The Shawshank Redemption) – Brooks nie poznaje świata
- Jak wytresować smoka 3 (How to Train Your Dragon 3) – rozstanie Czkawki i Szczerbatka
- Strażnicy Galaktyki vol. 2 – poświęcenie Yondu
- Transformers: The Movie – śmierć Optimusa (ta pierwsza)
- Toy Story 3 – cały cholerny film
- Inside Out (W głowie się nie mieści) – odejście wymyślonego przyjaciela
Transformers: The Movie – śmierć Optimusa (ta pierwsza)

- Co to za film: Pierwszy kinowy film o Transformerach, nieskażony Michaelem Bayem.
- Reżyser: Nelson Shin
- Rok produkcji: 1986
- Gdzie obejrzeć: DVD, powtórki w TV
Dziś to już standard. Śmierć Optimusa Prime’a zdarzyła się tyle razy, ile opowiadano historię Transformerów na nowo (a w zasadzie częściej). Prime jest jak Sean Bean. Postać mem. Zapamiętamy go jako Jezusa Autobotów, zbawiciela, który ginie za resztę kamratów, a może i za wszelkie życie. Raz po raz, chyba częściej niż jakikolwiek bohater współczesnej popkultury. Jego śmierć to część cyklu, składowa mitologii. Jeśli Hasbro daje światło nowemu serialowi lub grze, to Prime zginie prędzej czy później.
Możecie tego nie pamiętać, ale… kiedyś śmierć Optimusa Prime’a to było wydarzenie. Pierwszy raz zobaczyliśmy ją w Transformers: The Movie. Film stanowił pomost między drugim i trzecim sezonem. Ten moment zwalił widzów z nóg. Dzieciaki wychodziły zapłakane z sali kinowej, często przed końcem seansu. No bo jak to? Sympatyczny, charyzmatyczny główny bohater kona w męczarniach po brutalnym starciu z odwiecznym wrogiem, Megatronem? Niczym żołnierz na wojnie?
Ówczesne animacje raczej rzadko uciekały się do podobnych zabiegów fabularnych. Zwłaszcza że wyrzynce poddano sporą część brygady z pierwszych dwóch sezonów, a i do tego Optimusa łatwiej się było przywiązać niż do późniejszych wcieleń. Miał więcej luzu i dystansu niż późniejsze misjonarskie wcielenia (chyba tylko w Beast Wars Optimus Primal był równie ludzki).
Ta pierwsza śmierć, mimo że była elementem kampanii marketingowej wspierającej sprzedaż nowej linii zabawek, rzeczywiście wydawała się ostateczna, smutna i posępna. Bo Optimus przekazał dowodzenie młodemu Hot Rodowi, aka. Rodimus Prime, który dopiero musiał dojrzeć do swej roli.
Żeby jeszcze dokopać widzom, w Dark Awakening, odcinku trzeciego sezonu, drużyna Rodimusa natrafia na grobowiec, w którym spotyka zombie Optimusa Prime’a. Zombie opętane przez dosyć upiornie wyglądających obcych (żeby było śmieszniej, ten epizod to był mój pierwszy kontakt z Transformerami…), którzy chcieli wykończyć wszystkie Autoboty i Decepticony. Prime w przebłysku świadomości poświęca się. Znowu.
Nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja, dlatego ostatecznie Optimusa przywrócono do życia pod koniec trzeciej serii. I ta nieustająca pętla śmierci i zmartwychwstania trwa dla Prime’a do dziś. W Transformers: Siege Netflixa lider Autobotów pewnie też nie ucieknie od swojej drogi krzyżowej. Trochę ten motyw stracił już na wartości, ale wtedy, za pierwszym razem, robił wrażenie. Był czymś świeżym, znaczącym, dla wielu – pierwszym kontaktem z tak okrutnym pożegnaniem z ulubioną postacią.
Stalowy gigant
A co się będziemy ograniczać tylko do jednej czy dwóch scen o brutalnym końcu poczciwego blaszaka? Kino fundowało nam taką traumę raz za razem. Bo przecież jest jeszcze Stalowy gigant Dona Blutha. Nastrojowa animacja o czasach zimnej wojny i o przyjaźni chłopaka z wielkim, sympatycznym robotem. Robotem, którego wszyscy wokół będą traktować jak obcego i zagrożenie, co zaowocuje wielką demolką w centrum miasta – i koniecznością poświęcenia giganta. Wierzcie mi, te sceny bolały. Zresztą pewnie widzieliście.