- Patologie w grach dla dzieci, których nigdy nie zauważyliście
- Minecraft – giń, świnko
- Simsy – zdradziłem cię, sorry
- LEGO – klasizm i materializm? Pierwsze słyszę
- Pokemon – Eevee zagrodowy, bez GMO
Simsy – zdradziłem cię, sorry
Ach, Simsy. Gra tak czysta i nieskazitelna, że simowie zamiast seksu uprawiają bara-bara, a w swoich barkach trzymają wyłącznie soki. To gra tak bardzo pozbawiona patologii, że społeczność musi uciekać się do modów, by poczuć dreszczyk emocji, mordując wszystkich dookoła w basenie krwi, uzależniając całą okolicę od amfetaminy albo zmuszając NPC do przypadkowych numerków. A jednak!
Opowiem Wam przykładową historyjkę z simżycia wziętą. Bazylia – kobieta, której szatański pomiot pewnego dnia wymordował pół okolicy, zabijając przy okazji swojego własnego ojca – wiodła raczej spokojne życie, dalekie od zwykłych trudności, z jakimi zmaga się większość samodzielnych mam. Zero pracy, mnóstwo pieniędzy. Główny priorytet: przede wszystkim romanse, a dopiero potem latorośl (zaznaczę, że dzieciak uspokoił się po usunięciu moda).

Nagrobek zaszlachtowanego ojca stał w ogrodzie za domem, obok nagrobków innych ofiar masakry. Raz na jakiś czas duchy zmarłych nawiedzały dom Bazylii, mszcząc się na hydraulice w łazienkach i w kuchni. Tymczasem za płotem zamieszkał przystojny brodaty brunet. Jak to zwykle w Simsach bywa, w ciągu trzech simgodzin od pierwszego spotkania dwójka młodych dorosłych była już po flirtach, pierwszym pocałunku, pierwszej bezbłędnej randce, w trakcie której nastąpiły oświadczyny i zaraz potem ślub. A chwilę później po pierwszym bara-bara pod prysznicem i w łóżku. Dopiero w tym mniej więcej momencie były pomiot szatana poznał swojego nowego ojczyma. Normalna rodzina.
MOD MODEM, ALE SIMSY SIMSAMI
Możecie powiedzieć, że ojciec zginął w związku z patologicznym modem do gry, więc to się nie liczy. Równie dobrze mógł jednak zginąć w pożarze, banalnie w basenie bez drabinek albo zmiażdżony przez rozkładany tapczan. Zarówno te sposoby, jak i niepohamowana chuć Bazylii są elementami, które oferują niezmodyfikowane Simsy (a pomijając morderczy tapczan – nawet sama podstawka gry, bez dodatków).
Jeszcze tego samego dnia martwy ojciec wrócił nawiedzić domostwo. Bazylia, uradowana, najpierw flirtowała i całowała się z duchem na oczach swojego męża, wprawiając go w ogromną wściekłość do tego stopnia, że wytrzaskał ją po mordzie (pierwszy alarm: przemoc w związku!). Następnie przespała się z nim w swoim małżeńskim łóżku (odblokowując tym samym osiągnięcie „Jak to będzie?” za bara-bara z duchem). I co? I nic – małżonek wściekły, ale bez przesady.
Posłałam zatem po srebrnego lisa, NPC w sile wieku, z którym wcześniej flirtowała. Przyszedł – tu żarcik, tam buziaczek, i znów bara-bara. Mąż zły, ale obyło się bez przemocy. Zdradzony, cieszył się kąpielą z bąbelkami, chodził naburmuszony wygadać się do pluszowych misiów swojego dziecka, a potem ciągle, o ironio, opłakiwać zmarłego partnera swojej żony, z którym ta go przecież otwarcie zdradzała (raz nawet opłakiwali go wspólnie). Dwie simgodziny później konflikt był już zażegnany – przeprosiny przyjęte, bara-bara na zgodę, różowy pasek miłości odbudowany. Nastało parę dni spokoju, a potem wrócił duch i wszystko zaczęło się od nowa.

Jaki z tego morał? Żaden. Oczywiście, można się rozwieść. W tym przypadku, kiedy skoki w bok współmałżonka nie są konsensualne i mimo rozmów nic się nie zmienia ani też nie udaje się wypracować kompromisu, pewnie byłaby to najlepsza opcja. Można też jednak zranioną połówkę pocieszyć, poprawić humor i przeprosić, a potem zdradzić jeszcze pięć razy pod prysznicem, kiedy śpi za ścianą. Po kolejnych przeprosinach wszystko zostanie przebaczone i zapomniane – jakby nic się nie stało. I tak w kółko. Przynajmniej rozgrywka robi się ciekawsza.
No i powiedzcie mi, że to jest normalne.
