Coraz więcej niekonsekwencji. Czy MCU naprawdę się sypie? 10 „grzechów” Marvela
- Czy MCU naprawdę się sypie? 10 „grzechów” Marvela
- Za dużo niepotrzebnych bohaterów
- Wieloświat unieważnia śmierć
- Za mało czasu na wykreowanie wiarygodnego złola pokroju Thanosa
- Filmy i seriale, które nic nie wnoszą do MCU
- Brak starych gwiazd
- Coraz bardziej zawiłe filmy
- Słabe efekty specjalne
- Małe płace i złe traktowanie pracowników oraz samych gwiazd
- Coraz więcej niekonsekwencji
Coraz więcej niekonsekwencji

- Ile w tym winy twórców MCU: 75%
- Przykłady: Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni
- Kontrprzykłady: Doctor Strange 2, serial Loki
Niby to rzecz nieunikniona – na projekcie, którego rozmach nie ma porównania z czymkolwiek, co widzieliśmy wcześniej, w końcu muszą pojawić się większe i mniejsze ryski. I nie mówię o błędach pokroju inaczej zawiązanego w kolejnej scenie buta czy nawet o „wędrujących” ranach.
Nie, to grzech naprawdę ciężki. W kilku wątkach „zapomniano” bowiem o tak doniosłym dla marvelowskiego wszechświata zdarzeniu jak pstryknięcie Thanosa. Zarzut ten dotyczy szczególnie Shang-Chi. I naprawdę nie sposób się z tym nie zgodzić. W niektórych filmach i serialach to punkt wyjścia – po kilku latach od uratowania świata ludzie wciąż muszą borykać się z konsekwencjami wymazania, a potem przywrócenia do życia połowy populacji.
W Shang-Chi natomiast nie zniknął żaden ważny bohater, a świat przedstawiony w filmie zdaje się funkcjonować zupełnie normalnie. A to już zaburza odbiór tej produkcji jako części większej całości. Jedynym ratunkiem może okazać się umieszczenie akcji w jednym z alternatywnych wszechświatów. Marvel jeszcze może to zrobić. Bardzo wątpliwe jednak, by było to przewidziane od samego początku.
OD AUTORA
Wiem, że niezależnie od słabych ocen (a przynajmniej tych niewystawionych przeze mnie), podstawnej i bezpodstawnej krytyki pójdę na te filmy, na które czekam od lat. Najbardziej ekscytuje mnie chyba powrót starych bohaterów i rozwinięcie klimatu Ant-Mana 3, przypominającego marvelowską wersję Gwiezdnych wojen. Bo chociaż fabularnych dziur było tam co niemiara, efekty specjalne faktycznie kulały, a najlepiej z całej obsady sprawdziła się Michelle Pfeiffer, a nie Paul Rudd czy Kathryn Newton, sam pomysł, przynajmniej według mnie, ma OGROMNY potencjał. Podobnie jak (wciąż) MCU. I myślę, że parę potknięć tego nie zmieni. Tym bardziej że Kevin Feige i spółka naprawdę potrafią uczyć się na błędach.
