Filmy i seriale, które nic nie wnoszą do MCU. Czy MCU naprawdę się sypie? 10 „grzechów” Marvela
- Czy MCU naprawdę się sypie? 10 „grzechów” Marvela
- Za dużo niepotrzebnych bohaterów
- Wieloświat unieważnia śmierć
- Za mało czasu na wykreowanie wiarygodnego złola pokroju Thanosa
- Filmy i seriale, które nic nie wnoszą do MCU
- Brak starych gwiazd
- Coraz bardziej zawiłe filmy
- Słabe efekty specjalne
- Małe płace i złe traktowanie pracowników oraz samych gwiazd
- Coraz więcej niekonsekwencji
Filmy i seriale, które nic nie wnoszą do MCU

- Ile w tym winy twórców MCU: 50%
- Przykłady: Serial Falcon i Zimowy Żołnierz, Eternals
- Kontrprzykłady: Ant-Man 3, serial WandaVision, Doctor Strange w multiwersum obłędu
Niektórzy z fanów zarzucają szefostwu MCU, że decyduje się na produkcję filmów i seriali, które nic nie wnoszą do całej historii, od początku do końca pozostając oderwanymi klimatycznie i przede wszystkim fabularnie od całości. Argumentem jest fakt, że nie miało to miejsca w pierwszych trzech fazach projektu.
I to prawda. Wówczas Kevin Feige – szef marvelowskich szefów – robił wszystko, by skonstruować uniwersum spójne, zyskujące z każdym filmem coś więcej (ale nie za dużo, żeby potem można było zaciekawić odbiorcę kolejnymi częściami Avengersów). Widzowie dostawali klocki LEGO, na początku bez instrukcji. Zabawa w ich układanie była przednia, bo każdy na coś się przydawał. Instrukcja pojawiała się dopiero w crossoverach.
I to znów wszystko prawda. Ale w końcu uniwersum rozrosło się na tyle, że twórcy mogli spełniać swoje artystyczne wizje, nie musząc pilnować, by każdy element pasował idealnie do ogromnego już szkieletu powstałego wcześniej. I tak Falcon i Zimowy Żołnierz pozwolili na opowiedzenie bardziej prozaicznej opowieści, a z kolei Eternalsi uzupełnili mitologię franczyzy. I jasne, miło byłoby, gdyby i te wątki okazały się przynajmniej delikatnie splątane z całą resztą. Ale to wciąż stosunkowe nowe rzeczy, więc kto wie. No i fajnie wiedzieć, że nawet w tak wielkiej korporacji jak MCU przynajmniej kilku reżyserów i scenarzystów dostało trochę artystycznej swobody.
