Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 13 września 2025, 20:00

Pierwszy i ostatni taki horror od Ubisoftu. W zapomnianej klasyce od twórców Alone in the Dark 4 największym wrogiem wcale nie były potwory

Był taki czas, kiedy portfolio firmy Ubisoft było naprawdę zróżnicowane. W efekcie spod skrzydeł francuskiego wydawcy wyszedł całkiem udany survival horror, który jednak nie zdołał nawiązać wyrównanej walki z debiutującym nieco wcześniej Resident Evil 4.

Źródło fot. DarkWorks / Ubisoft
i

Studio DarkWorks swoją przygodę z branżą gier wideo zaczęło z wysokiego C. Deweloperzy opracowali bowiem czwartą odsłonę kultowego cyklu survival horrorów, czyli Alone in the Dark: The New Nightmare, które zostało dość ciepło przyjęte przez graczy i branżowe media, do dzisiaj ciesząc się „w większości pozytywnymi” recenzjami na platformie Steam.

W dalszej kolejności twórcy nawiązali współpracę z firmą Ubisoft, a jej efektem był jeszcze jeden survival horror. Mowa o Cold Fear, czyli projekcie, który według mnie miał olbrzymiego pecha. Autorzy nie wyrobili się bowiem z oddaniem go w nasze ręce przed premierą Resident Evil 4.

Jako że dzieło Capcomu było produkcją iście przełomową, która wpłynęła na całą branżę gier wideo, Cold Fear zwyczajnie nie miało z nią szans w niemal bezpośrednim starciu (premiery tych gier dzieliły zaledwie dwa miesiące). Nie oznacza to jednak, że nie było warte uwagi.

Ten cykl nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.

Kup Abonament Premium GRYOnline.pl

Nierozwikłana zagadka

Historia opowiedziana w Cold Fear mogła budzić pewne skojarzenia z filmem Statek widmo. Głównym bohaterem gry był Tom Hansen, oficer Amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, któremu przypadło w udziale zbadanie wraku rosyjskiego statku wielorybniczego, porzuconego na Morzu Beringa. Po wejściu na jego pokład protagonista szybko odkrywał, że załoga zniknęła bez śladu, a jej miejsce zajęły krwiożercze monstra. Od tej pory misja zmieniała się dla niego w prawdziwą walkę o przetrwanie, która z czasem przenosiła się na również smaganą falami platformę wiertniczą.

Choć wprowadzenie do opowieści wypadało całkiem interesująco, to jednak autorzy całkowicie pokpili sprawę w kwestii rozbudowy tła opowiedzianej przez siebie historii. W efekcie Cold Fear właściwie nie wyjaśniało nam, co sprawiło, że „statek widmo”, na który trafialiśmy, wyglądał tak, jak wyglądał. Skoro więc fabuła „kulała”, trzeba było skoncentrować się na mechanice.

Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam. - Pierwszy i ostatni taki horror od Ubisoftu. W zapomnianej klasyce od twórców Alone in the Dark 4 największym wrogiem wcale nie były potwory - wiadomość - 2025-09-13
Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam.

Resident Evil na „statku widmo”

Na szczęście rozgrywka w Cold Fear wypadała znacznie lepiej od warstwy fabularnej. W kwestii prezentacji akcji deweloperzy zdecydowali się na rozwiązanie hybrydowe. Podczas eksploracji wydarzenia oglądaliśmy bowiem z różnorodnych, „filmowych” ujęć, jednak kiedy celowaliśmy, kamera przenosiła się za plecy bohatera. A skoro o celowaniu mowa – wrogów, którym nieco miejsca poświęcę poniżej, eliminowaliśmy, robiąc użytek przede wszystkim z broni palnej pokroju pistoletu, karabinu i pistoletu maszynowego, shotguna czy miotacza ognia.

Choć grę zaprojektowano w taki sposób, by amunicji zawsze było pod dostatkiem, na naszym podorędziu mogła również znaleźć się broń biała. Oprócz tego Hansen mógł odpychać atakujące go potwory, co przedstawiano w formie krótkich sekwencji QTE (wymagających od nas szybkiego wciskania przycisków).

Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam. - Pierwszy i ostatni taki horror od Ubisoftu. W zapomnianej klasyce od twórców Alone in the Dark 4 największym wrogiem wcale nie były potwory - wiadomość - 2025-09-13
Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam.

Potwory i spółka

Co zaś tyczy się przeciwników, z którymi musieliśmy się mierzyć – oczywiście wśród nich prym wiodły krwiożercze potwory. Mowa głównie o zombiakach, które, co ciekawe, potrafiły korzystać z broni palnej oraz biegać, co czyniło je ewenementem na ówczesnej branżowej mapie żywych trupów. Na tym jednak nie koniec, gdyż na naszej drodze stawały również inne monstra, a także wrogo nastawieni ludzie.

Innym zagrożeniem, któremu musieliśmy stawiać czoła, była… natura. Szalejący na morzu sztorm nie tylko służył do budowania klimatu, lecz również bezpośrednio wpływał na rozgrywkę. Gdy przebywaliśmy na zewnątrz, kamera kołysała się, a fale smagające statkiem miotały (jak szatan) również głównym bohaterem, niekiedy mogąc go zranić lub nawet zabić (wyrzucając go za burtę). Wszystko to sprawiało, że to właśnie sztorm można było postrzegać jako głównego wroga protagonisty. Szkoda tylko, że kiedy akcja przenosiła się na platformę wiertniczą, musieliśmy pożegnać się z tą atrakcją.

Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam. - Pierwszy i ostatni taki horror od Ubisoftu. W zapomnianej klasyce od twórców Alone in the Dark 4 największym wrogiem wcale nie były potwory - wiadomość - 2025-09-13
Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam.

Bardziej brutalna strzelanka niż survival horror

Wyżej wspomniałem o tym, że w Cold Fear niemal zawsze mieliśmy pod dostatkiem amunicji, przez co walka nie stanowiła tu większego wyzwania. Ponadto twórcy nie zdecydowali się na implementację złożonych zagadek środowiskowych, których miejsce zajmowało proste poszukiwanie przedmiotów i wykorzystywanie ich w odpowiedni sposób.

Wszystko to sprawiało, że wspólnemu dziełu DarkWorks i Ubisoftu bliżej było do strzelanek niż do survival horrorów. Efekt był taki, że fani tych pierwszych narzekali na problematyczną ich zdaniem kamerę i powolne tempo, zaś miłośnicy tych drugich – na zbyt duże natężenie akcji.

Mnie natomiast najbardziej uwierała inna wada Cold Fear. Niestety eksploracja statku i platformy wiertniczej wiązała się z backtrackingiem. Choć przez to do rozgrywki szybko potrafiła wkraść się monotonia, to jednak przenosiny do drugiej z wymienionych lokacji, która przewyższała rozmiarami tę pierwszą, ostatecznie ratowały odbiór gry. Problem backtrackingu dodatkowo potęgował jednak brak mapy, przez co musieliśmy błądzić i szukać po omacku lokacji, do których mieliśmy udać się w dalszej kolejności.

Trochę sobie ponarzekałem, więc dla równowagi wspomnę, że pod względem jakości oprawy graficznej, Cold Fear jak najbardziej mogło się podobać. Nawet dzisiaj gra nie prezentuje się źle, a wielokrotnie już przeze mnie wspomniany sztorm ciągle może wpaść w oko. Dopełnieniem tego wszystkiego była brutalność, która nie ustępowała tej z Resident Evil 4 czy nieco młodszego Dead Space’a.

Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam. - Pierwszy i ostatni taki horror od Ubisoftu. W zapomnianej klasyce od twórców Alone in the Dark 4 największym wrogiem wcale nie były potwory - wiadomość - 2025-09-13
Cold Fear. Źródło: DarkWorks / Ubisoft / Steam.

Co było potem?

Cold Fear ukazało się na PlayStation 2, Xboksie i komputerach osobistych w 2005 roku. Choć gra cieszyła się dość ciepłym przyjęciem ze strony graczy i recenzentów, to jednak firma Ubisoft nie zdecydowała się na sfinansowanie jej kontynuacji. Stojące za nią studio DarkWorks próbowało przetrwać, przygotowując survival horror pod tytułem Black Death. Niestety ostatecznie ów projekt nie doczekał się premiery, a jego twórcy zniknęli z branżowej mapy. Niemniej to temat na zupełnie inną historię…

Do niedawna prawa do marki znajdowały się w rękach Ubisoftu. Pod koniec sierpnia gruchnęła jednak wiadomość, że francuski wydawca pożegnał się z nimi, sprzedając je firmie Atari. Czas pokaże, co zrobi z nią nowy właściciel.

Jak dzisiaj zagrać w Cold Fear?

Cold Fear to jedna z niewielu gier, które trafiły do niniejszego cyklu, dostępnych na platformie Steam. Omawianą produkcję można tam nabyć za 19,90 zł. Pudełkowe wydanie gry to już wyższy koszt, od 30-40 zł (wersja na PC) do nawet 150-200 zł (wersja na PlayStation 2 bądź Xboksa).

Krystian Pieniążek

Krystian Pieniążek

Współpracę z GRYOnline.pl rozpoczął w sierpniu 2016 roku. Pomimo że Encyklopedia Gier od początku jest jego oczkiem w głowie, pojawia się również w Newsroomie, a także w dziale Publicystyki. Doświadczenie zawodowe zdobywał na łamach nieistniejącego już serwisu, w którym przepracował niemal trzy lata. Ukończył Kulturoznawstwo na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Prowadzi własną firmę, biega, uprawia kolarstwo, kocha górskie wędrówki, jest fanem nu metalu, interesuje się kosmosem, a także oczywiście gra. Najlepiej czuje się w grach akcji z otwartym światem i RPG-ach, choć nie pogardzi dobrymi wyścigami czy strzelankami.

więcej