Prawie połowa z ponad 19 tys. premier 2025 roku praktycznie nie zaistniała w świadomości graczy na Steamie. Niemniej szef Hooded Horse uważa, że Steam i tak bije wiele usług pod względem odkrywania ukrytych perełek.
Steam zyskał pochwały od kolejnego dewelopera za opcję „odkrywania” tytułów, mimo że najnowsze dane sugerują, że tysiące gier umknęło uwadze graczy.
Nie jest tajemnicą, że na platformie firmy Valve jest aż za wiele gier. W zeszłym roku na Steamie ukazało się ponad 18 tysięcy tytułów, a wszystko wskazywało, że przez kolejne 12 miesięcy przybyło kolejne kilkanaście tys. pozycji. Ba, wygląda na to, że 2025 rok przyniósł kolejny rekord: według danych SteamDB Valve dopuściło do sprzedaży 19 230 gier.
Innymi słowy: w każdy dzień tego roku zadebiutowało ponad 50 produkcji. A przecież do jego końca pozostały jeszcze ponad 2 tygodnie. Owszem, raczej nie ma już co liczyć na większe premiery tuż przed Świętami, ale niewątpliwie katalog Steama wzbogaci się jeszcze o co najmniej kilkanaście gier (jeśli nie kilkadziesiąt lub nawet kilkaset).
Taka obfitość mogłaby cieszyć graczy, bo oznacza to, że praktycznie każdy z nich powinien znaleźć coś dla siebie – niezależnie od tego, czy sprawdza tylko wysokobudżetowe produkcje i nieliczne mniejsze hity, czy też stawia na „indyki” lub szuka czegoś bardzo nietypowego. Jednakże dla deweloperów taki scenariusz może być koszmarem, bo jak mniej znani lub początkujący twórcy mają trafić do potencjalnych nabywców w takim tłumie gier?
Na nieszczęście dla wielu zespołów, w przypadku dużej części tytułów najwyraźniej odpowiedź brzmi: wcale. Jak zauważył serwis PC Gamer na podstawie danych SteamDB (za serwisem TechSpot), na ponad 19 tys. premier 2025 roku 9370 ma mniej niż 10 recenzji wystawionych przez użytkowników Steama. Co oznacza, że prawie 10 tys. gier praktycznie nie zaistniało w świadomości graczy. Ba, ponad 2 tys. z nich nie ma ani jednej wystawionej opinii, a zaledwie 1193 gry oceniło 500 lub więcej użytkowników.
Niestety, nie jest to zaskoczeniem, bo choć gracze mają kupować coraz więcej tańszych gier, to konkurencja wśród nich jest ogromna, a nie każdy mały twórca ma środki i czas na akcje marketingowe. Niektórzy mogliby też obwiniać algorytmy odkryć Steama, jak również dopuszczanie przez Valve do sprzedaży tytułów, które nie wyróżniają się ani artyzmem, ani pomysłem, ani nawet rozgrywką (nie mówiąc o wysypie gier AI).
Tak, błąd, który popsuł szyki twórcom Planet Centauri, był bardzo rzadkim przypadkiem, ale nawet bez takich problemów technicznych działanie kolejki odkryć i promowania nowych gier pozostają tajemnicą dla niektórych deweloperów. Co nie wróży dobrze, skoro (jak twierdził pewien analityk) twórcy mają bardzo niewiele czasu, by przebić się do „prawdziwego Steama”, a wiele z tegorocznych debiutów nie zarobiło nawet 100 dolarów. Nie mówiąc o tezach, jakoby obecnie stworzenie „tylko” dobrej gry to za mało, oraz doniesieniach o coraz mniejszych wydatkach na gry w Ameryce.
Niemniej, jak zwracają uwagę gracze od dłuższego czasu, problem ten nie dotyczy tylko Steama, bo nawet dawniej bardziej restrykcyjne sklepy Sony, Microsoftu i Nintendo zalewają tytuły wątpliwej jakości, które utrudniają znalezienie ukrytych perełek. Jednakże Valve znacznie bardziej ułatwia to graczom, przynajmniej zdaniem Tima Bendera z firmy Hooded Horse.
Prezes spółki, której zawdzięczamy wydanie wielu małych hitów Steama (wliczając w to Manor Lords, Norlanda i Against the Storm), wielokrotnie zabierał głos w sprawie trendów w branży gier. Teraz, w świeżym wpisie opublikowanym w serwisie LinkedIn w kontekście wspomnianych ponad 19 tysięcy premier na Steamie, Bender stwierdził, że „nie ma platformy, która dorównywałaby doskonałemu systemowi odkryć Steama”, i to nie tylko w branży gier.
Amerykanin uważa to rozwiązanie na Steamie za nieporównywalnie lepsze od tego, co oferują nawet platformy streamingowe Netflixa i Amazonu. Jak wskazuje, na stronie głównej sklepu użytkownik może znaleźć nie tylko najgłośniejsze premiery, ale też gry dobrane na podstawie kolekcji gracza, co pozwala na „odkrycie” bardziej niszowych tytułów. I ten trend pozostaje widoczny wraz z „przewijaniem” kolejnych sekcji Steama.
Widziałem wiele osób twierdzących, że obecnie brak możliwości odkrywania nowych gier jest podstawowym problemem gier komputerowych, ale nie zgadzam się z tym.
Nie ma platformy, która dorównywałaby doskonałemu systemowi wyszukiwania Steam. Mówię to nie tylko w odniesieniu do gier, ale także w porównaniu z platformami streamingowymi, takimi jak Netflix i Amazon – żadna z nich nie może się z nim równać.
Jeśli wejdę teraz na stronę główną Steam, w górnej sekcji wyświetla mi się lista najlepiej sprzedających się gier oraz gier opartych na tagach, w które gram. Przewijając w dół, widzę strony kategorii, które pozwalają mi przeglądać wybrane gatunki. Widzę sekcję „polecane na podstawie gier, w które grasz”, która jest bardzo dostosowana do moich niszowych zainteresowań i zawiera wiele małych gier niezależnych (chociaż wyobrażam sobie, że gdybym grał tylko w strzelanki AAA, sekcja ta byłaby odpowiednio dostosowana, ponieważ Steam wie, co lubię).
Widzę sekcję „ponieważ grałeś w Rimworld”, która oferuje mi wybór symulatorów kolonizacji i budowania miast dostosowanych do moich upodobań. Tak wygląda cała platforma – gdy przewijam dalej w dół lub przechodzę w inne miejsce, wszystko jest zaprojektowane tak, aby pomóc mi odkrywać gry.
Dlatego Bender jest zdania, że to nie „odkrywanie” gier jest problemem (przynajmniej na Steamie) ani nawet liczba pozycji wydawanych co roku (bo jego zdaniem sklepy „powinny przyjmować wszystkich uczestników”). Szef Hooded Horse zaleca „realizm” budżetu już na wczesnym etapie, by gry, które nie mają wielkiej szansy nie tylko zwrócić się twórcom, ale też zapewnić im przyszłość, zwyczajnie nie powstawały. I być świadomym ryzyka, że nawet wtedy nie ma gwarancji sukcesu.
Utrzymanie [w oryg. sustainbaility – przyp. red.] wymaga wczesnej, krytycznej oceny gier i rzeczywistej wielkości rynku, na którym będą one dostępne, w porównaniu z ich kosztami, patrząc na prawdopodobne scenariusze, a nie na skrajny optymizm. Ostatecznie, jeśli zależy nam na stabilności, musimy zadbać o to, aby budżet danej gry był taki, aby „sukces” w sensie pokrycia kosztów i kontynuacji prac nad kolejną grą przez zespół został osiągnięty przy umiarkowanej sprzedaży opartej na ostrożnych szacunkach dotyczących prawdopodobnego zasięgu wśród graczy. Oznacza to, że niektóre gry nie powinny być tworzone, przynajmniej w ramach planowanych budżetów.
Bender nie omieszkał też ponownie skrytykować wydawców, którzy przygarniają przychód z gry w celu zniwelowania strat kosztem deweloperów oraz zamykają studia tylko dlatego, że nie sprostały one oczekiwaniom „wielkich korporacyjnych bytów”. Bowiem, jak już wspominał wielokrotnie, te korporacje mogą sobie pozwolić na „absorbowanie ryzyka, by dać szansę twórcom mniej udanych produkcji (bardziej doświadczonych i zgranych po spędzeniu razem wielu miesięcy) szansę na stworzenie następnego hitu.
Szef Hooded Horse bynajmniej nie jest jedyną osobą krytykującą rozbuchane budżety współczesnych gier. Shuhei Yoshida wskazywał „głupie pieniądze” jako jedną z przyczyn kłopotów w branży, a obecne problemy segmentu tytułów AAA wytykali szefowie zarówno Larian Studios, jak i Rebelliona oraz Arrowhead Game Studios. Nie raz i nie dwa wskazywano też na ryzyko tworzenia gier.
Niemniej w licznych komentarzach pod wpisem Bendera da się też znaleźć opinie deweloperów niezgadzających się z nim, przynajmniej nie we wszystkim, a szef Hooded Horse nie ma przy tym nic przeciwko „porównaniu konkretnych danych”. Niektórzy deweloperzy zwrócili też uwagę albo na problem nie tyle z „odkryciem” gry przez użytkowników Steama, lecz utrzymaniem ich uwagi, albo na konieczność kontaktów z fanami w trakcie produkcji, by podtrzymać ich zaangażowanie.

Autor: Jakub Błażewicz
Ukończył polonistyczne studia magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim pracą poświęconą tej właśnie tematyce. Przygodę z GRYOnline.pl rozpoczął w 2015 roku, pisząc w Newsroomie growym, a następnie również filmowym i technologicznym (nie zabrakło też udziału w Encyklopedii Gier). Grami wideo (i nie tylko wideo) zainteresowany od lat. Zaczynał od platformówek i do dziś pozostaje ich wielkim fanem (w tym metroidvanii), ale wykazuje też zainteresowanie karciankami (także papierowymi), bijatykami, soulslike’ami i w zasadzie wszystkim, co dotyczy gier jako takich. Potrafi zachwycać się pikselowymi postaciami z gier pamiętających czasy Game Boya łupanego (jeśli nie starszymi).