12 niezłych gier, których fabuła to bełkot
Dobre gry muszą mieć dobrą fabułę. Prawda? Nieprawda. Branża wielokrotnie pokazała nam, że aby zapisać się w annałach interaktywnej rozrywki potrzebujesz dobrych deweloperów – a scenariusz możesz napisać na kolanie.
Spis treści
- 12 niezłych gier, których fabuła to bełkot
- Kingdom Hearts – trochę manga, trochę Disney
- Far Cry – wyspa mutantów
- Uncharted: Drake’s Fortune
- Heavy Rain – morderca logiki
- Diablo 3 – jedno słowo: sieczka
- Assassin’s Creed 4: Black Flag – pirat w krainie asasynów
- Wolfenstein: The New Order – co by było, gdyby...?
- Destiny – kosmiczny bałagan
- Fallout 4 – akcja jest, emocji brak
- Death Stranding – historia mistycznego kuriera
- 12 Minutes – karambol na fabularnych serpentynach
Assassin’s Creed 4: Black Flag – pirat w krainie asasynów
Po zakończeniu trylogii Desmonda Milesa miałem szczerą nadzieję, że Assassin’s Creed da sobie spokój z wątkiem współczesnym, który nigdy nie przestał mi w tej serii przeszkadzać, i porzuci go całkowicie lub chociaż odstawi na boczny tor. Potem jednak dostałem ciągnący się w nieskończoność przerywnik w siedzibie Abstergo, korsarskie motywy poprzeplatane wątkami z wszechpotężnymi artefaktami, złoczyńców, których charaktery zredukowano do niezbędnego minimum... Widzicie, jest powód, dla którego wiele osób mówi, że Black Flag to słaba gra o asasynach i dobra gra o piratach: Ubisoft chyba aż do samej premiery nie za bardzo wiedział, co tak naprawdę chce z tą historią zrobić.
Rozgrywka jest tutaj świetna, pływanie statkiem z szantami w tle to doskonała zabawa, walka okazuje się dostatecznie efektowna, by przykryć jej prostotę – i dlatego czwarte Assassin’s Creed ma do dziś wielu fanów. Ale pod względem fabuły ta produkcja wyjątkowo szybko idzie na dno, bo zamiast wziąć się na poważnie za jeden element opowieści i odpowiednio go obudować, twórcy skaczą z wątku na wątek, całkowicie niwecząc próby wciągnięcia nas czy to w historię o pirackiej utopii, czy o XVIII-wiecznym starciu asasynów i templariuszy, czy o trwającej walce z Abstergo. Sprawę nieco ratują bohaterowie – po dziś dzień Edward Kenway jest uważany za jednego z najciekawszych protagonistów w dziejach cyklu, a i wielu z przedstawionych tu korsarzy da się polubić. Nie łudźcie się jednak: to nie pirackie dzieło pokroju Wyspy skarbów, tylko dziki miszmasz pomysłów, z których żaden nie wydaje się odpowiednio rozwinięty.