- Kino masowego rażenia. Najlepsze filmy o katastrofach nuklearnych
- Godzilla (Gojira)
- Peacemaker (The Peacemaker)
- Projekt Manhattan (Fat Man and Little Boy)
- A gdy zawieje wiatr (When the Wind Blows)
- Chiński syndrom (The China Syndrome)
- Ostatni brzeg (On the Beach)
- Nazajutrz (The Day After)
- Śmierć przychodzi o świcie (By Dawn’s Early Light)
- Czerwona linia (Fail-Safe)
Czerwona linia (Fail-Safe)

- Co to: historia pewnego tragicznego przypadku
- Ile w tym fantastyki: ani grama
- Rok produkcji: 1964
- Gdzie obejrzeć: iTunes Store
Sidney Lumet to jest gość. Wystarczy zapewnić mu działającą kamerę, zamknięte pomieszczenie i paru znających się na swoim fachu aktorów, by stworzył kinowe arcydzieło. Zrobił tak w przypadku legendarnych Dwunastu gniewnych ludzi i podobnie uczynił przy okazji Czerwonej linii, choć do tej produkcji potrzebował kilku pokoi więcej. Scenografia nadal jest jednak bardzo oszczędna, a Fail-Safe to minimalistyczne mistrzostwo świata. Żebyście mnie źle nie zrozumieli – ten film wygląda znakomicie, a każdy kadr dopieszczony został do perfekcji, żaden dostrzegalny na ekranie element nie jest tu zbędny.
Opowieść to wciągająca, opowieść to przeraźliwa, bowiem przez błąd systemu amerykańskim pilotom zostaje wydany rozkaz ataku nuklearnego na Moskwę. Wojskowych próbuje zatrzymać prezydent USA (w tej roli legendarny Henry Fonda) wraz z tłumaczem języka rosyjskiego, charyzmatyczny generał Black oraz cały Pentagon. Problemy techniczne i absurdalne zasady uniemożliwiają jednak kontakt z żołnierzami. Komendy nakazującej im odwrót mogą wysłuchać tylko przed upływem pięciu minut od wydania rozkazu. Potem nie zareagują nawet na żądania głowy państwa (nabiera to większego sensu w trakcie seansu).
I tak oto obserwujemy bezwzględną walkę z czasem opartą tylko na wyczerpujących rozmowach – czy to dyskusjach pomiędzy Amerykanami, czy też dyplomatycznych pertraktacjach ze Związkiem Radzieckim. Niemal każdej ze scen towarzyszy komputerowa mapa, na której widzimy ruchy statków powietrznych. Przypomina ona trochę grę Asteroids z Atari, ale w bardzo jasny sposób obrazuje akcję, której tak naprawdę nie jesteśmy świadkami. Widz ma związane ręce tak samo jak główni bohaterowie. Różnica polega na tym, że oni mogą kłapać jęzorem, gdy nam pozostaje cierpliwie siedzieć i słuchać. Mały spoiler: w tym przypadku to nie nadzieja umiera ostatnia.
O AUTORZE
Jestem niepoprawnym fanem nowego Mad Maxa – moje wewnętrzne ja lubi smród, krew i szaleństwo, szczególnie w tej nieco odrealnionej i zezwierzęconej wersji. Trochę inaczej podchodzę do filmów o katastrofie nuklearnej – z większym szacunkiem i bagażem przemyśleń. Nie zmienia to jednak faktu, że przy takiej Czerwonej linii ubawiłem się niesamowicie, ale to głównie ze względu na wielki warsztat Lumeta. Uwielbiam taki stylistyczny perfekcjonizm.
