- Bohaterowie Marvela, którzy nie mieli filmu, a powinni
- Sentry
- Namora/Namor
- Angela
- She-Hulk
- Captain Britain
- Hercules
- Scarlet Spider (Kaine Parker)
- Black Cat i Silver Sable
- Mistress Death
Captain Britain

- Co to powinno być: serialowy dramat z odpowiednią ilością autoironii
- Co zainteresowałoby widzów na początek: geneza postaci z Captain Britain Weekly 1
Jest Kapitan Ameryka, więc dlaczego miałoby nie być Kapitana Brytanii? Choć z perspektywy roku 2020 slapstickowy bohater wydaje się już reliktem minionej epoki, wciąż ma w sobie ogromny marketingowy potencjał. To, co jest jego słabością, można łatwo przekuć w ekranowy sukces. Serialowi z jego udziałem nie powinno zabraknąć autoironii, bo bez niej Captain Britain stałby się własną karykaturą (tak na marginesie – wolę jednak używać nazwy oryginalnej ze względu na niemożliwą do oddania w bezpośrednim tłumaczeniu grę słów).
Brian Braddock, bo tak nazywał się ten heros, kiedy był jeszcze zwykłym człowiekiem, zawdzięcza swoje moce Merlinowi i jego córce Romie. Może latać, strzelać energetycznymi pociskami, tworzyć tarcze kinetyczne, a przy tym w superbohaterskim starterze zyskał nadludzką (a jakżeby inaczej!) siłę, szybkość, wytrzymałość, zwinność, odporność, refleks i czułość zmysłów. Jest członkiem teamu Secret Avengers i Excalibur. Twórcy serialu mogliby więc zarówno skupić się wątku współczesnym, jak i włączyć tego bohatera do mitologii arturiańskiej... albo połączyć obie sfery, choć byłby to z pewnością zabieg dalece bardziej ryzykowny.
Captain Britain był pierwotnie bohaterem stworzonym jedynie dla rynku brytyjskiego. Z czasem jednak zdobył na tyle dużą popularność, że udało mu się pojawić również w seriach tworzonych na potrzeby komiksów amerykańskich. Ta ekskluzywność mogłaby być zresztą pretekstem do niebanalnej opowieści o starciu wzniosłej, choć trochę naiwnej, narracji mitologicznej z bezlitosną machiną marketingu. Trochę na przekór komiksowemu oryginałowi Captain Britain mógłby się stać kolejnym Homelanderem albo przynajmniej Ozymandiaszem... A gdyby nawet twórcy woleli pójść bardziej bezpiecznym tropem, ciekawie byłoby zobaczyć herosów walczących nie tylko dla USA (bo Kevin Feige czasem zdaje się zapominać, że w komiksowym uniwersum poza Stanami, Rosją i Wakandą funkcjonują też inne państwa).

Inną trochę slapstickową postacią jest Wonder Man. Simon Williams, bo tak naprawdę się nazywa, po kontakcie z energią jonową zyskał szereg nadludzkich mocy. Nie to jednak czyni go tak wyjątkowym (bądźmy szczerzy – literalnie KAŻDY heros Marvela jest nadludzko silny, szybki i wytrzymały). Simon był oszustem, który trafił do więzienia za defraudację. Potem został wypuszczony przez Barona Zemo, który przy okazji obdarzył go supermocami. Zadaniem Williamsa było zwabić Avengersów w pułapkę, jednak Wonder Man w ostatniej chwili się rozmyślił i zginął... Choć nie do końca. Dzięki pomocy Scarlet Witch wrócił do zdrowia i wkrótce potem dołączył do Avengersów. Pod wieloma względami Wonder Man może przypominać Ant-Mana, więc na razie raczej nie powinniśmy się spodziewać jego serialowego czy filmowego debiutu, ale w niedalekiej przyszłości – kto wie!
