To był fatalny rok dla fanów Legacy of Kain. Skasowana gra i katastrofalna zbiórka za 1,5 mln dolarów
Jeszcze rok temu fani Legacy of Kain mogli żywić prawdziwą nadzieję, że powrót do świata Nosgoth nastąpi prędzej niż później, ale w 2025 wymierzono nam kilka ciosów, po których chyba musimy się na nowo oswoić z żałobą po Kainie i Razielu.
- Fanowska nadzieja umiera ostatnia
- Korporacja znów zaatakowała
- Ponura historia kickstarterowej zbiórki
- Iskiereczka, być może ostatnia
W życiu staram się zachowywać optymizm. Wierzę na przykład, że kultowe dzieła, które mają coś do powiedzenia, mogą wrócić nawet po długim czasie. Przywrócił mi ją Glina, który zmaterializował się na SkyShowtime po 17 latach. Trzymam kciuki, że kiedyś dostaniemy opowieść o następnym lecie w Gravity Falls. Finansową porażkę przetrwało nawet Darksiders i prawdopodobnie zmierza do finału.
Jeśli jednak chodzi o przodka Jeźdźców, Legacy of Kain – to zaczynam się obawiać. O ile na początku roku, po ograniu remasterów Soul Reavera i Soul Reavera 2 żywiłem spore nadzieje, że to nowe otwarcie dla zasłużonej serii o wampirach większych niż życie, śmierć i przeznaczenie, o tyle jesień 2025 przyniosła kilka konkretnych strzałów w twarz. I chyba już lepiej w najbliższym czasie nie będzie. Dzięki, Embracer, miałaś jedno zadanie, korporacjo. Najwyraźniej nie chcesz, żeby Adam Jensen z Deus Ex siedział w wydawniczym limbo sam.
Fanowska nadzieja umiera ostatnia
Z Legacy of Kain pożegnaliśmy się lata temu, właściwie po Defiance, odejściu Amy Henning i kilkuletniej ciszy w eterze. Potencjalną kontynuację, czyli Dark Prophecy, skasowano. Parę lat później do piachu poszedł reboot serii, Legacy of Kain: Dead Sun. No przykro było, ale nie aż tak, jak w przypadku głównych odsłon. Pamięć o cyklu próbowało podtrzymywać sieciowe Nosgoth, ale nie dożyło pełnej premiery z braku zainteresowania (bo to świetny pomysł, kapitalizować fandom skupiony wokół singlowych gier opartych o narrację z pomocą gry sieciowej, która nie obchodzi nikogo z fanów – „Ale bym przeszedł Soul Reavera, tylko bez fabuły i w coopie”, nie powiedział nikt nigdy). Człowiek już godził się z żałobą, jakoś tak podskórnie, i to mimo nadziei żywionych na grupach fanowskich oraz mimo rozbierania każdej informacji i plotki na czynniki pierwsze.
Niemniej, ktoś musiał dostrzec jakiś minimalny potencjał sagi Kaina i Raziela. Kiedy Embracer nabyło zestaw praw do kilku prominentnych marek kochanych przez graczy (Deus Ex, Darksiders i właśnie Legacy of Kain) mieliśmy nadzieję – a przynajmniej ja miałem – że oto nadeszło wybawienie i może dostaniemy odpowiednio dramatyczne domknięcie serii. Wiem, marzenia ściętej głowy, dostać finał do niszowej w gruncie rzeczy opowieści po latach od wydania ostatniej pełnoprawnej odsłony. I to bez pani kapitan okrętu, czyli bez Amy Henning.
Sporo ludzi jednak nie traciło nadziei, a nawet jeśli – to nie porzucało pasji i ciepłych wspomnień. W sieci możecie znaleźć sporo fanfików, fan artów, a nawet zdarzały się próby przerzucenia Blood Omena czy Soul Reavera na nowoczesne silniki. Do tego wspominkowe artykuły (sam się do tego przyłożyłem). Legacy of Kain zostawiło na pewnej generacji graczy ślad, którego ciężko się pozbyć. Uwierał, więc czasem wracało się do wspomnień. Tak to jest z historiami pozbawionymi zakończenia.

