Ponura historia kickstarterowej zbiórki. To był fatalny rok dla fanów Legacy of Kain. Skasowana gra i katastrofalna zbiórka za 1,5 mln dolarów
- Fanowska nadzieja umiera ostatnia
- Korporacja znów zaatakowała
- Ponura historia kickstarterowej zbiórki
- Iskiereczka, być może ostatnia
Ponura historia kickstarterowej zbiórki
Jako że teoretycznie to miał być dobry rok dla fanów LoK, to w przygotowaniu był jeszcze komiks zatytułowany The Dead Shall Rise (scen. Joshua Viola i Angie Hodapp, rys. Juan Samu). Zrzuta na Kickstarterze zgromadziła niemal półtora miliona dolarów – to naprawdę niezły pokaz siły marki. I na tym dobre wiadomości się kończą, bo pokazu jakości już nie doświadczyliśmy.
Wiecie, to śmieszne, na początku, przez chwilę, na tyle cieszyłem się, że w ogóle obcuję z czymkolwiek nowym osadzonym w Nosgoth, że patrzyłem na komiks przez różowe okulary. No, przez pierwsze kilka stron (czytałem kilka tygodni temu). Z biegiem lektury jednak resztki mojego entuzjazmu opadały.
The Dead Shall Rise to w zasadzie prequelo-spin-offo-retcon, który robi źle wszystko, co może. Po pierwsze, czyni z Raziela większym cymbałem i naiwniakiem, niż zapamiętaliśmy (jasne, jako rycerz zakonu za życia nie wydawał się najostrzejszym ołówkiem w piórniku, ale bez przesady). Po drugie, umniejsza wielu postaciom, w tym Kainowi. Po trzecie, kreska jest paskudna. Po czwarte, wpuszcza do fabuły i w tło dawno pokazanych, istotnych dla serii wydarzeń nową postać: zapomnianą i zaginioną siostrę Raziela, którą fatum i machinacje pewnych sił przerobiły na pseudo-Hyldenicę.
I tu na wierzch wychodzi cel projektu. Otóż The Dead Shall Rise to zwyczajny fanfik, za który ktoś postanowił wyciągnąć od fanów trochę kasy. Nowa bohaterka, Elaleth, zachowuje się niczym projekcja wattpadowców na ich ulubione dzieła. Od razu staje się potężna, od razu wzbudza poczucie zagrożenia nawet u Kaina, a Razielem zamiata podłogę, bo w ogóle Raziel to do niczego się we własnej historii nie nadaje. Matko, jaki to zmarnowany potencjał na pokazanie ciekawej perspektywy na znane wydarzenia (jak już trzeba było się tym zajmować) oraz na rasę Hyldenów. Co gorsza, żadne z autorów nie rozumiało i chyba nawet nie próbowało pojąć, jak działa poetyka Legacy of Kain.
Pewnie, pobawili się pętlą czasu, rzucili kilka haseł o smutnym fatum i nadciągających katastrofach, ale było to wszystko fatalnie napisane. Dialogom, zachowaniom postaci (już nie mówiąc o kadrach, sylwetkach postaci) brakowało tej szekspirowskiej gracji growego oryginału, tej podniosłości, która nie odbierała człowieczeństwa nadnaturalnym przepotężnym istotom. To wglądało jak praca, którą redaktorzy Marvela odrzucili ze wstydem, że to w ogóle przeczytali (a to nie tak, że „Dom Pomysłów” nie wypuszcza artystycznych szrotów).
Powiedzieć, że fani Legacy of Kain przyjęli The Dead Shall Rise chłodno, to jak nic nie powiedzieć. Mogę tylko zgadywać, ale myślę, że wielu – zwłaszcza ci, którzy zasponsorowali projekt – mogli poczuć się oplutymi. Współczuję Wam. Ja przywołałem wspomnienie o komiksie tylko dlatego, że trzeba było napisać tekst. Komiks wyszedł tak kiepsko, że może i dobrze, że Embracer skasował grę. Jeśli ten „miękki reboot” miał jakkolwiek korespondować z „oficjalną powieścią graficzną”, to byłaby katastrofa. Chyba nie chciałbym widzieć więcej powiązań z komiksidłem. Osobom czekającym na jakąkolwiek konkluzję pozostał jeden, być może ostatni strzęp nadziei.
Komentuje Ania Garas
Ale mnie to wkurza. Wkurza mnie, bo byłam jedną z osób, którym Hubert współczuje, tj. wpłaciłam na Kickstarterze własne ciężko zarobione pieniądze – i dostałam coś, co nawet jako twórczość fanowska niespecjalnie by się broniło, a komiks otaczały przecież znane nazwiska, szumne zapowiedzi o „oficjalnym projekcie” i „ścisłej współpracy z twórcami gier”. A The Dead Shall Rise, wbrew zapowiedziom, nie było historią Raziela – było historią jego wyciągniętej z kapelusza siostry, która magicznie okazuje się najspecjalniejszą osobą na świecie, katalizatorem rzeczy, które nie potrzebowały katalizatora oraz generalnie i ewidentnie czyimś self-insertem. Nie sądziłąm, że napiszę te słowa w roku 2025, ale – panie i panowie, Elaleth to po prostu Mary Sue.
Mary Sue! W moim Legacy of Kain!
No wkurza mnie to. Sytuacji nie poprawia ani fatalny scenariusz, o którym Hubert wspomniał, ani komicznie nierówna kreska, którą litościwie przemilczał. Ja pozwolę sobie podsumować ją tym uroczym, zakoszonym z Reddita memem (autor: u/Sh0ckwaveprime).
