Niespełnione proroctwo. Świetna seria, w którą nie da się grać
Niespełnione proroctwo
W większości przypadków ten dysonans by mnie jakoś szczególnie nie bolał. Są takie gry, które zrobiły swoje – i trzeba dać im odejść. Ani rozsiani po świecie fani, ani ja – nie potrafimy. Musimy od czasu do czasu wspomnieć o Legacy of Kain, bo to niedokończona historia. To silniejsze od nas. Niektórym pasuje poetycka, otwarta konkluzja, ale bądźmy szczerzy – za wiele pytań pozostało bez odpowiedzi i aż prosiło się o ostateczny, domykający rozdział.
Niestety, Amy Henning opuściła Crystal Dynamics, a Defiance nie sprzedało się rewelacyjnie. Dlatego następny projekt, Legacy of Kain: Dark Prophecy, odłożono do zamrażarki na tak długo, że stała się jego grobowcem. A szkoda, bo zapowiadał się na kapitalną historię, w której młody Kain, świeżo po wydarzeniach z Blood Omena 2, spotyka starszego, nieco rozważniejszego i bardziej altruistycznego Kaina z Defiance. Mieliśmy jeszcze dostać reboot serii w postaci Dead Sun, które również skasowano, ale materiały z produkcji i tak znalazły się w sieci. Ostatecznie Square wpadło na świetny pomysł, by wypuścić jedynie sieciowe Nosgoth, które zdechło szybciej, niż powstawało. Seria znalazła się w martwym punkcie.
Dead Sun i Dark Prophecy to niejedyne odsłony Legacy of Kain, które trafiły do kosza. Seria ulegała wielu metamorfozom. Z pierwszego Soul Reavera wycięto ogromną ostatnią lokację i zmieniono w związku z tym zakończenie na bardziej otwarte i nieco łagodniejsze (materiały w sieci pokazują dużo bardziej nihilistyczne rozwiązanie akcji). Z każdą kolejną grą w serii działo się to samo, zwłaszcza że wydawano je zaraz po sobie (Soul Reavera 2 w 2001, Blood Omena 2 w 2002, a Defiance w 2003 roku). Te gry to cmentarzysko porzuconych partii scenariusza, lokacji i rozwiązań, bo niemal każdą z odsłon składano na tempo i przy małym budżecie.
Oprócz nich istniało jeszcze kilkanaście posłanych do piachu projektów związanych z tą serią. Niektóre ich elementy trafiły do tych gier, które się ukazały, ale nad Legacy of Kain i tak ciążyło jakieś fatum. Jedyny ochłap, jaki po latach dostali fani, to DLC, dzięki któremu mogliśmy poprowadzić Kaina i Raziela w grze Lara Croft and the Guardian of Light. Niby miły gest, takie „pamiętamy o Was”, ale nie wniosło to nic do cyklu o wampirach, zwłaszcza że dialogi okazały się przemontowanymi konwersacjami z poprzednich odsłon, głównie z Defiance i Soul Reavera 2.
Nowi, młodsi gracze, raczej nie sięgną po te starocie i nie zaczną tupać albo krzyczeć: „Noż psiakrew, Square Enix, zróbcie coś z tym tematem”. Znają wiele nowszych, wartościowych przecież gier. Pewnie nie zdążą przejść nawet połowy tego, co mają w bibliotece. Żałuję, że tak jest. Zwyczajnie chciałbym poznać dalsze losy i wielki finał odysei Kaina. Wiadomo, dziś byłoby trudno o powrót Legacy of Kain nie tylko ze względu na średni potencjał sprzedażowy, ale też dlatego, że straciłoby ono odrobinę dawnej magii – nie żyje Tony Jay, przepotężny głos Elder Goda. Bez tak charyzmatycznego antagonisty, mocno lovecraftowskiego w stylu, seria mogłaby sporo stracić, a recasting to ryzykowne przedsięwzięcie.
Ale pogdybać zawsze można. Chyba jedynym wyjściem byłby cykl remake’ów z zachowaniem oryginalnych dialogów i głosów. Najpierw Blood Omena, a potem Soul Reavera, a najlepiej zespolonych obu części plus Defiance. Oba Soul Reavery to dość krótkie gry o podobnych mechanikach. Trzeba by przekuć walkę w coś bardziej mięsistego i zamaszystego, jak jatka z God of War czy Darksiders (a może nieco mniej wymagająca odmiana tej z Dark Souls?), oraz zmodyfikować co bardziej irytujące zagadki. Przecież Darksiders to naturalne rozwinięcie Legacy of Kain, tylko z lżejszą, baśniowo-komiksową fabułą. Dlaczego staruszek Raziel – jeśli dać mu szansę – nie mógłby się poduczyć od młodziaków z apokalipsy wg św. Madureiry?
Z drugiej strony – może tak naprawdę ktoś powinien przerobić to na serial animowany? Dużo dialogów by się zachowało, może i nagrania głosów by się na coś przydały. Wiecie, zostawienie mechanik ze starożytnej gry to proszenie się o porażkę i jazda na tanim sentymencie. Z kolei naruszenie tego, do czego przywykli fani, może oznaczać podpisaniu aktu zgonu. Tak źle i tak nie dobrze. A marzyć o powrocie w jakiejkolwiek formie największego złodupca wśród władców wampirów – jednak marzymy, zwłaszcza gdy zapominamy o gameplayu. Szkoda, że żadna z tych rzeczy pewnie nie nastąpi.
OD AUTORA
I DARE YOU, I DOUBLE DARE YOU, SQUARE ENIX! Po to była ta puenta. Parę dni temu rozmawiałem z Kalevatar i Ictiusem właśnie o tej serii i gorzka konstatacja brzmiała następująco: „To se ne wrati. I może nawet lepiej, że nie”. Sam uważam inaczej. Pewnie, Legacy of Kain to seria z innej epoki, z czasów, gdy skala sprzedaży i to, co określało się jako „hit”, były zupełnie inne. Kain i Raziel pokazali, że niemal każdy błąd da się naprawić. Więc może i Square Enix w końcu zrobi coś dobrze. Przecież to niejedyna ich seria, która czeka schowana w piwnicy, bo trzeba było ją ukryć przez fatalną politykę wydawniczą. Tak, patrzę teraz na cykl Deus Ex. Adam Jensen i JC Denton siedzą prawdopodobnie w tej samej chłodni co Kain i Raziel. Kiedyś zamrażarki Wam się skończą, Square.
Uważasz, że Legacy of Kain nadal się broni jako gra? Chcesz po prostu pogadać o tej serii? Zapraszam na swój fanpage.


