- Julia zbiera śmieci, a Marcin uczył się bić ludzi - hobby pracowników GRYOnline.pl
- Ania Ozimkowska – najpiękniejszy głos w firmie
- Grzegorz „Gambrinus” Bobrek – maluje sobie figurki
- Hubert Sosnowski – ten od filmów
- Julia Dragović – ta od Simsów (i poradników)
- Karolina „Ikazuchi” Złamańczuk – ta od Facebooka
- Krystian Orzechowski – ten od kasy
- Michał „Dźwiedź” Ramz i drużyna marketingu
- Maciej Pawlikowski – ten od Gamepressure
Maciej Pawlikowski – ten od Gamepressure
No i teraz ja. Nie chodzę po śmietnikach i – jak już wiecie – nie umiem dziergać na drutach. Na gitarze kiedyś grałem, ale uznałem, że muzyka i show-biznes obędą się bez mojego wkładu. Szukając miejsca dla siebie w czasie, gdy akurat miałem raczej pod górkę niż z górki, odnalazłem organizację, z którą się związałem.

Widzicie, wolontariat daje ludziom milion różnych rzeczy – mnie nie chodziło akurat o żadne zaświadczenia, doświadczenia i tego typu papierki, którymi można potem bajerować – na przykład mnie – podczas rozmowy o pracę w serwisie GRYOnline.pl. Zwyczajnie chciałem się sprawdzić, trochę zmęczyć, trochę postawić w sytuacji ekstremalnej, po której nadejdzie jakaś refleksja.
Dlatego parę lat temu zdecydowałem się na przystąpienie do Pokojowego Patrolu, grupy wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeśli byliście kiedyś w czasie finału WOŚP-u w okolicach któregoś z większych sztabów lub zdarzyło się Wam odwiedzić Kostrzyn nad Odrą na przełomie lipca i sierpnia, to mogliście widzieć grupy ludzi w czerwonych koszulkach z wielkim, odbijającym światło napisem PATROL. To grupa wytrenowanych i przetestowanych w boju wolontariuszy służby informacyjnej i medycznej, która pomaga przy organizacji terenu imprezy masowej, zazwyczaj właśnie finału WOŚP-u lub Pol’and’Rock Festivalu (wcześniej Przystanku Woodstock).

Aby do Patrolu przystąpić, należy przejść szkolenie – zapomnijcie o wypełnieniu testu online i przeczytaniu czegoś, czego za 5 minut nie będziecie pamiętać. Traktuje się to serio i poważnie, więc pakuje się plecak i jedzie do lasu pod Malborkiem, do Szadowa-Młyna, gdzie przechodzi się survivalowe szkolenie z zakresu pracy Patrolu i pierwszej pomocy. Szkolenie to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie przydarzyły mi się w życiu – nie tylko dlatego, że wsadzili mnie do pontonu i kazali przeprawić się przez rzekę, że musiałem zjechać na tyrolce i ratować rannego z płonącego auta – poznałem tam też masę wspaniałych ludzi i z niektórymi z nich do dziś pozostaję w kontakcie.
Pamiętam również, że w ramach testu zapędzili nas do zadymionego młyna, gdzie odpalono tak głośną muzykę, że nie sposób było usłyszeć własnych myśli. Na podłodze leżały ofiary, eksplodowały petardy, biegali ranni. Ktoś wręczył mi wówczas „odciętą rękę”. Ktoś krzyczał i wzywał pomocy. Ktoś był agresywny. Takie pozoracje – symulowanie zdarzeń – są oczywiście w swojej ekstremalności kuriozalne i wyolbrzymione, a ich funkcją jest przede wszystkim wyuczenie się reakcji w sytuacji, gdy adrenalina odcina nam zdroworozsądkowe myślenie. Trzeba nie tyle daną sytuację rozwiązać, co zareagować, zadbać o bezpieczeństwo swoje i innych.

Grom mojej pracy – nim przyszła pandemia i wszystko zepsuła – był Woodstock. Przyjeżdżałem tam już w sobotę lub niedzielę, niemal na tydzień przed festiwalem. Wkładałem koszulkę i wraz z tzw. lotną grupą patrolowałem szybko zapełniające się pole, udzielając informacji, rozmawiając z ludźmi, rozpoznając sytuację i reagując odpowiednio w zależności od zdarzenia. Roboty jest przy tym tyle, że nie ma sposobu się nudzić. Śmiechu jeszcze więcej.
Patrolowcy na festiwalu żyją w namiotach, m.in. w bazie za dużą sceną. Tam odpoczywają, jedzą, myją się i jeszcze raz odpoczywają. Gdy nadchodzi czas, wychodzą na swoją zmianę, na ogromne, kolorowe, nigdy niezasypiające pole namiotowe. W trakcie mojej pracy brałem udział w wielu zdarzeniach, tych miłych i tych trudniejszych, podczas których musiałem wykorzystać wiedzę z zakresu pierwszej pomocy. Nigdy nie czułem się osamotniony i zawsze chciałem, aby uczestnik festiwalu wyjechał od nas w jak najlepszym humorze. Patrol stał się sposobem na życie – z przejęciem patrzyłem w kalendarz, rezerwując urlop w pracy po to, aby pojechać... do pracy. Gdy siedziałem już w powrotnym pociągu, ekstremalnie wycieńczony, marzyłem o ciepłej herbacie. I jak najszybszym powrocie na wielkie festiwalowe pole.
To jedna z tych pasji, które Wam również polecam – niekoniecznie w Patrolu, ale w wolontariacie w ogóle. Potrafi otworzyć klapki w niejednej zamkniętej na cztery spusty głowie. I sprawdzi Was lepiej niż jakakolwiek dostępna na rynku gra.
