Grzegorz „Gambrinus” Bobrek – maluje sobie figurki. Hobby pracowników GRYOnline.pl
- Julia zbiera śmieci, a Marcin uczył się bić ludzi - hobby pracowników GRYOnline.pl
- Ania Ozimkowska – najpiękniejszy głos w firmie
- Grzegorz „Gambrinus” Bobrek – maluje sobie figurki
- Hubert Sosnowski – ten od filmów
- Julia Dragović – ta od Simsów (i poradników)
- Karolina „Ikazuchi” Złamańczuk – ta od Facebooka
- Krystian Orzechowski – ten od kasy
- Michał „Dźwiedź” Ramz i drużyna marketingu
- Maciej Pawlikowski – ten od Gamepressure
Grzegorz „Gambrinus” Bobrek – maluje sobie figurki
Szef TVGRY robi różne rzeczy – wertuje długie historyczne książki, prowadzi popularny kanał growy na YouTubie i karmi swoje króliki. Ale być może nie wiecie, że również maluje figurki. Gdy jeszcze pracowaliśmy przy ulicy Zapolskiej w Krakowie, a świat nie kojarzył miasta Wuhan, widywałem nad jego biurkiem rozmaite „ręcznie malowane figurki”. Były to różne postacie z uniwersum Warhammera – pięknie wykonane, z mnóstwem szczegółów. Zapytałem więc o początek.

Wszystko zaczęło się od plastikowego modelu Shermana. Czołg, który był prezentem urodzinowym dla mojego brata, był oczywiście klawy, ale to, co zwróciło moją uwagę, to figurka czołgisty. Szybko okazało się, że żołnierzyki bawią mnie bardziej niż same pojazdy. W podstawówce malowałem swoich pierwszych żołnierzy, jednak bez większego przygotowania. Nie używałem podkładów, nie cieniowałem, efekt był okropny.
Przełom przyszedł na początku liceum. O Warhammerze dowiedziałem się po raz pierwszy z artykułu w którymś z czasopism. To mogło być coś z „Magii i Miecza” albo z „Secret Service’u”. Sama koncepcja większych, bardziej szczegółowych modeli od razu była pociągająca, ale co więcej, gry bitewne lepiej komunikowały się z początkującymi. Rodzice kupili mi zestaw startowy do malowania, z pięcioma figurkami Space Marines, i tak to się zaczęło.
Co ciekawe, Gambri nie zawsze – a wręcz rzadko – takimi pomalowanymi figurkami gra. Interesuje go przede wszystkim samo malowanie, choć zdarza mu się również sprawdzać je w boju.
Tego rodzaju hobby to także wcale nie takie małe pieniądze. Zapytany o to, ile kasy przeznacza na malowanie figurek, odpowiedział:
Sporo, na pewno więcej niż na gry wideo (ale tu sytuacja jest zaburzona, bo dostęp do wielu tytułów wpisany jest w naszą pracę). Inna sprawa, że dzisiaj to hobby jest i tak znacznie tańsze niż 15 lat temu. Dlatego też na początku studiów zrobiłem sobie od malowania przerwę. Przerwa trwała do 2018 roku. [...] Malowanie na pewnym poziomie ma jednak swoją cenę, im więcej malujesz, tym więcej potrzebujesz farb, pędzle się zużywają, zaczynasz widzieć sens posiadania wszelkich akcesoriów i różnice w ich jakości.
Tu spray, tam uchwyt, może jakąś nową farbę przetestować, znowu zużyła się gąbka do mokrej palety... zawsze trzeba założyć, że samo utrzymanie warsztatu wymaga pewnych comiesięcznych inwestycji.

Cena tego hobby – oprócz wiecznie brudnych od farby palców (tzn. ja dokładnie tak to sobie wyobrażam, że gdybym parał się malowaniem figurek, chodziłbym w stroju tynkarza-murarza-malarza) – nie należy do najniższych, choć to tylko od Was zależy, ile przeznaczycie na to pieniędzy. Gorzej z czasem – zapytałem Grzegorza, ile czasu mu to pożera.
Pytanie, co uznajesz za poziom zadowalający. Co jest na starcie najtrudniejsze – to wyśrodkowanie ambicji i możliwości. Oficjalne poradniki takiego Games Workshop nie oddają w pełni kłopotów początkującego. Kupujemy relatywnie drogie figurki i potrzebne farby, gdy tak naprawdę pomalowanie figurki na poziomie zbliżonym do tego ze zdjęcia z pudełka to kwestia ogromnych umiejętności oraz dostępu do wielu farb. Ta oficjalna poprzeczka jest więc zawieszona wysoko.
Gambri radzi
Początkujący przeważnie stara się pójść na skróty, np. za jednym razem nałożyć równą warstwę jakiegoś koloru. Tajemnicą równomiernego i ładnego koloru jest natomiast konieczność nakładania pewnych barw, np. żółtej, nawet trzy albo i cztery razy – w cienkich warstwach, a nie w jednej grubej. A mówimy o samej warstwie wierzchniej.
Każda drobna czynność przy malowaniu wymaga jakiejś umiejętności, której wyrobienie to kwestia czasu. Są techniki, które ułatwiają szybkie dojście do całkiem zadowalającego poziomu, ale potrafią być one też ślepymi zaułkami. Sam długo malowałem figurki na różne odcienie zielonego, brązowego i czerwonego, bo czuję się dobrze z tymi kolorami, przy próbach z niebieskim miałem wrażenie, jakbym wrócił do punktu wyjścia. Dzisiaj już ten mój niebieski tak mnie nie razi.
Gambri zwraca również uwagę na jedną, niezwykle istotną kwestię – ważne, aby Wasze hobby, które sprawia Wam radość i pozwala odpocząć po pracy, nie przerodziło się... w drugą pracę. Oczywiście są zajęcia na tym świecie, za które dobrze byłoby otrzymywać regularne wynagrodzenie, jednak w przypadku Gambriego chodzi przede wszystkim o relaks, odpoczynek i ten przedziwny rodzaj satysfakcji, którą przynosi realizacja swojej pasji.

Przy takim „rękodziele” możemy mieć różne podejścia. Niektórym wystarczy pomalowanie armii kilkoma podstawowymi kolorami i przejechanie ich jakimś washem, aby osiągnąć efekt cieniowania.
Inni będą picować każdą figurkę w nieskończoność, kojarzę historię jednego z lepszych instagramowych malarzy, który spędził cały weekend nad jednymi spodniami. Pod koniec miał dość. Przy każdym hobby możemy się sfrustrować. Dlatego nie staram się zamienić tej pasji w drugą pracę, nie mam wyrzutów sumienia, że jakiś oddział jest skończony w połowie, a ja rozgrzebałem kolejny. To nie fabryka.
