Ania Ozimkowska – najpiękniejszy głos w firmie. Hobby pracowników GRYOnline.pl
- Julia zbiera śmieci, a Marcin uczył się bić ludzi - hobby pracowników GRYOnline.pl
- Ania Ozimkowska – najpiękniejszy głos w firmie
- Grzegorz „Gambrinus” Bobrek – maluje sobie figurki
- Hubert Sosnowski – ten od filmów
- Julia Dragović – ta od Simsów (i poradników)
- Karolina „Ikazuchi” Złamańczuk – ta od Facebooka
- Krystian Orzechowski – ten od kasy
- Michał „Dźwiedź” Ramz i drużyna marketingu
- Maciej Pawlikowski – ten od Gamepressure
Ania Ozimkowska – najpiękniejszy głos w firmie
Ania pracuje u nas w dziale marketingu – na co dzień więc planuje, jak mamy podbić świat, przebijając się do świadomości czytelnika i widza. I mój Boże, Ania wie, jak to zrobić. Bo Ania, szanowni państwo... śpiewa. I to nie tak jak ja w redakcji, że po 2 minutach UV chce mnie wyrzucić na parking, a reszta kolegów przenieść moje biurko do piwnicy. Ania śpiewa profesjonalnie, w zespole, koncertując i podbijając serca. Zresztą, posłuchajcie sami.
Śpiewam z moim zespołem Acoustic Freaks. To było moje największe marzenie z dzieciństwa, żeby mieć swój własny zespół. Było kilka prób, wliczając w to epizod w gimnazjum, gdzie miałyśmy band złożony z trzech dziewczyn, a ja grałam na gitarze elektrycznej i śpiewałam. Najlepiej jednak wspominam wykonanie covera Highway to Hell AC/DC przed księdzem na szkolnej akademii, który to ksiądz stał się potem moim najwierniejszym fanem. Niestety, po jakimś czasie jedna koleżanka stwierdziła, że chcę być jak Beyonce w Destiny’s Child i zabawa się skończyła (tak naprawdę nigdy nie miałam takiego zamiaru, więc było to dość krzywdzące).

Pierwsze muzyczne zawody Ania przeżyła więc już w gimnazjum. Ale ta pasja rozpoczęła się znacznie wcześniej – mniej więcej w wieku, w którym ja chciałem być ogrodnikiem albo prezydentem. Na szczęście zostałem redaktorem (ale Wam się upiekło – chyba).
Zaczęło się na dobrą sprawę, jak miałam 12 lat. Później była szkoła muzyczna, ale złamałam rękę na cztery miesiące przed dyplomem z gitary. Na pianinie jeszcze dałam radę grać z gipsem, ale na przygotowanie do egzaminu z gitary miałam bardzo mało czasu. Co prawda skończyłam szkołę bez problemów, jednak do instrumentu już nie wróciłam. Dopiero obecny zespół jest tym pierwszym poważnym projektem – udało nam się razem coś zrobić, uzyskać jakąś rozpoznawalność wśród podobnych składów i regularnie koncertować w krakowskich lokalach.
To prawda – Ania koncertuje, i to nie mało. Przed COVID-em mogliście zobaczyć ją z ekipą nawet trzy czy cztery razy w tygodniu. Jeśli jednak po tym tekście zapragniecie zostać jej fanami, musicie się odrobinę wstrzymać. W trakcie pandemii zespół skupił się na próbach i przygotowywaniu nowego projektu. Jestem jednak pewny, że wrócą na krakowskie sceny, jak tylko unormuje się sytuacja w Polsce i na świecie. Czego Ani gorąco życzę, bo jak mi wyznała, pieniądze, które inwestuje w swoją pasję, to również inwestycja, która się zwraca – śpiew to dla niej forma zarobku.
Nie wyobrażam sobie nie koncertować. Przez całą sytuację z COVID-em mam wrażenie, że został nam odebrany jakiś ważny moment w życiu. Bo daje mi to ogromne spełnienie i radość. Szczególnie w tym morzu aranżacji coverowych ważny jest dla mnie mój autorski kawałek. Największą satysfakcję sprawia mi to, gdy ludzie mi za niego dziękują. Mam wtedy wrażenie, że nie robię tego tylko dla siebie, ale też dla innych

Ten tekst jest trochę o nas, trochę o tym, co robimy w domach i po pracy, a trochę również o tym, co odebrała nam pandemia. Ania odczuła to szczególnie mocno, choć wciąż zachowuje poczucie humoru.
Czasem ktoś z widowni poprosi o jakiś kawałek, żeby nas zagiąć. Pewnego razu ktoś zanucił nam The Dragonborn Comes ze Skyrima. Gdy z moim klawiszowcem od razu podłapaliśmy motyw, był dość mocno zaskoczony.
Miejmy nadzieję, że wkrótce będziecie mogli sami poprosić Anię o Dragonborna w którejś z krakowskich knajp. A przy okazji mam nadzieję, że ksiądz wciąż słucha AC/DC.
