- Julia zbiera śmieci, a Marcin uczył się bić ludzi - hobby pracowników GRYOnline.pl
- Ania Ozimkowska – najpiękniejszy głos w firmie
- Grzegorz „Gambrinus” Bobrek – maluje sobie figurki
- Hubert Sosnowski – ten od filmów
- Julia Dragović – ta od Simsów (i poradników)
- Karolina „Ikazuchi” Złamańczuk – ta od Facebooka
- Krystian Orzechowski – ten od kasy
- Michał „Dźwiedź” Ramz i drużyna marketingu
- Maciej Pawlikowski – ten od Gamepressure
Hubert Sosnowski – ten od filmów
Hubert jest jednym z najmłodszych stażem członków redakcji. Wcześniej pisał dla nas teksty, ale w końcu stwierdziliśmy, że porwiemy go do środka, gdzie zajął się naszą sekcją filmową. Przyszedł, posiedział chwilę, a potem ze względu na COVID wrócił do domu. I tak sobie pracujemy, widując się na kamerkach.

O ile w redakcji zajmuje się przede wszystkim tekstami filmowymi, o tyle poza pracą należy do tej szczególnej, niezrozumiałej dla mnie grupy ludzi, która bawi się w LARP-y. A ściślej – zarówno gra, jak i je tworzy. Wyobrażam sobie, jak Hubert wraca po pracy do domu, wyciąga z szafy strój Gandalfa, staje na moście w Krakowie, wali laską w beton i zatrzymuje ruch. Tak, LARP-y to dla mnie inny poziom szaleństwa, ale ten tekst jest właśnie o tych naszych dziwnych, prywatnych, dających nam ulgę i satysfakcję wariactwach.
Hubert o LARP-ach pisze tak:
LARP-y to taka forma spotkania łącząca grę fabularną z improwizowanym teatrem (w którym nie ma widzów, są zazwyczaj tylko uczestnicy i prowadzący, ale zdarzają się wyjątki), taka zabawa w odgrywanie ról. Jeśli macie skojarzenie z grupą zapaleńców biegających po lesie w kocach i z gumowymi uszami, to od wielu lat jest ono już nieaktualne. Ta forma bardzo ewoluowała, zarówno narracyjnie, jak i wizualnie, ludzie inwestują w coraz lepsze stroje, w bardzo różnych klimatach. Fantasy to wciąż popularna konwencja, ale jest zazwyczaj mocno dopieszczona, a poza tym, jeśli jest jakiś popularny klimat (horror, obyczajówka, kryminał, SF), to zazwyczaj znajdzie się i taki LARP.
Zaczęło się, jak mi powiedział, w 2012 roku na Polconie we Wrocławiu (konwent miłośników fantastyki) i nie wyszło to dobrze. Dostrzegając jednak w tej zabawie potencjał, próbował swoich sił dalej i wpadł jak śliwka w kompot, wkrótce sam również zabierając się za wymyślanie LARP-ów.
– Pisać zacząłem jakieś pół roku później, z całkiem niezłym powodzeniem. Tworzyłem zarówno sam, jak i w grupach (LARP-y sprzyjają tworzeniu w kilku, a nawet kilkudziesięcioosobowych grupach), ostatnio pomagałem m.in. przy spektakularnym Witcher School, a oprócz tego przez wiele lat udzielałem się w białostockim klubie LARP-owym „Żywia”.
No dobra – ale po co ten Hubert w zasadzie się przebiera, stroi i biega po tych lasach? Zapytany o to, co owo hobby mu daje, Hubert zwrócił uwagę aspekt socjalizujący i społeczny. To po prostu okazja do poznania nowych, zdrowo szurniętych ludzi i spędzenia z nimi kilku dni, czasem w kompletnej dziczy i głuszy.
A ponadto: – Fajnie jest się poprzebierać za bohatera fantasy, noir, żołnierza lub hrabiego z powieści Dumasa. No i uczy to wszystko improwizowania. A tworzenie dołożyło cegiełkę do zdolności projektanckich i pisarskich. Zaprojektowałem lub współtworzyłem coś z 20–30 gier. Napisałem ponad 600 czy 700 kart postaci w życiu (część po angielsku), więc siłą rzeczy człowiek nabiera wprawy w operowaniu słowem.

Mało jest rzeczy na tym świecie za darmo i również LARP-y kosztują, nawet jeśli z zewnątrz wygląda to na biedawiedźmina. Bo podróże i przygotowanie się, gromadzenie rekwizytów i strojów zwyczajnie pochłaniają czas i pieniądze. W skali roku Hubert przeznacza na to nawet kilka tysięcy złotych. Pieniądze te idą na dojazdy, wejściówki, stroje, prowiant i noclegi.
– Koszta się różnią, zdarzają się LARP-y za darmo lub za parę groszy, a mimo to wyglądają porządnie, ale trafiają się i takie, które kosztują grubo ponad tysiąc – jednak wtedy niemal zawsze masz gwarancję bardzo spektakularnych wydarzeń, z porządnymi efektami specjalnymi włącznie – mówi Hubert.
Czy każdy może dołączyć? No pewnie! Choć jak twierdzi nasz kolega, LARP-y wymagają od uczestnika jednak paru cech i przygotowania na niemal survivalowe przeżycie.
Grać w proste gry można z marszu, natomiast sporo jest LARP-ów, które wymagają nastawienia się na kilkudniowy wyjazd w różnych warunkach (od pustego pola z krzaczkami i jeziorem w roli łazienki aż po zamki i pałace). Natomiast tworzenie to naprawdę spore wyzwanie. Pochłania czas, nerwy, ale też przynosi mnóstwo satysfakcji, jak LARP wyjdzie i gracze przeżywają historię, którą im zaprojektowaliśmy.
Szczerze podziwiam, bo to ten konkretny rodzaj pasji, który wydaje się dla wielu ludzi niedostępny, wręcz elitarny – a przy tym przedziwny i niszowy. No i najważniejsze – rozwijający. Coś, co bawi, ale jednocześnie uczy kilku ważnych rzeczy. Na przykład tego, że w stroju czarodzieja dobrze się wygląda.
