Sacha Baron Cohen – całe życie na wkręcie. Hollywoodzkie pranki, którymi wkręcano widzów
- Hollywoodzkie pranki, którymi wkręcano widzów
- Kapitan Marvel – ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprrrawości samolubnych
- Joaquin Phoenix – jest, jaki jest
- Sacha Baron Cohen – całe życie na wkręcie
- The Blair Witch Project – w lesie dziś nie zaśnie nikt
- Snuff – film jako prawdziwe morderstwo
- Ghostwatch – prawda jest gdzieś tam
Sacha Baron Cohen – całe życie na wkręcie

- Jakich produkcji to dotyczy: Ali G, Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej; Brüno; Who is America; Kolejny film o Boracie;
- Rok produkcji: 2006, 2009, 2018, 2020
- Gdzie obejrzeć: iTunes, Rakuten, Chili, VOD.pl; Cineman; HBO GO; Amazon Prime Video
Mimo wszystko niekwestionowanym królem wkręcania ludzi – niekwestionowanym, bo odważniejszym i działającym z dużą regularnością – jest Sacha Baron Cohen. Przez lata to właśnie umiejętność robienia ludzi w balona uważana była za jego główny i najbardziej niepodważalny talent. Jednakże w przeciwieństwie do Phoenixa, który na potrzeby projektu zachował swoje nazwisko, Cohen chowa się za postaciami. Robi to po to, aby przeprowadzane przez niego testy ludzkiej mentalności nie zostały uznane za eksperyment, lecz za odpał losowego przechodnia.
Choć wiarygodność jego masek (w sensie dosłownym – kostiumów, w sensie przenośnym – charakterów) maleje z produkcji na produkcję – wszak po każdym numerze szansa na wymyślenie zupełnie innowacyjnej odsłony samego siebie robi się coraz mniejsza – to Cohen za każdym razem wyrównuje tę jakość, dając z siebie sto procent i nigdy nie wychodząc z roli, nawet jeśli… grozi to utratą zdrowia czy życia.
Dość wspomnieć o Brüno, gdzie zorganizowano zamianę pojedynku MMA na… homoseksualny stosunek. W trakcie sceny Cohen i jego partner na planie prawie oberwali rzuconym w nich krzesłem i musieli uciekać wbudowanym w arenę tunelem. W Boracie zaś główny bohater wygłasza przemowę na rodeo, w której mówi m.in. o piciu krwi irańskich dzieci, po czym odśpiewuje fikcyjny kazachski hymn i czyni to na melodię hymnu USA. Akcja tak wkurzyła publiczność, że niewiele brakowało, by ekipa filmowa została stratowana na śmierć.
Cohen kreuje swoje postaci, zlepiając w jednej osobie najgorsze ludzkie cechy, a następnie sprawdza, czy spotkana przez tę kreację osoba nie okaże się przypadkiem jeszcze gorsza. Nawet nie musi prowokować. Wystarczy, że po prostu nawiązuje rozmowę, a wtedy przywary interlokutora same wypływają na powierzchnię. Zabieg ten czyni z jego filmów nie tylko pokazy najznakomitszych pranków, ale i dokumenty trafnie opisujące naszą – głównie amerykańską, bo na tej właśnie Cohen zazwyczaj się skupia – rzeczywistość.