Ekspresja poprzez zabójczy styl i wolność artystyczną. Nie ma już bohaterów. Zabił ich Suda51

- Gra, która kpi ze wszystkiego, a najbardziej z samej siebie. Poznajcie No More Heroes 3 i jej punkowego twórcę
- Buntownik zaczytany w opowiadaniach Franza Kafki
- Na tym świecie nie ma już bohaterów
- Ekspresja poprzez zabójczy styl i wolność artystyczną
Ekspresja poprzez zabójczy styl i wolność artystyczną
Tę reprezentuje No More Heroes 3, które podchodzi do tematu często właśnie kompletnie inaczej. Nie tylko nie stara się ukryć elementów panicznie chowanych przez innych, ale i dumnie je eksponuje, wysuwając niejednokrotnie na pierwszy plan. Przygody Travisa nie kryją przed graczem sztuczności wykreowanego środowiska – wręcz ochoczo i wielokrotnie uświadamiają mu konwencją, że ma do czynienia z autentyczną grą wideo. Taką, która nie tylko jest szczera, ale i nie udaje czegoś, czym nigdy nie będzie.

Tym samym konstrukcja mechaniki jest wierna duchowi pierwowzoru. Choć – jak sam Suda przyznaje – teraz odpowiadają za nią weterani, którzy przy pierwszej części serii stawiali dopiero pierwsze poważne kroki w branży. Ogromny progres widać gołym okiem – szybka, efekciarska i epileptycznie kolorowa akcja w trakcie walk stanowi właśnie kręgosłup NMH3. Obudowano go mięsem w formie absurdalnej narracji i rzucanymi seryjnie easter eggami, wszystko z myślą o idealnej rytmice całokształtu doświadczenia. Ja to kupuję, to jest fajne. Nawet jeśli oczekiwałem trochę głębszej treściwości i naiwnie wierzyłem w powrót do ciekawszej myśli narracyjnej z pierwszych gier Grasshopper Manufacture.
Suda wrzuca do tej gry, co chce i lubi, nie bacząc na popularność i potencjał przyciągający klientów. Travis jeździ na motocyklu z Akiry, wykonując legendarny wślizg z tego kultowego i pięknie narysowanego filmu na podstawie mangi. Każdy z kolejnych rozdziałów zapowiada znów czołówka inspirowana sekwencją otwierającą odcinki japońskiego serialu Ultraman z lat 60. W środku rozgrywka przeplatana jest podcastem o twórczości Takashiego Miike. To ekscentryczny reżyser, który stworzył setki dzieł. Autor słynący z wielu szokujących, kontrowersyjnych i obrazoburczych filmów. Tworzył mniej lub bardziej udane adaptacje, a także produkcje szalone lub zaskakujące złożonością narracji i przemyconej symboliki – wychwyciliście delikatne podobieństwo?
W grze nie brakuje też hermetycznych nawiązań do japońskich seriali tokusatsu – nastawionych na efekty specjalne produkcji o superbohaterach (i nie tylko) zmieniających się w stylu Power Rangers. Jak również odniesień do dawnych tytułów, które albo nie wyszły po angielsku, albo zagrało w nie zaledwie kilka tysięcy osób. Podobnie ma się rzecz z licznymi kolaboracjami artystycznymi, w których może i zabrakło głośnych nazwisk, ale ludzie zaznajomieni z tematem będą świadomi skali niesamowitości niecodziennej współpracy. Bo ile jest gier na świecie, do których postacie zaprojektował Inio Asano, autor bezgranicznie cudownego Dobranoc, Punpunie? Polecam.

Wszystko dla stylowej ekspresji. Bo musicie wiedzieć, że Suda tworzy gry bardzo osobiste w tonie, a wiele wydarzeń na ekranie bezpośrednio odnosi się do tego, co sam przeżył. Nawet w tak pozornie absurdalnie odrealnionej przygodzie jak No More Heroes. Dość powiedzieć, że jeden z głównych przeciwników o imieniu Damon, to nic innego jak rozprawienie z własną przeszłością i nawiązanie do jednego z poprzednich CEO Electronic Arts. Postać bazuje na osobie Johna Riccitiello, który przy produkcji Shadows of the Damned kilkakrotnie zabijał wizję Sudy, doprowadzając ostatecznie do tego, że wypalony artystycznie Goichi na lata zrezygnował z czynnego udziału w tworzeniu gier wideo.
Twórca nie mógł przeżyć, że jego ambitny horror psychologiczny głęboko zakorzeniony w literaturze i ostatniej powieści Franza Kafki został zmieniony w płytką i głupkowatą wariację na temat Resident Evila 4. Suda51 wrócił dopiero niedawno za sprawą wydanego w 2019 roku Travis Strikes Again i właśnie No More Heroes 3, mocno naznaczonych piętnem wspomnianej porażki.
Krytyki nie zabrakło również na płaszczyźnie powierzchownej w postaci miejscówki Call of Battle – lokacja jakby z Call of Duty jest brzydka, pogrążona w ruinie, a w trakcie jej nieprzyjemnej eksploracji na ekran nałożony jest paskudny filtr o szaroburej kolorystyce. Nieciekawe miejsce, w którym nie chce się przebywać. To jednak dość podstawowy zabieg, więc nie widzę powodu, by poświęcać mu więcej uwagi. Na podobnej zasadzie działa też jedna walka. Utrzymane w konwencji jRPG starcie z bossem dość bezpośrednio atakuje pewną fundamentalną dla segmentu markę i w prześmiewczy sposób wyszydza jej charakter oraz sztampę. Dochodzi do tego, że przed pokonaniem przeciwnika Travis może wręcz zabić cały gatunek gier, dosłownie niszcząc elementy interfejsu!

No More Heroes 3 ogólnie zaskakuje pomysłami na starcia, przedstawiając często konkluzje, których próżno szukać w większości produkcji – a już na pewno w tych wykraczających poza scenę niezależną. Nie będę ich zdradzał, bo te niespodzianki mogą okazać się dla wielu kluczowym aspektem fenomenu tej gry. Wiem natomiast, że wiele współczesnych pozycji męczy pompatycznym tonem, jakby ich autorzy tkwili z kijem w czterech literach i wstydzili się dobrze bawić przy tworzeniu swoich dzieł. Tutaj czegoś takiego nie sposób odczuć – i to nie tylko z racji samoświadomej lub autoironicznej charakterystyki.
Dla mnie to przede wszystkim ostoja i piękny manifest pokazujący środkowy palec temu, czego we współczesnych produkcjach nie znoszę. Nawet jeśli nie odrzuca do końca wszystkiego i w takim samym stopniu, jak wyśmiewa, potrafi się także przymilić do najbardziej komercyjnych tworów korporacji pokroju Super Smash Bros. No More Heroes 3 to pozycja w równym stopniu wybrakowana, co po chwili zaskakująca ilością serwowanych detali. Idąc dalej, jeśli jedną z fajniejszych atrakcji w grze jest przepychanie zatkanego kibla, wykonując kontrolerem ruchowym gest przypominający masturbację, to nie ma opcji, że nie będę pod ogromnym wrażeniem. Dla takich doznań i popapranych emocji kocham być graczem. Nawet jeśli są one sprzeczne z tym, za co najbardziej uwielbiam wczesną twórczość Goichiego Sudy. Punk się zmienił. Nie przegapcie tego.
O AUTORZE
Suda51 zabrał mnie na przejażdżkę do krainy czarów i uświadomił, że zna moje pragnienia lepiej niż ja sam. Odmienił moje postrzeganie growego medium i wyrobił gust na określoną estetykę, otwierając przede mną wrota do całego segmentu niesamowicie innych i zapadających w pamięć gier wideo. Odwdzięczam się, promując wśród osób poszukujących intensywnych i niecodziennych doznań wyróżniającą się w tłumie „normalnych” produkcji twórczość Grasshopper Manufacture.