Potrzebujesz chwili spokoju? Oto 5 pięknych, małych gier na długie zimowe wieczory
Gdy za oknami robi się ciemno już o 16:00, jest zimno i pada deszcz (bo na śnieg raczej nie ma co liczyć), perspektywa spędzenia wieczoru przy krótkiej, spokojnej grze wydaje się bardzo kusząca. Na szczęście pozycji tego typu jest całkiem sporo.
- Wypasanie puchatych stworzeń w majestatycznych krajobrazach
- Chwytająca za serce opowieść o wychodzeniu z żałoby
- Turowe RPG od wirtuozów absurdu
- Najpiękniejsze amerykańskie bezdroża z intrygą w tle
- Klasyka autorstwa mistrza gatunku gier muzycznych
- Niech spokojne indyki będą z Wami tej zimy
Długie zimowe wieczory sprzyjają graniu. Można je spędzić na dwa sposoby. Jedna „szkoła” mówi, że warto przeznaczyć je na przechodzenie długich gier na dziesiątki lub nawet setki godzin. Zwolennicy tej drugiej wykorzystują je natomiast do sprawdzania krótszych gier na raptem kilka godzin, co pozwala im zaliczać je nawet podczas jednego „posiedzenia”.
Niemniej krótka gra krótkiej grze nierówna. Jedną grupę stanowią intensywne produkcje, które potrafią skutecznie podnieść tętno i poziom adrenaliny we krwi. Druga grupa to z kolei pozycje oferujące spokojne, w zasadzie bezstresowe doświadczenie.
Osobiście twierdzę, że to właśnie z tymi ostatnimi zima jest najbardziej kompatybilna. Łatwo bowiem wyobrazić sobie scenę, w której po zapadnięciu zmroku zaszywamy się pod kocem z padem w ręku (albo Steam Deckiem bądź innym handheldem czy po prostu laptopem) i zażywamy interaktywnego relaksu. Katalogi abonamentów pękają w szwach od produkcji tego typu, zatem wielu z nas nie musi nawet sięgać po portfel, by zapewnić sobie kilka godzin takiej rozrywki. Poniżej przedstawiam pięć pozycji tego typu, które z różnych powodów zapadły mi w pamięć.
Wypasanie puchatych stworzeń w majestatycznych krajobrazach
Pierwszym przykładem krótkiej pozycji w sam raz na spokojny zimowy wieczór jest Herdling. Szwajcarskie studio Okomotive wcześniej dało się poznać za sprawą ciepło przyjętej serii gier przygodowych pod tytułem FAR. Opracowany przez nich i od dnia premiery dostępny w abonamentach Xbox i PC Game Pass Herdling został zrealizowany w formie mogącej przywodzić na myśl popularne w swoim czasie Flower. Wcielamy się tu w chłopca, który pędzi stado puchatych, rogatych stworzeń, zwanych „mgłorożcami”, przez górskie tereny, malownicze doliny i klimatyczne, choć niekiedy dość ponure lasy.
Tym, co może wprawić w zachwyt, jest wygląd świata przedstawionego, a także sposób, w jaki oddano mknięcie po nim naszego podopiecznego i jego zwierzęcych towarzyszy. Nie powinno to dziwić, bowiem kto, jak nie deweloperzy ze Szwajcarii, miałby w wiarygodny sposób przedstawić piękno górskich rejonów? Uczciwie muszę jednak przyznać, że nie wszystko zagrało w stu procentach, a największą bolączką gry jest kontrolowanie stada. Kiedy bowiem znajdujemy się na otwartej przestrzeni, wszystko działa, jak należy. Kłopoty zaczynają się, gdy okazjonalnie gra zmusza nas do większej precyzji, co w połączeniu z faktem, że mgłorożce mają tendencję do rozchodzenia się na boki, może prowadzić do niewielkich problemów (i odrobinę podnosić nam ciśnienie).
Bolączki tej gry niweluje jednak opcja głaskania naszych podopiecznych i zabawy z nimi (zachowują się jak psy, merdając ogonami i aportując), a także nadawania im imion, gdy dołączamy owe stworzenia do swojego stada (można też zdać się na imiona proponowane przez grę). Sprawia to, że pomimo krótkiego czasu rozgrywki do każdego z nich można się przywiązać.

